Bungou Stray Dogs II - Miłość...

By LuciferMorny

13.9K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... More

P. I / CZARNY ALARM
P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA
P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXV / STRONA KONFLIKTU
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. L / KIELISZKI NIE DO PARY
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA

232 48 50
By LuciferMorny

Rin szczerze nie miał pojęcia, co miał robić. Opierający się o niego Chuuya zdecydowanie spał i to snem twardym jak kamień, zupełnie, jakby nie miał okazji złapać ani chwili drzemki przez ostatnich kilka dni. Albo kilka lat. Patrząc przez pryzmat samego malującego się na twarzy chłopaka zmęczenia, ogromnych worów pod oczami, ogólnej bladości i tym, jak szybko zasnął, Hotoke był bardziej skłonny obstawiać tę drugą opcję. Chociaż niby studenci powinni być przyzwyczajeni do zarywania nocek. Tak przynajmniej wszyscy na roku żartowali. Tylko, że Chuuya nie pojawił się przez ostatnich parę dni na uczelni. I jasne, wpisywali go na wszystkie listy czy pisali za niego kartkówki niespodzianki, bo tak przystało na szanujących się studentów, ale fakty były takie, że żaden z nich nie miał z Nakaharą najmniejszego kontaktu. Niby Hotoke próbował udawać, że wszystko jest w normie. Przeprosił ich za problem i obrócił całą sytuację w żart, gdy wszyscy ich kumple pytali go, gdzie podział się jego kochaś. Wytłumaczył go wtedy problemami w pracy i problemami rodzinnymi, twierdząc, że nie chce zdradzać większej ilości szczegółów i obiecując, że Nakahara udzieli im wszystkich odpowiedzi, gdy tylko będzie w stanie wrócić. Tak, jak wmawiał wszystkim, że miał z rudzielcem stały kontakt, a nie, że został na lodzie i w radiowej ciszy przez ładnych parę dni.

Rin doskonale pamiętał ich kłótnię, niemalże jakby wydarzyła się wczoraj. Pamiętał rozbiegany wzrok Nakahary, brak pewności w kwestii tego, na których emocjach powinien się skupić, chęć do chwili samotności, by mógł pozbierać własne myśli. Pamiętał też chłód, stanowczość i  pewność, które rozbrzmiały w głosie i wzroku Chuuyi, gdy kazał mu spieprzać. Absolutny brak uczuć, jakby ktoś pstryknął przełącznik. Jakby stał przed nim pozbawiony uczuć potwór, a nie chłopak, którego znał. Nie oszukiwał się, że znał go jakoś wybitnie dobrze, Hotoke nie był na tyle głupi, ale lubił myśleć, że chociaż w jakimś, nawet niewielkim stopniu, go znał. Pamiętał też swoją bezradność, którą wtedy czuł. Bezradność, którą zakopał po grubą warstwą irytacji i złości, bo jak to tak, on się martwi, przychodzi do chłopaka z sercem na wierzchu, a ten każe mu spieprzać? Jak łatwo było mu zakopać te emocje. Jak łatwo było mu odciąć się od wyrzutów sumienia, od świadomości, że przekroczył linię i zrzucić całą winę na niewłaściwą reakcję Nakahary, o której w głębi duszy tak naprawdę wiedział, że wcale nie była niewłaściwa.

