Część Mnie

By emice_joo

136K 2.5K 217

LICEUM · HE FELL FIRST · BAD BOY Nicholas to pewny siebie, przystojny kolega z klasy Jasmine. Jednak członek... More

Wstęp
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27*
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30*
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33*
Rozdział 34
Rozdział 35*
Rozdział 36
Rozdział 37*
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40*
Rozdział 42
Rozdział 43*
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46*
Rozdział 47*
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51*
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55*
EPILOG

Rozdział 41*

1.6K 33 1
By emice_joo

Nicholas

Zdejmuję półkę z zawiasów mojego pokoju, która już jest wyblakła. Ostatnio wziąłem się za robienie rzeczy, o które bym siebie nie podejrzewał, żeby choć trochę wypełnić pustkę po Jasmine. Jej brak łamie mi serce. A najgorszy jest widok jej smutnej twarzy, kiedy widzę po niej rozczarowanie moją osobą.

Schodzę do garażu po odpowiednią farbę. Wykładam folię na trawę, a na nią kładę szafkę, następnie zanurzam pędzel w płynie i zaczynam malować. Kiedy jest już gotowe, poprawiam drugi raz, by biały kolor całkowicie zasłonił wyblakłą, jasnobrązową poświatę. Nagle rozbrzmiewa telefon, który zostawiłem na stole w garażu. Prawie już kończę i mam zamiar zignorować irytujący dźwięk, ale ciekawość bierze górę. Wycieram dłonie pokryte plamami po farbie i spieszę do telefonu, chociaż wiem, że to na pewno nie Jasmine. Miałem nadzieję, że bez końca będzie mnie naskakiwać i się wykłócać – dzięki temu miałem ją blisko siebie. Nie mogłem wziąć ją w ramiona i zatracić nasze usta w głębokim pocałunku, ale chociaż wdychałem jej zapach i cieszyłem się widokiem ulubionej twarzy z bliska. Teraz nie pozostało mi już nawet to. Nie, po ostatniej rozmowie. To naprawdę mnie rozwala psychicznie, ale taka była kolej rzeczy.

Nie mogę uwierzyć, jak w przeciągu jednego dnia może wszystko się zmienić. Nie spodziewałem się, że to runie w jednej chwili. Byliśmy doskonali. Byliśmy dla siebie – a jednak teraz, nie mogę nawet do niej zadzwonić.

Spoglądam na wyświetlacz telefonu.

- Cholera – syczę do siebie. To Cole. Ostatnio olewałem przyjaciół, mimo, że nagadałem Jasmine zupełnie coś przeciwnego. Musiałem mieć dobrą wymówkę, ale tak naprawdę nawet znajomi w tej sytuacji nie są żadnym ratunkiem. Jestem zbyt zbulwersowany i rozwścieczony, aby dbać o te relacje. Bez niej wszystko straciło sens. Jak to możliwe, kiedy wkradła się do mojego życia tylko na chwilę?

- Siema stary, dzwonię sprawdzić czy żyjesz, bo z nikim się nie kontaktujesz. Znajomy organizuje dzisiaj imprezę w pobliżu. Wpadniesz?

- U kogo? – dopytuje, jakbym chociażby rozważał to wyjście. Nie ma szans, że tam pójdę.

- U Stewarta z naszego roku. Będzie melanż, jakiego dawno nie było. Nie karz się namawiać.

- Sorry, Cole, ale...- zawieszam się. Zazwyczaj mi się to nie zdarza. Umiem całkiem dobrze kłamać, ale bez Jasmine, już nie wiem, która stara część mnie się ostała. Mam wrażenie, że zabrała ze sobą połowę mojego jestestwa.

- No co? Proszę, wykaż się jakąkolwiek dobrą wymówką, a dam ci spokój, ale oboje wiemy, że będzie to kłamstwo.

- Cole, nie mam ochoty na wychodzenie z domu.

Cole parska śmiechem.

