Wśród nas || Among Us fanfict...

By mizuwasheree

386 40 249

To miał być zwykły piątek, niby nic szczególnego. Jednak wszystko zmienia się, gdy uczniowie zostali zamknięc... More

0. Postacie
0.5. Prolog
1. Schowek
2. Pudding
3. Awaria
4. Mop
5. Pozbyliśmy się zdrajcy
6. Zdrajca zdrajcy

7. To kto w końcu jest zabójcą?

36 2 24
By mizuwasheree

— Ola... Ola, kurwa, obudź się! — Martyna szturchała swoją śpiącą przyjaciółkę.

— Co... Co się stało? — Przebudziła się wyższa dziewczyna.

— Wiesz może, gdzie jest Oliwia? — Zapytała się blondynka.

Ola spojrzała w stronę materaca obok, na którym w nocy spała wspomniana dziewczyna. Pokręciła głową na znak zaprzeczenia. W pierwszej chwili odrobinę się przejęła, ale z drugiej przypomniało jej się, że przecież Oliwia bardzo często wstaje wcześnie.

— Sprawdzałaś w kuchni? Pewnie wstała wcześniej, żeby zrobić jedzenie... Tym bardziej, że nie ma Tosi, więc musi zająć się tym sama... — Stwierdziła piwnooka.

— Dobra, masz rację. — Zgodziła się Martyna. — Pójdę sprawdzić. Dzięki!

Oddaliła się, idąc w kierunku drzwi od sali gimnastycznej. Ola rozejrzała się. Większość uczniów już nie spała, była jedną z ostatnich osób, które się obudziły. Usiadła na materacu i przeciągnęła się. Odczuwała delikatny chłód, ponieważ spała bez żadnej kołdry ani koca, podobnie zresztą jak każdy. Pomachała Maxowi, który siedział na materacu trochę dalej. Amelka i Gabryś rozmawiali przy Sarze, która wciąż spała, a Albert już wydurniał się z Oliwerem.

Zdziwiła się, kiedy nagle do sali wbiegła Zuzia, pędząc jak torpeda. Nawet z takiej odległości można było dostrzec, że coś się stało. Ola wstała marszcząc brwi i od razu podbiegła do niej.

— Co się stało? — Zapytała, widząc, jak tamta łapie oddech.

— Ja... Ja... — Zbierała się.

— Co ty...? — Dopytała Ola.

— Znalazłam... Zwłoki... — Wydusiła Zuzia, kiedy jej oddech wrócił do normy, poza faktem, iż była przerażona. Poprawiła okulary.

Ola spojrzała na nią poważnie, po czym rozejrzała się po sali. Nie umiała stwierdzić, kogo poza Oliwią brakuje... No właśnie. Oliwią. Bicie jej serca od razu przyspieszyło. Spojrzała Zuzi prosto w oczy i zapytała:

— Kto zginął?

Zuzia spojrzała w jej piwne oczy z wyraźnym współczuciem. Wzięła głęboki wdech.

— K...Ktoś utopił Oliwię. — Powiedziała cicho.

Ledwo wypowiedziała te słowa, Ola miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Jej wizja nagle stała się zamglona, a mruganie przychodziło jej z trudnością. Rzuciła się na podłodze i schowała twarz w dłoniach. Jej oddech był niesamowicie niespokojny i w tamtej chwili nawet nie myślała, jak dziwnie musi wyglądać z daleka.

— Nie... Dlaczego... — To były jedyne słowa, jakie w tamtej chwili wypowiedziała.

Miała pilnować, żeby to wszystko nie wymknęło się spod kontroli, żeby nie umierały osoby, które niczym nie zawiniły. Miała chronić Oliwię. Razem z Sarą i Frankiem mieli umowę, że nie zabijają wzajemnie swoich przyjaciół. I z tego względu nie mogła zabić ani Amelki, ani Oliwera, bo tak ustalili. A tymczasem ona straciła osobę, z którą przez osiem lat budowała więzi, które może nie zawsze były stabilne, ale były niesamowicie długie.

