Bungou Stray Dogs II - Miłość...

By LuciferMorny

14.1K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... More

P. I / CZARNY ALARM
P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA
P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXV / STRONA KONFLIKTU
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. L / KIELISZKI NIE DO PARY
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE

218 32 44
By LuciferMorny

Krótkie odautorskie: stęskniłam się za pisaniem fluffu i wydaje mi się, że część z Was tego chwilowo potrzebuje, więc boom rozdzialik z ShinSoukoku. Na ból czas przyjdzie później xD


Atsushi stał jeszcze przez chwilę z jedną ręką na klamce i drugą na drzwiach. Nie tak to sobie wyobrażał, zdecydowanie nie tak. Ucieszył się, gdy dołączył do Portowej Mafii, szczerze. Jakoś zawsze wychodził z założenia, że skoro gdzieś jest Dazai to to miejsce zwyczajnie nie może być przesiąknięte złem. W końcu Osamu był jego mentorem, jego przyjacielem. Osobą, która po każdym upadku pytała go, jak długo zamierza leżeć i czy jest świadom, że żeby cokolwiek zmienić musi podnieść się kolejny i kolejny raz. Atsushi wiedział lepiej, niż doskonale, że dołączył do Portówki nie ze względu na zgodność w ich przekonaniach, na szansę rozwoju czy chęć rozszerzenia swoich możliwości. To wszystko pojawiło się z czasem. Tak naprawdę były trzy powody. Trzecim, najmniej ważnym choć najbardziej nieprzewidywalnym był Akutagawa. Wtedy ich relacja wyglądała przecież zupełnie inaczej. Drugim, chęć przynależności do większej organizacji i potrzeba posiadania dachu nad głową, najlepiej w towarzystwie innych uzdolnionych, którzy nie baliby się go ze względu na jego umiejętność przemiany w Tygrysołaka. Pierwszym i zdecydowanie najważniejszym - osoba Dazaia.

Bo to przecież Osamu jako pierwszy wyciągnął do niego pomocną rękę. Jasne zrobił to w najdziwniejszy możliwy sposób, ale wyrwał go z tej pełnej lęku ucieczki przed samym sobą. I jasne, czasami był wredny, czasami przesadzał z żarcikami, ale to zawsze było tylko tyle. Nigdy nie powiedział poważnie czegoś, co mogłoby go zranić. A jednocześnie potrafił wylać mu na głowę wiadro lodowatej wody, gdy tego potrzebował. Uświadomić, że nie rozwinie się jeśli będzie stał w miejscu i tylko nad sobą użalał. Dazai Osamu był pierwszym dorosłym w życiu Atsushiego, któremu ten potrafił i chciał zaufać. Któremu mógł zaufać. Pierwszym dorosłym, który w jakiś sposób się o niego troszczył, sprawdzał, czy niczego mu nie brakuje i pomagał w rozwinięciu się. Był pierwszym dorosłym, który zobaczył w Atsushim coś poza bezużytecznym dzieciakiem, który niesie za sobą tylko zniszczenie. Zobaczył kogoś, kto ma szansę na pełną światła przyszłość, w której będzie mógł pomagać ludziom. "Dazai Osamu był pierwszym dorosłym, który..." to zdanie Atsushi dałby radę skończyć na milion sposobów i każdy z nich byłby pozytywny.

W bardzo podobnych kategoriach myślał też o Akiko, choć w przypadku przyjaciółki zachowywał jednak pewien dystans. Yosano odeszła z Agencji z tupetem, który wyrył się w sercach ich wszystkich, nawet jeśli ostatecznie okazało się, ze miała pełne prawo do zakończenia sytuacji w taki sposób. W Mafii dogadywali się świetnie. Nie chodzili razem na misje i mieli zupełnie inne poziomy dostępu, bo jakby nie patrzeć zajmowali zupełnie różne miejsca w mafijnej hierarchii, ale gdy mijali się na korytarzu to zawsze zatrzymywali się na krótką pogawędkę. Zawsze, gdy jedno wiedziało, że drugie leci z nadgodzinami, wpadało do tego pierwszego z kawą na pożegnanie. Czasem nawet razem gdzieś wychodzili. Ich relacja przetrwała naprawdę wiele. Przetrwała różnice w ich podejściu, choć to głównie dlatego, że podejście Atsushiego do wielu spraw się zmieniło. Przestał aż tak kurczowo trzymać się tego wewnętrznego kodeksu, który zabraniał mu wiele rzeczy i dzięki temu o wiele lepiej i o wiele szybciej wpasował się do mafijnego świata, niż sam by się tego po sobie spodziewał.