- Dobra, to mogę zaliczyć jako niezły żart. Ty zawsze masz ochotę na picie. Nie zgrywaj świętoszka, tylko zbieraj dupę w wieczór. Wyślę ci dokładny adres. Spróbuj się nie zjawić, a impreza przyjdzie do ciebie.

- Co z Lukiem?

- Pisałem już do niego, dzisiaj ma rodzinną kolację. Jemu akurat wierzę, bez obrazy.

- O której się zaczyna?

- Stewart wspominał o dwudziestej.

Rozmawiam jeszcze chwilę z Colem, po czym się rozłączam.

Im bliżej do spotkania, tym bardziej żałuję, że się dałem namówić. Kiedy jestem już gotowy, perfumuję się na odchodnym, biorę do ręki kluczyki i wyjeżdżam dwadzieścia minut po czasie. Nikt nie przychodzi na imprezy punktualnie.

Kiedy GPS oznajmia koniec trasy, wzdycham z politowaniem. Parkuję przed domem – całkiem ładnym, chociaż ja nie zwracam uwagi na tego typu rzeczy. To parterówka z niesamowitym ogrodem.

Zmierzam w kierunku domu i uderzam pięścią o drzwi, mając nadzieję, że nikt mi nie otworzy. Z wnętrza dochodzi głośna muzyka, więc może się to udać.

- No w końcu! – cholera. Otworzył Cole. Teraz to już na pewno nie uda mi się stad uciec. Moja jedyna szansa na to, aby się rozmyśleć, właśnie przepadła. – Myślałem, że nie przyjedziesz, a wiesz, czym by to skutkowało. – Cole klepie mnie po ramieniu. – Chodź, zapoznam cię z resztą.

Wchodzę do środka, a muzyka gra przerażająco głośno. Z drugiej strony to dobrze – może zagłuszy moje myśli. Po stole walają się już butelki alkoholu, a Cole bez pytania mnie o zdanie otwiera jedno z piw.

- Nie piję – oznajmiam stanowczno.

Zmierzył mnie wrogim spojrzeniem, jakby właśnie się dowiedział, że rozjechałem mu psa.

- Nie rób jaj. Przyszedłeś na imprezę, więc nie wyjdziesz trzeźwy. Nie ma takiej opcji.

Cole sączy trunek z butelki, a obok niego zjawia się nowa dla mnie postać. Cieszę się, ponieważ to oznacza, że Cole nie będzie drążył tematu i być może zapomni o tym, że według niego powinienem pić. To naprawdę nie jest dobre wyjście – nie ma kto mnie odwieźć, a po drugie, nie sądzę, bym spędził tu tak dużo czasu.

- Siema, jestem Jacob – przede mną staje pewien chłopak i podaje mi dłoń na przywitanie.

- Ah tak, poznaj Jacoba Stewarta, gospodarza tej domówki – wtrąca się Cole.

- Co za piękne przedstawienie – domownik udaję, że ociera nieistniejącą łezkę w kąciku oka. Wszyscy dookoła się śmieją. Cóż, oprócz mnie. Nawet największy żart świata nie byłby w stanie mnie rozbawić.

- Nicholas – odwzajemniam uścisk.

- A to moja dziewczyna, Allison – pokazuje na drobną szatynkę, która wyłania się zza jego pleców. Jest tak mała, że jej nie zauważyłem. - Spróbuj ją tknąć, a...

- Mógłbyś być milszy – uśmiecha się Allison. - Jest chorobliwie zazdrosny – zwraca się do mnie, kręcąc głową. Najwyraźniej się dobrze dogadują, a groźby Jacoba mają zadanie oznaczenie terenu.

W miarę upływu czasu poznaję innych i muszę przyznać, że ci ludzie nie są tak okropni, przez co sama impreza jakoś się rozkręca. Przynajmniej nie mam już w planie szukać najbliższej drogi ewakuacyjnej.

