Wyznanie Demona

By Asanamir

40.5K 2.5K 946

"Czy jeśli demon pokocha anioła, to dla niego swą duszę odmienić zdoła?" Wyznania nigdy nie bywają łatwe. Szc... More

Wyznanie Daemona
Zbaw mą duszę
Oczekiwanie
Zdrada czy głupota?
Niepewność
Przepowiednia
Ryzykowna decyzja
Bo bez niej...
Ostatnia prosta
Poznanie prawdy
Przebudzenie
Serce nie sługa
Budzące się pragnienie
Pocałunek anioła
Pierwsze odkrycia
Pierwsze domykanie emocji
Kto jest kim?
Zapamiętane wspomnienia
Ścieżka przeznaczenia
Przed powrotem na Memorię (18+)
Powrót na wyspę
Spotkanie ze smokami
Niepokoje serca
Cisza przed burzą
U bram piekła
Na granicy życia i śmierci
Poznanie wroga i nie tylko
Początek końca
Coraz bliżej...
Kim jesteś Shairisse?
Jak ważne jest zrozumienie...
Nie taki daemon straszny...
Kolejny krok naprzód
Yin i Yang
Powstanie nieznanego zła
Dalsza część legendy
"Jesteś pomostem... "
Nieoczekiwany obrót spraw

Stara nowa rzeczywistość (18+)

597 28 14
By Asanamir

Witajcie kochani <3

Na początku chciałabym Was przeprosić za dłuższe przerwy między rozdziałami, ale ostatnio moja wena traktuje mnie bardzo po macoszemu :( Bywają takie dni, że kompletnie nie mam głowy do pisania, czy też jakichkolwiek poprawek tekstu.

Druga sprawa, to tak zwana scena 18+. Wydaje mi się, że nie jest ona gorsząca, ale jednak nie każdy ma ochotę coś takiego czytać. Jeżeli więc nie interesuje Was lub nie chcecie jej czytać, to po prostu pomińcie tekst, który znajduje się pomiędzy słowami, zapisanymi pogrubioną czcionką. Jest to bowiem początek i koniec opisu owej sceny. 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i gorąco <3 . Życzę przyjemnej lektury.



          Z gorącej wody lecącej z pryszniców, w kabinie tworzyły się dość gęste opary, ukrywając splecione ciała zakochanych, którzy spędzali razem czas w kąpieli. Godzina była bardzo późna i oboje chcieli nacieszyć się sobą, a panująca w Kwaterze niemal głucha cisza, dawała im nadzieję, że nikt niepowołany nie przyjdzie już do łaźni. Ich usta połączone były w namiętnym i pełnym tęsknoty pocałunku. Leiftan cieszył się, mając w końcu ukochaną przy sobie, a w dodatku nareszcie całkowicie i w pełni odczuwając ich więź i jej emocje. Dzięki temu nie czuł się już tak osamotniony i pusty w środku, jak przez ostatnie kilka dni. Był naprawdę szczęśliwy, mogąc tulić Shairisse w swoich ramionach i mogąc wdychać jej zapach. Dłońmi wolno błądził po jej plecach, ciesząc się wspólną bliskością, delikatnie pieszcząc jej aksamitną skórę i rozkoszując się dotykiem jej nagiego ciała. Stojąc wtuleni w siebie, w strugach przyjemnie ciepłej wody, oboje czuli narastające pożądanie.

          - Tak bardzo za tobą tęskniłem - wyszeptał namiętnie wprost do jej ucha, odrywając się na chwilę od miękkich warg dziewczyny i wplatając palce w jej włosy. - Umierałem ze strachu o ciebie, gdy nie mogłem...

          - Ciiii Leiftanie - przerywała mu łagodnie, mrucząc niczym kotka, którą podrapano czule za uchem. - Nie wracajmy do tego. Liczy się tu i teraz... Tylko ty i ja...

          Mówiąc te słowa, zacisnęła dłonie na jego pośladkach i prawie natychmiast poczuła, jak jej ciało zalewa jeszcze większa fala pożądania. Poddając się temu uczuciu, z jeszcze większą namiętnością wpiła się w jego wargi. Chłopak w odpowiedzi najpierw z zadowoleniem się uśmiechnął, a po chwili z równym zapałem odwzajemnił jej pocałunek. Wiedział, że na ścianie za jej plecami, akurat na odpowiedniej wysokości jest coś na kształt półki, na której postanowił ją posadzić, aby obojgu dać większą wygodę i swobodę działania. Obejmując dłońmi jej twarz, z niecnym zamiarem, zaczął łagodnie napierać na nią, tym samym wymuszając, aby się cofnęła. Gdy tylko Shairisse dotknęła chłodnej i mokrej ściany, westchnęła zaskoczona i się wyprężyła, przywierając mocniej do jego ciała.

          - Zimne - jęknęła z uśmiechem w jego usta.

          - Zaraz przestanie być - odparł chrapliwie.

          Nagle znieruchomiał, widząc, że z włosów zsuwa mu się koralik, który był zabezpieczeniem, aby nie ujawniała się jego prawdziwa postać daemona. Z przyzwyczajenia natychmiast cały się spiął i skupiając wszystkie myśli na tym, aby nie przybrać swojej magicznej formy, próbował w pośpiechu złapać ochronną ozdóbkę. Shairisse niemal od razu wyczuła zmianę jego emocji i spojrzała na niego zdezorientowana, nie rozumiejąc, co się dzieje i co jest powodem jego nagłej paniki. Dopiero gdy spojrzał na nią przerażonymi oczyma, które przybrały już czarno-szmaragdowy kolor, dotarło do niej, dlaczego ukochany w takim pośpiechu starał się pochwycić koralik, aby go z powrotem założyć.

          - Zostaw kochanie - powiedziała łagodnie, powstrzymując jego dłonie i spoglądając mu w oczy. - Przecież jesteśmy tutaj sami, a ja już wiem, jak wyglądasz i nie musisz tego przede mną ukrywać...

          - Przepraszam... - odparł lekko zawstydzony i powoli wypuścił powietrze z płuc. - To z przyzwyczajenia...

          - Nie przepraszaj, tylko się odpręż - powiedziała, kładąc dłoń na jego policzku.

          Słysząc jej słowa, odetchnął z ulgą, rozluźniając się i ujawniając swoją demoniczną postać. Jego postura stała się jakby bardziej atletyczna, a mięśnie wyraźniej zarysowane, kolor oczu przybrał na intensywności, a spomiędzy włosów wyłoniły się czarne rogi. W następnym momencie rozpostarły się za nim sporej wielkości, czarne skrzydła, wypełniając niemal całą wolną przestrzeń kabiny za jego plecami. Shairisse spojrzała na niego z zaciekawieniem i zachwytem jednocześnie. Do tej pory w tej postaci widziała go zaledwie kilka razy i dopiero teraz mogła na spokojnie mu się przyjrzeć. Spoglądając na niego, miała dziwne wrażenie, że za każdym razem jego magiczny wygląd jakby ulegał zmianie. Pamiętała, że w pierwszych wizjach otaczała go złowroga aura i wówczas sam jego widok oraz bliskość po prostu ją przerażały. Na Memorii ta jego forma wciąż przywodziła na myśl kogoś, kto ma raczej mroczny charakter i nie do końca przyjazne zamiary, chociaż sama postać była pozbawiona owej mrocznej otoczki, a jego obecność nie wzbudzała już dawnej grozy. Teraz natomiast jego wygląd, mimo iż nadal budził respekt, to jednak bardziej kojarzył się z niegrzecznym, zbuntowanym aniołem niż złowrogim daemonem. W dodatku kolor piór na skrzydłach zdawał się mieć odcień mocno przybrudzonej ciemno burej szarości, a nie kruczej czerni.