Dlatego tak bardzo bolało Atsushiego widzenie przyjaciółki w tak złym stanie. Bo jeśli miał być szczery sam ze sobą to jasne, widywał lekarkę w gorszych sytuacjach, ale zazwyczaj wyglądała jednak lepiej. Nie była tak nabuzowana, nie dawała się wytrącić z równowagi tak łatwo. Nie angażowała się w słowne potyczki i zdecydowanie nie zwracała uwagi na nieprzyjemną aurę Akutagawy, która tak bardzo jej w tym wypadku przeszkadzała. Cóż, Atsushi mógł mieć tylko nadzieję na to, że zdrowy rozsądek i logika, którymi szczyciła się Yosano ostatecznie wygrają i że może to jedno zderzenie z osobami, które przecież powinny być chętne do uratowania Dazaia będzie stanowiło dla niej wystarczająco zimny prysznic, by ocknęła się i porzuciła swoje plany. A nawet jeśli zamierzała kontynuować to Atsushi nie wiedział, komu miałby to zgłosić. Czy cała Cuppola wiedziała? Czy musiałby odezwać się bezpośrednio do Nakahary, który przecież nigdy przez te kilka dni nie był w za dobrym stanie psychicznym i miał tendencję do podejmowania decyzji opartych na emocjach i własnym zmęczeniu? W takiej sytuacji zgłoszenie Akiko przełożonemu na pewno skończyłoby się dla niej wydaleniem z Mafii, a Atsushi nie chciał być za to odpowiedzialny.

Chłopak wrócił do salonu, gdzie Akutagawa dalej siedział w fotelu z marsową miną, zapatrzony w przypadkowy punkt. Wystarczyło jednak, by Atsushi podszedł bliżej niego i nagle został przyciągnięty przez ukochanego tak, że w jednej chwili stał obok fotela, a w drugiej siedział na kolanach Akutagawy, bokiem do niego i opierając się plecami o podłokietnik, mając nogi przerzucone przez drugi. Przez chwilę obaj chłopcy zdecydowali się nic nie mówić. Dla nich obu była to absolutnie ciężka sytuacja i przede wszystkim chcieli sobie nawzajem przekazać, że przecież będą się wspierać niezależnie od wszystkiego. Gdyby ktoś Atsushiemu powiedział, że tak będzie wyglądała jego relacja z Akutagawą te kilka lat temu, wyśmiałby go w twarz. Przecież jeszcze nie tak dawno absolutnie się nienawidzili. A potem zaczęli razem trenować udając, że to tylko obowiązkowe spotkania, że chcą tylko rozwinąć własne umiejętności. Potem nadeszło kilka chwil słabości, gdy ten drugi wykazał się zadziwiającym zrozumieniem. Pierwsze wspólne misje kończące się fiaskiem w kwestii ich współpracy i cudem ratowane przez innych członków Portowej Mafii. Pierwsze kłótnie. I ta jedna kłótnia, gdy Atsushi wreszcie pocałował Akutagawę, gdy ten patrzył na niego jak zamrożony, na co Tygrysołak skomentował tylko, że "najwidoczniej da się czarnowłosego w jakiś sposób uciszyć".

- Wierzysz jej? - spytał Akutagawa cicho, gdy Atsushi dopasował się wygodniej w siedzeniu na ukochanym i wtulając się w niego, gdy Ryuunosuke objął go ramieniem i oparł podbródek o czubek jego głowy.