Tylko, że dni mijały. Najpierw nie poszedł na uczelnię dając znać chłopakom, że ma coś do ogarnięcia i go nie będzie. Nie zdziwiło ich to. Przesiedział wtedy przed konsolą cały dzień, grając w durne strzelanki na konsoli i ignorując zewnętrzny świat, zachowując się jak obrażone dziecko, a mimo to spoglądając raz za razem na telefon na pasek wiadomości, jakby spodziewał się tam znaleźć pełną przeprosin wiadomość od Nakahary. Coś, co z oczywistych przyczyn nie nastąpiło, ale na co miał tak ogromną nadzieję. A potem z kolejnymi godzinami jego złość powoli się ulatniała. Hotoke trzymał się jej, jakby od tego było zależne jego życie, próbując na nowo i na nowo przeżyć tę sytuację i wmawiając samemu sobie, że przecież nie zrobił niczego złego, ale istniał tylko pewien krótki czas, przez który to mogło realnie działać. I ten czas też przeleciał mu przez palce. I został wtedy z tym rozbrajającym poczuciem winy, poczuciem, że zawiódł, że zawalił coś, co było dla niego cholernie ważne, że być może bezpowrotnie stracił relację z rudzielcem. Za bezradnością podążył smutek. Za nim niechęć. A na końcu tej puszki Pandory znalazło się zrozumienie. Zjebał przekraczając granice Chuuyi. I jasne, mógłby do chłopaka pisać czy wydzwaniać, obiecywać mu, że zrozumiał swój błąd, że więcej się tak nie zachowa, ale doskonale wiedział, że w ten sposób udowodniłby tylko, że nie wyciągnął odpowiedniej nauczki z całej tej lekcji.

Dlatego czekał. To było jedyne, co mógł zrobić. Mógł żyć dalej i czekać aż Chuuya zdecyduje się powrócić do jego życia. Jak zadzwoni ze słowami, że ma ochotę wyjść na kawę, że muszą porozmawiać albo, że go zawiódł, a nie z przeprosinami. Jak pojawi się na uczelni, zupełnie bez zapowiedzi i będzie traktował go jak powietrze i wszyscy od razu zrozumieją, że się pokłócili i dadzą im spokój na cały dzień. Jak spotkają się na mieście i Nakahara skinie na niego głową, niemo pozwalając mu do niego dołączyć, ale dając mu znak, że wciąż czeka ich ta cholernie ważna rozmowa. Hotoke czekał na jakikolwiek znak, że Chuuya jest gotów ponownie wpuścić go do swojej strefy komfortu bądź jednoznacznie dać mu znać, że to już nigdy się nie stanie. Na pewno nie był gotowy na pojawienie się Nakahary, zwłaszcza w takim stanie, u jego drzwi w środku nocy bez słowa wyjaśnienia, ale z miną, jakby właśnie zawalił mu się cały świat. A z całą pewnością tym bardziej nie był gotowy na obezwładniającą go bezradność, której tym razem nie mógł uciszyć negatywnymi emocjami.

Bo to właśnie czuł, gdy delikatnie układał Chuuyę na kanapie, upewniając się, że jest dokładnie przykryty kocem i zbierając brudne naczynia do kuchni. To właśnie czuł, gdy pisał chłopakom, że tej nocy nie wróci już do gry i kłamiąc, że chyba coś go bierze i że prawdopodobnie nie pojawi się następnego dnia na uczelni, przeczuwając, że Nakahara tak szybko nie wstanie i nie mając pojęcia, czy ma chłopaka w którymś momencie budzić, czy dać mu spać tak długo, aż sam wstanie. Powinien zadzwonić na pogotowie? Pamiętał, że Nakahara miewał kiedyś problem z krwotokami z nosa i pamiętał ich wizytę w szpitalu, gdzie pielęgniarka zareagowała na rudzielca jak na stałego klienta kawiarni, a nie przypadkowego pacjenta. Tylko, że gdyby Chuuya chciał wylądować w szpitalu, pewnie tam by się udał, prawda? Czyli zadzwonienie po karetkę, nawet w takim stanie wycieńczenia chłopaka, raczej nie wchodziło w grę. Rin zupełnie nie wiedział, co miał robić i szczerze mówiąc przerastało go to, bo jeszcze nigdy nie widział Nakahary w takim stanie. Chłopak zawsze śmiał się czy żartował, czy był cholernie poważny i czasami gadał z mądrością wielowiecznego starca, ale nigdy nie pokazał im swojej słabej strony, jakby od tego miało zależeć jego życie.

