TWO SHINING HEARTS | RISK #1

By itsmrsbrunette

185K 6K 7.2K

~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpal... More

WSTĘP
Prolog
1. Gorzej być nie mogło.
2. Nie patrz tak na mnie.
3. Decyzja zapadła.
4. Połamania nóg.
5. Jestem twoją dłużniczką.
6. Idź do domu.
7. Nie doceniasz mnie.
8. Ale z ciebie egoista, stary.
9. Tego jeszcze nie grali.
10. Winni się tłumaczą.
11. Życie za życie.
12. To wy ze sobą nie kręcicie?
13. Nie ze mną takie gierki.
14. Głupi zawsze ma szczęście.
15. Otwórz się na uczucia.
16. Nie chcę twoich tłumaczeń.
17. Pieprzyć moralność.
19. Jedyna szansa.
20. Nasza mała tajemnica.
21. Wóz albo przewóz.
22. Ja i tylko ja.
23. Nie wychodź.
24. Moment zwątpienia.
25. Puste słowa.
26. Jedenaście dni.
27. Miarka się przebrała.
28. Nie jestem taka łatwa.
29. Nie zaczynaj czegoś, czego nie umiesz skończyć.
30. Sprawy się skomplikowały.
31. Kilka słów.
32. To i wiele więcej.
33. Dotyk szczęścia.
34. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
35. Moje bezpieczeństwo.
36.1. Cyrk na kółkach.
36.2. Napraw to.
37. Banda idiotów.
38. Teraz albo nigdy.
39. Początek końca.
40. Bezsilność.
Epilog
Podziękowania

18. To przecież Ethan.

3.2K 126 89
By itsmrsbrunette

Witam Was w ostatnim rozdziale w te wakacje. Od jutra znowu urwanie głowy, ale pamiętajcie, nie dajcie się zwariować! Zapraszam na osiemnastkę i liczę na duuużo komentarzy xx

Westchnęłam bezgłośnie, kiedy po raz dziesiąty tego dnia usłyszałam z ust mamy jakieś polecenie. Odkąd tylko uchyliłam dziś powieki, zdążyłam już odkurzyć cały dom, upiec szarlotkę, wyprasować całą stertę ubrań oraz powycierać kurze. W międzyczasie musiałam znaleźć chwilę, aby ogarnąć i siebie. Jakby tego było mało, Jake gorączkował, co równało się z nieustannym marudzeniem i płaczem. Niech mnie ktoś zabierze z tego wariatkowa.

Przejechałam swoimi czerwonymi paznokciami po udach okrytych w jasnoniebieskie rurki z przetarciami, a następnie naciągnęłam na dłonie rękawy czarnego swetra. Przegryzłam wargę, mając dość tej farsy i czekania. Chciałam mieć to wszystko za sobą, tym bardziej że miałam już plany na ten wieczór.

Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk z domofonu, który oznajmiał, że brama wjazdowa została otworzona za pomocą pilota. Przewróciłam oczami. Zaczęło się. Ze znudzeniem przejechałam dłonią po włosach, które wyprostowałam, a następnie zjechałam nią na szyję, łapiąc między palce złoty wisiorek z koniczyną. Wolną rękę położyłam na oparciu krzesła i pustym wzrokiem zaczęłam wpatrywać się w drzwi.

Nie musiałam długo czekać. Jakieś pięć minut później w progu stanął mój ojciec z walizkami w obu rękach. Przeszedł na bok i odłożył bagaże na ziemię, a następnie odetchnął z ulgą. Lecz nie tata był główną atrakcją tego popołudnia. Główna atrakcja weszła do środka zaraz po nim, zamykając za sobą drzwi.

Och, kiedy ona się taka stała?

W progu stanęła piwnooka szatynka o długich nogach. Ułożyła dłonie na biodrach, omiatając wzrokiem całe wnętrze, a na jej ustach pomalowanych czerwoną szminką pojawił się wręcz idealny uśmiech. Ciekawe, jak długo ćwiczyła go przed lustrem, zanim stał się jej nawykiem. Matka od razu rzuciła się do powitania dwudziestolatki, ćwierkając coś o tym, że tęskniła. Jakie to przewidywalne.

Kiedy mama odkleiła się od nowoprzybyłej szatynki, wstałam z krzesła i zaczęłam powoli zmierzać w jej kierunku. Zatrzymałam się na wejściu do przedpokoju, mierząc dziewczynę wzrokiem. Jej krótkie, kasztanowe włosy opadały na jej szczupłe ramiona, a dokładnie wykonany makijaż od razu rzucał się w oczy. W uszach miała długie kolczyki przypominające kształtem wstążki, a na szyi trzy złote łańcuszki. Biżuterii nie brakowało też na jej nadgarstkach czy palcach. Biała, prążkowana sukienka przylegała do ciała dwudziestolatki, tak samo rajstopy cieliste rajstopy. Na nogach widniały beżowe szpilki, a sekundę temu miała na sobie jeszcze szary płaszcz z futerkiem pry kołnierzu, który odwiesiła na wieszaku.

Ona też mi się przyglądała. Czułam skanujący wzrok od stóp aż po najkrótszy włos na głowie. Uniosłam brew, czekając, aż to ona wykona pierwszy ruch. Na nanosekundę kącik krwistoczerwonych ust drgnął do góry w zaczepnym geście. Chcąc zamaskować ten niezauważalny gest, szatynka zacmokała entuzjastycznie, robiąc dwa kroki w przód.