- Yosano raczej nie ma tendencji do kłamania - zauważył spokojnie, acz z pewnym zawahaniem Atsushi. - Ale wydaje mi się, że powiedziała prawdę. Bardzo okrojoną prawdę, ale prawdę. Może gdybyśmy inaczej zareagowali, może wtedy podałaby nam więcej informacji. Gdyby nam zaufała. Nie potrafię sobie wyobrazić, co miałaby zyskać przez takie kłamstwo. Nie zaczęlibyśmy z tego powodu nowych poszukiwań. I tak ostatni trzydniowy maraton Nakahary odbił się czkawką na zdrowiu wszystkich. Jeśli to byłoby kłamstwo to jedyne, co można byłoby z niego uzyskać to destabilizacja niektórych członków Mafii, którzy żywili do Dazaia mocniejsze uczucia, ale na dłuższą metę niczego jej to nie da poza niechęcią ludzi do jej osoby. I utratą zaufania. Za ciężko na to pracowała żeby to tak łatwo odrzucić.

- Czyli Dazai żyje? - kontynuował dalej niepewnie Akutagawa zaciskając mocno szczękę i przełykając ciężko ślinę.

- Czyli Dazai żyje - potwierdził Atsushi, nim nieznacznie odsunął się od ukochanego i delikatnie pogładził go po policzku patrząc mu prosto w oczy z pełnym zrozumienia uśmiechem. - Jak się z tym czujesz?

- Nie wiem. Najzwyczajniej w świecie nie wiem - odparł chłopak, instynktownie dopasowując się do dłoni Atsushiego i patrząc w jeden, dowolny punkt w przestrzeni byleby nie w oczy rozmówcy.

- W sumie nie rozmawialiśmy o Dazaiu przez prawie ostatnie trzy lata prawie w ogóle - zauważył Tygrysołak. - A i wcześniej rzucałeś same ogólnikowe frazesy. No i miałeś wyrobione parę reakcji, które widać było na treningach, ale mieliśmy raczej ciekawsze tematy, niż nasz były mentor.

- Moja relacja z Dazaiem była... skomplikowana - oświadczył Akutagawa po dłuższej chwili milczenia pierwszy raz przyznając się do tych wszystkich uczuć i nie mając bladego pojęcia, jak ubrać to wszystko w słowa. - I zupełnie inna, niż twoja. I przez bardzo długi czas myślałem, że chodziło o to, że byłeś ode mnie lepszy. Że zasługiwałeś na to, by traktował cię lepiej. Że coś robiłeś dobrze. Ale teraz już wiem, że to nieprawda. Nie chodziło o ciebie. Chodziło o niego. Chodziło o jego rozwój jako człowieka. O jego zdolność emocjonalną, o jego umiejętność utrzymywania i dbania o relacje. Tak naprawdę nauczył go tego Oda. Mężczyzna, o którym nie usłyszysz już w Mafii tak naprawdę niczego. Ja po prostu trafiłem na młodszą wersję Dazaia. Ty na tę, która zaczęła szanować ludzkie życie. Przerażał mnie. Potrafiłem godzinami siedzieć w rogu sali treningowej trzęsąc się ze strachu i nie potrafiąc przełamać się na tyle, by chociaż odejść do własnego apartamentu. Nie podnosił głosu. Nie krzyczał. Cały czas rzucał mi tylko coraz trudniejsze i trudniejsze wyzwania. Nie znosił mojej samowolki. Moich błędów. Nawet jeśli wynikały z mojej chęci zaimponowania mu. Raz skończyło się to pistoletem wymierzonym w moją twarz. Ale nie mam mu tego teraz za złe. Jasne, kiedyś cholernie go za to nienawidziłem, ale teraz? Wiem, że próbował pomóc mi się rozwinąć na wszystkie metody, które sam znał.

- Jeśli któryś z nas miałby być lepszym to raczej stawiałbym na ciebie - oznajmił Atsushi spokojnie. - Ja nie przetrwałbym tamtej wersji Dazaia. Nie miałbym najmniejszych szans. Albo poddałbym się przy pierwszej lepszej okazji, albo zostałaby ze mnie mokra plama. Ale strach to dość proste uczucie. I gdy dołączyłem do Mafii nie wydawałeś się przerażony.