Dlatego tylko skupił się na odbijających mu się po wnętrzu czaszki słowach rudzielca. Że przyszedł, bo potrzebował bliskości. I to Hotoke zamierzał mu dać. Dlatego tylko najdelikatniej jak mógł, wsunął się z powrotem na swoje pierwotne miejsce na kanapie, poprawił Chuuyi poduszkę i cicho mówiąc do niego, że nie zostanie sam, zaczął z wyczuciem gładzić go po głowie i ramieniu, co rusz sprawdzając, czy koc na pewno nie spada. I nie liczyło się to, że w pewnym momencie zaczął przysypiać, że powieki same mu ciążyły, że miał ochotę po prostu położyć się obok rudzielca i pójść spać. Wiedział, że nie mógł. Postanowił trzymać wartę do samego końca. Nad ranem telefon Chuuyi zabrzęczał na stoliku niedaleko nich, sugerując otrzymanie pojedynczej wiadomości i choć Rina korciło żeby sprawdzić jej tekst, nie przez własną ciekawość, ale by osądzić, czy dla tej wiadomości warto jest budzić Nakaharę, nie zrobił tego. Wiedział, że straconego w ten sposób zaufania z pewnością nie dałby rady odzyskać. Kolejne godziny mijały więc spokojnie, on sam wstawał tylko co jakiś czas żeby dolać sobie kawy albo żeby podłączyć telefon do ładowania, bo w jakiś sposób musiał zabijać czas doglądając ukochanego dopóki ten nie wstanie. A w końcu musiało to nastąpić.

- Która godzina? - spytał zaspany rudzielec, przekręcając się na drugi bok jakby w niemym proteście w kwestii wstawiania.

- Prawie siedemnasta - odpowiedział zgodnie z prawdą Rin, obserwując, jak oczy Chuuyi otwierają się nagle, a chłopak z zaspanego zmienia się w stuprocentowo gotowego do życia w ułamku sekundy.

- Żartujesz prawda? Nie przespałem całego dnia? - kontynuował pytania Nakahara sięgając po telefon leżący na stole z równym wyrazem paniki jak ten, który miał w nocy.

- Nie żartuję. Byłeś tak padnięty, że uznałem, że dam ci spać. No i nie wspomniałeś nic o tym, że miałem cię obudzić - dodał Hotoke na swoją obronę. - Dostałeś jedną wiadomość, ale jej nie sprawdzałem. W sensie, telefon ci zawibrował, ale nie chciałem naruszyć twojej przestrzeni sprawdzając treść.

- I co, chcesz medal za podstawowe poziomy przyzwoitości? - warknął Chuuya, odchodząc na krok od kanapy i chowając komórkę od kieszeni, nim przeczesał palcami na szybko włosy i wziął głębszy oddech. - Przepraszam. Nie powinienem był, zwłaszcza po tym, jak mi pomogłeś. Po prostu jestem spóźniony w jedno miejsce. A właściwie w wiele miejsc tak szczerze. I w żadne jednocześnie.

- Mówisz z jeszcze mniejszym sensem, niż wczoraj - zauważył Hotoke, wstając i idąc do kuchni, z miejsca nastawiając wodę na kawę. - Uspokoiłeś się trochę? Odpocząłeś?

- Tak - przyznał szczerze Nakahara, siadając po drugiej stronie kuchennego blatu i odbierając od chłopaka kubek z gorącym napojem. - Dziękuję. Za wszystko.

- I tylko to się dla mnie liczy. Tylko na tym mi zależało - uznał Rin, uśmiechając się ciepło, co tylko wyzwoliło nowe pokłady poczucia winy w Nakaharze, na które ten chwilowo naprawdę nie mógł sobie pozwolić.

- Zawsze byliśmy w tej relacji szczerzy, prawda? - spytał cicho chłopak, uznając, że to jak z plastrem.

- Taką mieliśmy odgórną zasadę, choć wiem, że nie korelowała za dobrze z twoimi sekretami. No co? Nie wypominam ci ich, po prostu zauważam, że nie jestem ślepym idiotą - Hotoke uniósł dłonie w geście poddania się.

- Coś się stało. Coś dużego. Coś praktycznie niemożliwego - zaczął powoli Nakahara, zaciskając palce na kubku i ostrożnie dobierając słowa. - Coś, w co sam nie wiem, czy jestem w stanie, i czy w ogóle chcę, uwierzyć. Jeszcze nie wiem, jaki to będzie miało efekt, jakie skutki. Chwilowo nie wiem nawet, jak poradzić sobie z dniem dzisiejszym. Ale muszę poważnie przemyśleć to, co jest między nami. I wnioski, do których dojdę niekoniecznie mogą ci się spodobać.

