Wyznanie Demona

Autorstwa Asanamir

40.5K 2.5K 946

"Czy jeśli demon pokocha anioła, to dla niego swą duszę odmienić zdoła?" Wyznania nigdy nie bywają łatwe. Szc... Więcej

Wyznanie Daemona
Zbaw mą duszę
Oczekiwanie
Zdrada czy głupota?
Niepewność
Przepowiednia
Ryzykowna decyzja
Bo bez niej...
Ostatnia prosta
Poznanie prawdy
Przebudzenie
Serce nie sługa
Budzące się pragnienie
Pocałunek anioła
Pierwsze odkrycia
Pierwsze domykanie emocji
Kto jest kim?
Zapamiętane wspomnienia
Ścieżka przeznaczenia
Przed powrotem na Memorię (18+)
Powrót na wyspę
Spotkanie ze smokami
Niepokoje serca
Cisza przed burzą
U bram piekła
Na granicy życia i śmierci
Poznanie wroga i nie tylko
Początek końca
Coraz bliżej...
Kim jesteś Shairisse?
Jak ważne jest zrozumienie...
Nie taki daemon straszny...
Kolejny krok naprzód
Yin i Yang
Powstanie nieznanego zła
Dalsza część legendy
Stara nowa rzeczywistość (18+)
Nieoczekiwany obrót spraw

"Jesteś pomostem... "

417 22 33
Autorstwa Asanamir

Witajcie kochani♥

Przepraszam za tak długi czas oczekiwania na nowy rozdział, ale ostatnio sporo dzieje się w moim życiu i trochę brakuje mi energii, a przez to i weny i motywacji :( Mam nadzieję, że to szybko przejdzie. 

Pozdrawiam wszystkich i już nie przedłużając, zapraszam do lektury♥



          Pomimo wciąż występujących anomalii i różnych zmian w Eldaryi, od jakiegoś czasu nie odnotowywano żadnych większych kataklizmów ani katastrof i sytuacja zdawała się jakby ustabilizować. Niemal wszyscy mieli cichą nadzieję, że ten względny spokój jest wynikiem przystosowywania się ich świata do nowych warunków i nowej rzeczywistości. Jedynym najbardziej odczuwalnym problemem stało się prawidłowe określenie ilości upływającego czasu. Jednakże spora część mieszkańców zaczęła tę sprawę bagatelizować, uważając, że taki problem, to w sumie nie problem. Byli jednak i tacy, którzy mimo wszystko chcieli dowiedzieć się więcej i w związku z tym do Kwatery zaczęły przybywać delegacje z innych królestw i odległych krain. Przybywali po to, aby podpytać Miiko i Straż Eel o ich plany na przyszłość w kwestii bezpieczeństwa, jak też poznać ich punkt widzenia na temat ogólnej poprawy sytuacji. Rozmawiano również o ewentualnej wzajemnej pomocy i współpracy, a nawet szukano porad i wskazówek, co do postępowania w przyszłości.

          Z początku każde takie przybycie delegatów, było uważane za potencjalnie niebezpieczne i wywoływało spore zamieszanie w Kwaterze. Przede wszystkim dlatego, że obawiano się sabotażystów, zamachowców i szpiegów podsyłanych przez Lance'a. Jednak przybywający do tej pory delegaci raczej nie stwarzali problemów i nie dochodziło też do żadnych incydentów. Z czasem zaczęto więc traktować te wizyty z większą swobodą i stosując mniej zabezpieczeń. W dodatku ekipy zwiadowcze raz za razem wracały bez jakichkolwiek rewelacji na temat poczynań wroga. Zaczęto nawet żartować, że może Lance zrezygnował ze swoich planów unicestwienia ich świata. Lśniąca Straż była jednak wciąż czujna, ponieważ powracający z misji strażnicy, regularnie raportowali o wędrówkach obu braci i ich spotkaniach z różnymi grupami faery. Domyślali się więc, że ma to związek z poszukiwaniem sojuszników, gromadzeniem informacji i robieniem zapasów. Trochę uspokajające były wieści, z których wynikało, że poszukiwania te szły im dość opornie. Podobno na spotkaniach i przy negocjacjach dość często dochodziło do sporów, ponieważ w wielu kwestiach obaj bracia nie zgadzali się ze sobą. W dowództwie panowało przekonanie, że jest to zapewne sposób Valkyona na sabotowanie poczynań brata, aby utrudniać mu działania.

          W międzyczasie Shairisse regularnie oswajała się ze swoją magiczną naturą, chłonęła wszelką wiedzę z tego zakresu i szkoliła się w używaniu własnej magii. Często medytowała, starając się w ten sposób poprawić wewnętrzne wyciszenie, rozwinąć i wzmocnić własną siłę woli oraz usprawnić przepływ energii w całym ciele. Z powodu ciąży często chodziła do przychodni, aby poddać się rutynowym kontrolom i badaniom oraz pomęczyć przyjaciółkę serią pytań na temat ciąży i rozwijającego się w niej życia. Oczywiście najczęściej powtarzane było pytanie, czy z nią i dzieckiem wszystko w porządku. Szczególnie martwić ją to zaczęło, gdy brzuch z powodu ciąży stał się mocno zaokrąglony i widoczny, a ona wciąż nie czuła ruchów dziecka. Ewelein uspokajała ją jednak, że z wywiadu i badań wynika, że wszystko jest w najlepszym porządku, a dzidziuś prawdopodobnie jest po prostu leniwy. Naprawdę jednak uspokoiła się dopiero po tym, jak to Itzal dotknął jej brzucha, a potem zapewnił, że z córeczką nic złego się nie dzieje. Zapytany, czy wie, dlaczego maleństwo nie zaczęło się jeszcze wiercić, odparł z przekornym uśmiechem, że jej mała kruszynka faktycznie czeka na odpowiedni moment, żeby zacząć dokuczać mamie.

