Streetlight | Seo Changbin

By YorumiNateko

908 41 387

Wyciągnął do niej rękę, kiedy nie chciała już wracać na powierzchnię. Otworzył oczy, które kurczowo zaciskała... More

2 years ago...
Chapter II
Chapter III
Chapter IV
Chapter V
Chapter VI
Chapter VII
Chapter VIII
Chapter IX
Chapter X
Chapter XI
Hej Ho, pisać by się szło!

Chapter I

81 4 15
By YorumiNateko

1 października 2019


Wślizgnęła się do sali wykładowej starając się przyciągnąć jak najmniejszą ilość uwagi. Nie miała ochoty tam być, a już na pewno nie miała zamiaru nawiązywać jakichkolwiek znajomości. Wylądowała na tym kierunku tylko po to, żeby rodzicie uwierzyli w jej poprawę i odzyskanie dawnej pasji. Chociaż tyle była im winna za to, jak bardzo walczyli, żeby postawić ją na nogi przez ostatni rok.

Chłopaka, który wtedy ściągnął ją z barierki już nigdy nie widziała. I to wcale nie dlatego, że to on przepadł jak kamień w wodę. Po tym wszystkich nie była już w stanie zebrać w sobie odwagi by pójść pod tę latarnię i go wypatrywać. Przez ostatni rok to unikanie jakiejkolwiek możliwości spotkania z nim stało się jej życiowym celem. Unikała parku, okolicznych ulic i mostu. Czuła się jak tchórz, ale nie sądziła, że byłaby w stanie jeszcze kiedykolwiek spojrzeć w te pochłaniające czarne tęczówki. Nie po tym, gdy nieznajomy widział ją w momencie załamania. Nie po tym, gdy przez godzinę wypłakiwała mu się w ramię, by po wszystkim rzucić krótkie dziękuję i odejść z miejsca zdarzenia.

On też nie próbował mnie powstrzymać.

Pokręciła głową, próbując pozbyć się myśli, które od dłuższego czasu nawiedzały ją w najmniej spodziewanym momencie. Uniosła wzrok i rozejrzała się po sali. Westchnęła ciężko, gdy zorientowała się, że jedynym miejscem, które nie powinno jej grozić zawiązaniem nowych znajomości jest ławka na samym szczycie — ławka, przy której ktoś niestety siedział. Jęknęła w duchu, po czym zaczęła mozolną wędrówkę w górę schodów, nie spuszczając wzroku z sylwetki swojego przyszłego sąsiada. Student leżał na ławce, głowę schowaną w kapturze czarnej bluzy podpierając na wyprostowanej ręce. Nie była w stanie dostrzec jego twarzy, jednak zignorowała poczucie niepokoju jakie ją ogarnęło. Całą drogę powtarzała sobie, że musi być nieszkodliwy, skoro zajął najbardziej odizolowane od ludzi miejsce. A z racji tego, że ona nie miała zamiaru siadać wśród rozchichotanych dziewczyn, nieświadomie skazał się na jej towarzystwo.

Przystanęła przy nim i krytycznie spojrzała na potrójną ławkę. Stała na samej górze, w kącie dużej sali, wyraźnie odseparowana od reszty. Między nią a środkowym segmentem rozciągały się schody, za to przed nią pozostawiono krótkie, ale szerokie przejście prowadzące do wyjścia ewakuacyjnego dla wyższych rzędów. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowało się identyczne, jednak ławkę za nim zajęła już dwójka innych studentów, więc nie miała wyboru.

Zrzuciła torbę na podłogę i ciężko usiadła na wyściełanym materiałem siedzeniu. Kątem oka spojrzała na chłopaka, który drgnął lekko, jednak nie zareagował w żaden inny sposób. Ukontentowana uznała więc, że nie bardzo obchodzi kto obok niego siedzi i przyznała sobie jedno małe zwycięstwo. Przynajmniej sąsiad z ławki spełnił jej wymagania społeczne. Zupełnie zignorowała jego obecność w momencie, w którym na sali pojawił się wykładowca.

