TWO SHINING HEARTS | RISK #1

By itsmrsbrunette

185K 6K 7.2K

~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpal... More

WSTĘP
Prolog
1. Gorzej być nie mogło.
2. Nie patrz tak na mnie.
3. Decyzja zapadła.
4. Połamania nóg.
5. Jestem twoją dłużniczką.
6. Idź do domu.
7. Nie doceniasz mnie.
8. Ale z ciebie egoista, stary.
9. Tego jeszcze nie grali.
10. Winni się tłumaczą.
11. Życie za życie.
12. To wy ze sobą nie kręcicie?
13. Nie ze mną takie gierki.
15. Otwórz się na uczucia.
16. Nie chcę twoich tłumaczeń.
17. Pieprzyć moralność.
18. To przecież Ethan.
19. Jedyna szansa.
20. Nasza mała tajemnica.
21. Wóz albo przewóz.
22. Ja i tylko ja.
23. Nie wychodź.
24. Moment zwątpienia.
25. Puste słowa.
26. Jedenaście dni.
27. Miarka się przebrała.
28. Nie jestem taka łatwa.
29. Nie zaczynaj czegoś, czego nie umiesz skończyć.
30. Sprawy się skomplikowały.
31. Kilka słów.
32. To i wiele więcej.
33. Dotyk szczęścia.
34. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
35. Moje bezpieczeństwo.
36.1. Cyrk na kółkach.
36.2. Napraw to.
37. Banda idiotów.
38. Teraz albo nigdy.
39. Początek końca.
40. Bezsilność.
Epilog
Podziękowania

14. Głupi zawsze ma szczęście.

3.8K 122 152
By itsmrsbrunette

Hej, hej! Po dwutygodniowej ciszy wracam do Was z rozdziałem na ponad 6k słów. Jestem z niego zadowolona i naprawdę go lubię. Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu, bo dzieją się tutaj przyjemne rzeczy. Liczę na dużą aktywność i komentarze xx

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, gdy samochód ruszył, a moja rodzinna posiadłość zaczęła znikać w oddali. Czułam się wolna. Jak ja to uwielbiałam. Tej nocy nie przeszkadzała mi nawet świąteczna piosenka dopływająca z radia, czy też Ethan Pierce siedzący na miejscu kierowcy, zwinnie obracający kierownicą. A propos tego przebiegłego bruneta, naszła mnie ochota, aby trochę się z nim podroczyć.

— Nudzę się — bąknęłam obojętnie i przeniosłam wzrok na jego skupioną twarz.

Na krótką chwilę przymknął oczy, jednocześnie nabierając do płuc sporą dawkę powietrza. Zaraz potem odzyskał rezon i znów skupił się na drodze, wcześniej zerkając na mnie z ukosa.

— Dopiero wyjechaliśmy — westchnął i obrócił kierownicę, sprawiając, że pojazd skręcił w lewo. Zrobił skwaszoną minę, która była dla mnie jak propozycja. Zaczęłam naśladować jego gesty i sfrustrowane westchnięcia, na co zareagował kolejnym z nich. — Zawsze jesteś taka upierdliwa?

Zdziwiłbyś się.

— A ty taki irytujący? — Wytoczyłam działa, chcąc troszeczkę pograć mu na nerwach. W tym nie miałam sobie równych. Prychnął pod nosem. Kochany, to dopiero początek. — Lizzie mówiła, że potrafisz być naprawdę rozrywkowy. Szczerze wątpię.

Ethan rozchylił wargi i obrócił głowę w moją stronę. Popatrzyłam na niego i niewinnie wzruszyłam ramionami. Przez ciemność, która panowała zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz Mercedesa, ledwo mogłam go dostrzec. Oddychał równomiernie i ewidentnie starał się nie pokazać, że działałam mu na nerwy, bowiem gdyby to zrobił, w pewnym sensie przyznałby, że pomysł z wyciągnięciem mnie z domu wcale nie był taki genialny.

Wyciągnęłam rękę i przekręciłam odpowiednie pokrętło, podnosząc temperaturę. Mimo że ubrałam się dość adekwatnie do mrozu panującego na dworze, i tak odczuwałam chłód, a moje z reguły lodowate ręce domagały się ogrzania. Pierce popatrzył na mnie z uniesioną brwią, a między jego oczami pojawiła się mała bruzda. Wyraz twarzy tego chłopaka mówił więcej niż jego wargi. Dałabym sobie rękę uciąć, że w tym momencie cisnął mu się na usta jakiś dwuznaczny tekst, którego cudem nie wypowiedział. Faceci. Powinnam była się już przyzwyczaić.

— Rozbicie się na najbliższym drzewie będzie wystarczająco rozrywkowe? — wypalił niebieskooki, robiąc minę typowego ojca ganiącego dziecko za złe zachowanie. — A może masz lepszą propozycję?

Nie odpowiedziałam od razu. Nie byłam zdolna do otworzenia ust. Odniosłam wrażenie, że moje gardło przekształciło się w Saharę, a serce w kołatający młot pneumatyczny, który lada moment wyskoczy z lewej piersi. Na ten krótki moment, który dla mnie trwał wieczność, przeniosłam się do innego świata. Znów czułam się jak trzy lata temu. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że w uszach ponownie dzwonił mi ten spanikowany głos. Przed oczami przemknęło mi to cholerne wspomnienie, które powinno być zakazane lub wymazane na zawsze. Wspomnienie, które niejednej nocy spędzało mi sen z powiek.

Szybko odzyskałam trzeźwość umysłu, gdy po samochodzie rozniósł się głośny dźwięk dzwoniącej komórki. Potrząsnęłam głową, by oddalić od siebie tamte myśli. Nie mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek błędy czy niedociągnięcia. Nie po to pracowałam nad sobą tyle czasu, aby teraz wszystko zaprzepaścić. Przełknęłam ślinę i z udawanym znudzeniem strzeliłam kostkami w palcach. 

— A żebyś wiedział że mam — oznajmiłam z dumą, widząc jak chłopak odrzuca połączenie. Przekręciłam się w lewą stronę i dostrzegłam rękę Ethana spoczywającą na gałce do zmiany biegów. Złożyłam usta w ciup i bez wahania ułożyłam dłoń na nadgarstku chłopaka, wcześniej z trudem wciskając ją pod rękaw jego kurtki. — Proponuję coś naprawdę hardkorowego. — Uśmiechnęłam się cwanie. — Quiz, z którego dowiemy się, jakimi księżniczkami jesteśmy.

Ledwo powstrzymałam się od parsknięcia dzikim chichotem. Ale jemu nie było do śmiechu. Odwrócił głowę i popatrzył na mnie jak na kompletną idiotkę. Po tym skupieniu wywnioskowałam, że wzrokiem szukał na mej twarzy oznaki kłamstwa. Wyprostowałam się i z poważną miną dzielnie znosiłam jego natarczywe spojrzenie. Skanował każdy skrawek mej facjaty z zaciśniętą szczęką. Na czole Ethana ponownie pojawiła się niewielka bruzda, która mogła oznaczać, że nad czymś się zastanawiał.

