o12. over heads and fears

328 33 65
                                    

-ˋˏ ༻Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ༺ ˎˊ-

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

-ˋˏ ༻Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ༺ ˎˊ-

chapter twelve 

❝ ponad głowami i strachem❞

-ˋˏ ༻Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ༺ ˎˊ-

⸻Desiderio! Chyba znaleźliśmy przypadkiem twojego małego uciekiniera w lesie! ⸻ wykrzyczał piętnastoletni młodzieniec, który nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo przypomina swoją matkę, gdy była w jego wieku. 

Siedząca na ławce przed swoim niewielkim, kamiennym domem kobieta uniosła twarz znad książki, uśmiechnęła się na widok nie tylko milusińskiego, ale także kroczących w jej stronę nastolatków i poszturchała w ramię siedzącego obok niej czteroletniego chłopca, który niezadowolony z przerywania mu zabawy z zwierzętami rzucił niedoszłej ciotce krótkie spojrzenie, błagające, aby jeszcze przez chwile pozwoliła mu zostać przy stworzonkach. Zaśmiała się pod nosem, zmierzwiła jego kręcone czarne włosy i przejechała dłońmi po swojej, długiej, oliwkowej czarnej spódnicy, wzdłuż której szły brązowe pasy z motywami kropelek deszczu i łapek kotów, które naszyła dla niej pewnej wiosny Mirabel.  Kilka kotów wyczuwając podekscytowanie swojej właścicielki podniosła do góry łebki i z zainteresowaniem śledziły jej ruchy, gdy wstała z ławki i udała się w stronę nastolatków. 

Alora ułożyła usta w uśmiech, choć wcale nie było jej do śmiechu. Nie chodziło, że nie lubiła Desiderii lub nie uważała jej za godną zajmowania się maluszkiem, gdyż była pewna, że kobieta wie jak zajmować się kotami i darzyła ją sympatią. Ona po prostu nie chciała go oddawać i z chęcią wzięłaby go do swojego domu, gdyby nie fakt, że od razu przekreśliła ten plan. Westchnęła ciężko i wpatrując się w jego śliczne ciemno zielonożółte oczęta, które na jakiś czas utkwił w niej, w czasie kiedy ona przejeżdżała palcami po jego sierści, oddychając głęboko i równomiernie. 

⸻Wiesz, że to widać, że nie chcesz go oddać ⸻ oznajmił Camilo idący obok niej i również wpatrywał się w małe stworzonko na jej ramionach, układające się chyba do spania. 

Położył dłoń na jej ramieniu i przeniósł na nią swoje spojrzenie, mając odczucie, że atmosfera między nimi posmutniała i zgęstniała, odbijając się na nim podwójnie. Nienawidził, kiedy była smutna. Jej ramiona opadły, gdy zrezygnowana wypuściła powietrze i pokiwała mimowolnie głową. Oblizała zaschnięte wargi i wlepiając wzrok na kocię, próbowała zebrać myśli, żeby wyrazić co przeżywała. 

Miała mętlik w głowię, który z każdą minutą się powiększał. Tocząc walkę jej mózg wciąż wysuwał argumenty i kontrargumenty przeciw adopcji kota. Z jednej strony była pewna, że zrobiłaby wszystko dla uratowanego przez nią mruczka, który przysypiał w jej objęciach. Była w stanie, wziąć pod swój dach i zajmować się najlepiej jak tylko potrafiła. Nie raz w Dies Irea pomagała rodzinie w zajmowaniu się zwierzętami, które posiadali lub znajdowali mocno zranione po zamieciach piaskowych, zdarzających się bardzo często w tamtym rejonie, lecz kot, a na przykład fenek to zupełnie nie to samo. Tak czy owak Desideria wydawała się lepszą opiekunką dla stworzonka niż ona próbowałaby być i to z zapewne okropnym skutkiem. Na myśl, że przez swoją nie widzę mogłaby wyrządzić mu krzywdę, coś boleśnie cisnęło ją w żołądku. Zdecydowanie nie wybaczyłaby sobie takiego przewinięcia, nie ważne jak długo by je nosiła w sercu, rozważając i analizując, gdzie popełniła błąd.  Nie znała się przecież na tych ssakach prawie w ogóle i poza miłością nie mogła dać mu nic innego, a musiał przecież jeść, pić, spać i załatwiać się. Swoją drogą był on jeszcze dzieckiem i potrzebował swojej kociej matki do przeżycia. Decydującą kwestią było jak ma przekonać wszystkich, że da sobie z nim radę, skoro sama nie radziła sobie z chodzeniem potykając się o wszystko i wszystkich. Jak ma przekonać Desiderię, do pozwolenia jej zaadoptować kociaka, a później jeszcze rodziców, którzy nigdy nie zgodziliby się na kolejną mordkę do wykarmienia, jak sama była kłębkiem niepewności i obaw. Wojna za i przeciw przygarnięcia została przez nią sromotnie przegrana. 

𝐃𝐧𝐢 𝐧𝐚𝐬𝐳𝐞 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐧𝐢 𝐦𝐨𝐭𝐲𝐥𝐢 🦋Camilo Madrigal🦋Where stories live. Discover now