Nareszcie rozumiała, jak czuła się Zuzia, kiedy Natalia straciła życie. Czy może więc śmiało powiedzieć, że to ona zachwiała równowagę i rozpoczęła łańcuch? Zabiła Natalię, za której zabójstwo została skazana Tosia, a teraz nie żyje Oliwia...

— Wiem, że to nie brzmi dobrze, ale musisz się uspokoić. Musimy ustalić, kto to zrobił... — Powiedziała spokojnie Zuzia, kucając obok niej.

"Ona nie wie..." — Przypomniała sobie Ola. To, że Zuzia ma wobec niej dobre intencje, nawet jeżeli to przez nią ona została bez przyjaciółki tylko jeszcze bardziej ją zdołowało.

— Przepraszam, po prostu... To moja wina... — Szepnęła szatynka.

— Nie no coś ty... Co ty wygadujesz...? — Zapytała niebieskooka.

— Nie zabiłam jej. Ale mogłam ją ochronić. — Ola pociągnęła nosem.

— Ola, wszystko okej? — Martyna podeszła do dwójki dziewczyn. — Chodź, napij się wody.

Najwyższa dziewczyna z całej trójki wstała i razem z Martyną powoli ruszyła w kierunku drzwi do sali gimnastycznej. Ich celem była kuchnia, a konkretniej zlew. W końcu... woda z kranu nie jest zła. Martyna nie chciała naciskać na drugą dziewczynę, chociaż właściwie już się domyślała, co mogło tak ją złamać i sama tego się spodziewała. Nie mniej jednak, kiedy tamta się uspokoi, zamierzała ją o to zapytać.

Weszły wspólnie do jadalni, po czym przeszły przez drzwi do kuchni. W pokoju nie było nikogo poza nimi. Martyna zapaliła światło, a Ola ospale podeszła do szafki z naczyniami. Była tu wczoraj, więc mniej więcej pamiętała, gdzie są szklanki. Nalała sobie trochę wody z kranu i napiła się. Odrobinę się uspokoiła, choć oczy wciąż piekły ją od łez, a oddech sprawiał większy trud niż zwykle.

— Ciii... — Uspokoiła ją blondynka. — Spokojnie. Co się stało?

Ola miała wrażenie, że ręce trzęsą jej się tak bardzo, że zaraz stłucze tą jebaną szklankę, ale jedynie głośno przełknęła ślinę i wydukała:

— Oliwia nie żyje.

Martyna zacisnęła usta w wąską kreskę, nie mówiąc nic. Znała Oliwię od przedszkola, więc praktycznie całe życie, ale w ostatnich latach ich kontakt trochę się pogorszył, bo albo działały sobie na nerwy, albo zadawały się z kimś innym — Oliwia z Olą, a Martyna z Maxem albo drugą Olą, która miała tyle szczęścia, że nie było jej w piątek w szkole. Przynajmniej to ocaliło ją od śmierci. Co nie zmienia faktu, że Martyna była w jakimś stopniu poruszona śmiercią Oliwii. Po prostu nie chciała tego pokazywać, poza tym nie przeżyła tego aż tak bardzo.

— No dobra, chodź tu... — Blondynka wyciągnęła ramiona w stronę drugiej dziewczyny. Nie cierpiała się przytulać, ale widziała, jak bardzo jest to potrzebne w tej sytuacji.

Ola spojrzała na nią wyraźnie zdziwiona. Nie wiedziała dokładnie, czy jest zaskoczona dlatego, że Martyna nie jest fanką wylewnych czułości, czy może dlatego, że nadal po tym wszystkim jest ktoś, kto chce dla niej dobrze. A może to przez obie te rzeczy? Nie zagłębiając się w to więcej, objęła swoją koleżankę. Szatynka odstawiła szybko szklankę z wodą na szafkę, a potem stały zamknięte w ciepłym uścisku. Było im ciepło, co było dość pozytywnym aspektem biorąc pod uwagę to, że w nocy było chłodniej.