          Od kiedy Shairisse zakończyła hospitalizację, którą odbywała po tym, jak uratowano ją z rąk Lance'a, nie było dnia, żeby zostawała sama bez czyjegoś towarzystwa. Zawsze i wszędzie był przy niej Leiftan, który niczym cień podążał za nią krok w krok. Niemal zawsze w jej pobliżu był też obecny zaklinacz, który wspomagał ich oboje wiedzą i dobrą radą. Dodatkowo urozmaicał jej szkolenia, podrzucał kolejne, coraz bardziej wymagające wyzwania na treningach oraz tłumaczył i wyjaśniał to, czego sami nie wiedzieli lub nie rozumieli. Poza nielicznymi chwilami w ciągu dnia i oczywiście godzinami nocnymi rzadko kiedy zostawała z Leiftanem sama. Jednak nawet wtedy miała dziwne wrażenie, że zaklinacz jest gdzieś w pobliżu. W końcu zaczęła się domyślać, że Itzal przebywa z nimi nie tylko dla towarzystwa i nauki, ale prawdopodobnie również dla ochrony. Mimo iż od dawna przeczuwała, że to nie z powodu ich przyjaźni mężczyzna nadal pozostawał w Kwaterze, to jakoś nigdy go o to nie zapytała, ani się nad tym głębiej nie zastanawiała. Bardzo lubiła i ceniła zaklinacza, a do tego miała świadomość, że zarówno ona, jak i Leiftan bardzo dużo mu zawdzięczają. Dlatego też nigdy nie zadawała mu pytań o prawdziwe powody jego przedłużonego pobytu, jakby obawiając się, że sprowokuje go tym do wyjazdu. Po prostu cieszyła się jego towarzystwem i tym, że przy okazji dzięki niemu może uzupełniać swoją wiedzę i poszerzać własne horyzonty myślowe.

          Pewnego dnia jednak oboje z Leiftanem postanowili się dowiedzieć, czy przebywa z nimi tylko dla towarzystwa. Żartobliwie zaczęli go dopytywać, czy spędza z nimi tyle czasu tylko dlatego, że jest ich oddanym przyjacielem, czy robi to również po to, aby ich chronić. Mężczyzna równie żartobliwym tonem ich wtedy zbył, nie udzielając im żadnej konkretnej odpowiedzi. Z niewinnym uśmiechem stwierdził jedynie, że we wszystkim doszukują się drugiego dna, a przecież nie powinni martwić się na zapas. Później zerknął wymownie na brzuch Shairisse i dodał, że to w szczególności jej dotyczy, bo tylko niepotrzebnie denerwuje maleństwo w swoim brzuchu.

          Wszystkie ich wspólne treningi odbywały się w świetlistym ogrodzie - tym samym, w którym zakochani pierwszy raz się pocałowali, a który z powodu zaistniałych problemów, wciąż pozostawał zamknięty dla innych. Z dnia na dzień ćwiczenia przynosiły coraz to bardziej widoczne efekty i Shairisse lepiej rozumiała drzemiącą w niej siłę. W miarę jak rozwijała się ta jej magiczna świadomość, dziewczyna odkrywała u siebie nowe zdolności i moce, a przy okazji powoli nabrała większej pewności siebie i stała się dużo spokojniejsza. Zdawała sobie sprawę, że nie jest już tak bezbronna i bezradna jak kiedyś, chociaż dobrze wiedziała, że wciąż musi się sporo nauczyć, bo na wielu płaszczyznach magii nadal czuła się niepewnie.

          Ze względu na swoje usposobienie i przekonania, dziewczyna postanowiła skupić się przede wszystkim na swoich zdolnościach defensywnych. Ćwiczyła tworzenie różnych tarcz i barier ochronnych, jak również otaczanie siebie i innych aurami maskującymi, lub wrogów aurami uniemożliwiającymi ukrywanie się, lub atakowanie. Dość szybko zauważyła, że podczas treningów dobroczynny wpływ na nią i jej wewnętrzny spokój, a przez to ogólnie na koncentrację, ma obecność chowańców w pobliżu. Dlatego ich pupile zawsze dotrzymywały im towarzystwa, razem z małą musarose Valkyona, którą Shai zgodnie z daną mu obietnicą, wzięła pod opiekę. Co prawda chowaniec zaklinacza - Altazar, raczej nie wykazywał zainteresowania wspólnym przebywaniem z nimi w ogrodzie, ale akurat na to Shairisse nie zwracała większej uwagi. Od wyprawy na Memorię wiedziała, że ten cienisty kot lubi chadzać własnymi ścieżkami, a do tego często ukrywa się w cieniu. Była więc przekonana, że to właśnie z tego powodu pojawia się on sporadycznie i zawsze tylko na chwilę. Poza tym wiedziała też, że jego i Itzala łączy dziwna więź, a do tego obaj potrafią się ze sobą w specyficzny sposób porozumiewać.

          Kiedy poznawała swoją magiczną naturę i swoje zdolności, odkryła, że jedna z nich polega na odczuwaniu emocji futrzastych towarzyszy. Jako że już na Ziemi kochała zwierzęta, a w Eldaryi tym samym szacunkiem obdarzyła chowańce, to umiejętność tę potraktowała niczym spełnienie najskrytszych marzeń i dlatego też rozwijała ją dużo szybciej niż pozostałe. Dzięki temu potrafiła zrozumieć zachowanie puchatych ulubieńców, a w miarę rozwijania tej umiejętności okazało się, że przy odpowiednim skupieniu nawet potrafi komunikować się z nimi. Oczywiście nie poprzez rozmowę słowną, jak to robią zwyczajni rozmówcy, ale w sposób będący raczej telepatyczną wymianą myśli. Wtedy też pojęła, że prawdziwą przyczyną tego, iż Altazar nie spędza z nimi czasu, jest coś zgoła całkiem innego, niż zakładała na początku.

          W jego odwiedzinach i zachowaniu dość szybko dostrzegła pewien schemat, co pozwoliło jej zrozumieć, że te krótkie wizyty chowańca nie są wcale kwestią przypadku. Zawsze meldował się zaraz po tym, jak do Kwatery przybywali nowi delegaci, a przy tym zachowywał się tak, jakby zdawał szybki raport, po czym ponownie gdzieś znikał. W sumie nie była tym specjalnie zaskoczona, ponieważ domyślała się, że skoro zaklinacz wciąż przebywa w Kwaterze, to zapewne Lśniąca Straż poprosiła go o pomoc w pilnowaniu porządku i bezpieczeństwa. Przypuszczała więc, że ta swoista współpraca z własnym pupilem, to był jego nietypowy sposób na to, aby móc jej pomagać i zapewniać ochronę, a jednocześnie w tym samym czasie, mieć oko na sprawy w Kwaterze i przybywających delegatów.