— Cześć, siostrzyczko. — Wysoki, przesiąknięty słodyczą głos dotarł do moich uszu. W tymże momencie zdałam sobie sprawę, że wcale nie tęskniłam za tym dźwiękiem. Głęboko w duszy biłam się z myślą, że budził we mnie odruch wymiotny.

Chwilowo odwróciłam wzrok, uśmiechając się lekko, choć nie wiele było w tym geście radości.

— Cześć, Elle — mruknęłam z przesadzoną radością.

Po tych słowach podeszłyśmy bliżej i zamknęłyśmy się w siostrzanym uścisku, o ile wymuszony kontakt fizyczny można tak właśnie nazwać. Z moich ust nie schodził sztuczny, drętwy uśmiech, gdy lekko gładziłam dłońmi jej plecy. Przyznam, że miałam ochotę się skrzywić, gdy poczułam w nozdrzach zapach pomarańczy. Używała tych perfum od lat, choć ja nie widziałam w nich nic specjalnego. W niej całej nie dostrzegałam niczego nadzwyczajnego i nie potrafiłam pojąć, dlaczego stojąca w kącie mama patrząca na nas rozweselona, tak bardzo ją wychwalała.

Nieidealnie idealna Elisabeth Reagan Dallas była bardziej mdła, niż początkowo przypuszczałam. Sam nieboszczyk miał w sobie więcej wyrazu niż moja najdroższa siostrzyczka.

Wreszcie się od siebie oderwałyśmy. Posłałyśmy sobie obojętne spojrzenia, a nasz kontakt wzrokowy przerwała mama, która zawołała nas do jadalni na ciepłą herbatę. Niechętnie podreptałam za nimi, w myślach wyobrażając sobie, że jestem z Ethanem i jego przyjaciółmi. Ich towarzystwo było o niebo lepsze niż siedzenie przy jednym stole z osobą, której nie widziałam od czterech miesięcy. Naprawdę mi jej nie brakowało.

Gdy znów byłam w polu widzenia mamy, przyodziałam aktorski uśmiech na twarz i z udawanym zapałem zasiadłam do stołu, nalewając całej naszej trójce herbaty. Podparłam się na łokciu i utkwiłam wzrok w kubku z gorącą cieczą, starając się wykazać zainteresowanie tą nieciekawą paplaniną.

Odkąd pamiętam, mamie bardzo zależało, abyśmy z Elisabeth świetnie się dogadywały. Zdarzało się, że organizowała wypady tylko dla nas trzech, by poprawić nasze relacje. Biedaczyna była tak zaślepiona wizją siostrzanej miłości, która powstała w jej głowie, że nie zauważała, jak naprawdę to wyglądało. Nie potrafiła dopatrzeć się obłudy w naszych uroczych gestach czy słówkach. Była pewna, że byłyśmy siostrami na medal i ani ja, ani Elle nie zamierzałyśmy wyprowadzać jej z błędu. Co więcej, jej bezpodstawne myślenie było nam nawet rękę, więc dlatego w jej obecności non stop udawałyśmy, co rodzicielka łykała za każdym razem.

Po jakiś czterdziestu minutach chciało mi się wymiotować na samo imię Elisabeth. Przez całą konwersację mama wychwalała starszą z nas, opowiadając o najmniejszych pierdołach z jej życia. Pragnęłam wsadzić łeb do kubka z gorącą herbatą i wypalić sobie przewód słuchowy, byleby nie słyszeć tych płytkich gadek.

Elisabeth Dallas była przecież córką idealną. Studiowała na Harvardzie, co automatycznie czyniło ją boginią tej rodziny. Choć nie, była nią już o wiele wcześniej. Jeszcze za czasów, gdy dwudziestolatka chodziła do podstawówki, słyszałam od mamy, że powinnam inspirować się siostrą. Cóż, Elle nigdy w życiu nie poszła na wagary, nie pijała alkoholu, ewentualnie szampana na specjalnych okazjach, pierwszego chłopaka znalazła sobie właśnie w Bostonie, będąc już studentką, nie używała wulgaryzmów ani nawet nie wróciła do domu później niż dwudziesta druga. Właśnie dlatego mama tak ją ubóstwiała. Elle była córką, o której Reagan Dallas zawsze marzyła.

Czyli była nudna. Albo po prostu była zupełnym przeciwieństwem mnie i tak to sobie tłumaczyłam.

— A ty, Desti? Wybrałaś już uczelnię? — zapytała dwudziestolatka, mierząc mnie ciekawskim wzrokiem. Przewróciłam oczami na dźwięk pseudonimu, którym się do mnie zwróciła. Doskonale wiedziała, że tego nienawidziłam, a w dalszym ciągu mnie tak nazywała. Robiła to specjalnie.

Podniosłam wzrok, skacząc spojrzeniem między nią, a naszą rodzicielką. Obie wlepiały we mnie swoje oczy, choć mama non stop zerkała z uśmiechem na moją starszą siostrę. Klasyka.

— Na razie się na tym nie skupiam, Lee. — Używszy z premedytacją ksywki, której nie znosiła, wzruszyłam ramionami. Widziałam, jak kącik jej ust nerwowo drga, gdy to usłyszała. Oko za oko.