- Jeszcze nie znalazłeś odpowiednich słów i potrzebujesz czasu żeby przekazać to, co myślisz, tak żeby nie było mowy o pomyłce? - spytał spokojnie Rin, patrząc uważnie na rozmówcę, który w tym konkretnym momencie nie był w stanie zmusić się by spojrzeć na niego.

- Tak - przyznał po dłuższej chwili Chuuya, uznając, że ta odpowiedź jest wystarczająco bliska prawdzie. - Tylko, że...

- Tylko, że mogą w najbliższym czasie zdarzyć się takie noce, jak dzisiejsza, gdzie będziesz potrzebował wsparcia? - kontynuował dalej tym samym tonem Rin.

- Ja wiem, że to absolutna hipokryzja i mógłbym cię za to przepraszać... - zaczął Nakahara.

- Ale oboje wiemy, że nie masz za co - przerwał mu Hotoke, choć tym razem jego uśmiech okazał się nieco smutniejszy. - Nie jestem idiotą. Wiem, kiedy ktoś delikatnie próbuje mi przekazać, że związek się skończył.

- Nawet nie wiem, co mam ci na to odpowiedzieć - przyznał szczerze Nakahara.

- Ja wiem. I to doskonale - odpowiedział mu Rin. - Wiedziałem, w co się pakuję. Od samego początku mówiłeś mi, że to, co jest między nami, nigdy nie będzie wystarczające. Że to tylko zamiennik. Od samego początku wiedziałem, że będę tylko nie do końca działającym wypełniaczem pustki po twoim narzeczonym. Zresztą, nawet nie musiałeś mi tego mówić. Widziałem, jak zmienia się twoja mimika. Jak czasami na ułamek sekundy przestajesz się uśmiechać, bo akurat przechodzimy obok miejsca, które ci o nim przypominają. Słyszałem ten szelest pościeli, gdy za każdym razem wychodziłeś w środku nocy bez pożegnania, gdy ja udawałem, że śpię, a tak naprawdę zastanawiałem się, czy z sypialni swojego narzeczonego też uciekałeś w ten sposób. I w głębi duszy wiedziałem, że nie. Widziałem, jak czasami reagujesz na zwykłe brzęczenie telefonu. Widziałem poczucie winy w twoim wzroku za każdym razem, gdy mnie całowałeś, gdy pozwalałeś się przytulać. Widziałem to za każdym razem, gdy rozbierając się przed wejściem do łóżka miałeś moment zawahania, po którym zdejmowałeś tez wisiorek z pierścionkiem zaręczynowym i chowałeś go w najgłębszych możliwych odmętach ubrań.

- Rin, ja... - próbował odezwać się słabo Nakahara, który naprawdę, ale to naprawdę nie miał psychiki, czasu ani ochoty na takie rozmowy. A chwilowo nie miał przede wszystkim jak uciec, mimo, że coraz bardziej go to kusiło.

- Poczekaj, chcę to zrzucić z klaty raz na zawsze - przerwał mu nieco przepraszającym tonem chłopak, nim chrząknął i uśmiechnął się ponownie. - Od samego początku nie dawałeś mi nadziei na nic większego. Prosiłeś mnie bym trzymał się wytyczonych przez ciebie granic. Zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę cię nie znam. Może i jesteśmy ze sobą od dłuższego czasu, ale to niczego nie zmienia. Wiem, że ta relacja dużo dla ciebie znaczy, ale nie jesteś w stanie w pełni się jej poświęcić. Gdybyś był, zdjąłbyś ten naszyjnik. Ale chcę ci tylko powiedzieć, że koniec naszego związku nie musi oznaczać końca naszej relacji. Nie masz czego sobie wyrzucać. Przedstawiłeś swoje warunki, ja je zaakceptowałem. To nie twoja wina, że narobiłem sobie nadziei i się zakochałem po całości.