          Przez jakiś czas nie ujawniała przed innymi, że wyczuwa i rozumie emocje chowańców, a już tym bardziej że potrafi się z nimi komunikować. Kiedy cienisty kot przychodził ze swoim dziwnym meldunkiem do Itzala, Shairisse zawsze skanowała jego emocje, a później dyskretnie obserwowała ich wzajemne relacje. Na tej podstawie oraz dodatkowo z reakcji zaklinacza starała się wywnioskować, czy dana wizyta zapowiada się na nudną, czy może raczej problematyczną. Jeśli nic nie wzbudzało jej podejrzeń, a Itzal wciąż emanował stoickim spokojem i uśmiechał się beztrosko, wówczas odpuszczała sobie podsłuchiwanie ich "rozmów".

          Jednak pewnego dnia coś wyraźnie się zmieniło, ponieważ Altazar pojawił się, pomimo iż do Kwatery nie zawitał nikt nowy. Od razu po jego przybyciu, wyczuła dziwne napięcie i jakby niepokój wiszący w powietrzu, a w dodatku zaklinacz niemal natychmiast spoważniał i stał się spięty. Wtedy Shairisse postanowiła, że tym razem chce dowiedzieć się trochę więcej.

          - Zróbmy chwilę przerwy na złapanie oddechu - powiedziała z niewinnym uśmiechem i udając zmęczenie, usiadła na ławeczce. Następnie wymownie westchnęła i opierając się wygodniej, przymknęła powieki, w celu lepszej koncentracji. W tym czasie Leiftan poszedł do wodospadu, aby nabrać świeżej wody do termosu, a później dla orzeźwienia przepłukać jeszcze twarz.

          Zanim Shai zdołała się zsynchronizować z myślami wymienianymi między zaklinaczem a jego kotem, minęła krótka chwila i nie usłyszała wszystkiego od początku. Wyłapała jednak, że Altazar opowiadał o spotkaniu z innymi chowańcami i o tym, czego się od nich dowiedział. Meldował, że tamtejsze chimori* ostrzegały, że obecna sytuacja w Eldaryi, to przysłowiowa cisza przed burzą, którą rozpęta spotkanie się dwóch potężnych istot. Później zaklinacz potwierdził, że faktycznie od jakiegoś czasu jego intuicja podpowiada mu, iż nieubłaganie zbliża się coś, co wstrząśnie najpierw Kwaterą, a później nawet całą Eldaryą.

          - Słońce moje, masz ochotę się napić? - zapytał Leiftan, stając przed ukochaną i wyciągając w jej kierunku dłoń z termosem. Jego pytanie rozproszyło ją na tyle, że utraciła synchronizację z podsłuchiwanymi, przez co zaczęły docierać do niej już tylko ich urywane i szczątkowe myśli, które w końcu całkiem ucichły.

          - Nie, dziękuję skarbie - odparła, otwierając oczy i spoglądając na niego z nieśmiałym uśmiechem. Chwilę później lekko zawiedziona zerknęła na cienistego kota, który nie zwracając już na nic uwagi, właśnie zbierał się do odejścia. Za to Itzal przez moment wydawał się nad czymś zastanawiać, po czym zmarszczył brwi i spojrzał w jej stronę. Na jego twarzy malował się przyjacielsko - łobuzerski grymas, uwieńczony nikłym uśmieszkiem, a w oczach czaiła się delikatna podejrzliwość.

          - Wiesz moja droga, że podobno niezbyt ładnie jest podsłuchiwać? - zapytał wyraźnie rozbawiony, siadając obok niej.

          - Ja nie... To znaczy... byłam ciekawa... - zaskoczona zaczęła dukać, uśmiechając się z zakłopotaniem. Czuła się przy tym, jak małe dziecko przyłapane na gorącym uczynku, które w dodatku nie potrafi sklecić jednego, sensownego zdania. - Nie podsłuchiwałam... Ja tylko...

          - Ależ wiem, że tak - zaśmiał się łagodnie i przez chwilę jej się przyglądał. Widząc jej konsternację, z rosnącym rozbawieniem w głosie i oczach, aczkolwiek wyrozumiałym tonem, kontynuował: - Nie przejmuj się tym, że zostałaś przyłapana. Już jakiś czas temu zauważyłem, że dość znacząco zmieniły się twoje relacje z Athirą. Przyglądając się wam, zwróciłem uwagę, że zachowujecie się inaczej niż kiedyś, a wasz sposób wzajemnego komunikowania się uległ jakiejś zmianie. Kiedy z coraz większym skupieniem zaczęłaś obserwować moje spotkania z Altazarem, uświadomiłem sobie, że musiałaś rozwinąć zdolność rozumienia chowańców. Mam rację?

          - Tak Itzalu - potwierdziła cicho, a po chwili zmarszczyła brwi i zapytała zdziwiona: - Skąd wiedziałeś, że używam wtedy swoich umiejętności, a nie zwyczajnie zaciekawiona tylko was obserwuję?

          - Ponieważ twoje oczy, a dokładniej tęczówki twoich oczu sprawiają wrażenie, jakby lśniły, gdy używasz którejkolwiek ze swoich umiejętności - zaklinacz wytłumaczył jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się pod nosem. - Dzisiaj, zanim usiadłaś, też ci zaczęły podejrzanie błyszczeć.

          - O proszę, tego nie wiedziałam... - mruknęła zaskoczona, rumieniąc się przy tym delikatnie ze wstydu. Mimo to zaraz pospiesznie dodała: - Nigdy jednak was nie podsłuchiwałam...

          - Wiem o tym - stwierdził, poszerzając swój uśmiech. - Jednakże nie zaprzeczaj, że dzisiaj to zrobiłaś, bo wyczułem, że moja wymiana myśli z Altazarem nie była całkiem prywatna.

          - Ale w jaki sposób to odkryłeś? - zapytała zdziwiona i zaciekawiona jednocześnie.

          - Chyba nie myślisz moja droga, że zdradzę ci wszystkie swoje sekrety? - zaśmiał się mężczyzna.

          - A to jakaś kolejna twoja wielka tajemnica? - zapytała lekko zadziornie, wyraźnie już mniej zakłopotana.

          - Żebyś wiedziała - odparł z rozbawieniem, opierając się wygodniej.

          - Niech ci będzie - westchnęła, udając naburmuszoną, ale już po chwili poprosiła zmartwionym głosem: - Powiedz mi jednak szczerze, czy szykują się kłopoty?

          - Jak ty to mówisz: "nie chciałbym krakać", ale obawiam się, że szykuje nam się w Kwaterze mocno stresująca wizyta.

          - Co masz na myśli? - zapytał milczący do tej pory Leiftan.

          - Kojarzysz mieszkańców z Północnych Wyżyn Eldaryi - odparł Itzal, spoglądając na niego pytająco.