          - Zapewne jestem odpychający... - wymamrotał zakłopotany, wyczuwając wahanie w jej emocjach, wywołane gonitwą myśli i domysłów. Gdzieś z tyłu głowy bowiem zaczęło jej świtać, jaka może być przyczyna tych zmian w jego wyglądzie.

          - Nic takiego nie powiedziałam - odparła szybko, wchodząc mu w słowo i uśmiechając się z czułością. - Po prostu pierwszy raz mogę na spokojnie i w pełni ci się przyjrzeć...

          - Pamiętaj, że wyczuwam twój nastrój - powiedział z nikłym uśmiechem.

          - Wiem - odparła i chciała mu powiedzieć o swoim spostrzeżeniu, ale nagle dało się słyszeć otwierane drzwi i ktoś wszedł do łaźni. Na ten dźwięk oboje na chwilę zamarli, po czym Shairisse mocniej przywarła do niego i wyszeptała mu konspiracyjnie do ucha: - Chyba powinniśmy zakończyć naszą kąpiel...

          - Tak myślisz? - zapytał równie cicho.

          - Proponuję przenieść się do pokoju... - powiedziała z szelmowskim uśmiechem, zerkając w stronę drzwi.

          - Tam dokończymy naszą rozmowę? - zapytał zalotnie i w tej samej chwili, obok w kabinie ktoś puścił wodę.

          - Rozmowę również, ale najpierw... - odparła, wymownie błądząc dłońmi po jego torsie.

          - Acha... Chyba już rozumiem - stwierdził, pospiesznie zakładając swój ochronny koralik i zakręcając wodę.

          Oboje niemal bezszelestnie i wręcz w błyskawicznym tempie wyszykowali się do opuszczenia łaźni, owijając się jedynie ręcznikami. Swoje kroki od razu skierowali do jej pokoju, jako że znajdował się dużo bliżej niż jego. Kiedy tylko weszli do środka i dziewczyna zamknęła za nimi drzwi, Leiftan bezładnie odłożył ich ubrania na krzesło i bez zastanawiania się od razu przycisnął ją swoim ciałem do drzwi, delikatnie całując. Zaczął tuż nad jej obojczykiem i powoli zmierzał coraz wyżej, wzdłuż boku szyi, aż do płatka ucha, czym spowodował, że cicho jęknęła.

          - Przejdziemy na łóżko? - zamruczał zmysłowo, delikatnie przesuwając nosem wzdłuż linii jej podbródka.

          - Tak - westchnęła, wtulając się w niego jeszcze bardziej.

          Leiftan niemal natychmiast złapał ją za biodra i dość gwałtownie uniósł do góry, po czym ruszył z nią w kierunku łóżka. Tracąc oparcie pod stopami, dziewczyna instynktownie oplotła mu nogi wokół pasa, a ramiona wsparła na jego barkach, wsuwając palce we włosy z tyłu głowy. Zanim ją posadził na łóżku, szybkim i zdecydowanym ruchem pozbawił ją ręcznika, którym była owinięta, a następnie usadowił ją na posłaniu i pchnął na pościel. Patrząc na nią pożądliwie, powoli poluźnił swój ręcznik, który okalał jego biodra i pozwolił mu opaść na podłogę. Kilka chwil później oboje nadzy i skąpani w srebrzystej poświacie księżyca, leżeli w pościeli, wpatrując się w siebie.

          - Jesteś taka piękna - wyszeptał, jednocześnie delikatnie pieszcząc jej twarz i odsuwając z czoła niesforny kosmyk włosów.

          Przyglądając się z zachwytem jej ciału, zaczął powoli samymi opuszkami palców sunąć po skórze jej szyi, przez obojczyk, aż dotarł między jej krągłe piersi. Wówczas pochylił się, aby je pocałować, a dotyk i ciepło jego warg sprawiły, że Shairisse wyprężyła się i zamykając oczy, westchnęła z rozkoszy. Leiftan naprzemiennie drażnił jej sutki, robiąc wokół nich koliste ruchy językiem lub delikatnie chwytając je wargami. Z każdą jego pieszczotą czuła, jak narasta w niej pożądanie i wzmaga się jej podniecenie, a między udami powoli zaczyna pulsować przyjemny żar. Cicho wzdychając, bawiła się jego włosami i z czułością drapała go po karku, tym samym wywołując u niego dreszcze, które od czasu do czasu delikatnie wstrząsały jego ciałem. To znowu pobudzało go jeszcze bardziej, dlatego zaczął pocałunkami schodzić po jej brzuchu coraz niżej, jednocześnie ręką lekko rozsuwając jej nogi.

          - O matko - jęknęła cicho, gdy palcami pogładził jej czułe miejsce między udami, a kiedy zaczął kciukiem kreślić koliste ruchy, jęknęła jeszcze głośniej i zacisnęła dłonie na pościeli. Jej oddechy z każdą chwilą stawały się szybsze i coraz bardziej płytkie, a to sprawiało, że on również przyspieszał swoją pieszczotę, jednocześnie ustami wracając do całowania jej piersi. Gdy w pewnym momencie poczuł, że jej biodra lekko zadrżały, wówczas wsunął w nią palec i delikatnie chwycił zębami za jej sutek. W odpowiedzi niemal natychmiast głośno westchnęła z rozkoszy i uniosła lekko biodra, a wtedy Leiftan do pieszczoty dołączył kolejny palec, wsuwając i wysuwając je z niej rytmicznie. Nagle Shairisse wyprężyła się, niemal przy tym krzycząc, a zaraz potem się rozluźniła, pozwalając, aby całe jej ciało poddało się przyjemnym dreszczom rozkoszy, co było wyraźnym sygnałem, że właśnie osiągnęła spełnienie.

          - Jak ja cię kocham - wymruczał gardłowo Leiftan, jednocześnie całując jej wrażliwe miejsce między udami. Jej odpowiedzią było coś, co w zamyśle miało stanowić słowa: "Ja ciebie też", jednak z powodu jej nieregularnego oddechu, brzmiało raczej, jak kilka niewyraźnych sylab, zagłuszonych cichymi westchnieniami. Mimo iż jego pożądanie i podniecenie nie słabły, to chciał jej dać chwilę na uspokojenie, więc przytulił się policzkiem do jej lekko już wypukłego brzucha, dłonią gładząc ją czule po biodrze. Już po chwili Shairisse poczuła się gotowa, aby odwdzięczyć mu się za ofiarowaną rozkosz. Powoli uniosła jego głowę i spoglądając zmysłowo w jego oczy, sama podniosła się do siadu, po czym namiętnie wpiła się w jego wargi. Nie przerywając pocałunku, zmusiła go, aby przewrócił się na plecy i wspierając się dłońmi o jego tors, rozsiadła się okrakiem na jego biodrach.