— Może od razu zawiozę cię do przedszkola, gnojku? — wydusił po chwili, przeniósłszy wzrok na drogę. Specjalnie wypalałam wzrokiem dziurę w jego profilu, co szybko wyczuł. Moje oczy błagały. — Osobiście nie gustuję w takich gierkach.

Wywróciłam oczami, gdy dotarło do mnie, jak zostałam nazwana. Byłam młodsza o mniej niż dwa lata. Pieprzone dwa lata i ten frędzel śmiał nazywać mnie gnojkiem? To nie groźba, ale niech się nie zdziwi, jak pewnego dnia oberwie mu się za te wszystkie przezwiska.

— Ty sztywniaku — fuknęłam pretensjonalnie i wydęłam dolną wargę.

Założyłam ręce na biuście, opadłam plecami na oparcie fotela i lekko się po nim zsunęłam, uniosłam hardo brodę, naśladując naburmuszone dziecko. Ethan nie reagował, więc po chwili dźgnęłam go palcem w ramię.

Zadziałało.

— Nie przekonasz mnie. Nie mam pięciu lat — odburknął z teatralnym oburzeniem. Gdybym pierwszy raz się z nim spotkała, uwierzyłabym. Ale niestety. Oczy go sprzedały. Oczy, które śmiały się szerzej niż najweselszy uśmiech. — Poza tym, tobie nie potrzeba quizów. Wystarczy spojrzeć, by wiedzieć, którą jesteś.

Zastygłam w chwilowym letargu, po czym podniosłam głowę i zmrużyłam oczy, zastanawiając się, czy on rzeczywiście to powiedział. Jeśli dobrze usłyszałam, oznaczałoby to, że Ethan podjął się tematu i zamierzał brnąć w tę głupią gierkę razem ze mną.

Spojrzałam na niego z dziecięcą radością. Rozszerzyłam powieki, wygięłam buzię w zadowoleniu i ponownie obróciłam się w stronę Ethana. Cierpliwie wyczekiwałam dalszej części tej rozmowy, jakby co najmniej miała odmienić moje życie, choć w rzeczywistości nie powinna mnie obchodzić.

— Oświeć mnie. — Rzuciłam mu wyzwanie. — No, panie dorosły. Którą z nich przypominam?

Ethan bił się z myślami. Coś powstrzymywało go przed odpowiedzią. Patrzył przed siebie, co jakiś czas zagryzał wargę i uśmiechał się pod nosem. Gdy przyłapywał mnie na patrzeniu na jego osobę, odwracał głowę w przeciwną stronę, jakby nie chciał, bym zauważyła coś, czego nie powinnam. I tak w kółko.

— Fionę.

Wytrzeszczyłam oczy i rozchyliłam wargi, próbując coś powiedzieć. Ostatecznie i tak je zamknęłam, bo póki co żadna racjonalna riposta nie przychodziła mi do głowy. Za to Pierce bawił się wybornie. Szczerzył się jak głupi do sera, w międzyczasie kiwając głową w rytm muzyki dochodzącej z radia.

Zdałam sobie sprawę, że ten człowiek przechytrzył mnie w mojej własnej grze. Jeszcze się zemszczę.

— Jeśli ja jestem Fioną, ty musisz być... — Nie zdążyłam dokończyć, bo mi przerwano.

— Twoim Shrekiem? — wtrącił i spojrzał na mnie z nadzieją.

Parsknęłam gorzkim, gardłowym śmiechem i czym prędzej podniosłam rękę, aby pacnąć bruneta w bok głowy, bo nachylał się zdecydowanie za bardzo, a w dodatku sobie ze mnie szydził. Swoją drogą, coraz bardziej zaczęłam zastanawiać się, czy wsiadanie z nim do auta to dobry, a przede wszystkim bezpieczny pomysł. Kto normalny siedzi za kierownicą i jednocześnie droczy się z pasażerem?

— Shrekiem? Kochany, jesteś co najwyżej osłem. — Odrzuciłam do tyłu pasmo włosów i spoglądnęłam na chłopaka zwycięsko.

Cóż, takiego kontrataku ewidentnie się nie spodziewał.

Choć udawał oburzonego, na ustach czaiło się rozbawienie. Pokręcił głową z dezaprobatą i omiótł mnie wzrokiem, który zdradzał, że dziewiętnastolatek powoli tracił do mnie cierpliwość. Hej, nikt nie powiedział, że będzie ze mną łatwo. Ba, wcale nie zamierzałam mu tego ułatwiać. Prawda była taka, że dotychczas uchyliłam mu jedynie rąbek mojego popierdolonego charakteru. A jak to mówią, im dalej w las, tym więcej drzew...

Wcisnęłam się w fotel i przechyliłam głowę w kierunku okna. Pas ośnieżonych drzew rozcierał się wzdłuż oblodzonej drogi, po której ślizgały się koła samochodu. Na ziemi czy gałęziach nie było śladu po kolorowych, suchych liściach, natomiast biały puch mienił się w świetle ulicznych lamp i świateł samochodowych. W pobliżu od jakiegoś czasu nie było żadnych budynków, co oznaczało, że wyjechaliśmy poza miasto. Wewnątrz największej miłości Ethana, czyli jego czarnego Mercedesa, było naprawdę przyjemnie. Ogrzewanie działało na pełnych obrotach, dzięki czemu przynajmniej na chwilę mogłam zapomnieć o znienawidzonej zimowej pogodzie.

Głos Ethana dotarł do moich uszu, więc nie mogłam nie unieść kącika ust ku górze. Lubiłam go słuchać. Lubiłam z nim wtedy przebywać. Lubiłam siedzieć obok niego ze świadomością, że w pewnym sensie obdarzył mnie zaufaniem, bo jak dobrze wiedziałam, mało kto w ogóle zdawał sobie sprawę, że potrafił śpiewać. Cóż, gdybym nie usłyszała tego na własne uszy, też pewnie bym nie uwierzyła. Śpiew kojarzył mi się zazwyczaj z ludźmi o spokojnej, cichej naturze. Pierce'a wszędzie było pełno, a w dodatku nawijał za troje. Na pierwszy rzut oka muzyka po prostu do niego nie pasowała. Jak widać, nie tylko ja z naszej dwójki miałam w rękawie sporo sekretów.

Delikatnie odchyliłam głowę i spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Jego morskie oczy, które zazwyczaj poniewierały wszystkich najprawdziwszym chłodem, w świetle lamp wyglądały jak wzburzone fale. W akompaniamencie śpiewu, który ewidentnie należał do skrytych pasji chłopaka, jego tęczówki były po prostu ciepłe. Radosne i roześmiane. To był naprawdę rzadki widok, dlatego nie zamierzałam stracić okazji, aby dłużej im się przyglądać. Ciemnoczekoladowe włosy przysłaniały mu czoło, dlatego co jakiś czas musiał je odgarniać. Nie były kręcone, ale też nie proste. Układały się na wszystkie strony, tworząc lekki nieład, który dodawał mu odrobiny uroku, kontrastując z tą jego pewnością siebie i ciętą ripostą.