          - Niestety tak... - mruknął zniesmaczony blondyn. - Znani są z przerośniętego ego, niebywałej wyniosłości i traktowania wszystkich z góry. Dodatkowo słyną z tego, że bez trudu można sprawić, aby poczuli się urażeni, a nawet, żeby się wręcz śmiertelnie obrazili. Ich delegaci znani są z przesadnego wręcz przestrzegania dworskiej etykiety, godnej cesarskich i królewskich salonów oraz wymagania nienagannych manier od tych, którzy ich przyjmują. Podczas swoich wizyt rozmawiają jedynie z osobami specjalnie do tego wyznaczonymi, ponieważ innych uważają za zwykłe pospólstwo niegodne ich uwagi.

          - Dokładnie - potwierdził zaklinacz. - Altazar doniósł mi właśnie, że ich delegaci wybierają się do nas. W dodatku tamtejsze chowańce mówią o pojawieniu się na ich terenie trzech potężnych istot. Dwie z nich mają podobno mroczną aurę, dlatego podejrzewam, że nie chodzi tu tylko o smoczych braci, ale raczej o Lance'a i kogoś jeszcze... - mówiąc te słowa, mężczyzna jednocześnie jakby nad czymś się zastanawiał. - Kogoś... niezwiązanego z nimi... przynajmniej na razie. Chowańce twierdziły, że ta istota z każdym dniem nabiera siły, a jej potęga wywodzi się z mrocznej magii. Dlatego obawiam się, że mowa tutaj o...

          - Nekromancie... - Shairisse jęknęła bezwiednie, wchodząc mu w słowo.

          - Niestety, ale tak - potwierdził Itzal.

          - Tylko jego nam teraz brakowało - mruknęła z rozgoryczeniem. - Nie wyczuwałam ostatnio jego smrodu i obecności, więc myślałam, że odpuścił sobie i zapomniał o mnie...

          - Necrofita nie zapomniał... i niestety nie odpuścił sobie - odparł mężczyzna z zakłopotaniem, zerkając na nią przelotnie. - Gwoli ścisłości, próbował cię atakować i to kilkukrotnie. Nie wyczułaś go tylko dlatego, że on jeszcze nie odzyskał w pełni swoich sił, a ty znacznie rozwinęłaś swoją magiczną świadomość. Dzięki temu niejako aktywowała się i bardzo wzmocniła twoja naturalna, magiczna bariera ochronna i przez to jego ataki były bezskuteczne. I nie pytaj, proszę, skąd to wiem, bo i tak ci nie powiem - dodał z wymuszonym uśmiechem, widząc jej zaskoczone spojrzenie i coraz bardziej zaintrygowaną minę.

          - Jakiś kolejny twój sekret? - zapytała zawadiacko, na co Itzal tylko uśmiechnął się szerzej, ale nic nie powiedział. Shairisse westchnęła zrezygnowana, po czym postanowiła wrócić do przerwanego wątku rozmowy. - No dobra... Powiedziałeś, że "przynajmniej na razie" nie jest związany z Lancem. Dlaczego "na razie"? Może wcale nie dojdzie do ich spotkania i...

          - Tak byłoby najlepiej - przerwał jej zaklinacz, widząc, do czego zmierza i westchnął ciężko. - Jednak stadko chimori przepowiedziało już, że te dwie mroczne istoty się spotkają i niestety połączą siły, bowiem obaj napędzani są chęcią zemsty. Mimo iż każdy z nich pragnie jej z innych powodów, to jednak łączy ich wspólny cel... Obaj mają zamiar sprawić, że nasz świat pogrąży się w totalnym, niszczycielskim chaosie.

          - I to będzie ta przysłowiowa burza... - mruknęła w zadumie dziewczyna. - Czy chimori powiedziały coś jeszcze? Podały może jakiś przybliżony czas, kiedy to nastąpi?

          - Nie - odparł cicho Itzal. - Przepowiedziały jedynie, że owe problemy zaczną się niedługo po wizycie "zadufanych delegatów". Z tego, co mi wiadomo, dzisiaj jakiś chowaniec przybył z informacjami, które podobno wstrząsnęły Miiko.

          - To zapewne z tego powodu atmosfera w Kwaterze stała się jakaś nerwowa, a do tego wszyscy zaczęli się zachowywać, jakby obawiali się, że w każdej chwili wybuchnie gdzieś bomba - powiedziała w zamyśleniu Shairisse. - Nie dość, że zapowiedzieli się delegaci, którzy są wkurzający i wymagający, to jeszcze przybywają z terytorium, na którym akurat kręci się Lance... No i jakby tego było mało, jest tam jeszcze mroczny psychopata na dokładkę...

          - Całkiem możliwe, że to jest właśnie przyczyna - stwierdził beznamiętnie Itzal. - Później Miiko rozmawiała z damą Huang i Jamonem, a po ich rozmowie zaczęło się spore zamieszanie w Kwaterze.

          - Nie dziwię się - westchnął Leiftan. - Miiko i Huang Hua nigdy nie lubiły tych delegatów i spotkań z nimi...

          - A teraz jeszcze będą musiały poradzić sobie bez ciebie - weszła mu w słowo dziewczyna, uśmiechając się nieśmiało. - Jakby tego było mało, przebywanie Lance'a akurat teraz w tamtej okolicy, nie wróży nic dobrego. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wśród przybyłych znajdzie się ktoś z jego popleczników, więc dodatkowo trzeba będzie zachować wyjątkową czujność... Nie zazdroszczę jej.

          - Ja też nie - zawtórował jej zaklinacz. - Jest jednak coś, co mnie intryguje i jednocześnie niepokoi...

          - Co takiego? - zapytała równocześnie z Leiftanem.

          - Ostatnio, dość często w czasie medytacji dręczy mnie pewna natarczywa myśl, coś jakby przeczucie... - odpowiedział zaklinacz, marszcząc brwi. - Mam dziwne przekonanie, że w tym samym czasie będziemy mieć zarówno powody do zmartwień, jak i do szczególnej radości... Na razie jednak jeszcze tego nie rozgryzłem.

          - Jak rozgryziesz, to nam powiesz? - zaśmiała się Shairisse.

          - Zapewne - odparł Itzal, podnosząc się z ławeczki. - Na dzisiaj chyba wystarczy już treningu i nauki. Chciałbym jednak prosić, abyście teraz oboje szczególnie uważali na siebie i byli ostrożni we wszystkim, co robicie... I ze wszystkimi... Shai, czy masz jeszcze ten kryształ ochronny ode mnie?