          - Teraz jesteś zdany na mnie - szepnęła zmysłowo, moszcząc się na nim wygodniej.

          Leiftan złapał ją mocniej za biodra i wymownie docisnął swoją twardą męskość do jej krocza. Kiedy poczuła go idealnie przy swoim wrażliwym miejscu, uśmiechnęła się z satysfakcją w jego usta. On w odpowiedzi znowu zamruczał, a wtedy poruszyła biodrami i delikatnie je uniosła, po czym chwytając jego członka, odpowiednio nakierowała go na swoje gorące wejście. Nie potrzebował nic więcej, żeby zrozumieć, iż jest gotowa na penetrację. Nie czekając dłużej i patrząc jej prosto w oczy, lekko podniósł swoje biodra do góry, jednocześnie ją ściągając w dół, aby powoli i bez problemu wsunąć się cały w jej wnętrze. To sprawiło, że oboje w jednym momencie głośno jęknęli z rozkoszy, a Shairisse zamykając oczy, odchyliła głowę do tyłu. Czując, jak cały ją wypełnia od środka, zacisnęła mocniej mięśnie wokół jego męskości i zakręciła lekko biodrami, jednocześnie przy tym dość głośno wzdychając. Następnie uniosła się nieznacznie, by po chwili znowu opaść, pozwalając, aby ponownie cały się w nią wsunął. Wydawane przez nią odgłosy i miarowe unoszenie się i opadanie sprawiły, że Leiftan z każdym pchnięciem coraz bardziej zatracał się w rozkoszy. Jego ruchy stawały się coraz szybsze i gwałtowniejsze, tak samo, jak jego chrapliwy oddech.

          Patrzył na nią przez lekko przymknięte powieki, podziwiając jej prężące się ciało. W pewnym momencie z zachwytu aż wstrzymał oddech, ponieważ całą jej postać zaczęła spowijać jakby delikatna, świetlista poświata. Z każdą chwilą jej blask wzrastał, aż w końcu za jej plecami pojawiły się lekko rozpostarte eteryczne skrzydła. Teraz, w mroku nocy wyglądała tak anielsko i niewiarygodnie pięknie, jak jeszcze nigdy dotąd. Kiedy spojrzała na niego, tęczówki jej oczu sprawiały wrażenie, jakby sam księżyc w nich zatonął, wzmagając swoim światłem ich ametystowy odcień. Ten widok jeszcze bardziej go podniecił i dosłownie chwilę później, przy akompaniamencie głośnych, wspólnych westchnień i jęków, niemal w jednym momencie oboje dotarli na szczyt uniesienia. Shairisse zaraz potem opadła na jego tors i przylegając uchem do jego piersi, nasłuchiwała bicia jego serca, drżąc z namiętności na całym ciele. Jeszcze przez dłuższą chwilę oboje dyszeli, przyjemnie zmęczeni, rozkoszując się wzajemnym ciepłem swoich ciał. Rozluźnieni i szczęśliwi do granic możliwości, nie myśleli o niczym, tuląc się wzajemnie do siebie.

          Tej nocy Shairisse miała dziwny sen, który jednak niemal od razu wydał jej się bardziej swego rodzaju wizją niż senną marą. Najpierw zobaczyła pogrążonego we własnych myślach Valkyona, który wyraźnie czymś się zamartwiał. Chwilę później zaczęły do niej docierać strzępy rozmowy, dając nieodparte wrażenie, jakby jej podsłuchiwała z ukrycia. Dość szybko zorientowała się, że rozmawiającymi są Valkyon i jakaś dziewczynka, a sądząc z modulacji jej głosu, niewątpliwie była małym dzieckiem. O czym ci dwoje dokładnie rozmawiali, nie była w stanie zrozumieć, ponieważ ich słowa były dziwnie zniekształcone. Jednak sposób, w jaki się wypowiadali i towarzyszące temu emocje, wyraźnie wskazywały na to, że jej przyjaciel był zrezygnowany i przybity, a dziewczynka go pocieszała. Słuchając ich Shairisse czuła, że ogarnia ją coraz większy smutek i w końcu nie wytrzymała i zapragnęła się odezwać, ale wtedy obudziło ją nagłe szarpnięcie całego ciała. Momentalnie zrobiła dość gwałtowny wdech i nie wiedzieć czemu, instynktownie położyła ręce na brzuchu, jakby chcąc się upewnić, że w obrębie tej części jej ciała wszystko jest na swoim miejscu i w idealnym porządku.

          - Coś się stało? - zapytał sennie Leiftan, obudzony jej nagłym wzdrygnięciem.

          - Nie, chyba nie... - odparła, brzmiąc niepewnie.

          - Chyba? - wszedł jej w słowo lekko zdziwiony.

          - Miałam sen, bardzo dziwny sen... - powiedziała i ziewając, ułożyła się na jego ramieniu. - Chociaż wydaje mi się, że to nie do końca był zwyczajny sen...

          - Chcesz o nim porozmawiać? - zapytał, tuląc ją mocniej do siebie i całując w czubek głowy.

          - Nie kochanie - odparła, powstrzymując kolejne ziewnięcie. - Porozmawiamy o tym później, a teraz lepiej śpijmy...

          Mimo swoich słów jeszcze przez jakiś czas leżała wtulona w ukochanego i rozmyślała o tym, co przed chwilą jej się śniło. Podświadomie wiedziała, że to nie był zwykły sen i zmartwiła się sytuacją Valkyona. Z jednej strony czuła nieprzyjemny ucisk w piersi na samą myśl, że jej najlepszy przyjaciel jest smutny, zmęczony i wyraźnie cierpi. Z drugiej jednak strony poczuła dziwną ulgę, wiedząc, że nie jest z tym wszystkim całkiem sam, gdyż jest ktoś, kto podtrzymuje go na duchu. Co prawda nie widziała dziewczynki, z którą rozmawiał, ale miała wrażenie, jakby ją znała i już się kiedyś spotkały. Usilnie próbowała dopasować jej głos do konkretnej twarzy, ale im bardziej się starała, tym bardziej była zdezorientowana. Czuła i to dość wyraźnie, że zna tę dziewczynkę i w dodatku jest jej dziwnie bliska, ale nie potrafiła przykleić do niej żadnego wyglądu, ani konkretnej sytuacji, kiedy mogły się spotkać i poznać. W końcu zmęczenie wzięło Shairisse w swoje objęcia na tyle mocno, że nie miała siły z nim walczyć i odpłynęła do krainy snów.

          Rano obudziło ich głośne pukanie do drzwi, a po chwili usłyszeli trochę zniecierpliwiony głos Keroshane, informujący, że są oczekiwani na zebraniu w stołówce. Ubierając się, Shairisse spoglądała na Leiftana, który z posępną miną również szykował się do wyjścia. Wyczuwała jego emocjonalny dyskomfort, związany z tym, że za chwilę będzie musiał stawić czoło szefowej i całej reszcie Lśniącej Straży. Od pamiętnego dnia, gdy na jaw wyszła jego prawdziwa tożsamość, poza zaklinaczem i Jamonem z nikim jeszcze nie rozmawiał.