Parsknęłam pod nosem na widok, jak splunął sobie w brodę, gdy nieświadomie pomylił tekst piosenki Eda Sheerana, którą podśpiewywał pod nosem. Potrząsnął głową i zerknął na mnie kątem oka, usłyszawszy me rozbawienie. W odpowiednim momencie zamknęłam powieki, aby nie przyłapał mnie na gorącym uczynku. Czując na sobie palący wzrok Ethana, w ostatnie chwili zagryzłam wargę, by mimowolnie się nie uśmiechnąć. Usłyszałam jak wzdycha z dezaprobatą i mimo że na niego nie patrzyłam, oczami wyobraźni widziałam, jak kręci głową. Trwałam w takiej pozycji przez długą chwilę, po czym odetchnęłam ze spokojem i uchyliłam jedno oko, ogarniając sytuację.

Zbyt późno zdałam sobie sprawę, że jednak nie powinnam tego robić.

Uśmiech satysfakcji pojawił się na jego malinowych ustach, gdy dostrzegł ten gest. Przyłapał mnie. Choć to nic takiego, czułam się jak dziecko przyłapane na podjadaniu słodkości przed obiadem. Powinnam bardziej uważać. Takie drobne błędy mogły spowodować niezłą lawinę. A lawina, o której myślałam, była ostatnią rzeczą, na jaką mogłam sobie pozwolić. Cholera.

Pierce skakał wzrokiem między mną, a jezdnią. Całe szczęście, że w odpowiednim momencie zauważyłam, jak otwiera usta, by rzucić jakiś kąśliwy komentarz, dlatego uniosłam rękę i pacnęłam go w ramię i po chwili napawania się jego zaskoczeniem, ponownie obróciłam się do okna.

Kiedy silnik zgasł, rozejrzałam się i nieco skrzywiłam, widząc masę kolorowych lampek, stoisk i słysząc charakterystyczne dla grudnia piosenki. Przeniosłam wzrok na Ethana, który patrzył na mnie z ekscytacją. Uśmiechał się dumnie, po czym po prostu wyskoczył z samochodu, obszedł go i otworzył mi drzwi, wystawiając zapraszająco rękę. Przyjrzałam się jego dłoni i twarzy, ostatni raz rozejrzałam się dookoła, po czym sama opuściłam auto, puszczając mu przy tym przysłowiowe oczko.

Pytająco uniosłam brew, chcąc bezgłośnie przekazać mu, że niestety tym miejscem nie trafił w moje gusta. Nie lubiłam festynów ani jarmarków, bo po prostu mnie nudziły. Za cholerę nie potrafiłam odnaleźć się wśród tych wszystkich powyszczerzanych ludzi i melodyjek, od których więdły uszy. Podczas takich wydarzeń wszyscy zachowywali się, jakby świat był nieskażony. Wspaniały i czysty. Zapominali, że na co dzień żyliśmy w szarej rzeczywistości, pozwalając by ich oczy błyszczały na widok kolorowych lampek, pluszowych misiów czy faceta po pięćdziesiątce przebranego za świętego Mikołaja.

To nie były moje klimaty. Kompletnie tego nie czułam i nie zamierzałam udawać, że tej nocy pałałam do naszej podróży jakimkolwiek entuzjazmem.

Poczułam szturchnięcie w łokieć. Ułożyłam tam dłoń, masując obolałą część ciała i jednocześnie spojrzałam na oprawcę. Widząc mój zabijający wzrok, wzruszył niewinnie ramionami i zaczął iść przed siebie. Nie chcąc stać tam jak słup soli, mimowolnie podreptałam za nim.

Nie wiele minęło, nim zatrzymaliśmy się przy okrągłym ogrodzonym lodowisku, po którym umiejętnie bądź też nie, wirowali mieszkańcy Vineland. Kolorowe ubrania przemykały mi przed oczami, tworząc porządny galimatias. Westchnęłam, gdy zauważyłam na twarzy Ethana zainteresowanie, z jakim przyglądał się ogromnej tablicy, pełniącej rolę cennika wypożyczalni łyżew. Pociągnęłam go za rękaw granatowej kurtki, by zwrócić na siebie uwagę.

— Chyba nie myślisz o tym na poważnie — sapnęłam.

Niebieskooki wyszczerzył zęby w przebiegłym, cwaniackim uśmiechu, który mógł zwiastować jedynie kłopoty, po czym otworzył usta i rzekł:

— Owszem, myślę.

Rozchyliłam wargi, wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam porządnie zastanawiać się nad zakopaniem go w najbliższej zaspie śnieżnej. Robił mi wszystko na przekór, czym działał mi na nerwy jak mało kto.

— Uprzedzam, że nie będę bawić się w żadną łyżwiarkę — warknęłam i splotłam ramiona na wysokości klatki piersiowej.

— Owszem, będziesz — odpowiedział ze stoickim spokojem, przerywając chwilę milczenia.

Uniosłam wzrok na tę jego pyszałkowatą gębę i zaczęłam szukać oczami miejsca, w które najlepiej uderzyć. Gdy przed oczami przemknął mi błysk metalowej płozy, zaczęłam też rozważać poderżnięcie nią gardła temu delikwentowi. Niewiele brakowało, żebym rzeczywiście to zrobiła. W dodatku z zimną krwią i pełną świadomością. Nie zliczę, ile razy tej nocy podniósł mi już ciśnienie.

Uniosłam brodę, odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku i przysłowiowo zadarłam nosa. Brakowało jedynie złośliwego tupnięcia, bym stała się siostrą bliźniaczką obrażonego dzieciaka. Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, więc szybko się odsunęłam.

— Naprawdę mi cię żal, jeżeli choć przez moment pomyślałeś, że wykonam twoje polecenie... — chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale znów mi przerwał.

— Owszem, wykonasz. — Mrugnął wymownie lewą powieką, zachowując przy tym kamienną twarz i przybliżył się do mnie.

— Nawet nie próbuj mnie dotknąć i po prostu się zamknij, bo działasz mi na nerwy — warknęłam, kipiąc ze złości. Ten idiota doprowadzał mnie do szewskiej pasji, chociaż sam bawił się doskonale. Jedno niewłaściwe słowo z jego ust, a wsiądę w pierwszą lepszą taksówkę i wrócę do Atlantic City. Nigdy więcej nie zgodzę się na wyjście z tym palantem. — Ethan, daj sobie z tym spokój, serio.

Wzięłam głęboki wdech, kiedy zauważyłam, że kącik jego warg nieznacznie drgnął ku górze. Nim cokolwiek powiedziałam, męskie palce owinęły się wokół mojego nadgarstka i ze sporą siłą zaczęły ciągnąć mnie w kierunku odpowiedniego stoiska. Tak długo próbowałam się wyrwać, aż wreszcie mi się to udało, co spotkało się z niezadowoleniem chłopaka.

Dumnie uniosłam podbródek i popatrzyłam na niego spod przymrużonych oczu. Wystawiłam Ethanowi środkowy palec, po czym triumfalnie odwróciłam się na pięcie, aby trochę się od niego oddalić. Kiedy dotarło do mnie, że w zawrotnym tempie szedł wprost na mnie, zaczęłam się cofać. Zdekoncentrowałam się przez donośny dźwięk dochodzący z budki z nagrodami i popatrzyłam w tamtą stronę, czego od razu pożałowałam.