Brunet leniwie podniósł się do pozycji pionowej i niechętnie skupił uwagę na profesorze. Nie zamierzał ściągać z głowy kaptura. Ten kawałek materiału sukcesywnie chronił go przed wścibskimi spojrzeniami i natarczywymi pytaniami w sprawie stanu jego twarzy. Przejechał po niej dłonią, unikając wrażliwego miejsca nad lewym okiem i ponownie podjął próbę uważnego wysłuchania mężczyzny opierającego się biodrem o katedrę. Wiedział, że ten pewnie tłumaczył w tej chwili bardzo istotne kwestie, jednak nie potrafił się na nich skupić. Oczy kleiły mu się ze zmęczenia, przekrwione białka piekły, a nieustanna potrzeba głośnego ziewnięcia nie chciala dać się przekupić kilkoma pomniejszymi, dyskretnymi. Wczorajszy Rave skończył się grubo po północy, a on jakimś sposobem zamiast jak odpowiedzialny student, którym starał się zostać, pójść prosto do łóżka i wyspać się przez rozpoczęciem roku akademickiego, skończył w Bazie świętując z resztą Dzieciaków zakwalifikowanie się do kolejnej rundy. I właśnie takim sposobem pozbawił się snu, co po dwudziestu ośmiu godzinach jechania na adrenalinie mściło się na nim w najbardziej paskudny sposób.

Szelest kartek wyrwał go z tej gonitwy myśli. Uświadomił sobie, że przecież nie siedział tam sam, a nawet nie miał pojęcia kto postanowił być jego towarzyszem niedoli w tym ponurym kącie. Ostrożnie przeniósł spojrzenie w kierunku sąsiada, tak żeby nie zauważył, że się gapi. Szczupła sylwetka okutana szarym swetrem z pewnością należała do dziewczyny. Po jej ramionach spływały fale blond włosów z fioletowymi refleksami, jednak nie był w stanie dostrzec jej twarzy. Zmarszczył brwi. To przypomniało mu o tamtej dziewczynie.

Ona też takie miała.

Pokręcił głową. Co rusz łapał się na tym, że szukał jej w tłumie ludzi i zaczepiał osoby do niej podobne tylko po to, żeby od razu przekonać się o swojej pomyłce. To musiał być po prostu kolejny taki przypadek. Jednak usilne próby wmówienia sobie, że to nie może być ona, przegrały z czystą ciekawością. Zerkał raz po raz w jej stronę, dopóki dziewczyna nie poderwała głowy znad zeszytu na dźwięk głosu wykładowcy.

— Kim Soojin?! — Blondynka uniosła rękę, skupiając na sobie wzrok kilku ciekawskich, którzy szybko stracili nią zainteresowanie, gdy wywołana została kolejna osoba.

Opuszczając rękę odgarnęła do tyłu włosy, przerzucając jej przez ramię, przez co brunet mógł dostrzec nieco więcej. Gdy w tym momencie dostrzegł jej profil niemal zachłysnął się powietrzem. Całe jego ciało zesztywniało, a pełne usta mimowolnie rozwarły się w wyrazie zdziwienia. Nagle zupełnie zapomniał o ostrożności i zwrócił całe ciało w stronę blondynki.

— No chyba sobie kpicie — wymamrotał pod nosem, jednak na tyle głośno, żeby przyciągnąć uwagę dziewczyny.

Soojin drgnęła, kiedy usłyszała zachrypnięty szept chłopaka. Długopis upadł z cichym stuknięciem na zeszyt, gdy mimowolnie znieruchomiała. Znała ten głos, była tego pewna. Od roku bezustannie powtarzał w jej głowie te dwa cholerne słowa.

Trzymam cię.

— Seo Changbin?! — Zaczęła się powoli obracać, gdy wykładowca wywołał kolejnego studenta.