Po chwili Ola i Martyna wyraźnie słyszały, jak ktoś wchodzi do jadalni. Odsunęły się od siebie, po czym spojrzały na siebie wymownie. Obie poszły w kierunku drzwi i wyszły z kuchni. No tak, Zuzia musiała zwołać spotkanie odnośnie morderstwa Oliwii. Wyższa dziewczyna na samą myśl o zmarłej przyjaciółce ponownie spochmurniała, ale wraz z Martyną zajęła miejsce przy stoliku, przy którym siedział już Max. Amelia, Albert, Gabryś i Sara usiedli razem, a przy stole kawałek dalej siedzieli Oliwer, Piotrek, Marcel i Franek. Ten ostatni był bardzo zestresowany. Jeśli teraz odkryją, że to on, to będzie koniec.

Zuzia stanęła na środku sali i odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę. Wszyscy niemal od razu obdarzyli ją swoim spojrzeniem.

— A więc... Zebrałam was tu, aby omówić zabójstwo na Oliwii. — Starała się brzmieć w miarę spokojnie, choć jej głos nadal delikatnie drżał.

Przez stołówkę przeszły różnorakie szepty, a Ola znów zaczęła cicho płakać. Martyna i Max coś do niej mówili, zapewne chcieli ją pocieszyć. Z kolei serce Franka biło niespokojnie. Chłopak spojrzał na Oliwera, jakby tamten miał mu doradzić, co powinien zrobić.

— Kiedy obudziłam się, poszłam do toalety. Kilka osób już nie spało. Znalazłam Oliwię utopioną w łazience dla młodszych dziewczyn. — Opowiedziała Zuzia. Nikt nie miał jak jej zaprzeczyć, mówiła prawdę. Dużo osób, które ją widziało, mogło potwierdzić jej prawdomówność.

— Oliwia zawsze wstaje wcześnie — Zauważyła Martyna.

— Ja wstałem jako drugi i widziałem jak Oliwer już nie spał. — Powiedział beznamiętnie Gabryś. Wszystkie spojrzenia padły na wspomnianego szatyna.

— Widziałeś może, czy Oliwia wtedy jeszcze leżała? — Zapytała Amelia, brzmiąc niezwykle poważnie jak na siebie.

— Nie... Nie zwróciłem uwagi. — Przyznał brunet.

— Ale przecież równie dobrze osoba, która jest winna mogła udawać, że dalej śpi. — Oliwer wzruszył ramionami. Oskarżenia jego kolegów całkiem po nim spłynęły. 

Franek siedzący obok niego nie wiedział, czy ma bronić przyjaciela ryzykując tym samym, że sam stanie się podejrzany, czy może siedzieć cicho i dać mu to rozegrać. Wtedy jednak głos zabrała Sara, która postąpiła jak na zdrajczynię przystało.

— Dość tego, Oliwer. Winny się tłumaczy! — Niska dziewczyna gwałtownie wstała. Ola zrozumiała, że ona chce go wrobić, ale nie miała zamiaru teraz ratować skórę osobie, która mogła zabić jej przyjaciółkę. Wolała zachować milczenie, wciąż rozpaczając.

— Ciężko mi się nie tłumaczyć, kiedy mnie oskarżacie! — Zirytował się szatyn.

— Wielkie rzeczy, po prostu go wywalmy i tyle... Wkurza mnie, a teraz przynajmniej mamy powód. — Stwierdził Albert, patrząc wrogo na Oliwera.

Przez chwilę w pokoju panowała cisza, po czym przemówił Max:

— Ola, co o tym sądzisz-

— Nie. Stop. Tak jak powiedział Oliwer, nie mamy dowodów na to, że to on. Jeśli jakimś cudem Tosia też była błędnym strzałem, to mamy przekichane. Błagam, nie skazujmy kolejnej osoby na śmierć. Trzymajmy się razem. — Powiedziała Zuzia.

— Czyli mamy czekać, aż kolejna osoba zostanie zabita? — Skrzywiła się Sara.

