Bungou Stray Dogs II - Miłość...

By LuciferMorny

14.1K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... More

P. I / CZARNY ALARM
P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXV / STRONA KONFLIKTU
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. L / KIELISZKI NIE DO PARY
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA

270 52 34
By LuciferMorny

Hej buby! Próbujemy z tą durną regularnością, więc pewnie harmonogram na życie będzie wyglądał tak:
- poniedziałek, piątek - BSD MSNK
- wtorek, czwartek - BNHA
- środa - Merlin/Więzień Labiryntu.
- w weekendy może pojawi się coś, z zaczętych i porzuconych przeze mnie serii.
Spróbuję z regularnością żebyście wiedzieli kiedy spodziewać się rozdziałów, ale z góry uprzedzam, że nie dotyczy to 24.07.-05.08, bo zwyczajnie będę wtedy z przyjaciółką na wakacjach. Tak czy siak, pamiętajcie żeby pić dużo wody, zjeść dzisiaj coś dobrego i smarować się kremem z filtrem ♥ I miłego czytania ♥

Nakahara może i nazwał tę część Kobe najbardziej parszywą, ale jasnym było, że odnosił się jedynie do ludzi, którzy chwilowo przebywali w okolicy, a nie do samej okolicy. Miasto niczym mu nie zawiniło, to tylko Szczury Fyośki i sam Dostojewski we własnej osobie, sprawiali, że rudzielec czuł się nieswojo. Nakahara sam nie pamiętał, ile razy kazał Dostojewskiemu odejść z Kobe, przy czym użyte w czasie takich rozmów słowa nigdy nie były aż tak miłe czy kulturalne, że nieomal stało się to tradycją tej dwójki. Bo Fyośka nigdy nie słuchał i dalej cumował w portach, kulturalnie ignorując wszystkie opłaty, które powinien był uiścić, zwyczajnie schodząc Nakaharze z drogi przez parę dni, które następowały po ich spotkaniu. A Nakahara nigdy realnie nie poczynił żadnego kroku w celu usunięcia niechcianych gości z miasta. Opcji miał wiele. Mógł dać znać Christie, gdzie jest Fyodor, mógł dosłownie użyć mocy samej wody żeby zniszczyć tę kupę złomu, którą Szczury nazywały domem, bo jednak Jeźdźcy wyrabiali się naprawdę nieźle w pracy ze swoimi elementami. Mógł. Tylko po co?

Nakahara idąc przez gąszcz uliczek myślał tylko o tym, jak bardzo nie zrozumiał Dostojewskiego aż do momentu, w którym było za późno. Rudzielec doskonale wiedział, że większość jego gniewu na Rosjanina jest reakcją na słowa Fyodora, który zawsze zdawał się wiedzieć coś więcej. Który zawsze zdawał się dawać mu delikatne sygnały, że rzeczywistość może być inna, niż Chuuya zakłada. I na samym początku, gdy dał pochłonąć się emocjom po śmierci ukochanego, Nakahara nie chciał słuchać. Wtedy Dostojewski wydawał mu się irytującym gnojkiem, którego bawi jego cierpienie. Więc nie szukał drugiego dna w jego słowach. Ale czasy się zmieniły, Chuuya zaczął udawać, że się pozbierał. Wszyscy tego od niego wymagali jakby nie patrzeć. A Dostojewski został dokładnie taki sam, jak wcześniej. Pojawiał się i znikał, zawsze w najgorszych możliwych momentach i rzucał przypadkowym zdaniem, które z jednej strony rozbudzało w Nakaharze nadzieję, w drugiej wyrzuty sumienia, a ogólnie zwyczajną wściekłość, bo Dostojewski niczego mu nie tłumaczył, a cały czas brzmiał, jakby Dazai wcale nie wykrwawił się na ulicy na oczach ich wszystkich. Łatwiej było udawać, że cała wściekłość, którą rudzielec czuł, była skierowana w stronę Fyodora, niż przyznać, że pod koniec dnia, gdy leży sam w łóżku, jest trzecia w nocy, a on nie może spać, tak naprawdę nienawidzi samego siebie.

