TWO SHINING HEARTS | RISK #1

By itsmrsbrunette

185K 6K 7.2K

~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpal... More

WSTĘP
Prolog
1. Gorzej być nie mogło.
2. Nie patrz tak na mnie.
3. Decyzja zapadła.
4. Połamania nóg.
5. Jestem twoją dłużniczką.
6. Idź do domu.
7. Nie doceniasz mnie.
8. Ale z ciebie egoista, stary.
9. Tego jeszcze nie grali.
10. Winni się tłumaczą.
11. Życie za życie.
12. To wy ze sobą nie kręcicie?
13. Nie ze mną takie gierki.
14. Głupi zawsze ma szczęście.
15. Otwórz się na uczucia.
16. Nie chcę twoich tłumaczeń.
17. Pieprzyć moralność.
18. To przecież Ethan.
19. Jedyna szansa.
20. Nasza mała tajemnica.
21. Wóz albo przewóz.
22. Ja i tylko ja.
23. Nie wychodź.
24. Moment zwątpienia.
25. Puste słowa.
26. Jedenaście dni.
27. Miarka się przebrała.
28. Nie jestem taka łatwa.
30. Sprawy się skomplikowały.
31. Kilka słów.
32. To i wiele więcej.
33. Dotyk szczęścia.
34. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
35. Moje bezpieczeństwo.
36.1. Cyrk na kółkach.
36.2. Napraw to.
37. Banda idiotów.
38. Teraz albo nigdy.
39. Początek końca.
40. Bezsilność.
Epilog
Podziękowania

29. Nie zaczynaj czegoś, czego nie umiesz skończyć.

3.1K 110 217
By itsmrsbrunette

Lubię ten rozdział i mam nadzieję, że wy też go polubicie. Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota x

Rozdział dedykuję oliweczkasliweczka w podziękowaniu za ogromną aktywność!

twitter: #shiningheartsIMB

Wysiadłam z autobusu, narzekając pod nosem na tłumy wewnątrz. Gdybym musiała jechać choć przystanek dalej, chyba bym zwariowała. Przeszłam parę przecznic, a za zakrętem już wychylał się znajomy, ogromny budynek, zwany też przez wielu pierdolnikiem. Obejrzałam się za siebie i z uwagą przeskanowałam teren dookoła, upewniając się, że nie zostanę przez kogoś zauważona. W pobliżu nie było żywej duszy.

Chwilę później z taksówki wysiadła długonoga blondyna. Wspominałam już, że była wygodna i nigdy nie jeździła komunikacją miejską? Jeśli nie, to właśnie to robię. Obcasy botków zetknęły się z asfaltem, po czym siedemnastolatka ubrana w musztardową spódniczkę, białą koszulę z ćwiekami i beżowy płaszcz zmierzała w moją stronę. Gdy dzieliły nas może dwa metry, uśmiechnęła się cwanie i podbiegła bliżej, oplatając mnie chudymi ramionami.

Gdy się od siebie oderwałyśmy, złapałyśmy charakterystyczny tylko dla nas kontakt wzrokowy, a Crystal zmierzwiła dłonią długie, zakręcone włosy, odrzucając je na plecy.

— Moja mała Des dorasta! — wrzasnęła z podnieceniem i kilkukrotnie przeskoczyła z nogi na nogę, prawie upuszczając swoją dużą torbę na ziemię.

— Dorosłam szybciej od ciebie. — Wystawiłam do niej język, za co zdzieliła mnie w bok. Zrobiła krok i owinęła dłońmi moje ramię. — Jak będziesz ekscytować się na głos, ktoś nas usłyszy — wytknęłam jej, a ona przewróciła oczami. — Poza tym, nie rozumiem, czym tu się ekscytować.

Spojrzała na mnie, jakbym właśnie popełniła niewybaczalny grzech.

— Dziewczyno, przeżywam to bardziej niż swoją pierwszą randkę! — pisnęła, a ja po raz kolejny musiałam ją uciszać. — Za ile będzie?

Spojrzałam na zegarek. Siódma pięćdziesiąt dwa.

— Teoretycznie za trzy minuty — mruknęłam. — Możesz się zwijać.

Palce Torres wręcz boleśnie zacisnęły się na moim ramieniu. Skrzywiłam się i spróbowałam wyrwać, ale nic nie zdziałałam.

— Zwijać?! Nie, nie, kochanie. Zamierzam poczekać do ostatniej sekundy i oglądać to piękne przedstawienie. W zasadzie należałoby to nagrać. Takie coś zdarza się raz na milion! — Przyłożyła dłoń do ust, łapiąc się na byciu zbyt głośną. Pokręciłam głową z dezaprobatą. — Myślisz, że jest przygotowany? Och, oczywiście, że jest. Nie wygląda na głupiego, a już na pewno nie na niedoświadczonego. — Wzruszyła ramionami i zaczęła grzebać w torbie. — Wiesz co? Na wszelki wypadek też bądź przygotowana. Czekaj, powinnam mieć coś w torebce. Przezorny zawsze ubezpieczony.