— Obecny! — Szarpnęła gwałtownie ciałem i całkowicie skupiła uwagę na chłopaku, który odezwał się donośnym głosem, nawet na moment nie spuszczając z niej szeroko otwartych oczu. Jej twarz w ułamku sekundy przybrała bliźniaczy wyraz,

— Ty... — wykrztusiła, celując w niego drżącym palcem.

— Ja? — Instynktownie uniósł brew, ale ból, który nagle eksplodował w okolicy oka, szybko zmusił go do zachowania nieco bardziej neutralnej ekspresji.

Soojin nie umknął sposób, w jaki jego twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Zmrużyła powieki uważniej mu się przyglądając, by zaraz ze świstem wciągnąć w płuca powietrze, gdy jej wzrok padł na jej lewą stronę. Prawie nic się nie zmieniło. Te same ciemne, pochłaniające ją oczy, pełne usta, mocne rysy twarzy i nieco przydługie, czarne kosmyki, które mimo wszystko nie zasłaniały bladozielonego siniaka pod napuchniętym okiem i rozciętej brwi, w której tkwił teraz srebrny kolczyk.

— Kto ci przyłożył? — wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Gdy zorientowała się co powiedziała, spuściła wzrok, czując pieczenie na policzkach. — To znaczy...

— Serio? — Brunet zaśmiał się pod nosem, krzyżując przed sobą ramiona. — To pierwsze, co przyszło ci do głowy na mój widok?

— A czego się spodziewałeś? — wymamrotała pod nosem, nadal unikając jego wzroku, zupełnie skołowana obecnością chłopaka, jak i swoją reakcją

— Nie wiem, może na początek zwykłe "Cześć"? — rzucił, przechylając lekko głowę. — "Jak tam życie?" albo "Nie umarłeś?" też bym jakoś zniósł.

— Dlaczego miałabym być zaskoczona faktem, że oddychasz? — Tym razem odważyła się na niego spojrzeć. Uśmiechał się kącikiem ust, patrząc na nią z widocznym w oczach rozbawieniem.

— Bo ja byłem pewien, że tamten dzień na moście po prostu mi się przyśnił, a dziewczyna, której szukam od roku tak naprawdę nie istnieje. — Uśmiech zniknął z jego twarzy, a Soojin skuliła ramiona pod naporem jego spojrzenia. — Gdzieś ty była?

Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła, zagryzła wargę i odwróciła się przodem do wykładowcy. Po chwili pokręciła głową i wzięła długopis do ręki.

— Nigdzie — burknęła, będąc zbyt zdezorientowaną tym nagłym spotkaniem, jak i wyrzutami sumienia, które ją dopadły.

Wiedziała, że to obcy chłopak i teoretycznie nic mu nie była winna. Ale ten przypadkowy chłopak uratował jej życie. Z jednej strony nie chciała rozmawiać o tym okresie w jej życiu i była zdeterminowana odciąć się od tego niepokojącego bruneta, ale z drugiej strony coś ją do niego ciągnęło. Coś kazało jej na niego spojrzeć i natychmiast podzielić się całą historią swojego życia, jeśli tylko chciałby tego słuchać. To jedynie bardziej ją przerażało, zwiększało determinację w unikaniu go. Nawet jeśli to zadanie nagle stało się trzy razy trudniejsze.

Changbin przyjrzał się jej uważnie i westchnął ciężko, gdy zobaczył jak mocno ściskała między palcami ten mały kawałek plastiku. Nie chciał jej do niczego zmuszać. Zauważył moment, w którym nagle zamknęła się w sobie, zupełnie rezygnując z tego, co chciała powiedzieć i właśnie to kazało mu ugryźć się w język. Tak naprawdę go nie znała i miała prawo zupełnie zignorować jego istnienie, ale sam przed sobą musiał przyznać, że najzwyczajniej w świecie nie chciał odpuścić, skoro w końcu ją znalazł. Tym bardziej, że był pewien, że tym razem nie zniknie mu z oczu na kolejny rok.

— Zobaczymy — rzucił krótko, również skupiając uwagę na wykładowcy.