Cóż, Nakahara nigdy nie naciskał. Nie wymagał od Fyodora niewiadomo jak wielkich poświęceń czy zdradzenia Christie. Fyośka po prostu u nich cumował, gdy uciekał przed światem. Nie robili sobie problemów, Dostojewski nawet niczym nie handlował i nie szukał informacji. Traktował Kobe jak wakacje, gdzie może po prostu bezpiecznie połazić po mieście, najeść się w knajpie i pójść spać bez obawy, że za chwilę znajdzie się w strefie wojny. Chuuya dopiero po odnalezieniu Dazaia zrozumiał, że Rosjanin naginał granice, próbował coś mu przekazać, że to nie były małe wredne drobnostki, ale realna próba pomocy. I teraz zamierzał z tej pomocy skorzystać. Bo tak naprawdę, mimo ogromnego rozwoju, którego doświadczyła Portowa Mafia, wciąż nie wiedzieli niczego o Zakonie Wieży Zegarowej. Próbowali, na tyle na ile mogli bez wzbudzania podejrzeń Agatki, zrobić rozeznanie wśród pionków wysyłanych do nich na rozeznanie, ale nie przynosiło to żadnych efektów. Nawet z planami Dazaia nie byli w stanie niczego wypracować. Więc najwidoczniej nadszedł czas żeby spytać u jedynego źródła, które może zechce udzielić im potrzebnych informacji. Albo zabije z miejsca. Na dwoje babka wróżyła.

Chuuya musiał powstrzymać się przed wzdrygnięciem, gdy zobaczył wreszcie pływający dom Dostojewskiego. Pordzewiała miejscami łajba naprawdę nie wyglądała stabilnie. Ba, wyglądała bardziej jak zalegający na końcu portu wrak. I chyba Szczury lubiły ten wygląd, bo nawet nie wystawiły nikogo na wartę. Odmawiając krótką modliwę Nakahara wszedł na pokład po raz pierwszy w życiu. Zazwyczaj to Fyośka schodził do niego, ale wyjątkowo Chuuya potrzebował mieć opcję postawienia Dostojewskiego przed ultimatum, bo chociaż rudzielec nie zauważył szpiega, który pilnowałby łodzi z ramienia Zakonu, był pewien, że takowy w okolicy był. Otworzył drzwi prowadzące do niewielkiej nadbudówki, w której znajdowały się tak strome schody, że Nakahara wolał dwoma rękoma zaprzeć się o przeciwległe ściany korytarza żeby na pewno się nie przewrócić. Nie spotkał nikogo po drodze. Szczury nie wystawały żeby mu grozić czy nawet żeby jakkolwiek go pokierować. Po prostu włóczył się wąskimi, słabo oświetlonymi korytarzami, próbując znaleźć pomieszczenie, w którym z pewnością już czekał na niego Fyodor, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jest obserwowany na każdym kroku. Jego zdaniem to ostatnie nie było potrzebne, bez Zdolności i tak nie stanowił dla nich zbyt wielkiego zagrożenia.

Fyodor czekał na niego w kajucie, której lokalizację Nakahara mógłby zrozumieć tylko po wybiciu ogromnej wyrwy w poszyciu i spojrzeniu na łajbę z zewnątrz. Niemniej rudzielec nie narzekał, zamknął za sobą drzwi i skinąwszy głową na przywitanie, zajął miejsce naprzeciw Dostojewskiego. Wnętrze było prosto urządzone. Nigdzie nie walały się żadne bibeloty, nawet meble ustawione były oszczędnie mimo sporej przestrzeni. Ale przecież Nakahara nie przyszedł oceniać wnętrzarskich umiejętności Rosjanina. Obaj doskonale wiedzieli, dlaczego tam był.

- Szybko poszło - skomentował tylko Fyodor w ramach przywitania.

- Powinno pójść szybciej - skontrował tę wypowiedź Nakahara, zdając sobie sprawę z tego, że przyznaje się ze słabości własnej firmy, ale czuł, że jeśli miałby być z kimkolwiek w tej kwestii szczery, to właśnie z Rosjaninem.

- Zaakceptuj małe zwycięstwo Nakahara. Bez tego nie ruszysz dalej żadnym pionkiem - uciął temat Dostojewski, patrząc na Chuuyę ze znudzeniem, za którym kryła się rzesza emocji.

Bo jednak on sam od niedawna wiedział, o obecności Dazaia w Kobe. Jeśli Portowa Mafia już zorientowała się, że Osamu przesiaduje w mieście to albo był to celowy zabieg tego chłopaka, który chciał wzniecić chaos, albo popełnił błąd i dał się przyłapać przypadkowej osobie. Tak czy siak między zauważeniem potwora, a poradzeniem sobie z nim jest jeszcze ogromna ilość kroków i Dostojewski nie zamierzał niczego zapeszać.