          - Oczywiście - odparła i wyciągnęła spod bluzki wisiorek, wiszący na jej szyi.

          - Przyjdź z nim później do mnie - poprosił spokojnie. - Chciałbym naładować go dodatkową energią i poszerzyć jego działanie ochronne...

          - Poszerzyć? - spojrzała na niego zaskoczona.

          - Tak moja droga. Do tej pory miał chronić tylko twoją energię życiową i wzmacniać twoje QI - zaklinacz spojrzał na nią bardzo poważnie, po czym położył delikatnie dłoń na jej zaokrąglonym brzuchu i kontynuował z łagodnym uśmiechem: - Teraz jednak nosisz w sobie maleńką kruszynkę, o której bezpieczeństwo trzeba szczególnie dbać, a do tego dzielisz swoje siły życiowe z Leiftanem, więc chciałbym poszerzyć działanie ochronne kryształu również na niego i na dziecko.

          - Ach rozumiem - uśmiechnęła się z wdzięcznością. - I dziękuję, że o tym pomyślałeś...

          W tym samym czasie Leiftan podszedł do niej i obejmując ją z czułością, również podziękował Itzalowi za troskę. Nagle Shairisse radośnie podekscytowana, łapiąc dłonie obu panów i pewniej układając je na swoim brzuchu, zawołała z rozczuleniem:

          - Ojejku! Poruszyła się! Czujecie?

          Zaskoczeni jej nagłą ekscytacją, w pierwszym odruchu spojrzeli na nią z wyraźnym niezrozumieniem wypisanym na twarzy, ale już chwilę później zastąpił go wyraz błogiego zachwytu.

          - Nasze maleństwo w końcu zaczęło się wiercić - zaśmiał się radośnie Leiftan, a z każdym wypowiadanym słowem, słychać było rosnące wzruszenie w jego głosie.

          - Wiedziałem, że czeka na jakiś szczególny moment - powiedział Itzal, marszcząc lekko brwi. W jego głosie pobrzmiewał ledwo wyczuwalny niepokój, na który zakochani jednak nie zwrócili uwagi. Oboje wyraźnie wzruszeni i zachwyceni roześmiali się radośnie, czule przytulając się do siebie i ciesząc się chwilą oraz tym nowym doświadczeniem. Zaklinacz natomiast, korzystając z chwilowego braku zainteresowania z ich strony, nagle spoważniał i oddalił się kilka kroków. Na jego twarzy malowało się skupienie i zmartwienie jednocześnie, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał. Jednak, gdy chwilę później rozradowani rodzice spojrzeli w jego stronę, udał, że nic się nie dzieje i oznajmił z uśmiechem:

          - A teraz, jeśli nie macie nic przeciwko, to chodźmy jeszcze pomedytować, a później zjemy i zastanowimy się, w jaki sposób powinniśmy się przygotować na wizytę tej "zadufanej arystokracji".

***

(mniej więcej w tym samym czasie, ale w odległym królestwie)

          W poszukiwaniu sprzymierzeńców i popleczników, Lance wraz z Valkyonem dotarli do Królestwa Północnych Wyżyn i rozbili swój obóz w lesie nieopodal stolicy. Z przeróżnych zasłyszanych rozmów dowiedzieli się, że od kilku dni w mieście pojawiał się dziwny jegomość. Mieszkańcy twierdzili, że już sama jego obecność wzbudza grozę, gdyż otacza go mroczna, wręcz dusząca aura, która sprawia wrażenie, jakby pozbawiała otoczenie pozytywnej energii. Gdy w mieście zaczęło huczeć od plotek na temat dziwnych i niewyjaśnionych zaginięć wśród osadników, a także o znalezieniu kilku martwych faery, Lance postanowił wnikliwiej zbadać owe plotki. Szczególnie intrygowały go wieści, że zwłoki były nienaturalnie powykręcane i całkowicie wysuszone, jakby zostały zabalsamowane i to kilka wieków temu. W dodatku na twarzach denatów podobno malował się wyraz ogromnego przerażenia, z którego można było wywnioskować, że dokonano tego czynu jeszcze za ich życia. Poza tym nie można było jednoznacznie ustalić przyczyn ich zgonu, dlatego smok przypuszczał, iż te wszystkie wydarzenia są zapewne powiązane z owym, budzącym grozę osobnikiem. Od razu też stwierdził, że jeśli faktycznie tak jest, to mógł on okazać się niezwykle cennym sojusznikiem.

          - Rozglądaj się za jakimkolwiek stoiskiem Purrekos - mruknął Lance, wyraźnie niezadowolony z powodu tłumu i ścisku, jaki panował o tej porze na targu. - Sprzedawca zapewne będzie wiedział, gdzie znajdziemy tutejsze wydanie Purrala.

          Obaj bracia przeciskali się więc pomiędzy różnymi stoiskami i spacerującymi po rynku osobami, rozglądając się za jakimś koto podobnym sprzedawcą.

          - Jesteś pewien, że warto sprawdzać te plotki? - zapytał nie do końca przekonany Valkyon.

          - Z tego, co wiem, w każdych plotkach jest jakaś prawda - powiedział Lance. - Dlatego dobrze by było podpytać któregoś Purrekos o nowinki, bo oni zawsze są najlepiej poinformowani w mieście. Może wyciągniemy jakieś przydatne informacje... W końcu wiedza to potęga.

          Valkyon jedynie westchnął, ale już nie zamierzał komentować. Powoli czuł się coraz bardziej zmęczony ciągłym przebywaniem z bratem, którego nakręca obsesyjna chęć zemsty i zniszczenia. Tęsknił za przyjaciółmi, Kwaterą, swoimi obowiązkami szefa straży, a przede wszystkim tęsknił i martwił się o Shairisse. Od jakiegoś czasu miał bowiem świadomość, że Lance zdążył już poznać prawdę o wydarzeniach na klifie i o tym, że jego próba zabójstwa dziewczyny zakończyła się niepowodzeniem. Od początku wiedział, że brat nie mówi mu wszystkiego - zarówno w kwestii swoich planów czy zamiarów, jak i też w kwestii zdobywanych informacji. Zdawał sobie sprawę, że spowodowane to jest brakiem braterskiej bliskości i brakiem zaufania, jednak teraz miał wrażenie, że Lance specjalnie zataja przed nim pewne informacje. Przez to coraz częściej dopadały go rozterki i zwątpienie, czy na pewno postępuje właściwie, wciąż z nim przebywając.