Co do mojej odpowiedzi, perfidnie skłamałam. Wybrałam już uczelnię, ale nie taką, o jakiej one obie myślały. Mama od zawsze powtarzała, że z moimi umiejętnościami na pewno i mnie przyjmą na Harvard lub właśnie Stanford, o którym kiedyś dość poważnie myślałam. O ile poważnym myśleniem można nazwać przypuszczenia dwunastolatki. Od tamtej pory w mej głowie wiele się zmieniło. Zrozumiałam, że w życiu nie chodzi o to, aby zadowolić mamę, czy utrzeć nosa siostrze, idąc na najlepszą uczelnię świata. Ciekawa jestem ich reakcji, gdyby dowiedziały się, że zamierzałam aplikować na nasze miejski uniwerek w Atlantic City.

Sięgnęłam po kubek z herbatą, a następnie przystawiłam go do ust, wypijając jego zawartość do ostatniej kropli. Odstawiłam naczynie na stół, po czym ułożyłam dłonie na drewnianym blacie, splatając palce. Odchrząknęłam.

— Miło się z wami siedzi, ale jestem umówiona. Muszę się zbierać. — Posłałam im przesłodzony uśmiech i odbiłam się dłońmi od stołu, odsuwając krzesło, z którego po chwili wstałam.

Elisabeth uniosła brew i zerknąwszy orientacyjnie na mamę, odkaszlnęła wymownie.

— Nie pozwolisz mi się tobą nacieszyć? — dopytała z udawanym rozżaleniem. Coś podpowiadało mi, że specjalnie użyła takiego tonu, aby między słowami przekazać mamie, że może powinna zakazać mi wyjścia. Po prostu to wiedziałam. Elisabeth potrafiła być prawdziwą suką.

— Od jutra masz mnie tylko dla siebie. — Mrugnęłam do niej. — Jeszcze zdążymy się sobą nacieszyć.

Och, oczywiście. Jej obecność jest przecież taka cudowna.

Nim mama jeszcze złapałaby aluzję siostry, wyszłam z kuchni i szybko pokonałam schody, wchodząc do swojego pokoju. Wpadłam do garderoby niczym burza, bo zerknąwszy na zegarek, zdałam sobie sprawę, że jeśli się nie pośpieszę, jak zwykle będę spóźniona. Ściągnęłam z wieszaka obcisłą, czerwoną spódniczkę w zieloną kratę i przechwyciłam z półki czarny golf. Wciągnęłam na tyłek cienkie czarne rajstopy, a następnie ubrałam się w przygotowany zestaw. Dzięki Bogu, że już wcześniej zrobiłam makijaż i wyprostowałam włosy, więc teraz jedynie przeczesałam je szczotką, a po ustach przejechałam czerwoną pomadką.

Do czarnej torebki schowałam telefon, portfel i szminkę, a następnie przewiesiłam ją sobie przez ramię i chwyciwszy do ręki prezent dla Ruby, zamknęłam za sobą drzwi od pokoju. Schodząc na parter, doszły mnie odgłosy rozmowy matki z Elle, ale nie bardzo chciało mi się im przysłuchiwać. Wyjęłam z szafy czarne, zamszowe kozaki na szpilkach i podpierając się o ścianę, włożyłam je na nogi. Następnie narzuciłam na ramiona krótką, czarną kurtkę i przewiązałam szyję czerwono-czarnym szalikiem. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie w celu upewnienia się, że niczego nie zapomniałam, a następnie ostatni raz przejrzałam się w lustrze.

Uwielbiałam siebie w takim wydaniu. Wbrew pozorom o wiele bardziej lubiłam nosić spódnice, sukienki i na ogół być bardziej wystrojona, niż popylać wszędzie w dresach i za dużych koszulkach. W takiej odsłonie przemieszczałam się jedynie po domu. Przywiązywałam sporą uwagę do wyglądu, bo zwyczajnie podobało mi się bycie postrzeganą jako ładnie ubrana, schludna dziewczyna. Lubiłam czuć się wyjątkowo, a ubiór mi w tym pomagał.

— Wychodzę! — krzyknęłam, a następnie przekroczyłam próg domu, zamykając drzwi.

Na miejsce dotarłam jakieś trzydzieści minut później. Po drodze do restauracji, w której się spotykaliśmy, rozmawiałam przez telefon z Crystal. Dziewczyna spędzała święta tylko z tatą, a że mieliśmy piątek wieczór dwudziestego pierwszego grudnia, od razu po lekcjach popędziła na zakupy, aby od jutra zacząć przygotowania do świątecznej kolacji. Melissa spędzała tę noc razem z nią.

Swoją drogą, od naszej ostatniej sprzeczki z powodu Ethana, Mój kontakt z Whimsy zdecydowanie się pogorszył. Rozmawiałyśmy jedynie w szkole, ewentualnie spotykałyśmy się we trójkę. Wydawało mi się, że nadal miała do mnie żal, że go wtedy broniłam, a ja nie zamierzałam jej za to przepraszać. Bezpodstawnie wysunęła błędne wnioski i oczekiwała, że po tym wszystkim wystawię do niej rękę. Nie miałam sobie nic do zarzucenia. W takiej sytuacji broniłabym każdego znajomego. Nie lubiłam, kiedy ktoś rozgadywał o innych takie głupoty, jeżeli były one nieuzasadnione. 