- Jak zwykle urocza konwersacja - rzucił tylko Nakahara, przewracając oczami, ale porzucając temat. - Fajnie, że wiesz, czemu tu jestem. To z pewnością przyspieszy ten jakże przyjemny proces i będę mógł się stąd zmyć. Nie wiem, jak ty, ale ja mam lepsze rzeczy do roboty, niż siedzenie w nieswojej, metalowej puszce w tak piękny, słoneczny dzień. Zwłaszcza, że za chwilę zacznie robić się chłodniej.

- Nie sądziłem, że odważysz się wejść na pokład - Dostojewski zdawał się zignorować cały wywód Nakahary. I w jakiś sposób był też zaskoczony samym faktem takiego spotkania.

- Cóż, jakby o tym pomyśleć to był logiczniejszy wybór. Potrzebujemy miejsca, które będzie pozbawione świadków na czas rozmowy - odparł tylko rudzielec, chcąc jak najszybciej wrócić do głównego tematu.

- Rządzisz tym krajem, mógłbyś takie miejsce mieć w dowolnym budynku w tym mieście - zauważył spokojnie Dostojewski, niemalże rozkoszując się drobną irytacją w głosie Chuuyi.

- Niby tak, ale nie rozpoznam każdego sługusa Agatki, który się nawinie - odpowiedział Nakahara, rozumiejąc, że obaj są tego świadomi i Dostojewski po prostu chce oficjalnie to usłyszeć. - To raz. Dwa, wchodząc na pokład pozbawiłem cię wyboru. Zakładam, że ktoś cię tu jednak pilnuje. Ktoś, kto raz na jakiś czas składa raporty, ale tylko jeśli zauważy coś niecodziennego. Nie jesteś na tyle ważny, ani na tyle buntowniczy, żey kreować większą potrzebę. Dlatego starasz się tak bardzo uniknąć radaru i siedzieć cicho. Christie średnio wierzy w twoją lojalność, nie można się zresztą kobiecie dziwić. Dlatego gdybyś to ty zszedł do mnie, pominęłaby to. Nic nowego. Ot, pewnie kwestia pozwolenia ci na dłuższy pobyt. W momencie, w którym ja wchodzę na twój pokład i nie zostaje ze mnie sieczka? To wygląda jak próba zmiany frontu. W najlepszym przypadku próba podkopania jej autorytetu i nagięcia jej rozkazów. Poleci raport, a ty już nie będziesz mógł się wycofać. A mnie będzie łatwiej pójść na tę wojenkę z tobą u boku. I tak, nie musisz nawet niczego mówić, wiem, że to byłaby tylko tymczasowa kooperacja, która byłaby z korzyścią dla wszystkich, a nie stały układ. Nie szukam przyjaciół.

- Skąd wiesz, że wybiorę twoją stronę? Pochopne założenie - uznał Dostojewski, wzruszając lekko ramionami i próbując przybrać tę spokojną, znudzoną pozę, mimo że Nakahara bardzo dobrze rozegrał tę partię. 

Bo tak, jak obaj wiedzieli, że pojawienie się Nakahary na pokładzie odbierze Fyodorowi wybór, tak Fyodor po prostu pozwolił Chuuyi na bezproblemowe wejście. Mógł przecież poczekać na niego na lądzie. Udawali, że się przepychają, bo te drobne przepychanki zwyczajnie ich obu bawiły. Gdy jednak dochodziło co do czego to obaj byli świadomi, że muszą współpracować, nawet jeśli przed samym faktem musieli wybadać teren piętnaście tysięcy razy. Upewnić się, że tok myślenia tego drugiego, jest identyczny, jak ich własny.

- Czyżby Fyośka? Czy na pewno takie pochopne? - spytał z pewnym rozbawieniem Nakahara. - Choć wciąż dziwi mnie to, że najbardziej zapamiętałeś ten fragment mojej wypowiedzi.

- Nie zrobiłem niczego żeby dać ci powody do myślenia, że zaryzykuję dla ciebie własnym karkiem - odparł Dostojewski wstając, by wyciągnąć z pobliskiej szafy dwie szklanki i butelkę schłodzonej wódki.