- Rin...

- Po prostu pamiętaj, że mnie nie stracisz, dobrze? Wiem, że jesteś w tym momencie niespokojny z jakiegoś konkretnego powodu i wiem, że potrzebujesz stabilizacji i spokoju. I zawsze to u mnie znajdziesz. Zawsze znajdziesz tu osobę, która otworzy ci drzwi niezależnie od tego, o której zapukasz. Zawsze znajdziesz tu osobę, która poda ci herbatę albo wino, spyta jak minął ci dzień i przytuli cię tak długo, jak będziesz tego potrzebował. Nie jesteś odpowiedzialny za moje uczucia - wyjaśnił zadziwiająco spokojnie Rin. - I nie zadręczaj się całą tą sytuacją, proszę. To miało się tak potoczyć. I ja niczego nie żałuję. Naprawdę. Dobrze się z tobą bawiłem, rozwinąłem się na sposoby, o których kiedyś nawet nie śniłem. I wiele się nauczyłem. Ale tak między bogami a prawdą to zakończenie tego, co było między nami i pozostanie przyjaciółmi to chyba najkorzystniejsza opcja. Z jakiegoś powodu czuję, że nasz związek był jedną z przyczyn twojego niepokoju. A ja? Cóż, daj mi trochę czasu, odkocham się. Wiesz jak to ze mną jest. Niby jestem romantykiem na zabój, ale młodzieńczych lat nie zamierzam zaprzepaścić. Ani się obejrzysz a znowu będę z kimś innym.

Nakahara odstawił kubek i podszedł do Rina z zadziwiająco smutnym uśmiechem by delikatnie chwycić jego twarz w dłonie i po raz pierwszy od początku tej rozmowy spojrzeć chłopakowi prosto w oczy.

- To zadziwiające, jak dobrze idzie ci czytanie ze mnie, mimo że masz tak mało informacji - uznał z niejakim podziwem rudzielec. - Wchodząc tu mówiłem, że nie ma szansy żebyś dał mi wszystkie odpowiedzi świata, których potrzebuję, ale myślę, że właśnie bardzo mocno odciążyłeś wszechświat. Nie mogę zaprzeczyć, że cień mojego narzeczonego podążał za mną przez cały czas trwania naszej relacji. I szanuję cię na tyle wystarczająco, by nie okłamywać cię, że kiedyś ulegnie to zmianie. Nie sądziłem, że sprawy między nami się tak potoczą. Nie spodziewałem się tak dojrzałej i przemyślanej relacji. Ani tego, że powiesz większość rzeczy, które praktycznie ja chciałem powiedzieć tobie. Dziękuję ci za wszystko. Naprawdę dziękuję. Choć szczerze mówiąc raczej spodziewałem się wrzasków i płaczu. I niezrozumienia.

- Tak kończy się większość relacji, nie? - spytał z przekąsem Rin.

- Tak. Ale cieszę się, że nasza nie. Po prostu jesteśmy zbyt różni. Mamy zbyt różne historie - powiedział szeptem Nakahara. - I od samego początku byłem tego świadom. Dlatego tak bardzo starałem się trzymać cię na dystans nawet po tym, jak oficjalnie zostaliśmy parą. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że kradnę czas, który do mnie nie należy. Że blokuję cię przed znalezieniem czegoś szczerego, w czym mógłbyś odnaleźć siebie, tak w pełni. Bo naprawdę jesteś jedną z najcudowniejszych osób, jakie poznałem. Jesteś troskliwy, kochający, potrafisz mnie rozśmieszyć nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy sytuacja nie jest odpowiednia do śmiechu. Masz w sobie tę ogromną potrzebę opiekowania się kimś. Tylko, że ja nie jestem osobą, która dałaby się sobą zaopiekować tak łatwo. Nie bez setek godzin, przypadków, testów i bardzo specyficznych sytuacji. A ja nie mam prawa wciągać cię do mojego świata tylko po to żeby spróbować. Żeby zobaczyć czy podołasz. To byłoby nieludzkie, a taki jeszcze jakimś cudem nie jestem.