          Z zamyślenia wyrwał go jego lekko podekscytowany głos:

          - Tam jest jakiś Purrekos!

          Kilka kroków przed nimi znajdował się stragan z przeróżnymi przedmiotami - od najprostszych i zwyczajnie pospolitych składników alchemicznych, przez eliksiry, biżuterię i ozdoby, drobne figurki, po flakoniki z nieznaną zawartością, pergaminy i książki. Obok straganu stał kot, który wyglądał jak pospolity szary dachowiec, stojący na dwóch łapach, a jego przymrużone oczy, chytrze lustrowały wszystko i wszystkich dookoła.

          - Czegoś panom potrzeba? - zapytał zadziornie, gdy bracia zatrzymali się przy jego stoisku. Nie czekając na ich odpowiedź, zaczął zachwalać swoje towary, bacznie przy tym obserwując reakcje swoich potencjalnych klientów. - Mam wiele przydatnych przedmiotów, także magicznych talizmanów i amuletów, a nawet kilka artefaktów pochodzących z innego świata...

          - My szukamy raczej informacji - przerwał mu Lance, pochylając się do niego lekko i wymownie zerkając na boki. Następnie zadźwięczał sakiewką i kontynuował konspiracyjnym tonem: - Ewentualnie informatora, któremu bardzo opłaci się rozmowa z nami.

          Purrekos przez moment spoglądał na nich w milczeniu, po czym rozejrzał się dookoła, mruknął coś do sprzedawcy obok, a następnie nakazał podążać za sobą. Zanim dotarli do niepozornie wyglądającego namiotu, znajdującego się na obrzeżach targowiska, kociak kluczył jakiś czas między stoiskami, wyraźnie chcąc ukryć jego faktyczne położenie i przy okazji trochę zdezorientować podążających za nim. Przed wejściem ponownie dość nerwowo rozejrzał się wokół i jeszcze raz zlustrował obu braci od stóp do głów, jakby chciał się upewnić, że na pewno nadają się do robienia z nim interesów. Po chwili namysłu obrócił się przodem do namiotu i miauknął coś po swojemu, po czym rozsunął poły materiału i zaraz potem wszyscy pospiesznie weszli do środka.

          - Jakie informacje was interesują? - zapytał lekko podejrzliwym tonem.

          - Słyszeliśmy, że w okolicy pojawił się dziwny gość - Lance zaczął powoli i z powagą w głosie, wpatrując się w swego informatora intensywnie. - Podobno jest magiem i otacza go aura budząca grozę. Mówi się, że poszukiwał składników alchemicznych i różnych przedmiotów, nie do końca legalnych, ponieważ kojarzonych przede wszystkim z czarną magią. Poza tym wypytywał o pewne informacje, dotyczące planowanej wizyty dyplomatycznej w Kwaterze Głównej Straży Eel.

          - Krążył taki jeden po rynku - burknął sprzedawca i kładąc po sobie uszy, zaczął przyglądać się swoim rozmówcom z coraz większą podejrzliwością, ale i zainteresowaniem.

          - A może wiesz przypadkiem, gdzie i kiedy będzie obecny, żebyśmy mogli się z nim spotkać? - dopytywał smok, sugestywnie wyciągając z sakiewki kilka złotych monet.

          - Może i przypadkiem wiem - stwierdził kot, zerkając chciwie na monety, po czym zaczął nonszalancko przyglądać się swoim pazurkom i niby od niechcenia dodał: - Jednak nie jestem całkiem przekonany, czy na pewno ujawnianie tych informacji jest dobrym pomysłem...

          - Myślę, że jest to nie tylko dobry pomysł, ale w dodatku bardzo opłacalny dla ciebie - kontynuował brat Valkyona, wysypując na dłoń kolejne kilka monet, aż dało się zauważyć błysk chytrości w oczach kociego sprzedawcy.

          - No dobra... powiedzmy, że byłbym w stanie uchylić rąbka tajemnicy - oznajmił kociak, wyciągając łapkę po zapłatę. Jak tylko monety wylądowały na jego opuszkach, pospiesznie schował je do sakiewki, a następnie spojrzał na upakowane towarami pudło i dodał niby od niechcenia: - Koleś ma się pojawić dzisiaj o północy przy zachodniej bramie miasta, żeby odebrać pozostałą część towarów i sfinalizować całą transakcję. Jeśli akurat w tym czasie pojawicie się przypadkiem w pobliżu, to zapewne go spotkacie...

           - Jesteś pewien? - zapytał nieufnie Lance, marszcząc przy tym groźnie brwi. - Ponieważ nie chciałbym być zmuszony, aby tu wracać...

          - No wiesz? - żachnął się sprzedawca, wyraźnie oburzony taką postawą. Jak każdy Purrekos miał się bowiem za uczciwego i godnego zaufania, więc takie traktowanie ze strony kupującego, było dla niego niczym największa obelga. Zniesmaczony takim traktowaniem, najeżył się i ostentacyjnie skrzyżował łapki na piersi, po czym dodał urażonym tonem: - To mnie obraża...

            - Dobra, dobra. Już się tak nie unoś... - burknął smok lekceważąco, jednocześnie kierując się do wyjścia.

          - Jak śmiesz mnie tak traktować?! - zapytał uniesionym głosem koci sprzedawca, coraz to bardziej rozgniewany jego postawą, albo zbyt niską zapłatą przy tak pozbawionym szacunku zachowaniu. - Za kogo ty się uważasz?!

          - Za kogoś, z kim wolałbyś nie zadzierać - wycedził spokojnie, acz dosadnie brat Valkyona i zatrzymał się w samym wejściu do namiotu. Całą jego postać spowijały teraz bladobłękitne eteryczne płomienie, a w namiocie dało się wyczuć dość gwałtownie wzbierający chłód. Kiedy Lance spojrzał na kociaka, ten zaskoczony dostrzegł, że źrenice jego oczu stały się pionowe, a spojrzenie niebywale drapieżne, wręcz mroczne i natychmiast przerażony skulił się w sobie i na chwilę zamarł w bezruchu. Wtedy smok odezwał się złowieszczo jakby gardłowym warknięciem: - Lepiej uwierz mi na słowo...

          Słysząc jego słowa, Purrekos przytakując, pospiesznie pokiwał głową i zaczął się powoli cofać, przyjmując przy tym całkowicie uległą postawę ciała. Jak tylko zrozumiał z kim ma do czynienia, doszedł do wniosku, że tego klienta faktycznie lepiej nie denerwować i drżąc na całym ciele, w ciszy patrzył na oddalających się braci.