- Dla mnie nie. I nawet nie zamierzam o to prosić czy pytać, nie jestem idiotą. Może mógłbyś to zrobić dla Dazaia, gdyby był sobą, ale to byłby czysty hazard i obstawianie szans. Coś, na co szczerze nie mam w tym momencie najmniejszej ochoty - skontrował jego wypowiedź rudzielec, krzywo patrząc na przezroczysty napój, który mimowolnie został mu wciśnięty i już wyobrażając sobie późniejszego kaca. - Ale dla swoich Szczurów zrobisz wszystko, nie?

- Dorwałeś się do jednego faktu o mnie i myślisz, że masz dzięki temu jakąkolwiek przewagę? Jak zamierzasz to wykorzystać? Jaką dźwignię możesz z tego zrobić? - spytał z wyraźną pogardą i śmiechem Dostojewski, w głębi duszy będąc nieco rozczarowanym, że Nakahara postanowił zagrać tą właśnie kartą. Kartą, którą odkrył przecież Dazai, a która Nakaharze została wręczona niemalże na srebrnej tacy.

- Cóż, czasami jeden fakt wystarcza - uznał spokojnym tonem Chuuya, stukając się z Fyośką szklankami. - A ta dźwignia, o którą pytasz, jest zadziwiająco prosta. Ja nie chcę cię w moim porcie, ty tak naprawdę nie chcesz tu być. Wolałbyś na tej zardzewiałej kupie złomu żeglować w stronę zachodzącego zasranego słońca. Tylko, że nie możesz przez Agatkę. Próbowałeś ją pokonać, przegrałeś. My próbowaliśmy ją pokonać i przegraliśmy. Ale od tego czasu minęły trzy lata. Nie próżnowaliśmy. Mamy nowych znajomych, którzy też nie lubią tego, że Agatka zajęła piaskownicę dla siebie. Mamy starych znajomych, z  którymi musimy się trochę dotrzeć. Razem mamy szansę. Potrzebujemy tylko danych. A ty zdajesz się mieć ten ostatni brakujący nam w całej układance puzelek.

- Wiesz, że za samą tę rozmowę nasze obie głowy wylądują na talerzu, prawda? - zapytał Fyośka, nim wypił całą szklankę na raz, nawet się nie skrzywiwszy.

- Nie pisnę Christie ani słowa jeśli ty obiecasz to samo - zażartował Nakahara, próbując jakkolwiek rozładować napięcie i będąc w nieustającym szoku, jakie ilości alkoholu jest w stanie przyjąć organizm Fyodora.

- To tak nie działa Nakahara. Tu nie chodzi o słowa - odparł krótko Dostojewski, a Nakahara poczuł, że za tymi słowami kryje się zdecydowanie coś więcej.

- Więc o co chodzi? - spytał Nakahara, po raz pierwszy od początku tej rozmowy szczerze nie rozumiejąc.

- Z tego mogę się jeszcze jakoś wygrzebać. Jeśli powiem ci cokolwiek, stracę więcej, niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić. Teraz, teraz dostanę tylko karę. Z karą mogę żyć - odparł Dostojewski z uśmiechem, który Nakahara u każdego innego człowieka zakwalifikowałby jako smutny. Ale przecież chodziło o Fyośkę. Fyośka nie bywał smutny. Prawda?

- Fyośka, ty już wszystko straciłeś. Naprawdę chcesz spędzić resztę życia kuląc ogon i udając, że nad twoją głową nie wisi katowski topór? - spytał Chuuya, samemu już nie wiedząc, jak wrócić do pierwotnego założenia tej rozmowy. Jak przekonać Dostojewskiego do współpracy.

- Lepiej żeby wisiał, niż gdyby miał opaść. Wiesz, dlaczego nazwałem nas Szczurami? Bo przeżywamy - zauważył z niezwykle nieprzyjemnym uśmiechem Dostojewski, a do Nakahary powoli zaczęło docierać, że może Dazai twierdzący, że Agatka była najpotworniejszym, z czym przyszło im się zmierzyć, było sporym niedomówieniem.

- To bardziej pasowałyby Karaluchy. Rozważ zmianę nazwy. Szczury to zbyt inteligentne dla was stworzenia - Chuuya odwzajemnił sztuczny uśmiech i uznał, że przytyk będzie odpowiednią odpowiedzią. W końcu tylko zmarnował tu czas, a nie zyskał absolutnie niczego.