- Bo już nie byłem - odpowiedział ze wzruszeniem ramion Akutagawa. - Zawsze chciałem mu coś udowodnić. Pokazać, że jestem godzien jego jako mentora. Pokazać mu, że nie marnuje na mnie czasu, że mogę wyjść na ludzi, że mogę być przydatny. Potrzebowałem jego dumy. I uzyskałem ją dopiero wtedy, gdy zrozumiałem, że źle podchodziłem do tego wszystkiego. Porozmawialiśmy na poważnie. Chciałem zacząć rozwijać się dla samego siebie. Zostawiłem całą nienawiść do niego i cały ten strach daleko za sobą. Doceniłem jego próby. Nie oczekiwałem przeprosin, to byłoby nie fair w stosunku do niego. Mamy za sobą sporą historię, ale ostatecznie był moim przyjacielem. I jego śmierć cholernie mnie zabolała. Pamiętasz to zresztą. Byłem wtedy absolutnym wrakiem. Wszyscy byliśmy. Portówka zamarła i wszyscy czekali, aż Nakahara wyłączy uczucia i każe nam się ogarnąć, bo jest robota do zrobienia. Wiedziałem już wtedy i wiem teraz, że nie znajdę drugiej takiej osoby jak Dazai. Nie znajdę kogoś, kogo będę aż tak szanować. Czyjej aprobaty i dumy będę pragnąć aż tak bardzo. Dazai był jedyny w swoim rodzaju i po jego śmierci czułem w sercu tę cholernie wielką pustkę, której nic nie zapełni. On zawsze będzie miał jakieś miejsce w moim sercu. Względne pozbieranie się po tym zajęło mi przecież miesiące. Ty zresztą pamiętasz to najlepiej. Pamiętasz, jak musiałeś przychodzić i zmuszać mnie do zwykłego funkcjonowania, bo nie miałem nawet siły zadbać sam o siebie. Nie dałbym bez ciebie rady. Dlatego chyba jeszcze nie chcę dopuszczać do siebie świadomości, że on żyje. Że jest tak blisko. Bo jeśli to zrobię, a on znowu odejdzie to wątpię czy nawet ty dasz radę utrzymać mnie na powierzchni.

- Może nie jest z nim aż tak źle - spróbował optymistycznie podejść do całej sprawy Atsushi.

- Jest gorzej, niż potrafimy to sobie wyobrazić. Informacja o jego powrocie zostałaby przyjęta z taką radością. Świętowalibyśmy. Nakahara nie miałby najmniejszego powodu żeby to ukrywać jeśli byłoby to bezpieczne i dla nas, i dla Dazaia. Dla kogoś najwidoczniej nie jest, skoro wie o nim tylko wybrana grupa - zauważył spokojnie Akutagawa. - I możemy tylko obstawiać, czy to my stanowimy zagrożenie dla Dazaia, czy on dla nas. Czy może wzajemnie się wyniszczymy. Jeśli Osamu rzeczywiście przeszedł pranie mózgu i teraz służy dla Zakonu Wieży Zegarowej to wolę myśleć, że nie żyje. Może to okrutne, ale to dla mnie łatwiejsze. Bo gdybym zaakceptował fakt, że on gdzieś tam jest to jakaś część mnie chciałaby podążyć za nim nawet jeśli oznaczałoby to zdradzenie Portówki. Nienawidziłbym tej części siebie, bo wiem, że Dazai wolałby żebym został w Mafii i wszystkich wsparł i pomógł. Nie chciałby żebym odwracał się plecami do rodziny. Powinniśmy zapomnieć o całej tej sytuacji. Tak będzie dla nas lepiej. Udawajmy, że Akiko wcale do nas nie przyszła. Napiszę tylko Nakaharze, że się pojawiła i na tym skończymy temat. Jeśli przyjdzie czas, w którym będziemy potrzebni i gotowi, Chuuya nas wezwie.

- Mógłbyś może nie składać pełnego raportu? Proszę? - spytał Atsushi robiąc tę minę, którą miał za każdym razem, gdy wiedział, że przekracza linię komfortu Akutagawy. - Wszyscy są teraz przytłoczeni emocjami, to dość wrażliwy moment. Nie chcę żeby Yosano przekreśliła sobie przyszłość jednym błędem. Po prostu daj Nakaharze znać, że sytuacja miała miejsce, ale nie składaj pełnego, oficjalnego raportu.