Brunet wykorzystał moment nieuwagi i podbiegł bliżej, układając dłonie na moich biodrach. Okładałam piąstkami jego opatuloną w ciepłą kurtkę klatkę piersiową, ale on zdawał się tym nie przejmować. Zwinnym ruchem sprawił, że nagle przestałam czuć pod stopami grunt. Pisnęłam, kiedy przerzucił mnie sobie przez ramię. Ku mojemu zdziwieniu, zanim zdążyłam go porządnie zwyzywać, poszarpać i się zirytować, ponownie stałam na ziemi. Otworzyłam usta, z których przy każdym oddechu wylatywała mętna chmura powietrza i popatrzyłam na niego podejrzliwie.

Uśmiechał się. Tak po prostu stał niespełna metr dalej i szczerzył się dumnie, patrząc na mnie z góry, z tym swoim charakterystycznym błyskiem w oku, który zwiastował, że po jego głowie wędrował jakiś przebiegły pomysł. Zwęziłam kąciki oczu i powoli zlustrowałam dziewiętnastolatka wzrokiem. Dokładnie omiotłam jego twarz, rozejrzałam się wokoło i tracąc nadzieję, popatrzyłam na jego lewą rękę, wystawioną jak najdalej ode mnie. Tchnęłam z niedowierzaniem na widok niewielkiego, prostokątnego przedmiotu, który znajdował się pomiędzy długimi palcami, a który jeszcze przed chwilą spoczywał w tylnej kieszeni mych jeansów.

Widząc moją reakcję, parsknął dziecięcym śmiechem i nachylił się nad moim ciałem z dumnym uśmieszkiem.

— Nie chciałaś po dobroci, to może zechcesz z pomocą podstępu. — Wzruszył ramionami i pomachał urządzeniem z takim impetem, że aż zrobiło mi się gorąco. Niewiele brakowało, by je upuścił, a na to nie mogłam pozwolić. To przecież moje dziecko. — Powiem tak. Ten telefon ląduje u mnie na całą dzisiejszą noc. Jeśli chcesz go jeszcze zobaczyć, musisz zachowywać się... — przerwał na chwilę, szukając w głowie odpowiedniego określenia. — Grzecznie.

Uniosłam brwi i splotłam dłonie pod biustem.

— To kradzież — fuknęłam pretensjonalnie.

— A mnie to obchodzi, bo? — zapytał z drwiną, a następnie poprawił czarną zimową czapkę, z pod której wystawały czekoladowe kosmyki. — Pewnie myślisz sobie, że nie miałbym psychy ci go zabrać, prawda? Cóż, Destiny, tym razem grubo się mylisz. Idziemy.

Po tych słowach ponownie chwycił za mój nadgarstek i zaczął ciągnąć nas w kierunku lodowiska. Niechętnie wlokłam się za nim, co sekundę gryząc się w język, aby nie rzucić w jego stronę jakiegoś przytyku. Jeśli chciałam odzyskać swój telefon, musiałam zacisnąć zęby i mimowolnie grać w tę jego głupią grę. Czego nie robi się dla własnych korzyści.

Szurałam botkami o grubą warstwę śniegu, nie spuszczając wzroku z ich czubków. Nie chciało mi się patrzeć na Ethana, bo wtedy chęć wygarnięcia mu wszystkiego, co o nim w tamtym momencie myślałam, była o niebo silniejsza. Nawet, kiedy postawił przede mną te cholerne buty na metalowej płozie, nie rzuciłam na niego wzrokiem. Powoli zdjęłam ze stóp ciepłe obuwie i z łaską włożyłam łyżwy, których wiązanie zajęło mi co najmniej dziesięć minut. Otrzepałam dłonie, chwyciłam się barierki i nie czekając na mojego towarzysza, weszłam na taflę lodu. Pierce po chwili do mnie dołączył.

Nie minął kwadrans, a Ethan już runął całym ciałem na śliską powierzchnię, jęcząc męczeńsko. Z naszej dwójki to on był większą niezdarą. Zarechotałam z rozbawienia, a leżący na lodzie dziewiętnastolatek przewrócił oczami i niepostrzeżenie wystawił mi środkowego palca. Parsknęłam pod nosem i podjechałam bliżej, widząc jak próbował się podnieść.

— Wszystko w porządku? — zapytałam, kucając obok niego.

Zmrużył oczy, patrząc na mnie podejrzliwie. Chmura ciepłego powietrza wypadła z jego warg, kiedy głęboko odetchnął.

— Boli mnie pośladek, skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć — rzucił od niechcenia i uśmiechnął się na głupie brzmienie tego zdania. Zrobiwszy to samo, zatoczyłam oczami koło.

— Pytałam raczej o mój telefon w twojej kieszeni. — Złożyłam usta w ciup i popatrzyłam na niebieskookiego z politowaniem.

Jego wyraz twarzy błagał o pomoc. Już na samym początku zdążyłam zauważyć, że chyba jednak nie do końca radził sobie z jazdą na łyżwach, do której tak ochoczo mnie namawiał. Wyglądał tak bezradnie. Siedział na tafli lodu, próbując się podnieść, co rusz ponownie lądując na ziemi. Choć na widok jego zmieszanych oczu powinnam kpić ile wlezie, otrzymałam odwrotny efekt. Obudziła się we mnie nuta człowieczeństwa zwana współczuciem, która kazała mi mu pomóc. Mimo że niespecjalnie chciałam bawić się w troskliwą koleżankę, postawiłam się do pionu, po czym schyliłam się, jedną ręką łapiąc go za łokieć, a drugą za dłoń i pociągnęłam chłopaka do góry.

Już chciałam ponownie się rozpędzić, ale przypomniałam sobie o jego umiejętnościach, więc się powtrzymałam. Ustawiłam łyżwy obok tych należących do Ethana i powoli zaczęłam przesuwać płozami po lodzie, nie spuszczając wzroku z niezdarnego bruneta. Jeździliśmy tak przez jakiś czas i z czystym sumieniem mogłam przyznać, że zaczynało mu to wychodzić.

Po upływie parunastu minut przyspieszyliśmy. Zwinnie przebierałam nogami, czego nie mogłam powiedzieć o Ethanie, który wyglądał trochę jak zgarbiony kulturysta po przejściach. Łyżwiarstwo nie było idealnym sportem dla mężczyzn o sylwetkach pokroju Pierce'a, który grzeszył tkanką mięśniową i dobrą budową. Nie zrozumcie mnie źle, sama nienawidziłam przypisywania sportów do płci czy gabarytów, ale prędzej widziałabym tego chłopaka w hokeju, aniżeli w delikatnym, subtelnym szybowaniu po lodzie.

Nie chwal dnia przed zachodem słońca, nie tak to szło?

Nogi Ethana chyba trochę się poplątały, przez co nieco mnie wyprzedził. Zauważyłam, że nie potrafił wyhamować, a jego ciało bujało się na wszystkie strony. Czym prędzej spięłam mięśnie i wystartowałam w jego kierunku, w ostatniej chwili ratując go przed upadkiem poprzez chwycenie jego dłoni.