- Nawet Dazai nie dał rady jej pokonać. Jak pełnym pychy jesteś, skoro sądzisz, że ty dasz? Nawet mając jego plany. Nie mówiąc już o tym, że sam ostrzegałem go, że te plany na nic mu się nie zdadzą - zmęczenie w głosie Fyodora wydawało się tak szczere, że Nakahara postanowił zagrać ostatnią kartą, którą miał. Szczerością.

- Chwilowo? Nie dam. Nawet mi się nie śni - odpowiedział z nieznacznym skrzywieniem się, gdy wypił w końcu wódkę, której polał mu Fyośka.

- Pocieszająca informacja, zdecydowanie sprawia, że mam większą ochotę na zdradzenie własnej organizacji - mruknął Dostojewski, zastanawiając się jakim cudem oboje spotkali się ze sobą mając nadzieję na dzielenie tych samych pomysłów i założeń i jak bardzo rozczarowujące było to spotkanie.

- Nie udawaj Fyośka. Nawet byś nie mrugnął zdradzając Christie. Jedyna organizacja, na której ci zależy to twoje Szczury - wytknął mu Nakahara bez najmniejszego wyrzutu. On też miał ludzi, za którymi poszedłby w ogień. I miał ludzi, których zostawiłby bez wahania. Miał też ludzi, których po prostu nie znał. I wiedział, że każda organizacja tak działała.

- Fakt.

- Tak czy siak. Dazai przegrał, bo nie miał wystarczająco dużo czasu. Bo nie miał kontaktów, środków, zasobów czy ludzi. Część z wyżej wymienionych zdobyliśmy.  Brakuje nam informacji. Musimy zrozumieć, jak działa Agata, jakie Zdolności mają ludzie dookoła niej - oświadczył szczerze Chuuya, wymieniając na palcach to, co mają i to, czego jeszcze im brakuje.

- Skoro brakuje ci podstaw to nie masz absolutnie niczego - zauważył Dostojewski, ponownie polewając im alkoholu i z zaskoczeniem zauważając, że jest w stanie przeprowadzić z Nakaharą normalną rozmowę.

- Cóż, możesz dorzucić swoje trzy grosze i pomóc ekipie, wtedy optymistycznie zakładając, pokonamy Agatkę i wszyscy rozejdziemy się w swoje strony. Możesz też mnie zignorować, a my wyciągniemy tyle, ile damy radę z Dazaia. I tu są dwie opcje, sam nie wiem, która byłaby dla ciebie lepsza. Bo albo zginiemy w czasie tej misji, albo przeżyjemy i pokonamy Agatkę, ale wtedy zrobię wszystko żeby raz na zawsze dopaść ciebie i twoje Szczury tak, żebyście na zawsze połączyli się z morzem, które tak kochacie. I wyjątkowo to nawet nie jest groźba, wiesz? Bo w tym momencie nie czuję wobec ciebie absolutnie niczego. Po prostu wiem, jakie będę miał straty w ludziach. Wiem, ile nas to będzie kosztować. I wiem, jak bardzo twój brak udziału mnie wkurwi. I wtedy będę chciał cię dopaść - oznajmił spokojnym tonem Chuuya.

- Czy to groźba? - spytał Dostojewski, a Nakahara mógłby przysiąc, że dostrzegł ślad niewielkiego uśmieszku na twarzy rozmówcy.

- A czy masz chociaż jedną, działającą, szarą komórkę, która się nie przegrzała pod tą durną, futrzaną czapką Fyośka? - odpowiedział pytaniem na pytanie rudzielec i ewidentnie zamierzał kontynuować, ale trybiki w umyśle Dostojewskiego wreszcie zatrybiły i mężczyzna poczuł potrzebę wrócenia do jednego z poprzednich tematów.

- Czekaj, złapaliście ulubione zwierzątko Christie? - spytał, szczerze zaskoczony.

- Cofam wszystko, co mówłem. Nawet ta ostatnia szara komórka zdecydowanie ci się przegrzała - zażartował tylko Nakahara, nim absolutnie spoważniał, podnosząc ręce w geście poddania, gdy Dostojewski zmierzył go morderczym wzrokiem. - Tak, złapaliśmy. Myślałem, że jesteś tego świadomy. Od samego początku tej rozmowy. Literalnie skomentowałeś, że zaskoczyło cię tempo tego zdarzenia.

- Zaskoczyło mnie to, że już zobaczyliście Dazaia - poprawił go z miejsca Dostojewski. - Nie że mieliście z nim kontakt. Nie, że udało wam się go złapać. To by mi się nawet nie śniło, przecież on w Kobe jest może od tygodnia.