- Wy dzieciaki ze Zbrojnej naprawdę myślicie, że macie jakiś pieprzony immunitet - westchnął ciężko Akutagawa, na co Atsushi przesunął się tak, by mogli zetknąć się czołami.

- Wiesz, co ja myślę tak naprawdę? - spytał chłopak konspiracyjnym szeptem na co Akutagawa spojrzał na niego, jak na idiotę, mając gotową odpowiedź na to pytanie, ale odpowiedź, która nie spodobałaby się Atsushiemu. - Myślę, że cię kocham.

- Jesteś idiotą - mruknął cicho Akutagawa przygryzając wargę żeby nie uśmiechnąć się po całości. 

Jakim cudem ten jeden chuderlawy chłopaczek wiedział, jak zmienić jego nastrój o sto osiemdziesiąt stopni jednym durnym stwierdzeniem to on sam nie miał pojęcia. Ale nie zamierzał narzekać. Mógł mieć tylko nadzieję, że wpakował się na całe życie. Nie zamierzał też protestować, gdy Atsushi usiadł na jego kolanach przodem do niego i opierając jedną dłoń o fotel na wysokości głowy Akutagawy, pochylił się żeby pocałować go delikatnie i z wyczuciem, cofając się w ostatniej chwili, gdy Ryuunosuke chciał pogłębić pocałunek. Atsushi patrzył wtedy na ukochanego z tymi radosnymi acz nieco wrednymi ognikami w oczach. To była przecież zwykła przepychanka i testowanie wzajemnej cierpliwości. Gra, w którą Akutagawa mógł przegrywać każdego dnia z pełną tego świadomością. Mało delikatnie złapał ukochanego za podbródek i spojrzał na niego z ostrzeżeniem wymalowanym na całej twarzy, przyciągając go w końcu do poprawnego pocałunku. Zawsze kończyło się to w ten sam sposób.

- To na czym skończyliśmy? - spytał Akutagawa po dłuższej chwili.

- Chyba mnie pocałowałeś z tego, co pamiętam, ale wiesz. Zamglone wspomnienia. Musisz zrobić to jeszcze raz żebym miał pewność. Pamięć mięśniowa czy coś. No i kwestia fizycznych bodźców pobudzających umysł - odparł z absolutnie poważną miną Atsushi zaplatając ręce na karku Ryuunosuke, nim wybuchnął krótkim śmiechem.

- W kwestii przeprowadzki na czym skończyliśmy - poprawił się natychmiast Akutagawa naprawdę nie będąc pewien, czy ma większą ochotę przewrócić oczami, uśmiechnąć się, ponownie pocałować Atsushiego czy nazwać go idiotą. Wybrał opcję, której sam się po sobie nie spodziewał. - Wspominałeś coś, że skończyła nam się taśma i musimy iść do sklepu.

- Psujesz całą zabawę - mruknął niezbyt zadowolony z obrotu spraw Atsushi. - Tak, skończyła nam się taśma. I pudła. I folia bąbelkowa. Mamy tylko nożyczki. Ale z plusów to też prawie skończyły nam się rzeczy do pakowania, a firma przeprowadzkowa powinna być u nas za niecałe dwie godziny. Co ty taki nagle zainteresowany tą przeprowadzką? Przez jej większość byłeś milczący do tego stopnia, że zastanawiałem się, czy na pewno chcesz ze mną oficjalnie zamieszkać.

- Po prostu uświadomiłem sobie jak bardzo chcę przenieść cię przez próg naszego nowego, pierwszego wspólnego mieszkania - oświadczył Akutagawa, z czułością odgarniając włosy z twarzy ukochanego. - I jak blisko jestem od pocałowania cię po raz pierwszy w naszym nowym, oficjalnie wspólnym życiu po wykonaniu tak cholernie wielkiego kroku. Do tej pory jakoś mnie to przerażało, ale teraz chyba tylko nie mogę się doczekać.