— Crystal — jęknęłam z zażenowaniem. Ta wariatka była niereformowalna.

— Masz rację, lepiej zadzwonię do Melissy. To ona jest w tym specjalistką — rzuciła dwuznacznie.

Moja ręka szybko spotkała się z czołem, zostawiając po sobie charakterystyczny dźwięk. Pokręciłam głową z dezaprobatą, po czym ukryłam twarz w dłoniach, nie dowierzając, że prowadziłam z nią tę konwersację.

Gdy skończyłam zastanawianie się nad sensem tej wieloletniej przyjaźni, spojrzałam na nią spomiędzy palców. Z dumnym uśmieszkiem wpatrywała się w jezdnię, jednocześnie oglądając swoje długie paznokcie z delikatnym wzorem. Przygryzała wargę, która została pomalowana matową szminką, a gęste rzęsy przysłaniały mi możliwość dojrzenia jej oczu. Mimo makijażu i ekstrawaganckiego ubioru, była bardzo dziewczęca i naturalna.

Wyglądała bosko. Zawsze tak wyglądała.

— Poprosił mnie o pomoc — zaznaczyłam. — Nie będziemy robić nic niemoralnego. Jesteśmy przyjaciółmi, do diabła.

Parsknęła cynicznym śmiechem. Próbę odezwania się przerwał jej odgłos silnika. Czarny Mercedes zbliżał się w naszym kierunku w powolnym tempie. Przyjaciółka wyszczerzyła się z podniecenia, a wręcz zagwizdała z podziwem na widok znajomego samochodu. Szturchnęłam ją łokciem w bok, za co skarciła mnie zabijającym spojrzeniem. Nie minęła chwila, a sportowe auto zaparkowało przy krawężniku, tuż obok nas. Szyba po stronie pasażera zaczęła zjeżdżać w dół, a ja przechyliłam głowę, zerkając na Crystal.

— Kryj mnie. Jeśli ktoś się dowie, będzie po mnie. — Wykonałam palcem wskazującym ostrzegawczy ruch, a blondyna skinęła twierdząco głową. Złożyła przelotnego całusa na moim poliku i popchnęła mnie w kierunku samochodu. Złapałam za klamkę i ostatni raz przed wejściem do środka, odwróciłam się w jej stronę. — Nikomu ani słowa. Nikomu.

Miałam wrażenie, że kompletnie mnie zignorowała, bo podczas mojego monologu już wypatrywała Ethana przez uchylone okno. Gdy zapinałam pasy, machała do niego cwanie i wymieniali się porozumiewawczymi uśmieszkami.

— Nie każ mi obijać ci mordy  — zaszczebiotała i zaczepnie mrugnęła okiem. Jeśli chciała zabrzmieć groźnie, nie udało jej się to.

— Tak jest, szefowo. Będę grzeczny jak ta tutaj — odpowiedział Ethan, wskazując na mnie ruchem głowy. Nachylał się nad moim ciałem, by być bliżej okna i ucieszonej Torres.

— W takim razie ci nie ufam — zaśmiała się, zupełnie ignorując moją obecność. Chciałam przypomnieć, że wciąż tu byłam i wszystko słyszałam, ale wyprzedziła mnie. — Nie szalejcie za bardzo!

Z tymi słowami puściła nam oczko i jakby nigdy nic zwinnym krokiem zaczęła maszerować w stronę szkoły, która znajdowała się za zakrętem. Westchnęłam z niedowierzaniem i spuściłam wzrok na swoje nogi okryte w szerokie jeansy z dziurami na kolanach. Ethan uśmiechnął się nonszalancko i odpalił silnik. Odjeżdżaliśmy spod szkoły jeszcze zanim zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję.

Z radia dobiegała jedna z piosenek Shawna Mendesa, więc automatycznie nachyliłam się nad urządzeniem i położyłam palce na pokrętle, zwiększając głośność. Czułam na sobie cwane spojrzenie kierowcy, zarówno gdy to robiłam jak i w chwili, w której opadłam plecami na oparcie siedzenia. Wystukiwałam paznokciami rytm utworu. Nie mogłam nic poradzić na to, że uwielbiałam tego wokalistę.

Ku mojemu  zaskoczeniu, Ethan znał tekst i nie krępował się, aby go nucić. Nie posądziłabym go o słuchanie takiej muzyki. Znał twórczość Shawna Mendesa, czym automatycznie sobie u mnie zaplusował. Wsłuchiwałam się w aksamitny głos bruneta, w międzyczasie dalej nucąc pod nosem. Kiedy piosenka się skończyła, niebieskooki odchrząknął i zerknął na mnie kątem oka. 

— Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że zgodzisz się dziś ze mną pojechać — przyznał, patrząc na drogę poprzez przednie lusterko. — Z tego co mówiłaś, twoja mama bardzo przywiązuje wagę do szkoły, a ty siedzisz tu ze mną, zamiast być na lekcjach. Wolę nie myśleć, co by mi zrobiła, gdyby dowiedziała się, że to był mój pomysł.