— Ale jeśli to nie Oliwer, będziemy w fatalnej sytuacji. Wciąż nie wiemy, ilu jest lub było zabójców. Jeśli będziemy trzymać się razem, może damy radę przeżyć. Jutro już niedziela, a musimy przeżyć do poniedziałku. — Wyjaśniła okularnica.

— Czyli nici z wywalania tego idioty... — Westchnął zrezygnowany Albert.

— Ty sobie lepiej uważaj! — Oburzył się Oliwer.

— Bo co mi zrobisz, karle jeden?! — Prowokował go chłopak w lokach.

— Opanujcie się, no na litość... — Max uderzył się w czoło, widząc to, co się dzieje. — Jak chcecie się bić, to nie przy wszystkich, chociaż to wciąż jest w chuj niedojrzałe.

Obaj chyba odpuścili, ale jeszcze przez jakiś czas mierzyli się nieprzyjacielskim spojrzeniem. Dalej Zuzia kłóciła się z Sarą, ale stanęło na tym, że nikt nie zostaje wyrzucany, bo nie chcą kolejnych ofiar w ludziach. Ustalono, że od teraz Amelka z Sarą zajmują się kuchnią. Max miał pójść sprzątnąć ciało Oliwii wciąż spoczywające w toalecie.

— Sara, ja idę zrobić sobie i chłopakom śniadanie. Pomożesz mi? — Amelka wraz z Gabrysiem i Albertem podeszła do Sary zaraz po zakończonym spotkaniu na stołówce, kiedy większość osób już ją opuściło.

— Później przyjdę. Teraz chyba pójdę pomóc sprzątać ciało, a potem zobaczę się z Olą — Powiedziała niska dziewczyna. Nie udało jej się wymyśleć lepszej wymówki, żeby porozglądać się i potencjalnie namieszać, ale na razie chyba tyle wystarczy.

— W porządku... Też chyba do niej pójdę później... Może i niezbyt ją lubię, ale współczuję jej i może trochę ją pocieszę — Przyznała Amelka.

— To wy już idźcie, ja przyjdę za jakieś pół godziny czy coś. — Powiedziała Sara, po czym opuściła stołówkę, nie czekając na odpowiedź drugiej dziewczyny.

Szła korytarzem, niezbyt wiedząc, gdzie może się udać. Postanowiła, że pójdzie poobserwować trochę świat przez kamery, żeby znaleźć jakieś miejsce będące słabym punktem, w którym może dojść do morderstwa. Dobrze byłoby też znać zasięg kamer. Już miała udać się po schodach, lecz jej uwagę przykuli Franek z Oliwerem idący do szatni na dole w taki sposób, jakby nie chcieli, żeby ktokolwiek ich zauważył.

Najpierw wydało jej się, że Franek planuje kolejne morderstwo (wiedziała, że to on zabił Oliwię, skoro nie zrobiła tego ona, a Ola nie miałaby po co to robić), ale to nie miało sensu. No, chyba że Franek ma zamiar zdradzić swojego przyjaciela. Nie byłoby to zbyt rozsądne biorąc pod uwagę to, że stracił już Tosię, dlatego dyskretnie ruszyła za nimi. Nie odzywali się słowem idąc po schodach, dlatego Sara nabrała jeszcze więcej pewności, że rozmowa jaką chcą przeprowadzić lub to, co chcą zrobić jest w pewnym sensie tajne.

Chłopcy zatrzymali się w pobliżu szafek na kurtki. Szatynka ukryła się w niewielkiej wnęce prowadzącej do drzwi do jakiegoś schowka, na wypadek, gdyby się rozejrzeli. Na początku dziewczynie wydawało się, że jej koledzy nigdy się nie odezwą, ale po chwili zdającej się być wiecznością, zaczęli rozmawiać.

— Przepraszam, że przeze mnie jesteś podejrzany. — Powiedział markotnie Franek.

— Luz, poza tym jednym durnym faktem i tak nie będą mieli na mnie dowodów, bo jestem niewinny. Nie wyrzucą mnie. — Stwierdził Oliwer, brzmiąc na niezwykle pewnego siebie.