Przekroczyłam próg baru, a do moich uszu dotarł charakterystyczny dzwonek. W lokalu rozbrzmiewała świąteczna piosenka, a gości od razu uderzała przyjemna atmosfera, jaka aż unosiła się w powietrzu. Długi, marmurowy bar rozciągał się w jednym z rogów pomieszczenia i był udekorowany świerkiem i kolorowymi lampkami. Na oknach przyklejono żelowe dekoracje przedstawiające Mikołaja, jakieś renifery czy śnieżynki. W innym kącie stała ogromna choinka przystrojona różnorakimi bombkami i światełkami. Pod nią leżało sporo atrap w postaci sztucznych prezentów, które dodawały tego wyjątkowego klimatu. Brzegi wszystkich skórzanych kanap były obklejone złotymi łańcuchami. Jak nie lubiłam tej całej świątecznej otoczki, tak wystrojem tego miejsca byłam zachwycona i mogłabym spędzić tutaj całą zimę.

Szybko zauważyłam machającą do mnie Lizzie. Stukot moich obcasów rozbrzmiewał po lokalu, gdy szłam w tamtą stronę. Przy dużym prostokątnym stole siedziało już kilka znajomych twarzy, jednak nie byliśmy jeszcze w komplecie. Uśmiechnęłam się do nich, a następnie rozejrzałam się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Usłyszałam pogwizdywanie, więc przeniosłam wzrok w kierunku, z którego dobiegało. Och, czego ja się mogłam spodziewać jak nie jego.

— Zapraszam. — Uśmiechnął się zaczepnie i poklepał miejsce obok siebie. — Tutaj, raz, dwa, trzy.

Pokręciłam głową z dezaprobatą i parsknęłam pod nosem, lecz mimo to wykonałam polecenia, zajmując miejsce na skórzanej sofie obok Ethana Pierce'a. Dziewiętnastolatek nie spuszczał ze mnie spojrzenia, a kiedy usiadłam przy nim, szeroko się uśmiechnął. Miał na sobie ciemnoczerwoną bluzę z kapturem, w której naprawdę było mu do twarzy. Usłyszawszy wołanie Masona, oderwałam wzrok od bruneta obok i przeniosłam go na blondwłosego okularnika.

— Destiny, nie dostanę nawet powitalnego buziaka? — zapytał Warner z teatralnym rozżaleniem.

Zmarszczyłam nos.

— Dostaniesz nawet dwa. — Dwukrotnie cmoknęłam w powietrzu i wyszczerzyłam się triumfalnie.

Latynos odgarnął kosmyk włosów w odcieniu ciemnego blondu, który opadł mu na oczy, a następnie poprawił swoje okulary z złotych oprawkach i także posłał mi cwany uśmieszek. Westchnęłam pod nosem, po czym spojrzałam na Lizzie i Shane'a, którzy gorliwie o czymś rozmawiali, nie słuchając naszej wymiany zdań. Jak mniemam, poszło im o to, że Shane poczochrał fryzurę Lizzie, za co trochę go zganiła. Zapamiętać na przyszłość – nie dotykać włosów Liz.

Szturchnięcie w rękę zmusiło mnie do wyrwania się z zamyślenia. Ściągnęłam brwi, patrząc w niewiedzy na Ethana.

— A co ze mną? Ja nie dostanę powitalnego całusa? — zapytał, robiąc maślane oczy. Po jego twarzy błądził prowokujący nietuzinkowy symbol rozbawienia, jednak starał się zachować powagę.

Poklepałam go po ramieniu, nieco się przybliżając. Zauważyłam, jak wciąga powietrze.

— Ale że tutaj? — Udałam zdziwioną. — Myślałam, że takie rzeczy tylko na osobności.

Uśmiechnęłam się flirciarsko, co od razu odwzajemnił. Chwilę później zrobił się kompletnie poważny, a między jego brwiami pojawiła się bruzda. Nachylił się nad moim uchem i odchrząknął.

— Na zewnątrz przed barem będzie dla ciebie wystarczająco na osobności?

Jego szept przeszył moje ciało niczym pocisk. Wciągnęłam powietrze do płuc, przełknęłam ślinę, a następnie przegryzłam wargę, by się nie uśmiechnąć.

— Wystarczająco na osobności będzie, jak na ziemi zostanie tylko nasza dwójka — wymruczałam, dając mu do zrozumienia, że z mojej strony nie miał na co liczyć, po czym ułożyłam dłoń na jego policzku, odpychając go od siebie z cieniem uśmiechu. — Daj znać, jak to załatwisz.

Mrugnęłam do niego, po czym pozwoliłam swoim wargom na wygięcie się w półokręgu. Pokręciłam głową z politowaniem, widząc, jak krzyżuje ramiona na wysokości torsu i fuka coś pod nosem, udając naburmuszonego. Ten człowiek był niemożliwy.

Poczuwszy na sobie mój przenikliwy, rozbawiony wzrok, przechylił do mnie głowę i uniósł brew, lustrując moją twarz niezidentyfikowanym wzrokiem.

— Chyba muszę zmienić towarzyszkę. Ta tutaj bez przerwy łamie mi serce — wytknął mi bezradnie i przegryzł wargę.