Fakt. Nie powinnam opuszczać szkoły, szczególnie przed maturą, która była za niecałe trzy miesiące. Moje postępowanie nie było zbyt mądre, tym bardziej że wciąż obowiązywał mnie szlaban. Sęk w tym, że jeśli chciałam zobaczyć się z Ethanem, czy kimkolwiek innym, musiałam to zrobić w trakcie lekcji. Po południu, zgodnie z godziną, o której kończyłam zajęcia, miałam stawić się w domu. To był ten genialny sposób matki na pilnowanie mnie.

Przechyliłam głowę, przyglądając się lekkości, z jaką ręce Ethana operowały kierownicą. Był do tego stworzony.

— Strzelam, że powiesiłaby cię na drzewie w naszym ogrodzie. Swoją drogą to, co zrobiłeś, jest bardzo ciekawe, bo doskonale pamiętam, jak ktoś tu mówił, że nie będzie mnie demoralizował. — Uśmiechnęłam się zaczepnie i zmierzyłam go oceniającym wzrokiem. — Okłamałeś mnie już na początku — zażartowałam z udawaną powagą. 

— Aż tak dokładnie pamiętasz nasze rozmowy? — zapytał, a po wargach błąkał się mu dwuznaczny uśmiech. — Ja też pamiętam, jak mówiłaś, że się nie stresujesz, a jednak przed przesłuchaniem do zespołu aż musiałem cię przytulić, żebyś przestała się denerwować — odgryzł się, na co przewróciłam oczami.

Cwaniak.

— Kto powiedział, że pomogłeś mi się nie denerwować? — Hardo uniosłam brodę, a w zamian Ethan strzelił mi krótkie, pobłażliwe spojrzenie, które niemal krzyczało, że mam się nie pogrążać.

W międzyczasie skręciliśmy w przecznicę, która nie była po drodze do mieszkania bruneta. Poznawałam tę trasę, ale jeśli rzeczywiście zabierze mnie do miejsca, które przychodzi mi do głowy, będę lekko zaskoczona. Nigdy wcześniej tego nie robił. We dwójkę zawsze spotykaliśmy się w osobistym lokum Ethana.

— Jeśli rzeczywiście ci nie pomogłem, musisz być doskonałą aktorką, bo po moim dotyku wyglądałaś na zrelaksowaną. — Wzruszył ramionami i przegryzł dolną wargę. — W takim razie ty też mnie oszukałaś. — Zmarszczyłam brwi i lekko się skrzywiłam, bo nie spodziewałam się takiego kontrataku. — Jeden zero dla mnie, gnojku. Dam ci radę. Nie zaczynaj czegoś, czego nie umiesz skończyć.

— Żebyś się nie zdziwił. — Pacnęłam go w ramię, a w reakcji chłopak syknął z niezadowoleniem. Skrzyżowałam ramiona na biuście i odchyliłam głowę, przymykając powieki z lekkim uśmiechem. — Jeden jeden, skarbie.

W odpowiedzi parsknął cichutko i zamknął jadaczkę, pozwalając mi się delektować chwilą. Lubiłam jeździć samochodem, o ile kierowca prowadził zgodnie z przepisami i moje życie nie było zagrożone. Sam zapach wewnątrz był naprawdę przyjemny i uspokajający. Lubiłam tę mieszankę, szczególnie że bardzo pasowała do jej właściciela.

— Jutro wylatuję. — Uchyliłam powieki i zerknęłam na Ethana z konsternacją. Nie wiedziałam, że gdzieś się wybierał. Nie byłam do końca zadowolona z takiego biegu wydarzeń. — Wracam pod koniec przyszłego tygodnia.

Nie będzie go tydzień. Och, nie sądziłam, że gala dla potencjalnych zawodników drużyny koszykarskiej odbywa się w innym mieście i w dodatku zajmie mu tydzień.

— Dokąd lecisz? — spytałam neutralnie, choć koncepcja wyjazdu Pierce'a nie była spełnieniem moich marzeń.

Przejechał dłonią po włosach i zwrócił spojrzenie na mnie. W międzyczasie zorientowałam się, że wjeżdżaliśmy na osiedle, na którym znajdował się jego dom rodzinny. To właśnie tam odbyły się urodziny Lizzie, impreza halloweenowa, jak i wiele innych. Brunet spoglądał kolejno w lusterka i na mały ekran w samochodzie, który pozwalał mu zobaczyć, czy za pojazdem może być coś, w co dałoby się uderzyć.