          - Obawiasz się czegoś? - zapytała w końcu, wpatrując się z troską w twarz ukochanego.

          - W sumie nie - odpowiedział, spoglądając na nią poważnie. - Wiem jednak, że będą mi zadawać pytania, a ja nie na wszystkie będę mógł odpowiedzieć...

          - Z powodu tego paktu z Lancem? - zapytała dla pewności.

          - Tak - potwierdził. - Wtedy zapewne zaczną podejrzewać, że nadal ich oszukuje i nadal chcę spiskować przeciwko nim...

          - Nie wydaje mi się - odparła. - Itzal przekazał Miiko pewną wiedzę na twój temat i pokazał jej jakąś wizję, dzięki czemu zgodziła się, aby wypuszczono cię z lochu. Wątpię zatem, aby miała jakieś zastrzeżenia co do klarowności twoich intencji, tym bardziej że masz też po swojej stronie zaklinacza, Huang Hua... no i mnie...

          - Obyś miała rację - odpowiedział, całując ją w policzek. - Chciałbym już mieć to wszystko za sobą.

          Kiedy oboje dotarli na stołówkę, okazało się, że wszyscy byli już obecni i oczekiwano tylko na nich. Po tym, jak weszli, nagle wszelkie rozmowy ucichły i oczy wszystkich skierowały się na nich - wszystkich poza Miiko. Szefowa zerknęła tylko przelotnie w ich stronę, po czym spuściła wzrok i patrzyła na swoje dłonie, ułożone na blacie stołu, przy którym siedziała. Leiftan idąc na miejsce, z zakłopotaniem spoglądał na nich, starając się w twarzach zgromadzonych wyczytać ich emocje i nastawienie względem siebie. Spodziewał się zobaczyć wrogość, niechęć, a nawet nienawiść, ale dziwnym trafem widział jedynie zdziwienie, rozczarowanie, zaciekawienie i swego rodzaju oczekiwanie. Domyślał się, że zapewne wiadomość o jego prawdziwej tożsamości już została ogłoszona pozostałym, bo przecież minęło kilka dni od ich powrotu z Memorii. Zastanawiał się jednak, czy wszyscy już wszystko wiedzą, czy będzie musiał się tłumaczyć po kolei ze swoich grzechów i przewinień.

          - Dobrze, że już jesteście - odezwała się dama Huang, gdy usadowili się na krzesłach, po czym rozejrzała się dookoła i zatrzymała spojrzenie na szefowej Straży. - Możesz zaczynać zebranie Miiko...

          Przy tych ostatnich słowach jej głos brzmiał delikatną ironią i uśmiechała się z lekką chytrością, jakby chciała uzmysłowić kitsune, że właśnie udało jej się postawić na swoim. Kobieta spojrzała na nią z ukosa, wyraźnie niezadowolona i burknęła cicho:

          - Może jednak sama zechcesz poprowadzić to spotkanie...

          - Nie moja droga przyjaciółko - odparła, poważniejąc Huang Hua. - To twoją rolą jest przewodzić Straży i to ty powinnaś stawiać czoła wszelkim problemom wynikającym z tej powinności...

          - Nie ja chciałam tego zebrania - syknęła ze złością Miiko. - Wystarczy, że kilka dni temu zmusiłaś mnie do jednego i musiałam... - tu jednak nagle szefowa zamilkła.

          Przypomniała sobie, jak kilka dni temu poczuła się upokorzona przed wszystkimi z Lśniącej Straży. Fenghuang wymusiła na niej, aby zwołała zebranie i ogłosiła wszystkim, że to Leiftan - jej prawa ręka, jest tym zdrajcą, którego szukali w Kwaterze, dlatego został wtrącony do lochu. Dla niej było to jak przyznanie się do porażki. Przyznanie się do tego, że nie potrafi dowodzić, bo nie potrafi nawet upilnować ludzi w swoim najbliższym otoczeniu, i że dopuszcza wrogów w swoje pobliże, a nawet daje im najważniejsze i najbardziej odpowiedzialne stanowiska w Straży. Tego poczucia beznadziejności i wstydu nie złagodziły nawet słowa zaklinacza o tym, że każdy dałby się tak oszukać, będąc na jej miejscu. Nie poczuła się wcale lepiej, gdy później Huang Hua i Itzal przekonywali pozostałych o tym, że Leiftan się zmienił - a dokładnie, że zmieniła go miłość do Shairisse. Wciąż odczuwała niesłabnący żal do Leiftana i nie potrafiła go teraz ukryć. Wyraźnie dało się odczuć, że nie ma ochoty na rozmowę z nim, a i przebywanie w jednym pomieszczeniu również działa jej w jakiś sposób na nerwy.

          - Zmusiłam? - żachnęła się dama Huang. - Powiedziałam ci tylko, że należałoby poinformować ludzi o zaistniałej sytuacji. Chyba nie myślałaś moja droga, że to, co się teraz dzieje, można zamieść pod dywan i żyć dalej, czekając na rozwój wydarzeń?

          - Przecież wiesz, że tak nie myślę - odgryzła się kitsune, zaczynając się irytować. - Wolałabym jednak...

          - Wiem, co byś wolała - przerwała jej fenghuang łagodnie. - Tyle że w obecnej sytuacji nie mamy wystarczająco dużo czasu i nie możemy niestety pozwolić sobie na uleganie emocjom. Musimy działać szybko i racjonalnie. Musimy zaufać...

          - Musicie zaufać Leiftanowi - weszła jej w słowo Shairisse, widząc, że rozmowa zapuszcza się w niebezpieczne rejony i grozi wybuchem konfliktu, zamiast rozwiązaniu problemów. Gdy tylko z jej ust padły te słowa, wszyscy nagle zamilkli i spojrzeli na nią zaskoczeni.

          - Niby dlaczego musimy? - zapytała Miiko, wyraźnie nakręcona swoją złością. - On wciąż pozostaje zdrajcą, który już raz skaził Kryształ, spiskował za naszymi plecami i cały czas pomagał naszemu wrogowi...

          - Jak dobrze zauważyłaś - przerwała jej dziewczyna spokojnym tonem - te wszystkie zarzuty dotyczą czasu przeszłego. Leiftan się zmienił, od kiedy pojawiłam się w jego... to znaczy w waszym życiu. A odkąd jesteśmy razem, jego priorytety całkowicie uległy zmianie...

          - Skąd mamy mieć pewność, że to nie jest tylko na pokaz? - teraz to kitsune weszła jej w słowo, głosem aż ociekającym sarkazmem. - Skąd możemy wiedzieć, że faktycznie się zmienił? Masz pewność, że nie powróci do dawnych planów, gdy na przykład coś się między wami popsuje, albo wasza miłość niespodziewanie wyparuje? Jego pierwotnym zamiarem było zniszczenie naszego świata... Jak więc mamy zaufać, że nigdy nie powróci do dawnych planów?

          - Szczerze? - zapytała, wbijając wzrok w szefową, po czym dodała wymownie: - Możecie mu zaufać tak, jak ja zaufałam wam, a w szczególności tobie Miiko...

          - Nie rozumiem... - stwierdziła wyraźnie zaskoczona szefowa. - Jakie znaczenie w tym wszystkim ma twoje zaufanie do nas, czy też do mnie?