Zaniosłam się śmiechem, czym przyciągnęłam wzrok kilku osób. Odchyliłam głowę w tył, przymykając powieki. Następnie chwyciłam szklankę wody stojącą na stole i upiłam łyk, kątem oka obserwując poczynania bruneta. Był zdezorientowany.

— Taki jej urok — szepnęłam, zerkając na niego z ukosa. Uśmiechnęłam się niewinnie, po czym wzięłam kolejny łyk i przeniosłam wzrok w kierunku drzwi do lokalu. W międzyczasie do mych uszu dotarł cichy śmiech Ethana.

W naszą stronę zmierzała moja ulubiona para, a za nimi uśmiechnięta Afroamerykanka. Na przodzie szła Nora ubrana w czerwoną sukienkę i niskie, skórzane botki. Jej jasnofioletowe włosy trochę się rozjaśniły, przez co bardziej przypominały róż i nieco gryzły się z kolorem jej ubrania. Mimo to dziewiętnastolatka była po prostu ładna, a jeszcze ładniejszy miała charakter. Za nią wlókł się Max. Gdy podeszli do stolika, Steele pomachała wszystkim na przywitanie i od razu wyrwała mi z dłoni szklankę z wodą, mówiąc, że jest cholernie spragniona. Uniosłam kącik ust i skupiłam swoją uwagę na Findlayu. Rudowłosy wyglądał nieswojo. Jedynie posłał reszcie drętwy, nerwowy uśmiech i spuścił wzrok w dół, ostrożnie opadając na kanapę. Zmarszczyłam brwi, bo jeszcze go takiego nie widziałam i nawet jeśli innym wydawało się to normalne, ja zaczęłam się niepokoić. Przez myśl przeszło mi, że być może posprzeczał się ze swoją wybranką, więc jego stan w sumie by się zgadzał, bo wszyscy wiedzieliśmy, że Nora była jego oczkiem w głowie. Nie widziałam jeszcze nigdy, aby ktoś patrzył na dziewczynę z takim uwielbieniem.

On kiedyś patrzył.

Potrząsnęłam głową, odganiając głos podświadomości i popatrzyłam na Ruby, która zmierzwiła włosy Masona, co spotkało się z jego niezadowoleniem, a potem zajęła miejsce po jego prawej stronie. W tym czasie Nora usiadła pomiędzy mną a Maxem i ułożyła dłoń na moim udzie, zaczynając coś opowiadać.

Jako że wszyscy byliśmy już w komplecie, zamówiliśmy napoje mleczne i jakieś jedzenie, po czym zaczęliśmy rozmawiać. Od Steele dowiedziałam się, że jej chłopak najwidoczniej miał zły dzień, bo o nic się nie pokłócili. Nie ukrywam, nieco mnie to uspokoiło, bo absolutnie nie życzyłam im kłótni. Nikomu nie kibicowałam tak bardzo jak im. Och, właśnie zdałam sobie sprawę, że dawno nie pomyślałam o czymś w taki szczery sposób. Miło czasem coś tak po prostu poczuć.

Brzuch bolał mnie ze śmiechu, po tym jak rozmawialiśmy o zeszłotygodniowej imprezie Lizzie i o tym, co się na niej wydarzyło. Kiedy wszyscy inni goście zwinęli się do domu jakoś o trzeciej, my zostaliśmy u Lizzie do rana. Właśnie wtedy pijani Sawyer i Mason wskoczyli do basenu w sukienkach Lizzie, w które ledwo się zmieścili, krzycząc przy tym, że są księżniczkami Disneya, a Nora i Shane tańczyli na stole z butelkami Jacka Danielsa. Ethan nie mógł mi uwierzyć, gdy opowiadałam wszystkim, jak chciał pobić się z własnym odbiciem. Zwijaliśmy się ze śmiechu, objadając się frytkami i mini donutami.

Właśnie podczas tej rozmowy przypomniało mi się zdarzenie z Ethanem w roli głównej, które miało miejsce na schodach. Doskonale pamiętałam słowa, które nieznajomy wypowiedział w jego kierunku. Wspomniał coś o tym, że Pierce powinien być pierwszy w kolejce po dragi. Dodał też, że Ethan rzekomo stał się mordercą. Oczywiście, średnio widziałam w tym sens i całą sobą chciałam wierzyć, że to paplanina chłopaka, który stracił kontrolę nad tym, co mówi, bo był naćpany. Ethan przecież był dobrym człowiekiem. Nie wiem, czy potrafiłabym uwierzyć w to, co wtedy usłyszałam, lecz mimo to byłam sparaliżowana. Starałam się to wyprzeć, ale z tyłu głowy coś podpowiadało mi, że może w wypowiedzi tego typka była prawda. Wzdrygnęłam się, odpychając od siebie tę myśl. Nie mogło tak być. Ethan nie mógł taki być.

Przeniosłam spojrzenie na Sawyera, który siedział naprzeciwko mnie, gdy wypowiedział moje imię.

— Musisz koniecznie zaprosić nas na jakiś występ — rzucił, drapiąc się po nosie. — Skoro tak wywijasz na imprezach, zapewne wyjebie nas w kosmos po zobaczeniu, co potrafisz na scenie.

Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową z dezaprobatą.

— Koniecznie! Chcę sprawdzić, czy jest tak mocna w nogach jak w gębie — dodał Mason, wyniośle unosząc podbródek.