— Do Lexington — powiedział mimochodem i jednocześnie skończył parkować. Mercedes zatrzymał się, silnik zgasł, a Ethan szybko wyszedł na zewnątrz. Nie minęło dwadzieścia sekund, a już otwierał drzwi po mojej stronie, czekając, aż wysiądę z samochodu. Upewniłam się, że wzięłam wszystkie rzeczy i postawiłam stopy na chodniku. Zamknęłam za sobą klapę, a następnie zaczęliśmy podążać w kierunku wielkiej budowli przypominającej bardziej hotel niż budynek mieszkalny. — Jutro rano mam samolot, wieczorem jest gala. Od poniedziałku zaczynam testy, a w przyszły piątek w ramach zakończenia gramy mecz. Potem już tylko czekam na decyzję.

Skinęłam głową i szturchnęłam go łokciem.

— Zanim dopuszczą cię do testów sportowych, powinni zrobić ci testy psychiczne. Wątpię, że tam wszystko jest w porządku. — Stuknęłam go palcem w czoło i sztucznie się wyszczerzyłam. — Dwa jeden dla mnie, skarbie.

Uwielbiałam się z nim droczyć. Gdy robił się rozdrażniony, zaczynał się czerwienić.

— Robiąc mi testy psychiczne, powinni zacząć od ciebie. Gdy zdobędę jakieś informacje, od razu do ciebie zadzwonię... — Złożył usta w ciup i natychmiast przyłożył do nich dłoń. — Nie, czekaj. Przecież nie masz telefonu.

— Mam za to laptop, który chętnie rozbiję na twojej pustej głowie — odpyskowałam, przypominając mu, w jaki sposób kontaktujemy się, odkąd mama skonfiskowała moją komórkę.

Wbrew pozorom nie tak trudno w ramach komunikacji korzystać z Messengera czy Skype'a na komputerze. Jest to bardziej uciążliwe i czasochłonne, ale przynajmniej działa.

— Nie cwaniakuj, smarkaczu. Jeszcze jeden taki wyskok, a wykonam telefon do pani Dallas i z przyjemnością opowiem, gdzie teraz znajduje się jej kochana córeczka. — Puścił mi oczko i zostawiając mnie w tyle, wspiął się po paru schodkach prowadzących na ganek. Przewróciłam oczami i podążyłam za nim. Wyjął z kieszeni klucz i przekręcił nim zamek, otwierając przede mną drzwi wejściowe.

— Konfident z ciebie — mruknęłam, wycierając buty o wycieraczkę. Standardowo przepuścił mnie w drzwiach, a nawet wziął ode mnie kurtkę, którą powiesił na wieszaku. — Ktoś jest w domu?

Zdjął buty i spojrzał na mnie z powagą.

— Tak, ja i pewna irytująca dziewczyna, której imię zaczyna się na literę D. Jest obrzydliwie pyskata — skwitował i zaczął iść przed siebie.

Maszerowałam za nim, przedrzeźniając go pod nosem. Na początku weszliśmy do kuchni. Była przestronnym, naprawdę dużym pomieszczeniem z ładnym wystrojem. Nie wiem, kto projektował wnętrza w tej posiadłości, ale zrobił to nieziemsko. Każdy szczegół był dopięty na ostatni guzik, wszystko idealnie do siebie pasowało i wyglądało na zadbane i drogie. Droższe niż całe moje życie.

Brunet oparł się o szafkę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Wskazał ruchem głowy na wysoki hoker kuchenny, więc posłusznie na nim usiadłam. Oparłam łokcie na blacie i z zaciekawieniem wpatrywałam się w jego rozjaśnioną w beztrosce twarz.

— Jadłaś śniadanie? — zapytał, nie ruszając się z miejsca. Skrzywiłam się, kręcąc przecząco głową. Oczywiście, że nie zjadłam. Tego poranka obudziłam się dwadzieścia minut przed wyjściem z domu. Nie miałam czasu na myślenie o posiłku. — Dobra, coś ci wykombinujemy.

Zamyślił się, jednak nie na długo, bo zaraz potem stał przy otwartej lodówce, skanując wzrokiem całą jej zawartość. Śledziłam oczami poczynania Ethana, głupio się przy tym uśmiechając. Bawił mnie widok go w takim naturalnym wydaniu. Zawsze wymyślał nam atrakcje pokroju wypadu na plażę czy na świąteczny jarmark, a dziś tak po prostu robił dla mnie śniadanie. W szarym dresie i roztrzepanych włosach poniekąd wyglądał uroczo. Rękę dam sobie uciąć, że wstał dosłownie chwilę przed przyjechaniem po mnie. Pierce zazwyczaj dbał o porządny wygląd i mało kiedy pokazywał się ludziom w ubraniach przypominających piżamę.

Cieszyłam się, że ufał mi na tyle, by bez skrupułów czuć się przy mnie komfortowo w takim wydaniu. Nie odzywałam się, by mu nie przeszkadzać. W radiu wbudowanym w jedną z szafek rozbrzmiała następna piosenka, która była powodem błogiej emocji, jaka mnie opanowała. Nie jest to, broń Boże, żaden rap, a zwykły, pasujący do klimatu, spokojny utwór Bruno Marsa, którego twórczość od dawna śledziłam dość uważnie.