          - Ma i to bardzo dużo - odparła Shairisse, wstając z krzesła. Czuła, że emocje buzują w niej coraz mocniej, ale wiedziała, że dla własnego dobra i dla dobra sprawy nie powinna im ulegać. Poza tym wyczuwała, że coraz większe zrezygnowanie i brak chęci walki zagnieżdża się w sercu Leiftana. W sumie już nigdy nie miała zamiaru wracać do wydarzeń z przeszłości, ale w tej chwili poczuła, że właśnie teraz, ten jeden jedyny raz powinna to zrobić, aby udało się w końcu utemperować zapalczywość Miiko. Dlatego odetchnęła i patrząc na kobietę łagodnym wzrokiem, zaczęła tłumaczyć miękkim głosem: - Od kiedy pojawiłam się w Sali Kryształu, od razu byłam potraktowana jak intruz, którego chcieliście się jak najszybciej pozbyć ze swojego życia. Nie dałaś mi wtedy prawa głosu i jak nic nieznaczącego śmiecia kazałaś wtrącić do lochu. Nie było lepiej nawet po tym, jak Wyrocznia wykazała zainteresowanie moją osobą. Wciąż byłam traktowana jak zwyczajny intruz, któremu nie warto ufać, a decyzje, które dotyczyły mojego życia, były podejmowane za moimi plecami i bez pytania mnie o zdanie. Nie wystarczyło wam manipulowanie moim doczesnym życiem tutaj, więc podjęliście decyzję, że musicie też ingerować w moje dawne życie na Ziemi. Wymazując mnie z pamięci znajomych i mojej rodziny, zniszczyliście to, co było całym moim światem i przysporzyliście mi nieopisanego cierpienia. Z racjonalnego punktu widzenia, nigdy nie powinnam wam już zaufać i szczerze powiedziawszy, powinnam pragnąć waszej zagłady. Jednak postanowiłam zapomnieć wasze stare błędy i wybaczyłam wam to wszystko. Nie chciałabym już nigdy więcej wracać do tego, co było i dlatego proszę, abyście to samo zrobili względem Leiftana...

          Nagle urwała, zdając sobie sprawę, że wszyscy jakoś dziwnie jej się przyglądają. Zaskoczona rozejrzała się po zebranych, jednocześnie zdając sobie sprawę, że już jakąś chwilę temu zaczęło jej się robić trochę zbyt ciepło. Myślała jednak, że to z powodu ciąży i targających nią emocji.

          - Dlaczego tak na mnie patrzycie? - zapytała niepewnie i wtedy dotarło do niej, że na całym ciele czuje jakieś delikatne, podskórne mrowienie, a na plecach dziwne napięcie między łopatkami. Kiedy ponownie rozejrzała się dookoła, uświadomiła sobie, że w pomieszczeniu jest jakby trochę jaśniej. Instynktownie podniosła ręce, aby spojrzeć na swoje dłonie. "No tak, czyli znowu świecę" - pomyślała i westchnęła, widząc bladą poświatę, wydobywającą się z jej ciała. Gdy obejrzała się przez ramię, zobaczyła za sobą jasne skrzydła, które wyglądały jak utkane ze świetlistych refleksów. Delikatnie zakłopotana omiotła pozostałych niewinnym spojrzeniem i siadając z powrotem, dla rozluźnienia atmosfery mruknęła z łobuzerskim uśmiechem: - Ach ta moja skrywana natura... Chyba lepiej już zamilknę...

          Siadając, poczuła się nieco zażenowana, ponieważ prawie wszyscy patrzyli na nią, jak na jakieś dziwo, czy też objawienie. Mimo iż zdawała sobie sprawę, że widok aengela w tych czasach może być nieoczekiwanym i zaskakującym wydarzeniem, to jednak nigdy nie lubiła być w centrum zainteresowania i z tego powodu nie czuła się komfortowo. Kiedy spojrzała na Miiko, ta patrzyła na nią, mając ściągnięte brwi i lekko zmrużone oczy. Wyraz jej twarzy zdawał się mówić, że właśnie przed chwilą dostała czymś po głowie, a teraz próbuje zrozumieć, skąd i dlaczego nastąpił atak.

          - Na Wyrocznię - jęknęła w końcu cicho szefowa, kręcąc głową i chowając twarz w dłoniach. Chwilę później podniosła się z krzesła, uniosła ręce w geście poddania i nie patrząc na zebranych, dodała zmęczonym głosem: - Wybaczcie mi... Zróbmy chwilową przerwę, bo chyba muszę złapać oddech...

          Kiedy zaczęła iść w stronę wyjścia, dama Huang wyraźnie chciała ruszyć jej śladem, ale Shairisse ją powstrzymała.

          - Pozwól, że ja pójdę. Tak będzie chyba lepiej... - powiedziała, powoli wstając. Fenghuang spojrzała na nią zaniepokojona, jakby nie dowierzała, że to na pewno dobry pomysł. Shairisse widząc jej konsternację, uśmiechnęła się do niej uspokajająco. - Nie martw się, będzie dobrze...

          Po tych słowach szybkim krokiem ruszyła w ślad za kitsune. Nie podbiegła jednak od razu do niej, ale pozwoliła jej dotrzeć do miejsca docelowego. Miiko zatrzymała się dopiero pod stuletnią wiśnią i wzdychając ciężko, opadła zrezygnowana na ławkę. Shairisse stanęła w wejściu i przez chwilę w ciszy wpatrywała się w nią, po czym odetchnęła głęboko, aby dodać sobie animuszu i podeszła bliżej w stronę kobiety.

          - Odejdź stąd - mruknęła szefowa. - Chcę przez chwilę zostać sama...

          - Miiko... - westchnęła, mimo wszystko podchodząc jeszcze bliżej. Nie widziała jej twarzy, ale słysząc brzmienie jej głosu, miała wrażenie, że jest on trochę płaczliwy. Gdy się zrównała z nią i spojrzała jej w twarz, ta, chociaż miała zaciętą minę, to jednak oczy wyraźnie szkliły się od powstrzymywanych łez. - Przepraszam za to, co powiedziałam...

          - Nie przepraszaj - kitsune niemal natychmiast jej przerwała, wzdychając ciężko. - Ja po prostu...

          - Wiem, że nie jest ci lekko - odezwała się niebywale łagodnym głosem, siadając obok niej. Od razu zauważyła, że szefowa walczy z natłokiem własnych myśli, a do tego sprawia wrażenie mocno niepewnej, jakby rozważała, czy się całkiem nie poddać. Do Shairisse momentalnie dotarło, że kobieta stara się wyglądać na twardą i pewną siebie przy innych, ale w rzeczywistości jest tak samo zagubiona, jak oni wszyscy. Postanowiła ją więc uspokoić i niejako w delikatny sposób zachęcić do dalszej, szczerej rozmowy. - Wszyscy jesteśmy zdezorientowani i nie za bardzo wiemy, jak się zachować i co zrobić, aby ratować sytuację...

          - Jestem szefową Straży Eel, więc powinnam wiedzieć - odparła Miiko, ale zabrzmiała przy tym, jakby to samą siebie chciała przekonać do tej racji.