          - Czemu tak bardzo ci zależy na spotkaniu z tym posępnym gościem? - zdziwił się Valkyon, gdy tylko obaj wyszli poza mury miasta.

          - Pamiętasz tę opuszczoną grotę na skalistej wyspie w zapomnianym archipelagu druidzkim? - zapytał w odpowiedzi Lance, a gdy brat przytaknął, dodał: - Mówiłem ci wtedy, że wyczułem tam mroczną energię i że ktoś niedawno opuścił tamto miejsce...

          - Myślisz, że to może być on?

          - Jestem tego prawie pewien - odparł starszy smok i przelotnie spojrzał na brata. - Wiesz, kim on jest?

          - Nie mam pojęcia... - odparł młodszy, wzruszając ramionami. - A ty wiesz?

          - Myślę, że to mag nekromanta.

          - Skąd taki wniosek?

          - Sam pomyśl: mroczna aura, nagłe zaginięcia mieszkańców, wysuszone zwłoki z przerażeniem wypisanym na twarzy... - Lance wyliczał, wymownie korzystając przy tym z palców u dłoni. - W dodatku zamówione przez niego towary, to nic innego, jak składniki alchemiczne i artefakty wykorzystywane w czasie rytuałów nekromanckich i do czarnej magii. Podobno wypytywał o planowaną wizytę dyplomatyczną, wybierającą się do Kwatery i mam nieodparte wrażenie, że on chce do niej dołączyć. Coś mi mówi, że facet planuje jakąś konkretną akcję, a te wszystkie zaginięcia i martwe ciała... w ten sposób się szykuje i nabiera mocy.

          - Nie podoba mi się to wszystko - westchnął ciężko Valkyon, chociaż bardziej sam do siebie, niż do brata.

          - I właśnie dlatego chcę się z nim spotkać - mruknął zadowolony z siebie Lance.

***

(Kwatera, czas obecny)

          Rano po przebudzeniu Shairisse usiadła dość gwałtownie, mając nieodparte wrażenie, że ktoś właśnie ostrzegał ją przed zbliżającą się potężną nawałnicą. Niemal natychmiast podniosła się z łóżka i mocno zaspana zerknęła za okno, przecierając ostatki snu z powiek i sprawdzając pogodę. Jednak niebo było czyste, z kilkoma tylko obłoczkami, a słońce najwyraźniej dopiero się szykowało, aby wzejść i królować na nieboskłonie. Nic nie wskazywało na to, aby aura w najbliższym czasie miała ulec zmianie, gdyż nawet ptasie chowańce, które zwykle przed deszczem robią się niespokojne, teraz siedziały na drzewie, raz po raz cicho poćwierkując przez sen. Ziewając i zastanawiając się, co ją obudziło, rozejrzała się po pokoju. Po chwili doszła do wniosku, że to musiał być tylko głupi sen, gdyż Leiftan spał spokojnie, podobnie jak jej różany lis, zwinięty w nogach łóżka i wtulona w niego mała Floppy oraz wyciągnięta pod drzwiami Amaya. Z takim przekonaniem i z zamiarem ponownego zaśnięcia, ułożyła się z powrotem na łóżku. Nie wiedzieć jednak czemu, dziwny niepokój i przeczucie, że coś wisi w powietrzu, nie opuszczały jej ani na chwilę. Wtedy też przypomniała jej się przepowiednia chimori i popierające ją słowa zaklinacza, który ostatnio często powtarzał, że panująca obecnie w Eldaryi sytuacja, to przysłowiowa cisza przed burzą.

          Z tych porannych rozmyślań wyrwał ją Athira, który nagle podniósł głowę i zaczął węszyć w stronę okna. Chwilę później warknął ostrzegawczo, wpatrując się czujnie w pustą przestrzeń na zewnątrz.

          - Athira, co się dzieje? - zapytała cicho dziewczyna, nie chcąc obudzić ukochanego.

          Na jej słowa chowaniec zjeżył się jeszcze bardziej i zerkając to w stronę okna, to na nią, zawarczał jednostajnie, wyraźnie czymś poruszony. W końcu zatrzymał spojrzenie na oknie i lekko się uniósł na łapach, jakby wskazując, że to właśnie tam dzieje się coś niepokojącego. Zaintrygowana dziewczyna zmrużyła oczy i powoli przeniosła swoje spojrzenie z pupila na okno. Dosłownie chwilę później doznała wrażenia, że na zewnątrz zrobiło się dziwnie cicho, a ona sama jest obserwowana. Zaciekawiona do granic możliwości podeszła do okna, aby wypatrzeć za nim cokolwiek godnego uwagi lub niepokojącego, ale nic takiego nie dostrzegła.

          - Jesteś pewien Athira, że tam się coś dzieje? - zapytała, zerkając na niego przez ramię. Widząc skupione na sobie spojrzenie pupila, przymknęła powieki, aby porozumieć się z nim bardziej szczegółowo. Chwilę później już wiedziała, że przy bramie miasta są jacyś nowoprzybyli faery, a wśród nich jest jeden, którego ciało wyjątkowo silnie koncentruje w sobie maanę i energię. W dodatku wyróżnia go jakiś szczególny zapach napięcia i zdenerwowania, a poza tym ogólnie jego zapach różni się od pozostałych. Na koniec, Athira ostrzegł ją, że to właśnie ta osoba wzbudza jego największe obawy.

          - Inaczej mówiąc, myślisz, że powinnam uważać na kogoś z nowoprzybyłych? - zaśmiała się, podchodząc do różanego liska, na co ten odpowiedział jej cichym skomleniem i lizaniem po rękach. Przez moment tarmosiła go pieszczotliwie za uszami, po czym ucałowała go w czubek głowy i dodała z rozczuleniem: - Obiecuję ci maleńki, że będę ostrożna.

          Reszta przedpołudnia minęła Shairisse spokojnie, a nawet dość nudno, biorąc pod uwagę, że w Kwaterze przebywali nowi delegaci. Starała się nie myśleć o swoim dziwnym poranku, jednak gdzieś z tyłu głowy krążyła jej natrętna myśl, że stanie się coś złego. Kiedy podczas treningu nagle pojawiła się Ykhar, informując, że pilnie proszona jest o przyjście na zebranie, wówczas jej intuicja zaczęła bić na alarm.

          - Komu zależy na mojej obecności? - zapytała zaciekawiona, przerywając ćwiczenia.

          - Jeden z delegatów chciałby cię osobiście poznać - zaśmiała się nerwowo króliczyca.