If you ever find yourself stuck in the middle of the sea, I'll sail the world to find you...

Do moich uszu dotarł miękki, przyciszony głos Ethana zaczynającego śpiewać tekst piosenki. To nieprawdopodobne jak bardzo zmieniała się barwa jego głosu za każdym razem, gdy śpiewał. Z niskiego barytonu, którego tembr niby przyjemnie, jednak nadal drażnił uszy, zamieniał się w delikatny, relaksujący ton, wprawiający w błogie odprężenie. Nie mogłam ukrywać tego, że naprawdę uwielbiałam słuchać, gdy to robił.

Miałam słabość do przystojnych chłopców o aksamitnych głosach, okej?

Zresztą przyjemność nie kończyła się tylko na słuchaniu. Gdy oddawał się muzyce, nieważne, czego złego by wcześniej nie zrobił, nagle po prostu dobrze patrzyło mu z oczu. W tych dużych morskich tęczówkach tliły się nieposkromione iskry. To niesamowite, że kogoś takiego jak on mogło łączyć z muzyką coś tak silnego.

We find out what we're made of when we are called to help our friends in need...

I choć światowej piosenkarki nigdy ze mnie nie będzie, bez żadnych skrupułów postanowiłam się do niego przyłączyć. Swoboda, jaką odczuwałam, gdy był w pobliżu sprawiała, że ostatnio przestawałam używać hamulców, gdy byłam w jego towarzystwie. To przerażające.

You can count on me like one, two, three. I'll be there... — Nasze głosy mieszały się ze sobą. Ethan wyglądał na zdziwionego, bo odwrócił się przez ramię i spojrzał na mnie z dumnym, niemal ojcowskim uśmiechem. — And I know when I need it I can count on you like four, three, two. You'll be there...

Tymi słowami skończyłam swój muzyczny popis, czego nie można powiedzieć o Ethanie. W dalszym ciągu zajmował się przygotowaniem śniadania, a jednocześnie komicznie kołysał biodrami i wyśpiewywał kolejne zwrotki. Jeszcze nie raz zerkał na mnie przez ramię i uśmiechał się łagodnie, a ja odnosiłam wrażenie, że w słowach głupiej piosenki kryło się sporo prawdy, do której nie potrafiliśmy się przyznać. On był dla mnie już od dawna i coś podpowiadało mi, że będzie jeszcze przez długi czas. Cóż, powoli uświadamiałam się, że i ja byłam dla niego. Może nie zawsze to okazywałam, odpychałam tę myśl jak największy koszmar i rzadko się z nim zgadzałam, ale prawda była taka, że nieświadomie chciałam mu pomagać. Normalne ludzkie gesty takie jak łapanie za rękę czy współczucie, dla mnie wcale nie były takie podstawowe, jednak gdy Ethan był obok, to wszystko przychodziło mi tak naturalnie, że niemal tego nie kontrolowałam.

Gdybym podświadomie nie odczuwała potrzeby wspierania go, po co siedziałabym teraz w jego kuchni, zamiast być na lekcjach, bo mnie o to poprosił? Chyba powinnam głębiej zastanowić się nad swoim zachowaniem. Zaczynałam tracić kontrolę.

Parę minut później wylądował przede mną kubek gorącej herbaty i talerz, na którym leżały dwa niesamowicie pachnące tosty. Podejrzliwie spojrzałam na Ethana, który siedział naprzeciwko mnie i zabierał się za zjadanie swojej porcji. Gdy to wyczuł, zastygł w bezruchu i westchnął z rozbawieniem.

— Nie patrz tak w ten talerz, przecież cię nie otruję. — Pokręcił głową i spuścił wzrok na moje ręce. — Smacznego, Des. Jedz — powiedział i wziął spory kęs swojego tosta. Miałam zamiar zrobić to samo, ale przerwał mi machnięciem ręki. Zdziwiłam się. — Albo w sumie wiesz co? Jeszcze tego nie jedz. Mam pewien warunek.

Ściągnęłam brwi, unosząc brodę. Przez chwilę kłóciliśmy się poprzez kontakt wzrokowy, ale wreszcie odpuściłam. Zrobiłam się dla niego zbyt uległa.

— Jaki znowu warunek? — westchnęłam bezsilnie.

Gdy kąciki ust Ethana powędrowały do góry, wiedziałam już, że nie wymyślił nic mądrego.

— Uśmiechnij się — mruknął i wzniósł ręce w taki sposób, że wyglądał, jakby robił mi zdjęcie. Skrzywiłam się, ale gdy nie ustępował przed dłuższy moment, zacisnęłam zęby i poddałam się mu. Sztucznie się wyszczerzyłam, co musiało wyglądać komicznie, bo parsknął gardłowym rechotem. — Wolałbym raczej, abyś uśmiechnęła się tak jak na plaży, a nie jak na wizycie u dentysty. — Wzruszył ramionami. — Tamten uśmiech lubię zdecydowanie bardziej.