- A jednak. Portówka daje radę, kiedy musi - odparł z niejaką dumą Nakahara, nim zaśmiał się rozmówcy w twarz. - Tylko nie mów, że tak prosta zmienna może wpłynąć na twoje zdanie, bo będę rozczarowany.

- Bądźmy szczerzy Nakahara, w dupie mam twoje rozczarowanie - zauważył Dostojewski, a Chuuya tylko wzniósł do tego szklankę, jak do toastu i wzruszył ramionami. Na fakty nie ma się co obrażać. - Po prostu zaskakuje mnie to, jak bardzo ten chłopak się stoczył, mimo potencjału, który miał. I może rzeczywiście powinienem przyznać, że coś tam potraficie, skoro tu siedzimy i rozmawiamy w dokładnie tym momencie. Ale żeby tak łatwo dał się złapać. Nigdy bym nie pomyślał. Jesteś pewien, że go złapaliście? Że jest uwięziony? Że na pewno nie jest tam, gdzie chciał być? Nie masz wrażenia, że za łatwo wam poszło?

- Długo będziesz się nad nim rozczulał? - spytał zadziwiająco stanowczym tonem Nakahara, nie mając najmniejszej ochoty na słuchanie przytyków w stronę jego organizacji.

- Zawiało chłodem bardziej, niż na Syberii - mruknął Dostojewski, ale wycofał się z tematu. 

Sam podejrzewał przecież, że Dazai wykona jakiś ruch. Coś niewielkiego. Pytanie tylko, czy celowo dał się zamknąć, czy podwinęła mu się noga. Bo jakby nie patrzeć, to wciąż było ogromne ryzyko. Tylko, że jeśli udałoby im się ściągnąć Dazaia na swoją stronę to może, choć na razie było to bardzo duże "może", mieliby szansę w starciu z Agatką. A jeśli ktokolwiek miałby dotrzeć do przećpanego umysłu tego chłopaka to tylko siedzący przed nim rudzielec wspomagany przez wiele, wiele osób, czynników i halucynogenów, które będą gorsze od tortur. Dostojewski miał zarys pomysłu na to, jak można było wyprowadzić Osamu z nałogu na tyle, by ten dotarł do najstarszych wspomnień, które Christie niemal w nim zabiła, ale wiedział, że nie będzie to ani prosty, ani przyjemny, ani krótki proces. I że złamie im wszystkim serca na miliony kawałków tak, jak podobna sytuacja złamała Dostojewskiego i jego Szczury. O tyle dobrze, że i Dazai, i Nakahara wydali się Dostojewskiemu silniejsi od niego samego. Może im pójdzie lepiej. Z jego pomocą niestety.

- Moje pytanie jest takie samo, jak od początku tej rozmowy. Wchodzisz do drużyny, czy nie? Nie zamierzam tu niepotrzebnie marnować czasu - spytał Nakahara po przedłużającej się chwili ciszy.

- Wchodzę - oświadczył Dostojewski. - Oby twoje plany były warte mojej pomocy i ryzyka. I bierz pod uwagę, że moje odpowiedzi mogą ci się nie spodobać. I że nie zawsze dostaniesz pełną historię. Dostaniesz tyle, ile uznam, że wystarczy do pokonania Agatki.

- Zabawne Fyośka, zabawne - przyznał Chuuya, grzebiąc przez chwilę w kieszeni płaszcza, nim pokazał Dostojewskiemu pudełko z lekami, które ukradł Dazaiowi. - Powiesz mi wszystko, co wiesz, albo nasza mała umowa jest nieważna. Musimy się zakoleżankować Fyośka, ale warkoczyków pleść sobie nie będziemy. A opowiadać możesz zacząć od tego - dodał, rzucając Dostojewskiemu opakowanie, które ten złapał z ciężkim westchnięciem. Czekał go długi dzień.


Continue Reading

You'll Also Like

111K 10.9K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
26.8K 4.3K 48
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
112K 8.7K 61
Gdzie Draco zostaje wilkołakiem. Wszystko przez to, że Lucjusz Malfoy nie wykonał rozkazu Czarnego Pana i nie przyniósł mu Przepowiedni z Departament...
16.7K 1.5K 54
Czasem jedno, przypadkowe i niezbyt miłe spotkanie potrafi kompletnie zmienić całe życie, przewartościowując je dokumentnie. Doskonale przekona się o...