          - Z całym szacunkiem moja droga - odparła miękko Shairisse i spojrzała na nią z delikatnym uśmiechem. - Jesteś szefową, owszem, ale nie jesteś alfą i omegą, która wie wszystko i nigdy się nie myli. Szczególnie teraz, gdy dzieje się tak wiele i czas nas goni niemiłosiernie. Nie możemy się załamywać, bo wtedy sytuacja totalnie wymknie nam się z rąk...

          - Wiesz, co mnie teraz najbardziej przeraża? - kitsune niespodziewanie odezwała się szeptem.

          - Co takiego? - zapytała trochę niepewnie i równie cicho. Zaczęła też przyglądać się Miiko z większą uwagą, ponieważ ta sprawiała wrażenie nieobecnej myślami, a sposób, w jaki się właśnie wypowiedziała, Shairisse wydał się raczej bezwiednie wypowiedzianą frazą, niż celowo zadanym pytaniem

          - Nigdy nie czułam się tak zagubiona i bezradna jak teraz... - odpowiedziała wciąż tym samym tonem, ale nagle urwała i zrobiła pauzę, jakby oprzytomniała i zrozumiała, że właśnie uzewnętrznia swoje prawdziwe emocje. Spojrzała na Shai lekko zaniepokojona, jakby spodziewała się zobaczyć pogardę w jej oczach i usłyszeć od niej słowa krytyki na swój temat. Wyraźnie było widać, że waha się, czy mówić dalej, czy ulec potrzebie wyrzucenia wszystkiego z siebie. Po chwili jednak uległa i kontynuowała lekko zakłopotanym głosem: - Zawsze miałam jakieś pomysły na rozwiązywanie problemów i znajdowałam jakieś sposoby na wyjście z kłopotliwych sytuacji. Może i nie były one całkiem mądre, ani nawet dobre, ale stanowiły jakiś tam początek do ewentualnej dalszej dyskusji. Za to teraz w tej kwestii mam całkowitą pustkę w głowie i jakby tego było mało, emocjonalny mętlik...

          - Nie dziwię ci się - westchnęła Shairisse.

          - Wiesz, jak trudno jest zaakceptować fakt, że wszystko, co do tej pory było fundamentem twojego życia, tak naprawdę jest zwyczajną ułudą? - mówiła dalej ze smutkiem w głosie. - Wszystko, co stanowiło kanwę dla moich przekonań i mojej wiary, nagle posypało się w gruzy... Zawsze wierzyłam, że smoki były mądre i dobre, wręcz uważałam je za święte, bo przecież zadbały o potomnych i się poświęciły. Aengele za to byli egoistami i zdrajcami, bo wypięli się na innych i mimo złożonej wcześniej obietnicy, wycofali się z poświęcenia. To przez nich powstała niszczycielska niestabilność naszego świata... I te przekonania miały być już ostateczne i niezmienne, bo obie rasy uznano przecież za wymarłe. A teraz okazuje się, że nie dość, iż przedstawiciele tych ras nadal jednak żyją, to jeszcze największe zagrożenie dla naszego świata stanowi zbuntowany smok, a kluczem do jego zbawienia jest zakochany w daemonie aengel...

          Shairisse siedziała i w ciszy słuchała Miiko. Jej słowa upewniały ją, że ludzie i faery wcale tak bardzo nie różnią się od siebie. Potrafimy idealizować jednych i potępiać drugich, bazując jedynie na opowieściach i opiniach innych osób - naszych przodków, rodziny albo znajomych. Wielu z nas nawet nie stara się dowiedzieć, czy dane informacje są zgodne z prawdą i przyjmuje je za pewnik, tylko dlatego, że ktoś tak powiedział. Najgorsze jest jednak to, że dość często, nawet jak już poznamy prawdę, to potrafimy ją zignorować tylko dlatego, że wszyscy wokół uważają inaczej. Nie chcemy być odrzuceni przez najbliższych lub zepchnięci na margines społeczeństwa, dlatego boimy się inności i boimy się odstawać od pozostałych. Po prostu - tak nas nauczono i tak zostaliśmy wychowani. Koniec i kropka.

          Patrząc na kitsune, przypomniała sobie, że jest ona lisią księżniczką, której rodzina się wyrzekła z powodu zbyt małej ilości ogonów. Przez to uważali ją za wybrakowaną, a przecież Miiko była silną kobietą i dobrze radziła sobie w roli szefowej Straży. Owszem, popełniała błędy - jak każdy, bo przecież nikt nie jest nieomylny. Pomyślała wtedy, że bardzo często zdarza się, iż doświadczając na sobie dyskryminacji bądź pogardy, której nie pochwalamy, mimo wszystko mniej lub bardziej świadomie, sami powielamy podobne schematy zachowań wobec innych osób. Przypomniała też sobie dawną rozmowę z Miiko o tym, że Lance nie był jej obojętny i od razu zrozumiała, dlaczego teraz tak krytycznie wypowiadała się o trwałości związku jej i Leiftana. To też musiało być przyczyną tego żalu w głosie szefowej, gdy stwierdziła, że wrogiem ich świata jest smok - istota, która była otaczana czcią i uwielbieniem.

           - Musimy słuchać swojego serca i powinniśmy zapomnieć o dawnych urazach - powiedziała, odwracając się całym ciałem w jej stronę. - Wiem, że to nie łatwe, ale tylko zjednoczeni damy radę się wybronić...

          - Powiedz mi, tak całkiem szczerze Shai, dlaczego ty zaufałaś Leiftanowi? - zapytała Miiko, patrząc jej w oczy, jakby w ten sposób chciała się ostatecznie upewnić, co tak naprawdę kierowało dziewczyną.

          - Wiesz, że Leiftan nie urodził się daemonem? - Shairisse odpowiedziała pytaniem na pytanie. Widząc wahanie w oczach swojej rozmówczyni, dodała: - Z urodzenia on tak naprawdę jest aengelem...

          - Itzal i Huang Hua coś wspomnieli na ten temat - mruknęła kitsune. - Nie jestem jednak do końca przekonana, czy...

          - Daemonem stał się później - weszła jej w słowo. - W wyniku bólu i krzywd, których doświadczył jako dziecko i ponieważ został całkiem sam. Zabrakło wtedy przy nim kogoś, kto by mu pomógł przezwyciężyć złość i strach, kto by złagodził jego cierpienie, poczucie odrzucenia i bezsilności. Kogoś, kto by ugasił rodzącą się w jego sercu nienawiść i powstrzymał pragnienie zemsty.

          - Skąd to wiesz? - zdziwiła się kobieta. - Skąd u ciebie to przekonanie?

          Shairisse przez chwilę milczała, spoglądając z zakłopotaniem na swoje stopy, jakby walczyła sama ze sobą i ze swoimi myślami. W końcu zaczęła mówić cichym głosem, patrząc przed siebie - niby na wiśnię, ale jednak jakby gdzieś dalej.