Przewróciłam oczami, nie pochwalając tego głupiego pomysłu. Ale kiedy popatrzyłam na jego wyraz twarzy, a przede wszystkim oczy, które błagały mnie, bym spełniła prośbę, przestałam się przed tym wzbraniać i pozwoliłam sobie na ten szczery uśmiech. Gdy go dostrzegł, zmarszczył nos i mruknął, że teraz było o wiele lepiej. Nie mogłam przestać cieszyć się jak wariatka, bo ten kretyn cały czas próbował mnie rozśmieszyć. W pewnym momencie niemal zakrztusiłam się herbatą, co jeszcze bardziej go rozbawiło.

— Ethan? — spytałam, przegryzając tosta. Od razu kazał mi kontynuować. — Dlaczego nie mieszkasz w tym domu na co dzień?

Odłożył filiżankę z kawą na blat i przejechał dłonią po włosach.

— Ostrzegam, nie kryje się za tym jakaś mroczna historia. Nie, mama nie wyrzuciła mnie z domu — zażartował. Rozejrzał się po pomieszczeniu i znów utkwił wzrok we mnie. — Lubię być niezależny i mieć czasem święty spokój. A spróbuj postawić obok siebie moją siostrę i pojęcie spokoju. Kocham Lizzie, ale nie wytrzymałbym z nią pod jednym dachem. Jej nigdy nie wyczerpują się baterie, a to ponad moje siły.

Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o młodej Pierce, dojadając śniadanie. Następnie weszliśmy na piętro, na którym znajdował się pokój Ethana. Pomieszczenie było ogromne. Ściany granatowe, a panele podłogowe w rudawym odcieniu drewna. Na środku stało małżeńskie, spore łóżko. Naprzeciw wisiał telewizor przypominający rozmiarem ekran kinowy. Zauważyłam też długie, nowoczesne biurko, a w kącie stał niewielki narożnik w odcieniu szarości. Po zobaczeniu czterodrzwiowej szafy myślałam, że widziałam już wszystko. Myliłam się. Za działową ścianką skrywał się najprawdopodobniej najcenniejszy dobytek Ethana. W rogu prezentował się piękny, połyskujący fortepian, który spowodował, że rozchyliłam wargi z wrażenia.

Wiedziałam, że rodzina Pierce'a była bogata, ale nie podejrzewałabym go o tak pokaźny instrument we własnym pokoju. To szalone!

Spostrzegłam, że z zaciekawieniem przypatrywał się mojej reakcji. Domknęłam usta, nie chcąc wyjść na wariatkę i ułożyłam ręce na biodrach.

    — Nie wspominałeś, że twój pokój to takie imperium — stwierdziłam i dzielnie znosiłam rozbawienie gospodarza. Niecodziennie bywało się w takich pokaźnych pomieszczeniach. Moja reakcja była w stu procentach normalna. Przeniosłam wzrok na fortepian. — Nie wiedziałam, że grasz.

Ethan machnął lekceważąco ręką i podszedł do szafy, przesuwając drzwi na bok.

— To nic specjalnego — westchnął obojętnie. Odniosłam wrażenie, że niekoniecznie chciał o tym rozmawiać. Stał przy meblu z ubraniami i powoli przewracał kolejne części garderoby.

Zmarszczyłam brwi. Przecież uwielbiał muzykę, więc niby dlaczego wyrażał się o tym instrumencie w taki sposób? Pierwszy raz usłyszałam w jego głosie taką niechęć. Może nie dziś, bo czas nas gonił, ale pewnego dnia wyciągnę z niego więcej na ten temat.

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, podeszłam do regału z książkami i bezwstydnie zaczęłam przeglądać poszczególne tytuły. Chwyciłam jeden egzemplarz w rękę, gdyż od dawna chciałam kupić tę powieść, ale było mi do niej nie po drodze. Otworzyłam ją na pierwszej stronie i zapominając o całym świecie, zaczęłam pochłaniać wzrokiem każde następne słowo. Uwielbiałam czytać.

— Jaką mam założyć? — Usłyszałam za plecami.

Nie odwracając się w jego stronę, domyśliłam się, że chodzi o koszulę. W końcu przywiózł mnie tutaj, żebym pomogła mu wybrać strój na jutrzejszą galę. Przywołałam w głowie wygląd jego twarz, głębię tęczówek i ciemną czuprynę, a potem dopasowałam do nich kilka kolorów. Bingo.

— Czarną — rzuciłam z przekonaniem i wróciłam do wertowania kartek.

Przez chwilę nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, a jedynie dźwięk naciąganego materiału koszuli. Potem dotarło do mnie bezradne, zaniepokojone westchnienie.

— To mamy problem — jęknął Ethan. — Zgadnij, w czym się nie mieszczę.

— W drzwiach do przymierzalni? — Odwróciłam się w jego kierunku z chytrym uśmieszkiem.