— No wiesz... Nie chcę, żebyś skończył jak Tosia... Z Oliwią mogło mi pójść łatwo, ale nie wiem, jak mogę zabić kolejną osobę, aby odciągnąć podejrzenia od ciebie...

Sara zamarła. Przez chwilę miała wrażenie, że się przesłyszała, ale zakryła usta dłonią, bojąc się, że z zaskoczenia wyda jakiś dźwięk. Nie miała pojęcia, że jej wspólnik wyjawił Oliwerowi całą tajemnicę. Mogła przysiąc, że jeżeli zdradził mu coś o jej współudziale w tych wszystkich zbrodniach, to osobiście ukręci niższemu chłopakowi kark.

— Nie musisz nic robić. Będzie w porządku. Na razie... — Mruknął szatyn.

— Może tak naprawdę nigdy nie powinienem był zabijać Oliwii? — Westchnął Franek. — Kolejna niewinna osoba straciła życie, a ja tylko ciebie w to zamieszałem.

— Daj spokój, to ta suka Ola sama się o to prosiła wrabiając Tośkę — Oliwer wzruszył ramionami.

— Ale to nie była wina Oliwii! Mogłem po prostu zaszantażować Olę albo jej przywalić, a nie rozlewać kolejną krew... — Głos blondyna drżał, podobnie jak on sam. Miał wrażenie, że znów pogrąża się w szaleństwie i wyrzutami sumienia. 

Przez chwilę między nimi panowała niezręczna cisza. Sara prawie straciła równowagę i się przewróciła, ale oparła się o ścianę. Miała wrażenie, że zrobiła tym nie wiadomo ile hałasu, ale nikt nie wyskoczył i nie opieprzył jej za podsłuchiwanie, dlatego odetchnęła z ulgą. Frankowi zbierało się na płacz, czego dziewczyna nie miała jak zauważyć, podobnie jak tego, że spojrzał smętnie na swojego przyjaciela, po czym zacisnął zęby i pobiegł korytarzem do drugich schodów, zapewne chcąc opuścić szatnię. Oliwer był tak zdziwiony, że nawet nie próbował za nim biec.

Wtem w głowie Sary pojawił się wspaniały pomysł. Musiała jakoś przetrzymać Oliwera w tych okolicach, inaczej jej plan pójdzie się jebać. Dlatego wyciągnęła z kieszeni klucz do sali informatycznej, który wcześniej "znaleźli" Franek i Ola. Wzięła zamach i rzuciła go gdzieś daleko. Po korytarzu rozległ się dźwięk uderzenia metalu o ziemię.

— Ktoś tu jest? — Wystraszył się Oliwer.

Korzystając z chwili nieuwagi chłopaka, Sara przemknęła korytarzem aż do kotłowni. Zamknęła za sobą drzwi. Było tu cieplej niż w innych częściach szkoły, prawdopodobnie dlatego, że to właśnie tutaj było źródło wszelkiego ogrzewania. Dziewczyna zbliżyła się do wielkiego pieca zamontowanego przy ścianie. Niewiele myśląc, zaczęła przy nim majstrować. Kiedy wreszcie osiągnęła swój cel (sabotaż ogrzewania), ukryła się w kącie za drzwiami i postanowiła czekać. Prędzej czy później zauważą, że jest chłodniej. Oliwer będzie najbliżej kotłowni, dlatego on powinien się tym zająć. Wtedy ona będzie mogła wrzucić go do pieca i dać nogę. Brzmi jak plan.

Nie musiała wcale długo czekać. Po kilku minutach sama poczuła zmianę temperatury, a drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Przez nie wszedł niski szatyn w limonkowym kostiumie. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak nie zauważył Sary ukrytej w cieniu. Kiedy on ruszył w kierunku pieca, ona zamknęła za nim drzwi i po cichu się zbliżyła. Chłopak otworzył drzwiczki pieca, jakby chciał sprawdzić, czy w ogóle się pali. Dziewczyna upewniła się, czy na pewno nikt tu nie idzie, po czym popchnęła kolegę prosto w żarliwe objęcia ognia, który nadal płonął, choć trochę słabiej.