— W gębie jestem mocna tylko dla moich ulubieńców. — Odbiłam piłeczkę i poruszyłam brwiami, z satysfakcją sznurując usta.

— W takim razie muszę być twoim oczkiem w głowie — wtrącił Ethan, posyłając mi wymowne spojrzenie. Przejechałam językiem po wewnętrznej stronie zębów, obracając się ku niemu z politowaniem w oczach. — W życiu nie pomyślałbym, że można być tak pyskatym.

Wszyscy popatrzyli najpierw na niego, potem na mnie, a następnie parsknęli śmiechem.

— Taki mój urok. — Puściłam mu oczko, uśmiechnęłam się niewinnie i uroczo, a także uniosłam ręce w geście obronnym

Ponownie zanieśliśmy się gardłowym rechotem. Spojrzałam przez ramię na bruneta po mojej prawej, czym przyłapałam go na wpatrywaniu się we mnie z lekkim uśmiechem. Chwilę później wystawił głowę w górę, przymykając powieki, jakby szukał w sobie cierpliwości. Wykorzystując jego nieuwagę, sprzedałam mu prowokacyjnego kuksańca w żebro i złożyłam usta w ciup, udając, że to nie ja. Mimo to zerkałam na niego jednym okiem. Gdy ponownie przechylił głowę w mą stronę, zrobiłam to samo. Popatrzyliśmy na siebie bez odzywania się. W niebieskich tęczówkach czaiło się rozbawienie i zadziorny błysk, który, przyznaję się bez bicia, zdążyłam całkiem polubić.

Może to dziwne, ale nie chciałam przerywać tej chwili. Wszystko było tak, jak powinno. Byłam w świetnym miejscu, z cudownymi ludźmi i genialną atmosferą. Mimo że kochałam Crystal i Melissę, czułam, że to jest moje miejsce. Będąc tylko we trójkę, często się nudziłyśmy i choć w dalszym ciągu ufałam im najbardziej na świecie, lepiej czułam się w tym gronie, ponieważ uśmiech nie schodził mi z nimi z twarzy, a każdy bezinteresownie wspierał każdego, w przeciwieństwie do Melissy, która była kapryśna i potrafiła wbijać szpilki poprzez swoje szczeniackie zachowania. Z tymi ludźmi wszystko wydawało się łatwiejsze. Naprawdę doceniam, że tak szybko mnie zaakceptowali i pozwolili poniekąd dołączyć do ich teamu.

W pewnym momencie Ethan przesunął bliżej siebie szklankę z czekoladowym shakiem i złapał w palce swoją słomkę. Byłam pewna, że chciał się napić, no bo co innego mógłby zrobić. Każdy inny człowiek rzeczywiście po prostu by się napił, ale nie. To przecież Ethan. Zwinnym ruchem wyjął słomkę ze szklanki i nim zajarzyłam, co zamierzał, machnął nią w taki sposób, że kropla cieczy wylądowała na moim nosie.

Skrzywiłam się, mrużąc przy tym oczy. Nie czekając na jego poczynania, także ochlapałam go swoim shakiem i z satysfakcją patrzyłam, jak z jego twarzy schodzi ten perfidny uśmieszek. Mógł zabrudzić mi golf. Ewidentnie chciał ponowić czynność, bo po raz kolejny zaczął wyciągać słomkę ze szklanki. W ostatniej chwili chwyciłam go za nadgarstek i wlepiłam w niego ostrzegawczy wzrok. Uniósł brew, po czym zaśmiał się nieznacznie.

— Gdy się złościsz, jesteś naprawdę ujmująca — stwierdził, a następnie pstryknął mnie w nos, tym samym ścierając z niego kroplę mlecznego napoju.

— A ty naprawdę głupi — wytknęłam mu, grymasząc się jak dziecko.

Naszą rozmowę przerwał Sawyer, który stwierdził, że powinniśmy się zbierać. Jak się okazało, mieliśmy pojechać do mieszkania Ethana, także dopiero tam damy sobie prezenty. Szybko zapłaciliśmy za swoje zamówienie, a następnie zebraliśmy wszystkie rzeczy i wyszliśmy z lokalu.

Nawet nie miałam okazji by wyrazić swoje zdanie na temat tego, z którym kierowcą chciałabym się zabrać. Już pod barem, gdy rozglądałam się w poszukiwaniu znajomych samochodów, Pierce stuknął mnie w ramię i z zaczepnym uśmiechem wskazał na swojego Mercedesa.

— Aż tak spodobała ci się funkcja mojego kierowcy? — zapytałam, gdy we dwójkę szliśmy w odpowiednim kierunku.

Ethan pokręcił głową z politowaniem i zerknął na mnie z góry.

— Ciesz się, że jeszcze jakoś z tobą wytrzymuję. — Wyjął z kieszeni kurtki kluczyk do samochodu i zaczął kręcić nim na palcu.

— Świetnie. — Położyłam dłoń na jego ramieniu i sztucznie się wyszczerzyłam. — Muszę zmienić twój pseudonim w telefonie na „Uber".

— Świetnie — sarknął, otworzywszy pilotem drzwi do pojazdu. — Biorę dziesięć dolców za kilometr. Chyba, że wolisz iść piechotą, gnojku.