Jemu najwidoczniej nie było do śmiechu, bo zmroził mnie wzrokiem i gwałtownie szarpnął za oba brzegi koszuli, chcąc dopiąć guziki. Nie było szans, że mu się to uda. Nie wiem, kiedy ostatnio miał na sobie to ubranie, ale wyglądało ono jak szyte na czternastolatka. Zakładam, że przez te lata nieco wypracował sobie ciało, przez co wszystko na czele z barkami i ramionami trochę urosło.

Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co mu na to poradzić. Zamknęłam książkę i odłożywszy ją na półkę, podeszłam bliżej i usiadłam na krzesło stojące przy fortepianie, nawet nie pytając chłopaka o zgodę. Założyłam nogę na nogę i obserwowałam, jak z frustracją zdziera z siebie przymały materiał. Parę sekund później stał przy szafie w samych dresach. Przejechałam wzrokiem po jego nagim torsie i przełknęłam ślinę. Nie miał sylwetki w typie kulturysty, bo był naprawdę szczupły, jednak mięśnie były bardzo widoczne i zarysowane, a barki szerokie. Wyglądał doskonale.

Myślałam, że nie mógł bardziej mnie do siebie przekonać, ale jak widać, chował w rękawie jeszcze mnóstwo asów. Niech go diabli biorą.

Pod nieuwagę bruneta, który ambitnie szukał czegoś w dużej, drewnianej szafie, wbiłam w niego wzrok. Przechyliłam głowę i w zamyśleniu obserwowałam jego chude, lecz umięśnione plecy, które pracowały za każdym razem, gdy unosił rękę. Moją uwagę przykuł mały, czarny wzorek na lewej łopatce. Pojedyncze, cienkie linie nakreślały kontur lisa wyjącego do księżyca. Symbol był naprawdę drobny, więc nawet nie byłam w stanie stwierdzić, czy dobrze go odczytałam.

Nie podejrzewałabym Ethana o taki tatuaż, ale mimo wszystko mi się on podobał. Tatuaż, nie Ethan.

— No proszę, czego ja się tu dowiaduję. Najpierw fortepian, teraz tatuaż. Co jeszcze przede mną skrywasz? — zapytałam szarmancko, więc odwrócił się przez ramię. Nie odpowiedział i po prostu cwanie się wyszczerzył. — Co oznacza ten wzór?

— Wsparcie — westchnął. — Mam go ja i każdy z chłopaków. Taki symbol przyjaźni.

Zaskakiwał mnie coraz bardziej. Imponowało mi to, że tak łatwo pokazywał emocje i się ich nie wstydził. Mało było chłopaków, którzy wspólnie robili sobie tatuaże w ramach przyjaźni. Prędzej podejrzewało się o to kobiety. Ethan był inny.

Nie skupił szczególnej uwagi na tej wymianie zdań i szybko powrócił do przewracania ubrań w szafie. Przyglądałam mu się z boku, co prędko wyczuł.

— Może zamiast wypalać we mnie dziury wzrokiem, zechciałabyś pomóc? — zapytał, zerkając na mnie momentalnie. — Na moje oko nie ma tu żadnej odpowiedniej koszuli.

Odbiłam się od krzesła i w czterech krokach znalazłam się obok dziewiętnastolatka. Zaczepnie szturchnęłam go ramieniem, na co on odpowiedział mi tym samym i tak w kółko. W międzyczasie zanurkowałam we wnętrzu szafy, skacząc wzrokiem po wszystkich pułkach i wieszakach w celu odnalezienia jakiejś koszuli. Zaśmiałam się pod nosem, gdy mój łokieć wylądował pod żebrami Ethana, co spowodowało, że cicho syknął. Trafiony zatopiony. Przed oczami mignął mi jakiś jaskrawy materiał, więc zaciekawiona sięgnęłam po niego ręką. Z tkaniną w ręce odwróciłam się w kierunku chłopaka i przyłożyłam mu ją do torsu, jakbym chciała zobaczyć, czy pasuje.

— Nie ma mowy, że to na siebie założę. Wybij to sobie z głowy. — Szybko zgasił mój zapał i jednocześnie spotęgował rozbawienie, które odczuwałam. Prowokacyjnie uniosłam brew. Pierce pokręcił głową, sznurując usta. — Nie rób takich oczu, to na mnie nie działa.

Westchnęłam pod nosem, pytając siebie, dlaczego w ogóle zgodziłam się mu pomóc. Najpierw sam o nią prosił, a później wybrzydzał. Niewdzięcznik jak ta lala. Ponownie omiotłam wzrokiem wszystkie możliwe ubrania i po chwili wyciągnęłam kolejną, tym razem lawendową koszulę. Miałam zamiar mu ją pokazać, więc obróciłam się ku niemu, ale sprawa nie poszła po mojej myśli. Ethan kilku minut szukał czegoś na wyższych pułkach, do których ja nie dosięgałam i stał centralnie za moimi plecami, więc teraz miałam przed sobą jego klatkę. Spojrzałam na niego z dołu w momencie, w którym on popatrzył na mnie. Oddychałam płytko, nie spuszczając wzroku z jego zaintrygowanej twarzy.