- Ty wiesz co, ten sklep to się chyba zaraz zamknie - skomentował to tylko Atsushi zrywając się nagle i ciągnąc za sobą śmiejącego się Akutagawę. Atsushi uwielbiał go takim widzieć głównie dlatego, że taki widok był zarezerwowany tylko dla niego i zapracował sobie na niego przez ostatnich parę lat. Świadomość, że dla każdego innego Ryuunosuke jest oschły, wredny i nieprzyjemny z tą wiecznie mroczną aurą, a przy nim potrafi pokazać tę delikatniejszą stronę, gdzie pozwala sobie na śmiech, strach czy smutek znaczyła dla Atsushiego cholernie dużo. - Musimy się pospieszyć. Chodź. Może dam radę zadzwonić do firmy czy nie mogliby przyjechać wcześniej.

- Atsu uspokójże się, zaraz wyrwiesz mi rękę - zażartował Akutagawa posłusznie dając się jednak ciągnąć.

- No jak tak żeś sprawę postawił to ja chcę być w tym mieszkaniu już teraz. W tej sekundzie - oznajmił Atsushi tonem rozkapryszonego dziecka, nim uśmiechnął się szeroko do Akutagawy. - Więc musimy się pospieszyć. Nawet jeśli będę musiał cię targać za sobą całą drogę.

- Ale to oznacza, że musiałbyś trzymać mnie za rękę publicznie. Tak przy wszystkich. Przez cały czas - zauważył z udawaną niechęcią Akutagawa.

- Właśnie to oznacza - potwierdził jego przypuszczenia radosnym tonem Atsushi i jakby na potwierdzenie własnych słów splótł razem ich palce.

- No najgorzej - mruknął Ryuunosuke uśmiechając się pod nosem i czując jak jego serce topi się w tym nadmiarze miłości i szczęścia, a po jego brzuchu jak pojebane latają motyle nawet po takim czasie bycia razem. Chłopak miał tylko nadzieję, że to jedno nigdy się nie zmieni. Że nigdy nie znudzi mu się oglądanie Atsushiego tak radosnym i tak zakochanym jakimś cudem w jego osobie. - Ale wiesz, na czas zamykania drzwi możesz mnie puścić. Słowo harcerza, że nie ucieknę.

- Po pierwsze nigdy nie byłeś harcerzem - odparł na to z zawziętością w głosie Atsushi walcząc z pękiem kluczy jedną ręką i zębami. - A po drugie jak mówiłem, że "całą drogę" to miałem na myśli całą drogę. Tak łatwo się nie wywiniesz mój drogi.

Akutagawa spoglądał więc tylko z boku z rozczuleniem na ukochanego, który zaczął cicho bluźnić, gdy klucze nie chciały współpracować. Za to chłopak był najbardziej wdzięczny Dazaiowi. Za popchnięcie go na ścieżkę, która ostatecznie doprowadziła go do serca Atsushiego. Do tej miłości, o której pisało się w wierszach i książkach. Do szczęścia, którego Akutagawa nie spodziewał się po własnym życiu. Do tego poziomu pewności i poczucia bezpieczeństwa w żyiu, że Ryuunosuke nie stresował się nawet, że ktoś pomyśli, że on też może mieć jakieś emocje i uczucia. Co swoją drogą byłoby absolutnie zabawne, bo i tak budził w niemal wszystkich taki strach, że gdyby ktokolwiek przyłapałby na śmiechu, uznałby to za przywidzenie, bo to po prostu byłoby bezpieczniejszą opcją. Dla wszystkich zaangażowanych. I tylko Ozaki wyłamywała się z szeregu robiąc pełne rozczulenia miny za każdym razem, gdy Akutagawa szedł ramię w ramię z Atsushim przez korytarze Biurowca.

Ryuunosuke poczuł ogromną chęć podziękowania Dazaiowi za to, w jaki sposób zmieniło się całe jego życie. I miał tylko nadzieję, że przyjdzie taki moment, że będzie mógł to zrobić.

Continue Reading

You'll Also Like

78K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
17.5K 4K 133
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...
16.7K 1.5K 54
Czasem jedno, przypadkowe i niezbyt miłe spotkanie potrafi kompletnie zmienić całe życie, przewartościowując je dokumentnie. Doskonale przekona się o...
112K 8.7K 61
Gdzie Draco zostaje wilkołakiem. Wszystko przez to, że Lucjusz Malfoy nie wykonał rozkazu Czarnego Pana i nie przyniósł mu Przepowiedni z Departament...