Jedną z tych osób jest Susan. Długowłosa blondynka, z dużym biustem i zgrabnym tyłkiem. W takich okolicznościach tylko na tym zależy facetowi. Ona lekko wstawiona, (ja nadal nie), impreza i wolny kantorek na miotły, by móc ją przelecieć. Tylko ja, już nim nie jestem. Wszystko się zmieniło po poznaniu Jasmine.

- Pijemy kolejkę? – pyta Liam, rozstawiając kieliszki.

- Czy ty się nas właśnie pytasz o zgodę, rozlewając w tym czasie alkohol? – wszyscy parskamy śmiechem na pytanie Connora. On jak i Liam wydają się być naprawdę w porządku.

Liam nalewa wódkę, która trochę rozlewa się po stoliku tworząc małe kałuże.

- Pijemy, Nicholas! – krzyczy Cole, wyrywając mnie z zamyślenia. Spoglądam na innych, którzy przechylają swoje kieliszki i wpuszczają trunek do swoich ust.

- Mówiłem ci... - zaczynam, ale Cole mi przerywa, nie dając szansy na wytłumaczenie:

- Nie przyjmuje odmowy. Przenocujesz tutaj. Większość nocuje. Prawda Jacob?

- Racja – potakuje. – Mogę ci wskazać pokój w którym będziesz mógł się przespać.

Nie podoba mi się pomysł picia. Spoglądam na Allison i cholera.

Widzę w niej Jasmine. Jest do niej taka podobna, a ja już mam dość natrętnych myśli o tej dziewczynie. Pragnę jak najszybciej znaleźć ukojenie, a alkohol wydaje się w tej chwili być zachęcający.

Przełykam napój i się krzywię. Wypełniam pepsi do połowy wysokiej szklanki i przepijam jednym łykiem gorzki smak.

Zagraliśmy w butelkę, a później Liam postanowił włączyć powtórkę z ostatniego meczu ulubionej drużyny, co spotkało się z pomrukiem.

Dochodzi dwudziesta trzecia, kiedy postanawiam wyjść na balkon. W ciasnym pomieszczeniu, w którym powietrze miesza się z zapachem wódki, pragnę zaczerpnąć świeżego powietrza. Zadziwiające, jaki tutaj spokój, pomimo, że z wnętrza nadal dochodzą mnie muzyka, piski dziewczyn i śmiechy. Rozglądam się po okolicy, kiedy słyszę kroki za sobą. Nie odwracam się, chociaż ten ktoś stanął obok mnie, łapiąc się balustrady. Kątem oka widzę, że to kobieta, jednak nie jestem w stanie rozpoznać która. Jest ich trochę, a ja musiałbym w nią spojrzeć, bym wiedział, która dziewczyna ma czelność przerywać mi przeżywanie błogiego spokoju. Stoimy więc obok siebie w niezręcznej ciszy, a mi zaczyna coraz bardziej brakować tchu. Za chwilę ją wyproszę, każe spieprzać, albo...

- Gorąco ci, co? – odzywa się słodki głos. Oh, Susan.

- Najwyraźniej.

- Mogę sprawić, że temperatura twojego ciała wzrośnie – zaczyna. – Ale z pewnością nie będziesz chciał wychodzić... ze mnie. – O kurwa. Odważnie, jak na to, że zamieniliśmy ze sobą dopiero dwa słowa. Nie wiem, czy to sprawa alkoholu, czy zawsze jest taka otwarta, ale nie będę oceniał. Zbliża się do mnie, a jej ciało styka się z moim bokiem. Może innym rozpaliłaby wszystkie zmysły, ale nie mi. Zaciskam dłonie na balustracie, trzymają się obręczy. Próbuję trzymać się na wodzy. Nie mam ochoty na nowe znajomości. Nie teraz.

- takie działanie ma alkohol – odzywam się sucho, ignorując podtekst w jej wypowiedzi.