Czekał ponad rok. Mógł poczekać jeszcze trochę.


*


Rzuciła torbę na podłogę i opadła ciężko na kanapę, kompletnie ignorując panujący wokół rozgardiasz. Jeszcze godzinę wcześniej biegła jakby sam diabeł ją gonił, gdy zrozumiała, że chłopak chciał ją zaczepić i z nią porozmawiać. Nigdy wcześniej tak szybko nie wystartowała ze swojego miejsca i mogła przysiąc, że pobiła rekord w dobieganiu do miejscowego przystanku. Była pewna, że tam jest już bezpieczna, jednak bardzo szybko usłyszała za sobą nawoływania. Gdy zobaczyła pędzącego za nią bruneta po prostu spanikowała i wbiegła w pierwszy lepszy autobus, byleby dalej od niego. Czuła się jak uciekinier, ale temu jednemu człowiekowi nie potrafiła stawić czoła. Nie, kiedy on wyraźnie chciał odkopywać przeszłość, którą tak starannie starała się pogrzebać.

— Wyglądasz jak trup. — Podskoczyła na dźwięk znajomego głosu. Instynktownie wbiła przyjacielowi łokieć w brzuch, zaraz posyłając mu mordercze spojrzenie.

— Nie strasz mnie tak, idioto — warknęła, obserwując jak zgięty wpół Wooyoung okrąża kanapę, jęcząc przy tym cicho z bólu, a zaraz za nim podąża Yeosang, który wybrał miejsce po jej drugiej stronie.

— Czy ty zawsze musisz atakować ludzi? — Jung rzucił jej pełne wyrzutu spojrzenie rozmasowując bolące miejsce.

— Tylko takich kretynów, jak ty. — Zmrużyła powieki, zaciekle walcząc z uśmiechem, który błąkał się gdzieś w kącikach jej ust.

— Ten kretyn tym razem wyjątkowo miał rację. — W końcu zwróciła uwagę na drugiego przyjaciela, unosząc brew. — Nie wyglądasz najlepiej, Soo.

Soojin spuściła wzrok i zagryzła wargę, śledząc wzrokiem sęki w drewnianej podłodze. Czy widziała ducha? Nie, nie do końca. Seo Changbin był człowiekiem z krwi i kości, który doskonale ją pamiętał. Który jej szukał.

...dziewczyna, której szukam od roku... Ta wiadomość coraz bardziej wkręcała się w jej myśli. Przez cały cholerny rok robiła wszystko, byle na niego nie wpaść, byle zapomnieć tamten dzień na moście. Ale on i tak wracał. Cały czas. Te dwa cholerne słowa nigdy jej nie opuściły i pojawiały się za każdym razem, kiedy myślała, że już się poddała. Były jej kotwicą, gdy chciała odpuścić, światłem, gdy mrok próbował zagarnąć ją z powrotem. I dlatego panika zaczynała przejmować nad nią kontrolę. Przerażała ją świadomość, że będzie musiała patrzeć na tego człowieka każdego dnia.

— Soo? — Głos Yeosanga wyrwał ją z tej gonitwy myśli. — W porządku?

Zastygła w bezruchu, nadal jednak nie podnosząc wzroku z podłogi. Woo wymienił spojrzenia z przyjacielem, po czym delikatnie ułożył dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna wzdrygnęła się, w końcu prostując plecy. Wbiła wzrok w wyłączony telewizor stojący na stoliku przed nimi.

— Pamiętacie gościa, o którym wam opowiadałam? — Przyjaciele ponownie wymienili spojrzenia. — Tego z mostu.

— Jasne, że pamiętamy — parsknął Woo, lekkim tonem próbując rozładować nagłe napięcie. — Nawet nie mieliśmy, jak mu podziękować.