Choć miał zimną dłoń, w mą skórę uderzył gorąc spowodowany tym gestem. Mogłam się powtarzać, ale naprawdę o wiele bardziej prywatne od pocałunków czy stosunków, wydawały mi się uściski czy też chwytanie za ręce. Te ostatnie posunięcia były oznaką ogromnego zaufania i okazaniem wsparcia. Rzadko kiedy dzieliłam z kimkolwiek tego typu drobne zachowania. Nie miałabym problemu z przysłowiowym przelizaniem się z przystojnym mężczyzną na imprezie, aczkolwiek skrycie się w czyichś ramionach czy też splecenie dłoni mogłoby okazać się trudnym zadaniem.

Kiedy złapał równowagę, puściłam jego rękę i odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że nie zaliczyliśmy wspólnego upadku. Chłopak skinął głową w podziękowaniu, po czym wspólnie zdecydowaliśmy, że na tym skończymy naszą przejażdżkę. Szybko pozbyliśmy się łyżew, po czym Ethan z energią podniósł się z drewnianej ławki, choć ja nie miałam zamiaru tego robić. Było mi na niej naprawdę wygodnie, dodatkowo po kilkukrotnym dźwiganiu z lodu tego kloca musiałam odpocząć. Do lekkich to on nie należał.

Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach, kiedy Ethan wyciągnął z kieszeni mój smartfon i zachęcająco pomachał nim przed mymi oczami, po czym dodał, że musimy iść. Mimowolnie wstałam na nogi i podreptałam za nim, nie zmuszając się, by dorównać mu kroku. Po drodze obserwowałam wszystko dookoła. Od nadmiaru kolorowych lampek miałam mroczki przed oczami. Lodowisko było w samym centrum tego jarmarku, a wokół niego stało pełno foodtrucków z najróżniejszymi przysmakami. Jakby tego było mało, dostrzegłam kilka straganów z konkursami, w których do wygrania były pluszowe misie.

Westchnęłam pod nosem, oddając się nostalgii, która zawładnęła moimi myślami. W dzieciństwie uwielbiałam takie wydarzenia, co więcej, cały rok odliczałam dni do grudniowych jarmarków. Doskonale pamiętam, jak wraz z Finnem grywaliśmy w te wszystkie gierki, wydając więcej, niż powinniśmy. Gdzieś na strychu nadal był karton wypełniony maskotkami, które dla mnie wygrał. Byłabym w stanie wyrecytować słowa, których używałam, prosząc Finna o kolejnego pluszaka, a przed oczami nadal przejawiał się obraz dwójki dzieci cieszących się najmniejszym płatkiem śniegu. Choć od kilku lat nie trawiłam tej pory roku, a tym bardziej tego typu zbiorowisk, do tego chętnie wracałam. Lubiłam to wspomnienie. Lubiłam przypominać sobie czasy, w których jeszcze było dobrze, a my beztrosko patrzyliśmy na świat z dziecięcą radością.

W tym całym rozmyślaniu nie zauważyłam, że Ethan się zatrzymał, przez co zaliczyłam szybkie zderzenie z jego plecami. Zaklęłam pod nosem i podniosłam wzrok, w międzyczasie ogarniając, że z nieba ponownie zaczął prószyć drobny śnieg, który powoli pokrywał nasze ubrania i twarz. Odetchnęłam, a para opuszczająca moje usta omiotła bruneta, który akurat odwrócił się w moim kierunku. Popatrzyłam na niego bez krzty skruchy, jednocześnie schowałam zmarznięte dłonie do kieszeni. Było cholernie zimno, a ja nie ubrałam się adekwatnie do spacerowania na mrozie wśród wirujących płatków śniegu, tym bardziej o północy.

— Zjemy coś. — Dotarł do mnie głęboki baryton. Ethan rozejrzał się dookoła, po czym wskazał palcem na jedną z budek z jedzeniem. Popatrzył na mnie i nagle zmarszczył brwi, zastygając na moment. — Zimno ci.

Przewróciłam oczami i pokiwałam przecząco głową, choć w rzeczywistości głowa zaczynała mnie pobolewać, a schowane jedynie pod rozpuszczonymi włosami uszy szczypały od mrozu.

— Zimno ci — powtórzył i spojrzał na mnie z takim czymś w oczach, że aż mnie to zaniepokoiło. W niebieskich tęczówkach czaiła się najzwyklejsza troska.

Nie pragnęłam, by się o mnie troszczył. Kiedy ludzie się troszczyli, oznaczało to, że zaczynało im zależeć, a tego bym nie chciała. Skoro mi na nim nie zależało, jemu nie powinno zależeć na mnie. Dlatego musiałam uważniej go obserwować. Jeśli w pewnym momencie zauważę, że rzeczywiście zacznę go obchodzić, zduszę to w zarodku. Nie byłam dziewczyną, którą należało otaczać dbałością, bo na to nie zasługiwałam. Nie wspomnę nawet o pielęgnowaniu samopoczucia innych, gdyż tego tym bardziej nie potrafiłam.

Potrząsnęłam głową i wydęłam wargę.

— Wcale nie.

Głośne odetchnięcie podrażniło moje uszy. Skrzywiłam się i popatrzyłam na Ethana z miną w stylu „co znowu?". Dostrzegłam, że przewraca oczami, po czym wciąga ze świstem powietrze do płuc i zerka w górę, jakby prosił niebiosa o więcej cierpliwości. Nie do końca rozumiałam, o co mu właściwie chodziło, dlatego milczałam.

Nim zdążyłam zaprotestować, zdjął czarną czapkę, po czym naciągnął ją na moją głowę, uśmiechając się łagodnie. Wstrzymałam oddech i rozchyliłam powieki, na chwilę zamierając. Powinnam poważnie zastanowić się, czy kiedykolwiek przewidzę, co ten szaleniec zamierza zrobić. Szybko się otrząsnęłam i niezdarnym ruchem pozbyłam się nakrycia.

— Chryste, jaka ty jesteś uparta. — Wydusił wreszcie, czym przerwał ciszę zakłócaną ciężkimi oddechami i grającą w tle pastorałką. — Odsuń ego na bok, przyznaj, że marzniesz i po prostu weź tę czapkę, w przeciwnym razie będziemy o tym dyskutować do świtu. Korona ci z głowy nie spadnie, jak trochę zepsujesz sobie fryzurę. Nie bądź smarkaczem, Des. Przecież nie chcemy, żebyś się rozchorowała.

Moje oczy zatoczyły koło. Znałam jego zachowania już na tyle, by wiedzieć, że tak łatwo mi nie odpuści. Postanowiłam trochę pograć mu na nerwach, aby sam zrezygnował z tego matkowania.

— Więc nie bądź moją niańką, Ethan. — Kontratak rozpoczęty. — Umiem sama o siebie zadbać.

— Najwyraźniej jednak nie umiesz. — Przerwał mi i wymierzył pełne politowania spojrzenie. Westchnął, przetarł dłońmi twarz i zmierzył mnie zabijającym wzrokiem, widząc, że nic nie robiłam sobie z jego słów. — Destiny, będziesz chora. Po prostu załóż tę czapkę i skończmy durną wymianę zdań, bo zaczynam robić się głodny. No weź, Des. Przecież tobie i tak pasuje bardziej.