          - Kiedy Lance rozbił Kryształ... umarłam - westchnęła ciężko. - I nie mówię tego w sensie metaforycznym, ale mam na myśli realną śmierć, kiedy dusza na zawsze opuszcza ciało. Nie wróciłabym już do życia, gdyby nie determinacja i wiedza Leiftana, pomoc Itzala oraz ich szybka reakcja. Ryzykując własne życie, Leiftan przeniósł się do wymiaru duchowego, aby mnie przywrócić do życia. Kiedy mnie znalazł, okazało się, że moja dusza była na granicy, po której przekroczeniu nie ma już odwrotu. Aby wzmocnić moją duszę i dać jej możliwość powrotu, w specjalnym rytuale oddał mi część swoich mocy, cząstkę siebie i połowę własnej energii życiowej. Od tamtej pory łączy nas specyficzna więź, dzięki której poznałam jego przeszłość, wyczuwam jego emocje i mogę poznać jego myśli. Nie jest w stanie przede mną niczego ukryć...

          - A ty przed nim? - zapytała zaniepokojona.

          - Chyba nie mogę całkiem zablokować mu dostępu - powiedziała lekko zamyślona, po czym zaśmiała się łagodnie i dodała konspiracyjnie: - Jednak w tej kwestii mam nad nim pewną przewagę.

          - Jaką?

          - Dopóki we mnie jest więcej światła aengeli, niż w nim, to mam dużo większą łatwość wykrywania jego emocji i zamiarów, niż on moich - stwierdziła z łobuzerską miną. - Poza tym, moja świetlista energia jest dużo silniejsza od jego i dlatego wpływa na niego, a jego na mnie już nie.

          - To znaczy? - Miiko spojrzała na nią zaskoczona.

          - Dzięki naszej więzi moje światło powoli go oczyszcza - stwierdziła pewnie. - Już teraz widać zmiany w jego wyglądzie, gdy jest w swojej magicznej postaci. Obserwuj go, a sama się przekonasz.

          - Jak możesz być taka pewna, że to wszystko nie jest tylko grą pozorów? - zapytała z nutą powątpiewania.

          - Po prostu to czuję - odparła z uśmiechem. - I wiem, że oboje z Leiftanem mamy ten sam cel, nawet jeśli nasze drogi do niego pozornie mogą się różnić od siebie. Wiem też, że bez względu na ich wyboistość, oboje dotrzemy w to samo miejsce.

          - Skąd ty bierzesz tę wewnętrzną siłę? - teraz to Miiko się delikatnie zaśmiała, wstając z ławki.

          - Może z tego, że po części jestem aengelem? A może dlatego, że człowiekiem? A może to po prostu tylko przez miłość? Kto wie... - odparła Sharisse, również się podnosząc i łapiąc kobietę pod ramię, zaczęła kierować kroki w stronę Kwatery. - Teraz wróćmy na zebranie, jest trochę rzeczy do przedyskutowania.

          Zbliżając się do stołówki, usłyszały ożywioną dyskusję pozostałych zebranych. Shairisse niemal od razu wyczuła, że Miiko znowu zaczęła się niepokoić, więc delikatnie uścisnęła jej ramię i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Kiedy weszły na salę, wszyscy spojrzeli w ich stronę i dosłownie w jednej chwili nastała głucha cisza. Każdy w napięciu im się przyglądał do momentu, aż w końcu odetchnęli z ulgą, widząc, że twarze obu kobiet są spokojne i uśmiechnięte. Jedynie Ezarel wyraził swoją dezaprobatę, kręcąc głową z teatralnie napuszoną miną.

          - Coś ci nie pasuje? - zdziwił się Nevra.

          - Jestem zawiedziony... - jęknął rozczarowany elf. - Żadnych siniaków, zadrapań, czy potarganych włosów...

          - To chyba dobrze? - zaśmiał się wampir.

          - Po cichu liczyłem na jakieś dramatyczne zakończenie ich sporu - mruknął, krzyżując ręce na piersi i udając obrażonego, rozsiadł się na krześle.

          Na jego słowa wszyscy się roześmiali i atmosfera od razu stała się luźniejsza, a dalsza część spotkania odbyła się już bez żadnych incydentów. Nawet Miiko zaczęła się powoli całkiem uspokajać. Leiftanowi zadawano niezliczoną ilość pytań, ale tak jak przypuszczał, na wiele z nich nie mógł odpowiedzieć. Już samo tylko wspomnienie czegoś związanego z Lancem lub jego planami prowadziło do niewyobrażalnego ucisku w jego klatce piersiowej, potwornego bólu głowy i sporej gmatwaniny myśli. Rozmawiano więc ogólnie, o możliwych posunięciach Lance'a, obmyślano również strategie i dyskutowano o możliwych sojuszach - tak po jednej, jak i po drugiej stronie. Dzięki swojej więzi z Leiftanem, Shairisse stała się niejako głównym pośrednikiem odczytującym emocje i myśli ukochanego, aby móc je później przekazać jako swego rodzaju bezpieczną odpowiedź na kłopotliwe pytania. Taki rodzaj komunikacji był mało wydajny i czasochłonny, ponieważ w dużej mierze przypominał klasyczną grę w kalambury i przede wszystkim opierał się na domysłach. Jednak było to lepsze od zwyczajnego poddania się lub całkowitego braku informacji. Na tym też zebraniu jednomyślnie ustalono, że prawdziwa tożsamość Leiftana jeszcze przez jakiś czas nie będzie ujawniana przed zwykłymi mieszkańcami, aby nie wywoływać u nich dodatkowego stresu i niepokoju.

***

          Kolejne dni, albo raczej z powodu tych dziwnych anomalii występujących po rozbiciu Kryształu powinno się to określić "odstępy czasowe między wschodami i zachodami słońca", mijały względnie spokojnie. Niestety dokładne ustalenie, ile naprawdę czasu upłynęło, stało się wręcz niemożliwe do prawidłowego odczytania i stwierdzenia. Z powodu zawirowań w ilości i natężeniu maany w atmosferze, wszystkie urządzenia odmierzające upływ czasu, zaczęły pracować niestabilnie i bardzo awaryjnie. Długość dnia i nocy też stały się zmienne i nieregularne - czasami dzień był krótszy od nocy, a czasami to noc mijała dużo szybciej od dnia. Wszelkie inne zmiany i anomalie pojawiające się od czasu rozbicia Wielkiego Kryształu, również stały się silniej odczuwalne, a przez to bardziej uciążliwe. W dodatku ich nasilenie i odczuwanie było różne w zależności od położenia krainy i ukształtowania terenu oraz odległości od Kwatery. Zmiany te dawały się mieszkańcom coraz bardziej we znaki i były powodem, że zarówno mieszkańcy Kwatery, jak i całej Eldaryi powoli zaczęli czuć się coraz bardziej zdezorientowani i zagubieni.

          Te dziwne dni obfitowały w dość częste spotkania najważniejszych członków Straży, na których omawiano każdy nowy pomysł, nową informację, czy też plotkę, jakie się pojawiły wśród mieszkańców. Oczywiście Karenn była wniebowzięta, ponieważ to jej przypadło w zaszczycie zbieranie tych "poufnych" informacji w obrębie murów Kwatery. Zbieraniem wszystkich innych poszlak i danych poza murami zajmowały się specjalnie wyselekcjonowane ekipy, które były regularnie wysyłane na misje zwiadowcze i infiltracyjne. Zarówno w obrębie samej Kwatery, jak i w jej okolicach zwiększono ilość patroli, mimo iż już były one dużo liczniejsze od czasu ucieczki Lance'a.