- Czyżby? – śmieje się. – Nie uwierzę, że nie chciałbyś szybkiego numerku. To nic zobowiązującego – nadal próbuje swoich sił. Jest seksowna, ale to by było na tyle jej mocnych stron. – Weź przestań się dąsać, nawet w kolejkach z alkoholem oszukiwałeś. Co z tobą nie tak.

- To, że nie zamierzam dużo pić świadczy o tym, że coś ze mną nie tak?

- Tak jakby – wzrusza ramionami, a moje ciało wrze. Jest pijana, tłumaczę sobie.

- Powinniśmy wracać – urywam i nie czekając, wracam do salonu. Na zegarku dochodzi północ, kiedy już tracę orientację. Zaczyna mi się kręcić w głowie i już nie odbieram wszystkiego trzeźwo. Susan posyła mi ukradkowe uśmieszki, ale ja ją zbywam.

Do momentu, aż Matt (chyba?) siedzący obok mnie gdzieś się ulatnia, zwalniając miejsce po moim prawym boku. Mija pięć minut, gdy przysiada się do mnie Susan. Kurwa. Czy ta kobieta może być choć odrobinę mniej wkurwiająca?

- Mówił ci już ktoś, że jesteś przystojny? – śmieję się, popijając drinka.

- Nie pamiętam. I odłóż ten alkohol – mówię ostro, zabierając kubek z trunkiem z jej dłoni.

- Hej! – piszczy z dezaprobatą. – Co ci odwaliło? Oddawaj ten kubek! – krzyczy na mnie, próbując odzyskać to, co jej zabrałem, ale przez jej stan dłoń zatacza koło w powietrzu. Jest tak pijana, że nie potrafi wziąć ode mnie kubka.

- A mówił ci już ktoś, jak działasz na kobiety? Jesteś ostry, dominujący i... wybornie seksowny.

- Jasne – spoglądam na nią obojętnie, odkładając kubek na podłogę obok sofy. Całe szczęście, zapomniała, że jej go zabrałem i nie urządza scen.

- A wiesz jak działa na kobiety taka niedostępność?

- Nie wiem – nie wiem po co też ciągnę tak bezsensowną rozmowę, kiedy Susan jest poza zasięgiem trzeźwości.

- Za to na pewno wiesz, jak dobrze całować – łapie mnie za policzki, zbliżając usta do moich

- Poczekaj - odsuwam się, ustawiając ręce przed sobą w obronnym geście – jesteś pijana.

- Co w tym złego? – ponawia gest, a ja znów ją od siebie odciągam.

- Susan. – Mówię twardo.

Nic do niej nie dociera, ale to, co robi w następnej sekundzie, przewyższa moje najśmielsze przypuszczenia. Podnosi się z kanapy i siada na mnie okrakiem.

- Susan, do cholery! - Zdejmuje ją z siebie.

Na szczęście wszyscy są schlani na trupa, a część już śpi w losowych miejscach, dzięki czemu nie muszę znosić spojrzeń tych ludzi na tą sytuację.

Susan wstaje, trącając przy tym kubek, który wcześniej odłożyłem na podłogę.

Świetnie.

- Pieprzony świętoszek – mruczy. – Pewnie prawiczek – dodaje.

Zatacza się do tyłu, a mój refleks jest na tyle szybki, że łapię ją, nim ma spuścić się na szklany stolik. Jestem za dobrym człowiekiem dla tej pazernej dziewczyny, bo po tych słowach, powinienem ją pomóc w szybszym upadku.

- Idziemy.

- Gdzie?

- Gdzieś, gdzie nie rozwalisz stolika – mówię, po czym łapię ją za ramię.

Schody okazują się męką, ale na szczęście udaje mi się dotrzeć z Susan na górę, co zajmuję co najmniej tysiąc lat świetlnych. To była najgorsza moja droga po schodach, biorąc pod uwagę, że ta dziewczyna kilka razy przyprawiła mnie o zawał serca, zataczając się do tyłu.