A propos bycia głodnym, też zaczynałam odczuwać brak jedzenia w organizmie. Nie jadłam niczego od dobrych paru godzin, także wypadałoby uzupełnić kalorie. Po raz enty w jego towarzystwie przewróciłam oczami i zagryzłam lewą stronę dolnej wargi, głowiąc się nad dalszym przebiegiem konwersacji. W międzyczasie po raz kolejny nasunął ciepły materiał na moje czoło i uszy.

— Okej, ubrałam się nieodpowiednio i trochę marznę — wydusiłam z siebie i tym razem nie odkryłam głowy. Odwróciłam wzrok, nie chcąc patrzeć na jego triumfalny wyraz twarzy. — Zadowolony?

— Byłbym bardziej, gdybyś zachowała się tak od razu — wychrypiał. — Zanim następnym razem ją ściągniesz i zaczniesz się awanturować, przypomnij sobie, gdzie jest twój ukochany telefon. — Uśmiechnął się cwanie.

Wypuściłam powietrze ustami i dźgnęłam go palcem w żebro.

— Możesz już mi go dać? — zapytałam z nadzieją, której nie pokazywałam. — No daj, przecież nagle ci z nim nie ucieknę.

— Idziemy — powiedział, zupełnie ignorując moją prośbę. Palant.

Wyrzuciłam z siebie bezradne tchnienie, po czym dorównałam mu kroku, splatając ręce na biuście, by pokazać mu moje zirytowanie. To już nawet nie chodziło o ten pieprzony telefon, a o sam fakt, że miał w posiadaniu moją własność i z premedytacją mnie nią szantażował.

Podeszliśmy do jednego z drewnianych stolików skrytych pod parasolami, które miały chronić przed śniegiem. Zajęliśmy miejsca na ławkach naprzeciw siebie, a chwilę później Ethan zniknął w długiej kolejce. Zanim tam poszedł, trochę się posprzeczaliśmy, ponieważ jak zwykle musiał postawić na swoim i uparł się, że to on za mnie zapłaci. Próbowałam przemówić mu do rozumu, ale głupiego nie przegadasz.

Oparłam głowę na dłoni i przymknęłam powieki, wsłuchując się w melodię dobiegającą z głośnika. Tę konkretną rozpoznałabym wszędzie. Lata temu nie byłoby świąt, gdybym nie zaśpiewała jej w grudniu przynajmniej sto razy. Pamiętam, jak dręczyłam Finna, nucąc mu ją nad uchem każdego dnia. Robiłam to tak długo, że mimowolnie nauczył się tekstu i śpiewał ją wraz ze mną. Nie mogłam poradzić nic na ukłucie, które odczułam w okolicach serca. Jakby ktoś dźgnął mnie długą, ostrą szpilką. Wszystko tylko dlatego, że nawet przy głupiej pastorałce oczami wyobraźni widziałam tę twarz.

Potrząsnęłam głową i w celu odgonienia wspomnień wyszukałam w tłumie twarz Ethana. Stał na początku kolejki i dyskutował z młodą dziewczyną, która go obsługiwała. Nawet z takiej odległości widziałam, jak się do niego szczerzyła. Na Boga, czy takie jak ona naprawdę nie mają niczego lepszego do roboty? Ich życie musi opierać się wyłącznie na próbach wyrwania przystojnych mężczyzn? Dziewczyno, odrobinę ambicji.

Chwilę później miałam przed sobą tackę z jedzeniem i papierowy kubeczek, z którego leciały kłęby pary. Czy tego chciałam, czy nie, humor i tak mi się poprawił, kiedy na jednorazowym talerzyku już z daleka dostrzegłam gofra z bitą śmietaną i czekoladą. Uwielbiałam gofry, a fakt, że nigdy wcześniej nie jadłam ich o pierwszej w nocy, siedząc na świątecznym jarmarku, sprawiał, że uwolniło się we mnie trochę endorfin. Gorzej było z konsumowaniem, gdyż nie było opcji, abym się nie pobrudziła. Nie minęło wiele czasu, a bita śmietana zdobiła czubek mojego nosa bądź poliki. Cholera. Musiałam wyglądać żałośnie. Utwierdził mnie w tym Pierce, który co jakiś czas po prostu na mnie patrzył i śmiał się.

Gdybym przejmowała się opinią innych, pewnie zrezygnowałabym z jedzenia. Rzecz w tym, że mnie ona nie obchodziła. Miałam gdzieś, co pomyśleli sobie o mnie przechodnie czy sam Ethan. Nie dostosowywałam się do nikogo.

Upiłam z kubeczka spory łyk grzanego wina, które przyjemnie ogrzało mój przełyk i popatrzyłam na Ethana, który nie spuszczał ze mnie wzroku.

— Mogę cię o coś zapytać? — Skinęłam głową, zachęcając go, by kontynuował. — Dlaczego nagle wróciłaś do tańca?

Odstawiłam na stół swój kubek i splotłam dłonie na stole, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie mogłam powiedzieć mu wszystkiego, dlatego musiałam uważać na słowa. Jedno zdanie za dużo i zacząłby być dociekliwy, co mogło wiązać się z tym, że chciałby poznać też powód mojej trzyletniej przerwy od tego sportu. Za powodem kryła się cała lawina czynników, o których nie zamierzałam opowiadać.

W głębi wiedziałam, że mogłam odpowiedzieć na jego pytanie jednym zdaniem, ale nie mogłam przecież powiedzieć, że jego gadka o poddawaniu się, którą usłyszałam w dniu, w którym graliśmy w paintball, w pewnym sensie była bardzo podpuszczająca i popchnęła mnie do działania. Jeszcze pomyślałby sobie, że zrobiłam to dla niego albo dzięki niemu, a to byłoby mi nie na rękę. Zrobiłam to tylko i wyłącznie dla siebie.

— Dlaczego pytasz?

Sama nie wiem, czy to już alkohol zawarty w grzanym winie, czy rzeczywiście dostrzegłam w jego oczach coś, co miało mnie podpuścić do powiedzenia tego powodu  na głos. Zupełnie, jakby znał odpowiedź, ale chciał ją usłyszeć z mych ust. Dziwne.

— Cóż, jeszcze niedawno mówiłaś, że z tym skończyłaś, bo ci tego zakazano. — Wzruszył ramionami. — Przyznam, że jakoś nie wydaje mi się, by twoi rodzice nagle zmienili zdanie.

Po tych słowach uśmiechnął się wymownie. Czy to możliwe, by coś przeczuwał? Nawet jeśli, prędzej świnie zaczną latać, niż przyznam, że odrobinę mnie zmotywował.

Oparłam łokcie na stole i wyciągnęłam dłonie przed siebie, bawiąc się plastikową łyżeczką, którą miałam między palcami. Ethan właśnie opróżniał zawartość swojego kubeczka i nie spuszczał ze mnie ciekawskiego wzroku. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na swoje dłonie, aby łatwiej się skoncentrować. Jego silne spojrzenie mnie rozpraszało.

— Powiedzmy, że uświadomiłam sobie, że nie mogę tak po prostu się poddać i zrezygnować z tego, co naprawdę kocham.