          - Mnie? Z jakiego powodu? - dopytywała, czując narastający niepokój.

          - Tego nie wiem, ja tylko miałam przekazać ci informację... - odparła ruda brownie, stresując się coraz bardziej.

          - No dobra, niech będzie - mruknęła Shairisse. - Prowadź nas na to spotkanie...

          - Tyle że zaproszona jesteś wyłącznie ty - jęknęła Ykhar, patrząc przepraszająco to na Leiftana, to na Itzala. - Sama... bez towarzystwa...

          - Bez nich nie idę - powiedziała dobitnie, a zatrzymując się, złapała obu mężczyzn pod ramię i przyciągnęła bliżej siebie.

          - No... yyy... jak chcesz... - stwierdziła w końcu króliczyca, jąkając się nerwowo i oblewając rumieńcem. - Ja tylko przekazuję informacje...

          - No to chodźmy - oznajmiła triumfalnie, jeszcze mocniej wczepiając się w swoich opiekunów.

          Przez całą drogę do budynku ich trójka szła w niewielkiej odległości za króliczycą i żywo dyskutowała, zastanawiając się, dlaczego któremuś z delegatów zależy, aby ją poznać i to osobiście. Shairisse z każdym krokiem czuła, jak narasta w niej strach i podenerwowanie, a w szczególności, że przypomniała sobie poranną wymianę myśli z Athirą. Tajemnicza osoba, której ciało silnie kumuluje maanę i energię, której zapach nie pasuje do pozostałych, a do tego już od samej bramy jest spięta i nerwowa... Obawiała się, że tą osobą jest nie kto inny, jak Necrofita.

          Wchodząc na stołówkę, zobaczyła rząd zestawionych stołów, gdzie po jednej stronie siedzieli wszyscy z Lśniącej Straży, a po drugiej siedmioro delegatów. Od razu poczuła, że serce zaczyna jej walić jak oszalałe, myśli kłębić się niemiłosiernie, a dłonie coraz bardziej pocić się z nerwów. Sześciu emisariuszy ubranych było w niemal identyczne stroje, wyglądające trochę jak mundury z dawnych czasów, tyle że dużo strojniejszych i bardziej błyszczących od złotych dodatków. Jednak siódmy z delegatów wyróżniał się swoim strojem, gdyż ubrany był w szatę, która do złudzenia przypominała habit w krwistoczerwonym kolorze, a do tego sprawiała wrażenie, jakby uwalniały się z niej jakieś opary. Tajemniczy wygląd tego posła wynikał zapewne też z tego, że założony na głowę kaptur, nachodził również na twarz, zakrywając całą jej górną część, w tym oczy. Pod ścianami, dookoła całego pomieszczenia stali uzbrojeni strażnicy ze Straży Obsydianu i kilku alchemików, bacznie obserwując wszystkich zebranych.

           - Jesteśmy już - zawołała Ykhar i jak na komendę, oczy wszystkich zgromadzonych skierowały się na przybyłych.

          - Miałaś przyprowadzić tylko Shairisse - odezwała się Miiko, spoglądając na króliczycę wymownie.

          - Wiem, ale... ona... - brownie zaczęła się nerwowo jąkać, robiąc się przy tym cała czerwona na twarzy.

          - Nie miej jej za złe - odezwała się Shairisse, robiąc dwa kroki do przodu. - To ja nalegałam, żeby Itzal i Leiftan mi towarzyszyli.

          - Ale dlaczego? - zdziwiła się dama Huang.

          - Ponieważ tylko z nimi czuję się bezpiecznie.

          - Rozumiem - uśmiechnęła się fenghuang. - Tutaj jednak nikt ci nie zagraża...

          Kobieta nagle przerwała, gdyż w tym właśnie momencie delegat w dziwnej szacie, nie spuszczając wzroku z dziewczyny, zaczął się powoli podnosić z miejsca. Zaklinacz i Leiftan spojrzeli na siebie porozumiewawczo i obaj szybko stanęli przed przyszłą mamą, gotowi bronić jej przed ewentualnym atakiem. W jednej też chwili wszyscy strażnicy zrobili krok do przodu, wyraźnie gotowi do działania, a Jamon niemal jednym szybkim ruchem doskoczył do emisariusza.

          - Stać! - ryknął ogr i próbował złapać jegomościa za ramię, ale nie wiedzieć czemu, ręka przeszła przez niego, jakby ten był zjawą lub duchem.

          Delegat nie zwracając uwagi na powstające zamieszanie i nie przejmując się Jamonem, który usilnie próbował go zatrzymać, albo chociaż pochwycić, ruszył w stronę Shairisse, wpatrując się w nią intensywnie. Jego sposób poruszania się był płynny i jednostajny, a przez to wręcz enigmatyczny. Poseł sprawiał bowiem wrażenie, jakby jego postać lewitowała, a otaczające go powietrze drgało delikatnie, natomiast materiał u dołu jego dziwnej szaty wydawał się samoistnie pełzać, nie dotykając jednak przy tym podłogi.

          - A więc to ty... - odezwał się delegat ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego z Shairisse i zatrzymując się niemal na równi z Leiftanem i Itzalem. Jego głos był głęboki i rezonujący, ale brzmiał tak nietypowo, że miało się wrażenie, iż słyszy się go już w samej głowie, a nie poprzez uszy. Dodatkowo ton jego głosu w żaden sposób nie zdradzał, jakie jest jego nastawienie względem niej.

          Nagle czas jakby prawie się zatrzymał, harmider ustał, a wszyscy poruszali się w mocno zwolnionym tempie. Natomiast emisariusz zsunął z twarzy kaptur i wówczas ukazały się jego czarne niczym nocne niebo oczy, pozbawione zarówno białek, jak i tęczówek. Shairisse stała jak zahipnotyzowana i nie mogła się poruszyć.

           - Ja? - zapytała zaskoczona i przerażona jednocześnie. - Co ja?

          - Jesteś pomostem - wyszeptał tajemniczy delegat, w mgnieniu oka znajdując się za jej plecami.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*chimori - ślepy chowaniec, który posiada niezwykły dar jasnowidzenia (mówi się, że jego sny przepowiadają przyszłość)

Czytaj Dalej

To Też Polubisz

50.3K 1.8K 112
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
44.3K 2K 54
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
6.9K 361 22
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...
18K 578 38
Co, gdy na liście Jacoba Smitha, szefa mafii, pojawi się dość młody policjant? |Rozpoczęcie:10.12.2023r |Koniec:21.04.2024r...