          Od pamiętnego, pierwszego zebrania Straży, które miało miejsce po zwolnieniu Leiftana z celi, do dnia obecnego minęło sporo wschodów i zachodów słońca. Na czas nieobecności Valkyona, pieczę nad Strażą Obsydianu przejął Jamon. Swoją tymczasową nominację ogr przyjął ze stoickim spokojem i niemal natychmiast z pełnym zaangażowaniem zaczął wypełniać swoje nowe obowiązki, organizując treningi i codzienne ćwiczenia. Shairisse nie brała udziału w tych zajęciach, z powodu coraz to bardziej uwidaczniającej się ciąży. Została również oficjalnie poproszona o to, żeby dla własnego bezpieczeństwa nie wychodziła za Główną Bramę i z tego samego powodu nie była też wysyłana na żadne misje.

          Z powodu zastoju w obowiązkach postanowiła, że chce nauczyć się korzystania ze swojej magii, aby móc ją w pełni kontrolować i posługiwać się nią świadomie. W związku z tym uznała, że pomoc kogoś doświadczonego w tej dziedzinie bardzo jej się przyda, a już pomoc przedstawiciela tej samej magicznej rasy, co ona, będzie istnym błogosławieństwem. I tak Leiftan stał się jej osobistym nauczycielem, a przez to, że wcześniej poproszono ją, aby osobiście go nadzorowała i on sam też postanowił wszędzie za nią podążać, aby móc ją chronić - oboje stali się niczym papużki nierozłączki.

          Ćwiczenia i wykłady z używania magii stały się więc dla tych dwojga codzienną rutyną. Leiftan był na każde jej zawołanie, a dodatkowo w czasie wolnym od ćwiczeń, tłumaczył jej zasady korzystania z magii i odpowiadał na wszelkie pytania. Dość szybko jednak się okazało, że sztuka magiczna nie przychodzi tak łatwo i intuicyjnie, jakby sobie tego Shairisse życzyła. Kiedy kolejny raz nie udało jej się stworzyć ochronnego pola energii wokół siebie, spojrzała zrezygnowana na Leiftana i opadła na miękką trawę.

          - Mam już serdecznie dość! - oznajmiła zirytowanym tonem. - Dlaczego mi teraz nie wychodzi? Przecież już raz to zrobiłam i to na dużo większą skalę niż teraz...

          - Musisz się skupić Shai - odezwał się łagodnie Itzal, który nagle pojawił się w wejściu do ogrodu, gdzie ćwiczyli.

          - Skupiam się, ale choćbym nie wiem, jak bardzo się starała, to i tak nic to nie daje... - jęknęła niezadowolona. - Innym wystarczy zaledwie ulotna myśl, aby rzucić zaklęcie...

          - Nie patrz na innych moja droga - powiedział, podchodząc bliżej. - Dopiero co obudziłaś swoją magiczną energię. Na razie ją poznajesz i zaznajamiasz się z nią, dlatego nie możesz porównywać się z kimś, kto się z nią urodził i używa jej przez całe swoje życie. Taki ktoś miał sporo czasu, aby nauczyć się nią władać, a ty musisz się z nią najpierw oswoić.

          - Może masz rację - westchnęła i lekko zawstydzona spojrzała w kierunku Leiftana. Chłopak siedział kawałek dalej na trawie po turecku i uśmiechał się delikatnie.

          - Wiem, że ją mam - zaśmiał się zaklinacz, również siadając na trawie, w niewielkiej odległości od nich obojga. - Pamiętasz, jak kiedyś rozmawialiśmy o twoim dawnym życiu i ogólnie o życiu na Ziemi?

          - Tak, pamiętam.

          - Opowiadałaś mi wtedy o waszej nauce i technologii, o tych urządzeniach codziennie używanych, które pomagają wam w życiu - kontynuował wyjaśnianie. - Miałem mętlik w głowie od samego tylko słuchania, a ty mówiłaś o tym wszystkim z taką lekkością, jakby to było coś banalnego i całkowicie normalnego. Nie wspomnę nawet, że wciąż sporo z tego, co mi wówczas tłumaczyłaś, nie pojąłem do tej pory. Dlatego też wiem, że trafiając na Ziemię, czułbym się zagubiony i bezradny, w sumie niewiele wiedząc, a jeszcze mniej rozumiejąc. Jestem pewien, że ty teraz zapewne czujesz się podobnie, starając się zapoznać z magią. Także widzisz, magia tutaj jest dla innych tak banalna i intuicyjna, jak używanie ziemskiej technologii dla ciebie...

          - Rozumiem, co chcesz mi przekazać - uśmiechnęła się uspokojona jego słowami.

          - Bardzo mnie to cieszy - powiedział, odwzajemniając jej uśmiech. - Musisz stać się w pełni świadoma tego, co znajduje się w tobie i w twojej krwi. Musisz się nauczyć wyczuwania przepływu magicznej energii przez twoje ciało i twój umysł, gdy skupiasz się na uzyskaniu odpowiedniego efektu i koncentrujesz swoje myśli, aby go osiągnąć.

          - Ale ja przecież wiem, co mam w sobie... - mruknęła.

          - Wiem, że wiesz - odparł cicho. - Jednak wiesz tylko, że magia jest w tobie, ale nie czujesz jej... Nie odróżniasz symptomów, które są wywołane przez tę konkretną energię.

          - No teraz to mi namieszałeś w głowie - powiedziała zrezygnowana.

          - Powiedzmy, że masz przed sobą kilka szklanek z wodą i poinformowano cię, że w jednej z nich jest woda z cukrem - zaczął tłumaczyć. - W tym momencie wiesz jedynie, że jest tam szklanka ze słodką wodą, ale nie masz pojęcia, która to jest szklanka. W taki dokładnie sposób jesteś teraz świadoma magii w sobie. Wiesz, że jest, ale nie masz pojęcia gdzie dokładnie. Nam chodzi o to, żebyś nauczyła się ją rozpoznawać w taki sam sposób, w jaki rozpoznałabyś po smaku, która woda zawiera cukier. Znasz przecież smak cukru, bo się go nauczyłaś i dlatego kosztując z każdej szklanki, rozpoznasz tę, która zawiera wodę z cukrem. Chodzi o to, żebyś tak samo nauczyła się rozpoznawać w sobie magię, jak nauczyłaś się rozpoznawać cukier. Kiedy się tego nauczysz, już nigdy nie będziesz miała problemu z używaniem swojej magii...

          - To od czego mam zacząć? - zapytała z entuzjazmem.

          - Przede wszystkim musisz nauczyć się panować nad emocjami - zaśmiał się Leiftan.

Continue Reading

You'll Also Like

199K 11.7K 97
Jeszcze sprawie że będziesz mój Dokładnie to powtarzał sobie Minho za każdym razem, a co na to Jisung?? Historia o poznawaniu się, o gorącym romansie...
63K 3.4K 118
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
6.5K 227 25
Życie Hailie z rówieśnikami w szkole układa się wspaniale, ma ona kochającą mame i babcie u których zawsze może liczyć na wsparcie. Pewnego dnia wszy...
6.7K 529 22
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...