— Jest ze mną na jednym roku. — mruknęła, skubiąc rękawy bluzy. Po chwili jęknęła z frustracji, pozwalając, żeby całe jej cało opadło na oparcie, przez które przewiesiła głowę. Zamknęła oczy, próbując zebrać myśli, ciesząc się, że żaden z nich nie próbował jej ciągnąć za język. Nie musieli. — Pieprzony Seo Changbin wybawiciel siedzi ze mną w jednej ławce na produkcji dźwiękowej.

— Seo Changbin? — Wooyoung wytrzeszczył oczy, zupełnie zapominając o wcześniejszym rozbawieniu. Soojin nie umknęła nagła powaga w jego głosie i uchyliła oko, łypiąc na niego podejrzliwie. — Jesteś pewna, że to Seo Changbin?

— Nie jestem głucha, Woo, umiem rozróżniać nazwiska. — Przewróciła oczami i już miała kontynuować, gdy coś odciągnęło jej uwagę od tematu. Kątem oka zobaczyła, jak z jednego z pokoi wychodzi straszy mężczyzna z odznaką przypiętą do szlufki spodni, odprowadzany przez Yunho. Nie umknął jej fałszywy uśmiech rozciągnięty na twarzy chłopaka. — Co, do...

— Soojin? — Yeosang spojrzał w to samo miejsce, zaraz nerwowo przerzucając spojrzenie na Junga, który delikatnie pokręcił głową.

Kim jednak zupełnie nie zwracała już na nich uwagi i wstała z kanapy, nie spuszczając wzroku z mundurowego i Jeonga. Znała tego funkcjonariusza. Jej ojciec współpracował od jakiegoś czasu z NIS*, a ten człowiek nie raz i nie dwa zawitał do ich domu. Zdarzyło jej się podsłuchać kilka rozmów, w kontekście których jego obecność w tym domu byłą bardziej niż niepokojąca. Po chwili wahania zupełnie zignorowała przyjaciół i ruszyła do drzwi, jednak zanim udało jej się wyjść z salonu, zatrzymała ją wciągnięta ręka.

— Nawet się nie przywitasz, kochanie? — Podskoczyła w miejscu i uniosła wzrok, napotykając ciemne, śmiejące się oczy Hongjoonga wlepione w jej własne. Chłopak jak zwykle uśmiechał się w ten swój cwaniacki sposób, kiedy owinął ramię wokół jej talii i przyciągnął ją bliżej siebie. Jednak szybko spoważniał, gdy zauważył jej zdenerwowanie. — Soojin? Coś się stało?

— Co tu robił agent NIS? — Rzuciła na drzwi nerwowe spojrzenie, po czym znów spojrzała Kimowi prosto w oczy, z których zniknęło całe ciepło.

— A dlaczego miałabyś się tym przejmować? — wymamrotał przez zaciśnięte zęby i puścił ją, cofając się o krok, marszcząc przy tym brwi w niezadowoleniu.

— Może dlatego, że ten człowiek jest z wydziału narkotykowego, Joong? — Powiedziała to ostrzej niż zamierzała. O wiele głośniej niż powinna, ale to uświadomiła sobie dopiero w chwili, w której dłoń chłopaka zacisnęła się na jej przedramieniu.

Hongjoong nie należał do najwyższych. Powiedziałaby nawet, że był nieco poniżej przeciętnej. Ale ona nadal była kurduplem, a Kim był od niej silniejszy i nie sprawiał miłego pierwszego wrażenia. Farbowane, białe włosy, kolczyki i tatuaże automatycznie przyznawały mu łatkę typa spod ciemnej gwiazdy. Soojin zawsze w takich chwilach się za nim wstawiała, nie ważne jakie plotki krążyły na jego temat, na temat całej jego paczki. Jednak, mimo że to właśnie jego wygląd ją do niego przyciągnął, zdarzały się chwile, w których nadal czuła się przez niego onieśmielona. Dlatego też, kiedy zamknął za nimi drzwi pokoju, instynktownie cofnęła się o krok, próbując zachować między nimi jak największy dystans.

— Chcesz, żeby wszyscy cię usłyszeli? — warknął, szybko zerując tę przestrzeń.