Nic więcej nie powiedzieliśmy. Ja nie chciałam rozwijać swoich myśli, a on najwidoczniej nie miał ochoty dalej ciągnąć tego przesłuchania, plus nie miał więcej pytań. Milczeliśmy przez chwilę, pozwalając sobie delektować się przyjemną atmosferą, która panowała między naszą dwójką. Mimo wszystko starałam się zignorować fakt, że po mojej odpowiedzi oczy Ethana rozbłysły w niezidentyfikowany sposób. Prawdę mówiąc, po chwilowym przemyśleniu tej kwestii przestało mnie obchodzić, czy pamiętał sytuację z knajpy i słowa, które do mnie wtedy skierował. Mógł myśleć sobie, co tylko chciał. Nawet to, że wróciłam do tańca dzięki niemu. To i tak nie miało głębszego znaczenia. W końcu to tylko Ethan.

Sama byłam w szoku, że mimo tego, jak bardzo nie lubiłam tego świątecznego zgiełku, było tam dla mnie komfortowo. Nie wspomnę nawet, że siedząc naprzeciwko tego szalonego, niereformowalnego bruneta z lazurowymi, pięknymi oczami i skłonnościami psychopatycznymi czułam się rozluźniona i opanowana. Mimo że irytował mnie swoimi głupimi zagrywkami, w jakiś sposób sprawiał, że jego towarzystwo było mi na rękę, chociaż nigdy bym się do tego nie przyznała. Tej nocy było po prostu dobrze.

Przy budce z jedzeniem spędziliśmy jeszcze jakąś dobrą godzinę. Alkohol zdecydowanie zaczynał oddziaływać na mój stan i sprawił, że wszystko stało się mniej skomplikowane. Opowiadaliśmy sobie o różnych bzdetach, czasami rzucając w stronę drugiej osoby chamskie docinki, jak to mieliśmy w zwyczaju. Zadałam mu parę prostych jak i tych głębszych pytań, ale i Ethan nie żałował sobie wyciągania ze mnie informacji. Tę noc na spokojnie mogliśmy nazwać nocą prawdy, która z całą pewnością była pewnego rodzaju przełomem w naszej znajomości. Nie chodzi mi o to, że automatycznie staliśmy się po niej przyjaciółmi i obdarzymy niepodważalnym zaufaniem, aczkolwiek może i mogliśmy przestać nazywać się już tylko zwykłymi znajomymi.

Dowiedziałam się o nim dość sporo interesujących rzeczy, z czego niektóre z nich naprawdę mnie zdziwiły. Mimo lekkiego upojenia grzanym winem, nadal panowałam nad tym, co wylatywało z moich ust i nie pozwoliłam, aby przebił się przez moją skorupę, dostając się do intymnych faktów z życia, które chroniłam jak największe bogactwo. Mówiłam to, co chciałam mu powiedzieć, zgrabnie omijając wszystkie drażliwe tematy.

Kiedy wreszcie zbieraliśmy się do podniesienia tyłków, dochodziło wpół do trzeciej i byliśmy po paru kubkach grzańca. Chłopak miał nade mną lekką przewagę, gdyż z premedytacją wpuszczał mi do krwi kolejne dawki procentów, sam pijąc trunek bezalkoholowy. Byłam pewna, że nadszedł czas na powrót do Atlantic City, ale najwidoczniej Ethan miał w rękawie jeszcze jedną atrakcję.

Chwycił mnie za nadgarstek, na co ja nawet nie protestowałam. Byłam zbyt zmęczona i podpita, aby robić mu awantury. Po prostu się skrzywiłam i potulnie dreptałam za nim. W międzyczasie oślepił mnie flesz dochodzący z aparatu, którym Ethan uwiecznił moje drobne naburmuszenie. To nie pierwsza sytuacja tej nocy, kiedy to brunet robił nam lub mi zdjęcia. Jeszcze się z nim za to policzę. Ale to innym razem.

Zatrzymaliśmy się pod stoiskiem z konkurencją polegającą na rzucaniu woreczkami w aluminiowe puszki. Szarpnęłam ręką, by zwrócić na siebie uwagę Ethana i uniosłam pytająco brwi, zerkając na niego spod byka. Poważnie? Chciał bawić się w gierki dla dzieci i to mnie nazywał gnojkiem, który powinien chodzić do przedszkola? O, ironio.

— Nie patrz tak na mnie. Wygram ci coś — powiedział i uśmiechnął się niewinnie.

Pokręciłam głową z politowaniem i schowałam dłonie do kieszeni, obserwując jego poczynania. Nie potrzebowałam pluszaka, tym bardziej nie chciałam, aby coś dla mnie wygrywał.

— No co ty, Ethan. Daj sobie spokój — mruknęłam i wywinęłam dolną wargę. — Nie musisz tego robić.

— Ale chcę, gnojku. — Pstryknął mnie w nos i nie czekając na mą odpowiedź, podszedł do pani stojącej za ladą i po krótkiej konwersacji podał jej odpowiednią sumę.

Chwilę później trzymał w dłoniach pięć materiałowych woreczków. Stałam obok niego, wszystkiemu się przyglądając. Byłam ciekawa, czy jest tak zwinny jak wygadany. Pierwszy rzut okazał się niecelny. Worek trafił za piramidę z puszek, nawet ich nie muskając. Zerknęłam kątem oka na twarz bruneta. Był nieco zmieszany i podirytowany, co mimowolnie mnie rozbawiło. Drugi rzut – także nietrafiony. Westchnienie świadczące o frustracji wypadło spomiędzy jego malinowych warg. Zacisnął wolną dłoń w pięść, zmrużył oczy i zamachnął się po raz kolejny. Powiedzenie do trzech razy sztuka okazało się w tym przypadku właściwie, gdyż brzęk spadających puszek zadzwonił nam w uszach. Kilka z nich znalazło się na ziemi, co było powodem dumnego uśmiechu, który wpłynął na usta Ethana. Oczy bruneta momentalnie błysnęły, a kąt jednego z nich zerknął na mnie, sprawdzając jak zareagowałam. Cóż, z pewnością nie sprostałam jego oczekiwaniom, bo nie skakałam z podziwu i nie piszczałam jak tępa blondynka, choć przecież byłam blondynką.

Splotłam ręce na biuście i prowokująco uniosłam brew, chcąc go trochę podpuścić. Westchnął pod nosem, pokręciwszy przy tym głową i wziął w dłoń kolejny worek. Czwarty rzut znów okazał się być pechowym, gdyż żadna z przeszkód nawet nie drgnęła. Zassałam wnętrze policzka, będąc ciekawa jak ostatecznie potoczy się ta zagrywka. Przyszedł czas na ostatnią próbę. Ze skupieniem lekko się nachylił, wziął duży zamach i wymierzył pociskiem prosto w piramidę. Głośny dźwięk spadającego aluminium przekonał nas o tym, że mu się udało. Okazało się to złudne, bo w pewnym momencie dojrzeliśmy, że jedna puszka pozostała niestrącona. Usłyszałam siarczyste przekleństwo, po czym poczułam silne palce oplatające mój nadgarstek. Był niezadowolony i sfrustrowany.