Jego zapach, ciepło, spojrzenie. Wszystko we mnie krzyczało. Głębia niebieskich oczu wprawiała w zahipnotyzowanie. Nie potrafiłam tego przerwać, chociaż powinnam. Jemu już i tak zależało wystarczająco, a ja nie mogłam na to pozwolić.

Nie byłam dobrym obiektem do ulokowania uczuć, ponieważ nie umiałam ich odwzajemniać. Stałam się zbyt zimna w takich kwestiach, tym bardziej dla Ethana. Był czuły i emocjonalny, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Nie byłam dla niego właściwa, ale jednocześnie nie chciałam go odpychać. Egoistycznie korzystałam z tego, że miałam go blisko, bo wtedy czułam się właściwie. Ten paradoks mnie kiedyś zabije.

Wszystkie mięśnie się spięły, kiedy leniwie nachylił się w moją stronę, po czym przeniósł spojrzenie nieco niżej, trafiając na moje rozchylone usta.     Krew szumiała w uszach, a serce wręcz boleśnie obijało się o żebra. Kiedy popatrzył na mnie z tą swoją delikatnością, coś we mnie pękło.

— Ethan — wymruczałam ochryple, ponownie łapiąc z właścicielem morskich tęczówek niekończący się kontakt wzrokowy. Zadarłam brodę jeszcze wyżej, aby mieć na niego idealną widoczność. — My nie możemy...

— Wiem — wyszeptał bezgłośnie, nie dając mi możliwości na dokończenie wypowiedzi, co spowodowało dreszcz i obudziło nieznane uczucie w moim podbrzuszu. On rozumiał. Nie musiałam się odzywać, aby wiedział.

Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, tocząc przez nie niemą rozmowę wyrażającą więcej niż jakiekolwiek słowa, które padły z naszych ust. Wszystko wydawało się takie specyficzne, ale nie było tak, jak opisują to w książkach. Czas nie zatrzymał się, abyśmy na chwilę mogli zdjąć maski, a wokół nie było żadnych fajerwerków. Zamiast zamienić się w posąg zaabsorbowana jego osobą, po prostu chłonęłam jego obecność, każdy centymetr twarzy, zapach i ciepło, które od niego biło. Skarciłam się w myślach za to, że na ułamek sekundy pokusiłam się o przeniesienie wzroku na malinowe, wąskie wargi, których nie czułam na swoich od tak dawna, a w zasadzie tylko jeden raz. Wystarczyłaby mi chwila, dosłownie sekunda, aby zaspokoić zmysły. Jednak oboje wiedzieliśmy, jak niewłaściwe by to było, choć mimo to żadne z nas nie próbowało tego przerwać.

Po sekundach pełnych napięcia, którego nie mogłam już wytrzymać, Ethan oparł swoje zimne czoło o moje, przeszywając mnie na wylot niebieskimi ślepiami. Niespokojne oddechy mieszały się ze sobą, pozwalając nam czuć drugą osobę jeszcze bliżej. Dotarł do mnie zapach cynamonu pomieszany z nikotyną, której zwykłam tak nienawidzić, a jednak w połączeniu z szalonym chłopakiem przede mną stała się fascynacją. To niedorzeczne, jak działał na mnie ten chłopak. Jeszcze bardziej niedorzeczne jest to, jak na niego reagowałam. Zaczynałam zapominać o wszystkich moich zasadach, gdy był w pobliżu.

Przymknął powieki, więc i ja to zrobiłam, wcześniej ostatni raz zapisując w pamięci jego doskonałą twarz. Odetchnęłam płytko, nie mając odwagi na przerwanie tej chwili. Może i nie mogliśmy pozwolić sobie na nic więcej, a nasza sytuacja była cholernie popaprana, chociaż udawaliśmy, że nie działo się między nami nic dziwnego. Miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Jego obecność zapewniała mi spokój. Chciałam w tym trwać tak długo, jak sprawy się nie skomplikują. Odnajdywałam w nim harmonię, której od dawna szukałam.

Zaczęliśmy coś, czego nie umieliśmy skończyć.

Jak wrażenia? Pod tym akapitem możecie podzielić się ogólnymi przemyśleniami <3

Continue Reading

You'll Also Like

92.4K 5.3K 26
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
1.4M 30.7K 44
1 część dylogii „Lost" ~06.01.2022.~
12.7K 605 22
W jednej talii jest określona liczba kart, które trzeba odkryć. Annabeth będzie musiała rozwiązać zagadkę, którą owiane są jej narodziny. Będzie odkr...
111K 6.7K 33
DRUGA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI. Zniszczony poeta to najpiękniejsza forma sztuki. Christian Bradford po skrzyżowaniu życiowych dróg z skomplikowaną Vale...