- Zawsze wiedziałem, że żyjemy w dwóch różnych płaszczyznach rzeczywistości, choć nigdy nie rozumiałem jak ani dlaczego. Tym bardziej doceniam tę bańkę, którą choć na chwilę udało nam się stworzyć pomiędzy nimi - zaśmiał się cicho Rin, gdy Nakahara stanął na palcach by delikatnie pocałować jego czoło.

- Przez chwilę ta bańka była naprawdę piękna - przyznał mu rację Nakahara. 

- Pożegnamy się, jakbyśmy zwyczajnie widzieli się jutro na zajęciach czy chcesz to utrzymać w tym dramatycznym vibie, co teraz? - spytał tylko Hotoke prostując się i patrząc na rudzielca z mieszaniną ciepła i smutku.

- Prawdopodobnie nie wrócę już na uczelnię - odpowiedział tylko z niejakim smutkiem Chuuya. - Uwielbiałem chodzić na zajęcia. Uwielbiałem udawać, że kolokwia i złośliwi wykładowcy to moje największe problemy. Uwielbiałem przez chwilę żyć twoim życiem. Tylko, to nie jest moje życie i na dłuższą metę wiem, że zwyczajnie bym się w nim zanudził. No i ta sprawa, w którą jestem wplątany teraz jest zbyt ważna bym mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek rozproszenie. I to rozstanie przyszło w najlepszym możliwym momencie, wiesz? Bo nie mogę powiedzieć ci za dużo, nigdy nie mogłem, ale ten skrawek informacji chyba nikogo nie zabije. Bo ta sprawa dotyczy mojego zmarłego narzeczonego.

- Więc idź i ratuj świat Chuuya - oznajmił Hotoke. - Najwidoczniej cię potrzebuje. Powiedz mi tylko jedną rzecz. Po prostu zaspokój moją ciekawość, dobrze?

- No kodów do głowic nuklearnych ci nie podam - zaśmiał się Nakahara zbierając swoje wszystkie rzeczy i kierując się do wyjścia z mieszkania. - Nie żebym miał do nich dostęp - dodał o wiele poważniejszym tonem, przez które Rin zmarszczył czoło, nagle wątpiąc w prawdomówność rudzielca.

- Jak nazywał się twój narzeczony? - spytał Rin najzwyczajniej w świecie. - Sporo mi o nim opowiadałeś, ale nigdy nie padło jego nazwisko. Jestem ciekaw, butów po kim nie zdołałem wypełnić.

- Dazai Osamu - odpowiedział po dłuższej chwili Nakahara, przełykając ciężko ślinę i próbując utrzymać uśmiech, choć w kącikach jego oczu powoli zbierały się łzy.

- Czekaj.... Dazai Osamu? Czterdziesty Drugi Szef Portowej Mafii Dazai Osamu? - krzyknął za nim Hotoke, gdy Nakahara znajdował się już praktycznie pół piętra niżej na klatce schodowej.

I słysząc to rudzielec nie potrafił się nie uśmiechnąć. To pytanie, ta sytuacja, fakt, że musiał nadrobić spotkanie Cuppoli i ogarnąć, czego chciała od niego Akiko, świadomość, że w najbardziej wrażliwym momencie przyszedł do człowieka, którego nie wiedział, czy miał prawo wykopać ze swojego życia tylko po to by nagle zostać rzuconym. To wszystko było tak cholernie irracjonalne i niezwykłe, że Nakahara po prostu musiał pozwolić mięśniom własnej twarzy działać samoistnie.

- W jego własnej martwej osobie - odkrzyknął tylko z cichym śmiechem i zniknął z pola widzenia Rina, który dalej, z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, wychylał się z mieszkania trzymając za framugę od drzwi.

Continue Reading

You'll Also Like

3K 329 35
Związek Socjalistycznych Republik radzieckich próbuje poderwać III Rzeszę Niemiecką, jednak czy mu się uda? poczekamy zobaczymy #2🥈 podrywy 14.12.20...
26.7K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
71.8K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
9.5K 442 19
To co widać. Ktoś chce to niech czyta