Zamierzaliśmy stamtąd odejść, ale czy nazywałabym się Destiny Dallas, gdybym w tym momencie nie chciała napawać się cudzym gniewem? Lampka zapaliła się w mojej głowie, dlatego przystanęłam. Dziewiętnastolatek też się zatrzymał i popatrzył na mnie pytająco, choć po jego twarzy nadal pałętała się czysta złość.

— Czekaj — powiedziałam, a kącik mych ust drgnął ku górze. — Też chcę spróbować.

Pierce wytrzeszczył oczy i popatrzył na mnie jak na idiotkę. Z pewnością szukał na mojej twarzy oznaki kpiny, ale ona pozostawała kamienna. Dzielnie znosiłam jego intensywne spojrzenie, nie uginając się pod nim nawet kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy. Nasze ślepia toczyły bitwę. Morskie tęczówki próbowały przekonać mnie, abym się wycofała, moje miodowe – kpiły sobie z jego nieustępliwości, bo doskonale wiedziałam, że nie był w stanie mnie przekonać. Patrzyliśmy się na siebie jeszcze przez chwilę, po czym po prostu pociągnęłam go za rękaw kurtki i wróciliśmy do odpowiedniego stoiska.

Szukałam w portfelu banknotu dwudziestodolarowego, ale zostałam wyprzedzona. Pierce podał ciemnowłosej kobiecie pieniądze, po czym stanął trochę dalej i oparł się plecami o słup, na którym porozwieszane były kolorowe lampki. Ułożył dłonie na biodrach i z ciekawością przyglądał się sytuacji.

Wzięłam do ręki woreczek, lecz zanim wymierzyłam nim w cel, odwróciłam się do chłopaka i posłałam mu dumne spojrzenie, które niemal krzyczało „patrz i się ucz". Wyszczerzyłam się złośliwie, a następnie obróciłam w odpowiednim kierunku. Twardo zaparłam się nogami w śniegu, zacisnęłam palce na szorstkim materiale, przymrużyłam oczy, aby mieć lepszą widoczność i wszystko przeanalizowałam. Po chwili nabrałam do płuc ogromną dawkę powietrza, wzięłam precyzyjny zamach i wykonałam pierwszy rzut.

To się po prostu wydarzyło. Brzdęk dotarł do moich uszu, a zaraz po nim charakterystyczna, głośna melodyjka. Przeniosłam wzrok na kasjerkę, która patrzyła na mnie z rozdziawioną buzią, po czym ponownie popatrzyłam na swój cel. Wszystkie puszki zostały strącone. Niemożliwe. Pisnęłam pełna satysfakcji i podskoczyłam w miejscu, a następnie obróciłam się do mojego towarzysza. Był zły i nie dowierzał, że mi się udało. Mimo wszystko starał się zachować pokerową twarz. Udawał, że kompletnie go to nie ruszyło, choć doskonale widziałam jego lekko rozchylone w zdziwieniu usta. Teatralnie strzepnęłam dłonią z barku nieistniejący popiół, uśmiechnęłam się zadziornie, po czym podeszłam do kasjerki.

— Poproszę tego. — Wskazał palcem na ogromnego pingwina zwisającego z góry i skinęłam głową.

Niezadowolona kobieta mruknęła coś pod nosem, po czym zdjęła moją zdobycz i podała mi ją do rąk. Zwiewnym krokiem odeszłam dalej i podbiegłam do Ethana, patrząc mu głęboko w oczy. Chłopak nie reagował. Chyba obraziłam jego męskie ego. Sprzedałam mu kuksańca w bok, w drugiej ręce silnie ściskając nagrodę. Stanęłam na palcach, aby lepiej mnie widział i odetchnęłam z ulgą.

— Nic nie powiesz? — zapytałam z premedytacją, widząc jego niezadowolenie, że okazałam się lepsza.

— Głupi zawsze ma szczęście — odparł i chwycił mnie za nadgarstek, ciągnąc przed siebie.

Przewróciłam oczami i westchnęłam z politowaniem. Szliśmy w ciszy tak długo, aż dotarliśmy do czarnego Mercedesa. Otworzyłam drzwi, wpakowałam się do środka, wcześniej otrzepując botki ze śniegu, za co Ethan powinien mnie pochwalić. Zapięłam pas i posadziłam naprzeciw siebie mojego pingwina. Obserwowałam jak Pierce powoli wsiada do samochodu i wsadza kluczyk do stacyjki. W międzyczasie zwinnym ruchem zdjął z siebie kurtkę i odrzucił ją na tylne siedzenie, pozostając w czarnej bluzie z kapturem.

Zagryzłam wargę, po czym prowokacyjnie szturchnęłam go łokciem. Popatrzył na mnie groźnie i westchnął pod nosem. Uśmiechnęłam się niewinnie.

— Przestań udawać, że się na mnie dąsasz. — Wytknęłam mu, podkładając paznokieć pod jego podbródek. — Poza tym, patrz na pozytywy. — Po tych słowach ułożyłam obie dłonie na pluszaku i zwróciłam się w stronę bruneta. — Przynajmniej jest podobny do ciebie.

Świst, z jakim Ethan wciągnął powietrze był głośniejszy od najsilniejszego podmuchu wiatru. Przymknął na chwilę powieki, a następnie nachylił się nade mną z zaciśniętą szczęką.

— Proszę cię — burknął gniewnie, zwężając kąciki oczu. Wraz z tym zdaniem wyciągnął przed siebie rękę, zdjął z mojej głowy swoją czarną czapkę, którą rzucił na tylne siedzenie i szybko poczochrał dłonią moje poplątane włosy. — Zamknij się wreszcie.

Zarechotałam wniebogłosy, chociaż jemu nie było do śmiechu. Powrócił do swojej poprzedniej pozycji, odpalił silnik i ostrożnie zaczął wyjeżdżać z parkingu, a ja nadal sobie z niego szydziłam. Minuty mijały, a ja nadal byłam rozbawiona. Wygodniej ułożyłam się na siedzeniu i zerknąwszy na niego po raz ostatni, mocniej przytuliłam do siebie misia i odwróciłam głowę w kierunku okna. Na moich ustach przez cały czas czaił się uśmiech.

Cicho westchnęłam i jeszcze wyżej uniosłam lewy kącik ust, gdy zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz od dawna niczego nie wymuszałam i naprawdę śmiałam się szczerze.

Continue Reading

You'll Also Like

1K 123 5
(16+) W życiu każdego człowieka kiedyś pojawi się osoba, która będzie znaczyć dla niego więcej niż cały świat. Osoba, której będziemy w stanie oddać...
Young Tears By horti

Teen Fiction

17.4K 532 14
Co się stanie, jeśli w poszukiwaniu spokoju natkniesz się na jeszcze większy chaos? Melissa nigdy nie należała do osób spokojnych. Zawsze mocno stąp...
34.4K 535 11
Jego były przyjaciel nie daje mu zapomnieć o jego przeszłości.Matt(głowny bochater) nie chce,aby ktokolwiek jeszcze wiedział co sie wtedy działo.Jest...
354K 9.8K 51
Lily wiedzie spokojne życie w Nowym Jorku, z dwójką przyjaciół u boku. Właśnie skończyła ostani rok liceum i za namową mamy, która twierdzi, że dziew...