Ze środka wydobywały się głośne krzyki chłopaka, ale po chwili Sara przywróciła urządzenie do poprzedniego stanu, przez co ogień palił się intensywniej. Nie mając zbyt wiele czasu, zanim zjawi się tutaj ktoś inny, szybko wybiegła z kotłowni i ruszyła w stronę wentylacji. W środku było bardzo chłodno jak zwykle. Mimo to, dziewczyna zaczęła czołgać się wąską drogą. Miało to też swoje plusy, między innymi, starła ze swojego kostiumu całą sadzę, która była na nim obecna od czasu zabójstwa.

Kiedy dotarła do luftu wentylacyjnego prowadzącego do kuchni, musiała upewnić się, czy nie ma już tam Amelki. Teren był czysty, zatem postanowiła, że zajmie się robieniem jakiegoś najprostszego jedzenia, aby zapewnić sobie alibi na wypadek, gdyby w niedalekiej przyszłości ktoś odnalazł ciało. W końcu, nie wiadomo ile dokładnie pali się ludzki organizm.

x

Oli udało odłączyć się od Martyny, która na próżno próbowała ją pocieszać. Wiedziała, że dziewczyna przyodziana w różowy kostium chce dla niej dobrze i naprawdę się stara, ale potrzebowała też chwili samotności, aby odrobinę odsapnąć. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu prawych schodów łączących pierwsze i drugie piętro, usiadła na nich i westchnęła.

Może nigdy nie powinna nikogo zabijać? Spodziewała się, że dopadnie ją karma, ale nigdy nie pomyślała, że będzie miała ona cenę życia jej najlepszej przyjaciółki. Jej pięść zacisnęła się na liliowym kostiumie, a w jej oczach ponownie zaszkliły się łzy. Nie wiedziała, czy nadal chce kontynuować całą tę farsę. Tak bardzo nie chciała już tego ciągnąć, w obawie, że znów coś zrobi i ktoś dopadnie tym razem Martynę, ale to byłoby trochę nie w porządku w stosunku do osoby, która nie zabiła Oliwii i o niczym nie wie. Równie dobrze mogłaby dalej zabijać, tylko po to, żeby zemścić się na mordercy jej przyjaciółki...

— Wszystko w porządku? — Z rozmyślań wyrwał ją chłopięcy głos dochodzący z jej lewej strony.

Kiedy spojrzała w tym kierunku, ujrzała Marcela, który usiadł na schodku obok niej. Zmarszczyła brwi. Właśnie straciła przyjaciółkę, a on się pyta, czy wszystko w porządku. Oczywiście, że nie jest w porządku! Najchętniej by mu to teraz wygarnęła, ale stwierdziła, że nie warto i nie chce być chamska dla każdej napotkanej osoby. W zasadzie, nawet czułaby się źle, gdyby zaczęła mieć pretensje do Marcela, którego nawet lubiła, zapewne z wzajemnością. Kiedy chodzili do szkoły często ze sobą rozmawiali, a nic nie wskazywało, żeby mieli gorszą relację.

— Nie, po prostu... Trochę ciężko mi po śmierci Oliwii. — Przyznała piwnooka, ponownie spuszczając wzrok na podłogę.

— Rozumiem... Tylko wiesz, nie możesz się załamywać. — Zauważył niski chłopak. — To będzie cię dekoncentrować, a wtedy nie będziesz mogła myśleć trzeźwo. Nie będziesz mogła dojść do tego, kto to zrobił, a to ważne.

— Może masz rację... — Pociągnęła nosem. Dopiero teraz poczuła się głupio ze świadomością, że cały ten czas od wczoraj w ogóle nie zamieniła z nim słowa.

— Nadal możemy położyć kres temu, co się dzieje, jeśli tylko dobrze wytypujemy mordercę. — Kontynuował, a po wypowiedzeniu tych słów wstał. — Obserwowałem już kilka osób. Chcę ci pomóc, bo wierzę, że jesteś niewinna. Piotrek też mi trochę pomagał. Chciałbym, żebyś czuła się bezpieczna, bo tylko wtedy razem będziemy w stanie to rozgryźć. Inni nas potrzebują. Wchodzisz w to? — Wyciągnął rękę w jej kierunku.