Odepchnęłam go od siebie, a następnie bez słowa wpakowałam się na siedzenie po stronie pasażera, choć na moich wargach czaił się cień beztroskiego uśmiechu. Brunet także wsiadł do samochodu. W radiu grali jedną z moich ulubionych piosenek Pitbulla, dlatego przekręciłam pokrętło, podgłośniając utwór. Silnik został włączony, a Mercedes zaczął wyjeżdżać z parkingu. Przechyliłam głowę w stronę okna, przysłuchując się muzyce i pukając w jej rytym opuszkami palców o kolano.

Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Nie było niezręcznie, a wręcz przyjemnie. Zdałam sobie sprawę, że chyba byliśmy na tym etapie naszej trzymiesięcznej relacji, że czuliśmy się komfortowo, nic nie mówiąc. To dziwne, bo trzy miesiące to z pozoru naprawdę mało, a my zdążyliśmy rozpracować sposób, w jaki mamy ze sobą rozmawiać, zaczęliśmy czuć się ze sobą komfortowo, udało nam się już poniekąd poznać, a Ethan nawet obdarzył mnie sporym zaufaniem, na co ja w stosunku do niego potrzebowałam jeszcze trochę czasu. Nigdy nie sądziłam, że chłopak, który pomógł mi z jakimś natrętem na domówce, trzy miesiące później będzie zabierał mnie w nocy na świąteczny jarmark albo mówił, że jestem najpiękniejszą dziewczyną, jaką widział. Nie wiem, czy byliśmy już przyjaciółmi, aczkolwiek lubiłam spędzać czas w jego towarzystwie.

W pewnym momencie Ethan odchrząknął znacząco, czym zwrócił moją uwagę. Obróciłam głowę w stronę kierowcy, obserwując, jak chłopak zaradnie operuje kierownicą i nie spuszcza wzroku z drogi.

— Mamy parę spraw do obgadania, co? — zapytał, na sekundę zerkając na mnie kątem oka. Przytaknęłam, mając nadzieję, że myśleliśmy o tym samym. — Od razu mówię, że nie jestem dobry w tłumaczeniach, także nie miej wygórowanych oczekiwań. Zanim je ode mnie usłyszysz, muszę cię poprosić, być uzbroiła się w odrobinę cierpliwości. Potrzebuję czasu, aby poskładać to wszystko do kupy, bo wolałbym niczego nie pominąć. — Odetchnął ciężko, po czym znów rzucił mi krótkie spojrzenie. — Chcę być z tobą szczery, Destiny. Wszystko ci wytłumaczę już niedługo. Obiecuję.

Rozchyliłam wargi, lecz mimo wszystko szybko skinęłam głową, nie chcąc wyjść na sparaliżowaną. Prawda była taka, że naprawdę zszokowało mnie to jego wyznanie. Wierzyłam mu. Wierzyłam w jego słowa. Wierzyłam, że chciał być ze mną szczery. Dlatego zamierzałam trochę poczekać. Chciałam dać mu czas, skoro twierdził, że go potrzebował. Doskonale wiem, że takie wyznania bywają trudne. Sama nie wiem, co musiałoby się stać, abym wyznała komuś coś odnośnie mojej przeszłości. Z reguły się nią nie dzieliłam, bo to dla mnie naprawdę ciężkie, dlatego rozumiałam jego punkt widzenia. Sądząc po tym wszystkim, doszłam do wniosku, że to nie będzie łatwa i przyjemna rozmowa.

Wysiedliśmy pod odpowiednim budynkiem. Na dworze od dawna było już ciemno i nieprzyjemnie. Chodniki i jezdnie były oblodzone, co utrudniało normalne poruszanie się. Nienawidziłam tej pory roku. Gdy pod blokiem zaparkowały dwa pozostałe samochody, wszyscy razem weszliśmy na odpowiednie piętro, po czym Ethan przekręcił klucz w zamku i wpuścił nas do środka.

Wewnątrz panował porządek, choć coś podpowiadało mi, że Pierce posprzątał tu dopiero przed wyjściem z domu. Nie wyglądał na pedanta. Pozbyliśmy się okryć wierzchnich, a następnie przeszliśmy do przestrzennego salonu. Połowa usiadła na sporej kanapie, druga część zajęła miejsca na dywanie bądź stołkach barowych, tak aby w samym środku stał kwadratowy stolik kawowy. W międzyczasie Lizzie przyniosła z kuchni parę szklanek i jakiś sok, bo jak twierdziła – nie będziemy siedzieć tak o suchej gębie.

Wreszcie przyszedł czas na prezenty. Natychmiast poderwałam się do góry i pognałam do Ruby, z uśmiechem przekazując jej mój podarunek. Nie martwiłam się, że jej się nie spodoba, bo wiedziałam, że był on w zupełności trafiony. Kilka tygodni temu wspominała o paletce z cieniami do oczu ze swojej ulubionej marki. Zaznaczała, że jest ona jej wymarzoną, ale serce bolałoby ją latami, gdyby musiała wydać taką sumę na kosmetyki. Cóż, nic nie będzie ją bolało, bo zrobiłam to za nią. I o ile też pewnie ubolewałabym nad tym zakupem, robiąc go dla siebie, o tyle nie oszczędzałam na prezentach i kupując go, byłam zadowolona.