Kładę ją do łóżka. Mam nadzieję, że to nie salon Stewartów, inaczej będzie kiepsko, gdy Susan postanowi tutaj opróżnić się z wymiocin. Rozglądam się dookoła, ale nie dostrzegam żadnych zdjęć ani nic, co mogłoby wskazywać na salon małżeński. Pokój jest nieduży, znajduje się w nim jedna szafa i biurko, komoda oraz oczywiście – łóżko. Mogę więc tylko wnioskować, że jest to pokój gościnny.

Widząc zachęcającą pierzynę, mam ochotę położyć się i nie wstawać, ale przypominam sobie o istnieniu Susan. Muszę doprowadzić ją do porządku.

Nie wiem, co powinienem robić z pijaną dziewczyną. Nigdy z taką nie przebywałem – uprawiałem jednonocne przygody niezliczoną ilość razy, ale nigdy, z dziewczynami pod wpływem.

Delikatnie kładę ją na łóżku i zdejmuje trampki z jej stóp. Postanawiam dołożyć pod jej głowę moją poduszkę, by się nie zakrztusiła swoimi wymiocinami, a dla siebie biorę jedynie poduszkę ozdobną. Spoglądam na Susan i postanawiam nic więcej jej nie robić – nie chcę, aby rano myślała, że do czegoś ją zmusiłem, chociaż spanie w jednym łóżku jest jednoznaczne.

Myślę również o tym, jaka Susan jest naprawdę – czy faktycznie zależy jej tylko na seksie? W pokoju jest dosyć gorąco, więc ściągam ubranie z górnej części mojego ciała – postanawiam spać z nagą klatką piersiową. Odgarniam włosy, które naszły na jej twarz i gaszę światło.

Dziewczyna mruczy i mówi coś o świetlikach i wampirach, co puszczam wolno przez uszy, a następnie naciągam na nas kołdrę.

Spoglądam w sufit, którego właściwie nie widzę, bo jest ciemno – wiem tylko, że tam jest, a później zmierzam się ze swoimi słabościami.

To jedna z gorszych rzeczy po opuszczeniu Jasmine.

Nadchodzi lawina myśli.

Czy za mną tęskni? Kocha mnie? Przeżywa to wszystko, tak samo jak ja? Czy zabrał już ją ktoś na randkę? Kurwa, mam nadzieję, że nie. Przecież ona należy tylko do mnie...Należała. Może sobie robić co jej się żywnie podoba, a jednak gdy o tym myślę, wszystko się we mnie gotuje, a serce staje. Czy mógłbym jej powiedzieć? Nie, z pewnością nie. Nic by to nie zmieniło, więc bez różnicy, czy uważa mnie za dupka, czy żywi do mnie nienawiść. Obydwie opcje zmierzają do jednego – nie będzie ze mną w związku. Koniec. To koniec. Nas. Mnie.

To boli. Cholernie boli.

Głowa zaczyna mi pękać i pierwszy raz odkąd zmusiłem ją do odejścia, pozwalam łzom swobodnie spłynąć po policzkach. Nie sądziłem, że to tak wyzwalające. Przez chwile czuję się lekki, ale chwilę później ciało wytwarza kolejne łzy do opróżnienia i znów czuję się pełny.

Mija wieczność, nim moje powieki opadają i sen porywa mnie w zapomnienie.

***

- O Boże! – wzdrygam się na głośny krzyk tuż przy moich uszach. Czuję lekkie pulsowanie w skroniach, a ten wrzask jeszcze pogorszył sytuację.

Początkowo nie wiem, gdzie jestem ani co tutaj robię. Spoglądam w bok. Susan wyskakuje z łóżka jak poparzona. Patrzy na siebie i na mnie – powtarza tą czynność kilka razy.

Cholera. Spałem w pół nagi, co zapewne ją przestraszyło.

A więc jej wczorajsza odwaga to sprośnych tekstów była spowodowana głównie przez alkohol. Lepiej, żeby nie wiedziała, jakie oferty mi składała.  