Patrzył teraz na nią z góry, doskonale wiedząc, jak bardzo pozbawiało jej to pewności siebie. Stosował tę sztuczkę za każdym cholernym razem, kiedy próbował zmienić tok jej myśli. Ale tym razem czuła, że coś nie grało bardziej niż zwykle. Hong o czymś jej nie mówił i to o czymś poważnym.

— Mówisz tak, jakby nikt nie był w stanie zobaczyć faceta z odznaką wychodzącego z twojego domu. — Spojrzała mu hardo oczy, wzdrygając się na widok chłodu, jaki z nich bił. Nigdy nie patrzył na nią w ten sposób.

— A dlaczego ciebie miałoby to obchodzić, Soo? — Widziała jak zaciskał szczękę, jak próbował się powstrzymać, ale nie potrafiła stchórzyć. Nie tym razem. Wystarczyło, że uciekała przed Seo. Nie chciała uciekać przed własnym chłopakiem.

— Po prostu mi powiedz. Dlaczego był u ciebie narkotykowy Hong? Czego mi nie mówisz? — Słyszała drżenie własnego głosu, widziała, jak na moment oczy Kima złagodniały. Ale wtedy postanowiła zadać mu kolejne pytanie. — Dlaczego ostatnio cały czas mnie okłamujesz?

Coś w jego spojrzeniu nagle się zmieniło. Całe ciepło zniknęło, zastąpione przez zimną furię. Skuliła się, kiedy uderzył dłońmi w ścianę po obu stronach jej głowy, więżąc ją w miejscu.

— Czy ty mnie o coś oskarżasz, Soojin? — warknął, pochylając się tak, by ich oczy znalazły się na tym samym poziomie. — Bo ja na twoim miejscu zastanowiłbym się, co tak właściwie próbujesz powiedzieć.

Ponownie tego dnia została zapędzona w kozi róg. Otwierała i zamykała usta, nie potrafiąc zdecydować, co powinna zrobić. Co powiedzieć, żeby go uspokoić, jak ubrać myśli w słowa, żeby nie pogorszyć i tak napiętej sytuacji między nimi.

Nie miała pojęcia, kiedy ich wszystkie rozmowy zamieniły się w kłótnie, a prawie każda z nich kończyła się tak samo. Masą niepotrzebnych słów, ogromem tych niewypowiedzianych, głośnymi krzykami i gorzkimi łzami. Soojin była już na granicy wytrzymałości. Dzień w dzień powtarzali ten scenariusz tylko po to, żeby Hong po kilku godzinach zadzwonił i ją przeprosił, a ona po prostu odpuściła, nie mając siły dociekać. Ale tym razem nie potrafiła. Tym razem nie chodziło o nią.

— A co innego mam sobie pomyśleć?! — wybuchła nagle, uderzając dłońmi w jego klatkę piersiową, zmuszając go tym do cofnięcia się o krok. Gdy uniosła na niego wzrok, w jej oczach zalśniły łzy. — Ignorujesz moje telefony, cały czas załatwiasz coś z Yunho i Hwą, Woo i Sang nie potrafią mi powiedzieć, gdzie jesteś, bo im też nic nie mówisz. Robisz pieprzone imprezy co dwa dni, nie masz dla mnie czasu, widzę wokół ciebie coraz więcej podejrzanych typów, a właśnie widziałam, jak z twojego domu wychodzi narkotykowy! Nad czym mam się zastanawiać, Hong, skoro nic nie wiem!?

— Powinnaś mi po prostu zaufać! — Gdy podniósł głos, spróbowała wtopić się w ścianę.

Zszokowana obserwowała, jak powoli opuszcza rękę, którą wcześniej instynktownie uniósł, zupełnie jak do ciosu. Gdy sam zrozumiał co zrobił, cofnął się o krok, wpatrując się w swoją dłoń szeroko otwartymi oczami.

— Mam ci z-zaufać? P-po tym? — wykrztusiła przez łzy, zaraz zrywając się z miejsca.