Afroamerykanka czym prędzej rozwiązała czerwoną kokardę, a następnie rozdarła złoty papier. Gdy dojrzała zawartość podarunku, zapiszczała z entuzjazmem, po czym rzuciła mi się na szyję, krzycząc coś o tym, że jestem jej wróżką życzeń. Zaśmiałam się, głaszcząc dłońmi jej plecy. Gdy się od siebie oderwałyśmy, ciemnowłosa popatrzyła nieśmiało w kierunku Warnera, po czym przeniosła wzrok na mnie, zaciskając rękę na drugim prezencie, który zapewne był dla niego.

— No idź do niego. — Popchnęłam ją delikatnie, na co odwróciła się i posłała mi spanikowane spojrzenie, uśmiechając się nerwowo.

Właśnie wtedy czyjaś dłoń spoczęła na mym ramieniu. Wzdrygnęłam się lekko i biorąc głęboki oddech, powoli odwróciłam się w przeciwną stronę. Stał przede mną Ethan. Patrzył na mnie zagadkowo, choć na jego wargach tkwił delikatny, lecz czuły uśmiech. Uniosłam brew, widząc, że na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. Lubiłam go w takiej delikatnej odsłonie. Zestresowanego i niepewnego. Był wtedy taki inny.

Westchnął głęboko, a następnie podrapał się po karku, na chwilę spuszczając spojrzenie. Nie minęła chwila, a jego krtań drgnęła, symbolizując przełknięcie śliny. Po tym wrócił do mnie wzrokiem i wyciągnął zza pleców małe pudełeczko. Rozchyliłam wargi i ostrożnie przyjęłam podarunek. Zwinnym ruchem pozbyłam się ozdobnej wstążki, która okazała się jedynym opakowaniem prezentu. Wstrzymałam powietrze i uchyliłam wieczko pudełka, zamierając.

— Jakiś czas temu chciałem ci coś wygrać, ale dałem ciała. Zdecydowałem, że przynajmniej tego pingwina będziesz miała ode mnie.

Nie dowierzałam. Trzymałam w dłoniach malutkie pudełeczko, w którym skrywała się połyskująca w świetle, piękna bransoletka wykonana ze złota. Miała przyczepioną złotą zawieszkę, która była w kształcie malutkiego pingwinka. Do głowy automatycznie naleciały mi wszystkie wspomnienia. Wyglądała tak delikatnie i uroczo, że miałam ochotę uronić łzę. Cóż, nawet ja czasem się wzruszałam i rozczulałam. Zaciągnęłam nosem i podniosłam wzrok na zestresowanego Ethana śledzącego wzrokiem każdy mój ruch. Posłałam mu najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać i pokiwałam głową z przejęciem.

— Dziękuję, jest przepiękna — wydusiłam, nie mogąc się na nią napatrzeć. Po chwili zaczepnie spojrzałam na milczącego bruneta. — Mógłbyś?

Ethan wyglądał, jakbym wybudziła go z letargu. Popatrzył na mnie z niezrozumieniem, po czym zerwał się jak poparzony i niewinnie uniósł kącik ust, chwytając w dłonie oba końce bransoletki. Wystawiwszy rękę, podwinęłam rękaw golfu i obserwowałam, jak palce chłopaka ostrożnie zapinają biżuterię. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie wiem, czy to dlatego, że w ogóle się tego nie spodziewałam; dlatego że bransoletka była taka śliczna, czy może dlatego, że była właśnie od Ethana.

Dostrzegłam na jego twarzy ulgę zaraz po tym, jak zobaczył moją pozytywną reakcję. Śmieszne, widzieć go takiego zaniepokojonego i nieswojego, aczkolwiek lubiłam ten widok. Pasowałaby mu nieśmiałość. 

Początkowo dziwiłam się, że Pierce wpadł na taki pomysł, kupując mi prezent. Mnie nigdy nie przyszłoby to do głowy. Choć może nie powinnam być zaskoczona. To przecież Ethan.

Reszta wieczoru minęła naprawdę przyjemnie. Szczerze porozmawialiśmy, a niektórzy chwalili się swoimi prezentami. Głównie Shane, który dostał od Sawyera pokrowiec na kierownicę ze wzorem hot dogów oraz całkiem fajną bluzę Nike, na której pod sercem wyszyte było właśnie imię Daxtona. Przez cały czas zerkałam na złotą bransoletkę, uśmiechając się pod nosem. Wiedziałam, że nieprędko ją zdejmę. Była prześliczna i wyjątkowa. Około dwudziestej trzeciej wszyscy zaczęliśmy się żegnać, bo zaczynając od jutra, wszyscy mieliśmy porozjeżdżać się na święta. Przyznam szczerze, że opuszczając mieszkanie Ethana, już nie mogłam się doczekać, kiedy znowu zobaczę te wesołe buzie.

Continue Reading

You'll Also Like

207K 4.8K 32
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
34.4K 535 11
Jego były przyjaciel nie daje mu zapomnieć o jego przeszłości.Matt(głowny bochater) nie chce,aby ktokolwiek jeszcze wiedział co sie wtedy działo.Jest...
110K 6.6K 31
Okładka została stworzona przy pomocy Kreatora Obrazów Microsoft. ˖⁺‧₊˚ 𓆏 ˚₊‧⁺˖ Nell Myers, nie cierpi Hero Westa, znacznie bardziej niż nie cierpi...
37.5K 2K 6
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...