- Susan... - zaczynam miękko, a na jej twarzy wychodzi grymas.

- Uprawialiśmy seks, prawda? Nie, nie mogę w siebie uwierzyć. Miałam skończyć z tymi imprezami, ale pieprzony Jacob obiecywał, że będę tutaj bezpieczna!

Wstaję, by ją uspokoić, ale ona nie przestaje.

- Nie dotykaj mnie! – krzyczy, wystawiając ręce w obronnym geście.

- Susan, daje słowo, że do niczego nie doszło. Byłaś pijana, a Jacob zaoferował ten pokój do nocowania, więc cię tutaj przyprowadziłem. Zdjąłem ci tylko buty, nic więcej. Przysięgam.

Wstaję, podchodzę do niej i łapię ją za nadgarstki, aby uspokoić jej przyspieszony z nerwów oddech.

Spogląda mi w oczy.

- Wierzę ci. Może nie powinnam, ale ci wierzę – wzdycha.

Skończyłeś z Jasmine. Pogódź się z tym.

Próbuję się rozluźnić, ale moje mięśnie wciąż pozostają spięte. Susan opiera dłonie o moją klatkę piersiową, a następnie przybliża usta do moich.

Jas to przeszłość. Czas ruszyć naprzód.

Powietrze zaczyna gęstnieć. Impuls kazał chwycić Susan za udo, więc zrobiłem to. Nasze usta się spotykają. Zamykam oczy. I to był błąd. Przypominam sobie jej ciało. To, jak lubiłem chwytać ją za talię. Przejeżdżam dłonią nad biodrami Susan, ale nie ma tam tego wcięcia, które tak bardzo lubiłem. Jej usta smakują nijak, a powinny tak samo jak Jasmine – niczym truskawki z czekoladą, czyli wszystko, co najlepsze. Nie mogę tego dłużej ciągnąć. Czuję się, jakbym zdradzał Jas, chociaż powinienem zrozumieć, że jest przeszłością. Odpycham ją.

- Nie! – wyrywa mi się.

- Zrobiłam coś źle? – pyta między łapaniem oddechów.

- Nie. Nie, Susan – syczę. Nie wiem, czy jestem zły na nią, że przez nią uświadomiłem sobie, jak ciężko będzie ruszyć naprzód bez Jasmine, czy bardziej na siebie. – Pęka mi głowa przy kacu – tłumaczę się jak totalny dupek, ale nie przeszkadza mi to. Chwytam podkoszulek i go ubieram na swoją nagą klatkę piersiową.

Wypadam z pokoju i szukam łazienki. Nie jest to proste, ale w końcu ją znajduję. Zamykam za sobą drzwi. Opłukuję sobie twarz zimną wodą, próbując otrząsnąć się z pocałunku. Spoglądam w lustro.

Jasmine. Próbowałem nie myśleć o dziewczynie, która przejęła mój uczuciowy świat, na darmo. Zbliżenie z innymi kobietami wydaję się dla mnie zdradą, nawet jeżeli ona by mnie odrzuciła. Nawet kiedy nie jesteśmy razem, nie mogę nic poradzić na to, że całkowicie ma nade mną kontrolę. 

Continue Reading

You'll Also Like

574K 12.1K 41
*Z góry serdecznie przepraszam za swoje niedoświadczenie, które idealnie ukazuję się w tej książce. Wprawy nabiera się miesiącami, a nawet latami. W...
2.5K 92 5
Za dnia zniewalająco piękne kobiety, które nie wzbudzają żadnych podejrzeń do tego co robią, gdy zapadnie mrok. Nikt oprócz nich samych nie wie, że k...
3K 289 24
„Zniknąłeś, a razem z tobą zniknął cały mój świat." BLOOD DYLOGY #2 Melody Coleman wraz z rodzicami przeprowadziła się do Olympii, czyli stolicy sta...
308K 11.7K 36
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...