Spojrzała na niego niepewnie. Czy to jest propozycja sojuszu? Jeśli tak, to naprawdę poczuła się zbita z tropu. Jeśli by się zgodziła, miałaby pod kontrolą wszystkie dowody na kogokolwiek i używałaby ich, jak tylko chce. Ale z drugiej strony... Mogła powiedzieć, że Marcel był jej przyjacielem, kumplem, dobrym kolegą, jak zwał tak zwał, a ona nie chciała tracić więcej osób niż to konieczne. Nie teraz, kiedy nie mogła chronić Oliwii. Musiała podjąć decyzję już teraz, jeśli nie chciała zachować się podejrzanie, dlatego wzięła głęboki wdech i ujęła ciepłą rękę chłopaka, która pomogła jej wstać.

— Pomogę wam. I dziękuję za wsparcie, wierzę, że nam się uda. — Posłała mu niepewny uśmiech.

I tak oto postanowiła, że wycofuje się z tego. Przynajmniej na razie. Lepiej będzie, jeśli nie będzie już pomagać Frankowi i Sarze. To znaczy, nie będzie zabijać. Może będzie próbowała ich kryć lub sabotować, ale sama nie będzie atakować pozostałych osób. A już w szczególności tych, z którymi ma dobre więzi. Może właśnie pomagając przy tej sprawie uda jej się odpokutować to, co zrobiła?

Stali na schodach przez dłuższą chwilę, lecz po chwili rozległ się świst głośników znajdujących się pod sufitem (najbliższy znajdował się na pierwszym piętrze). Marcel zatkał uszy, prawdopodobnie czując ból przez wysoki i głośny dźwięk.

— SŁUCHAJCIE, WSZYSCY DO STOŁÓWKI! OLIWER, ON... ON SIĘ SPALIŁ! SŁYSZAŁAM JEGO KRZYKI, KIEDY POSZŁAM NAPRAWIAĆ PIEC! — Rozległ się zrozpaczony krzyk Martyny, a Ola i Marcel spojrzeli po sobie. Trzeba iść.

Zaczęli zbiegać po schodach, nie mówiąc wcześniej ani słowa do siebie. Pokonywali kolejne stopnie, aż nagle chłopak w cyjanowym stroju stwierdził, że najwyższy czas przerwać tę ciszę.

— Byłem święcie przekonany, że to ten drań za tym stoi... Ale jeśli on teraz nie żyje, to kto w końcu jest zabójcą? — Był niesamowicie zmieszany.

— Nie mam pojęcia... Miałeś na niego jakieś dowody? — Dopytywała Ola.

— Niezupełnie. Tylko podejrzenia, ale cały czas wyglądał, jakby knuł coś razem z Frankiem. — Opowiedział Marcel. — Dlatego wydaje mi się, że to nie była Tosia.

— Też nie jestem przekonana co do tego, że to ona zabiła Natalię. — Stwierdziła dziewczyna. — Zazwyczaj największym potworem jest ktoś, po kim w ogóle się tego nie spodziewamy.

"No właśnie... I kto to mówi..." — Pomyślała, na co mina nieco jej zrzedła w miarę pokonywania następnych stopni, aż w końcu razem ze swoim towarzyszem znaleźli się na dole.

Continue Reading

You'll Also Like

8.4K 764 20
Alicent Hightower zwykła mawiać, że jej córka Maegelle została jej zesłana jako prawdziwy anioł przez samych Siedmiu. Z trochę pulchnymi, różanymi po...
17.6K 1.4K 42
🧡Harry Potter ma wygląd po Jamesie i oczy po Lily, ma dwójkę wspaniałych przyjaciół, talent do pakowania się w kłopoty i... starszą siostrę. 🧡Rosem...
917K 101K 123
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...
10.3K 434 39
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...