— Soo, to nie tak jak myślisz...

Nie miała zamiaru go słuchać. Wypadła z pokoju jak burza i porwała torbę spod kanapy, nawet nie patrząc na wciąż siedzących na niej przyjaciół. Zignorowała też śmiechy, które słyszała z grupki otaczającej Seonghwę i Yunho. Sprintem pokonała odległość dzielącą ją od drzwi frontowych i zatrzasnęła je za sobą, zbiegając szybko przed dom po schodach.

Poruszała się w kompletnym w amoku, próbując zrozumieć, co się tak właściwie przed chwilą wydarzyło, kiedy z pędu myśli wyrwał ją pisk opon i klakson. Zatrzymała się gwałtownie i uniosła głowę, napotykając spojrzenie młodego mężczyzny, któremu przed chwilą prawie weszła pod koła. Blondyn zmarszczył brwi i już chwilę później auto stało na awaryjnych, a on znalazł się obok niej.

— Nic ci nie jest dziewczyno? Zwariowałaś? — Jego głos był ostry, pełen sprzecznych emocji, ale jego dłonie delikatnie poprowadziły ją z powrotem na chodnik. — Wszystko w porządku? Wezwać pomoc?

Wtedy Kim uświadomiła sobie, że stała roztrzęsiona przed obcym, młodym, mężczyzną, nadal zalewając się łzami. Szybko potrząsnęła głową i zaczęła wycierać policzki rękawami bluzy. Blondyn puścił ją i cofnął się o krok, jakby wyczuwając, że blondynka potrzebuje przestrzeni.

— Ja strasznie przepraszam, nie widziałam... Nie chciałam... — Próbowała sklecić jakieś zdanie, ale powstrzymała ją uniesiona dłoń.

— Hej, spokojnie, nic się nikomu nie stało, tak? — Uniósł brew, analizując w głowie za i przeciw ponownemu podejściu do dziewczyny, ale szybko z tego zrezygnował. Blondynka wydawała się już uspokajać, a on naprawdę nie miał czasu. — W porządku? Zadzwonić po kogoś?

— Nie, nie, wszystko okej. — Zaczęła kręcić głową już na początku jego pytania. — Poradzę sobie. Jeszcze raz strasznie przepraszam.

Po tych słowach ukłoniła się nisko, odwróciła na pięcie i szybko ruszyła na najbliższy przystanek, odprowadzana czujnym spojrzeniem mężczyzny. Dopiero kiedy zniknęła za rogiem blondyn zwrócił uwagę na dom, z którego wypadła. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył uśmiechniętą twarz, spoglądającą na niego zza szyby. Zaklął pod nosem łącząc fakty, ale było już za późno, dziewczyna zniknęła, a on musiał otworzyć klub. Wsiadł do swojej czarnej hondy, rzucając ostatnie spojrzenie mężczyźnie za oknem. Odjechał z piskiem opon.

*National Intelligence Service 



***

Tom...

Nie planowałam tego dzisiaj wstawiać. Nawet nie jestem pewna jak do końca to wszystko się potoczy, ale Sys tak ładnie dzisiaj prosiła...

A ja potrzebuje motywacji do regularnego pisania...

Dlatego też witam w moich skromnych progach i raczkowaniu w fikach ze Stray Kids. Oby się Wam dobrze czytało, a mi sensownie pisało XD

Jeśli Wam przypadnie do gustu, to może poznamy się lepiej XD

Continue Reading

You'll Also Like

74K 2.5K 43
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
1K 65 18
Mingyu lubił się znęcać nad słabszym od siebie Minghao. Ludzie w szkole się go bali dlatego nawet nie ruszyli z pomocą . Mroczna siła daje o sobie zn...
2K 68 24
Witam W tej książce będę opisywać oraz testować różne diety kpopowych idoli/idolek Nie zachęcam do naśladowania działań opisanych w książce Robię t...
46.4K 2.1K 101
Każdy wie o co chodzi