TWO SHINING HEARTS | RISK #1

Bởi itsmrsbrunette

185K 6K 7.2K

~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpal... Xem Thêm

WSTĘP
Prolog
1. Gorzej być nie mogło.
2. Nie patrz tak na mnie.
3. Decyzja zapadła.
4. Połamania nóg.
5. Jestem twoją dłużniczką.
6. Idź do domu.
7. Nie doceniasz mnie.
8. Ale z ciebie egoista, stary.
9. Tego jeszcze nie grali.
10. Winni się tłumaczą.
11. Życie za życie.
13. Nie ze mną takie gierki.
14. Głupi zawsze ma szczęście.
15. Otwórz się na uczucia.
16. Nie chcę twoich tłumaczeń.
17. Pieprzyć moralność.
18. To przecież Ethan.
19. Jedyna szansa.
20. Nasza mała tajemnica.
21. Wóz albo przewóz.
22. Ja i tylko ja.
23. Nie wychodź.
24. Moment zwątpienia.
25. Puste słowa.
26. Jedenaście dni.
27. Miarka się przebrała.
28. Nie jestem taka łatwa.
29. Nie zaczynaj czegoś, czego nie umiesz skończyć.
30. Sprawy się skomplikowały.
31. Kilka słów.
32. To i wiele więcej.
33. Dotyk szczęścia.
34. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
35. Moje bezpieczeństwo.
36.1. Cyrk na kółkach.
36.2. Napraw to.
37. Banda idiotów.
38. Teraz albo nigdy.
39. Początek końca.
40. Bezsilność.
Epilog
Podziękowania

12. To wy ze sobą nie kręcicie?

3.2K 109 157
Bởi itsmrsbrunette

Westchnęłam pod nosem, patrząc na szatynkę spod byka. Szczerze mówiąc, to, co sobie myślała, latało mi koło nosa. Byłam jedyną osobą, która mogła wybierać mi znajomych. Nikt inny nie miał takiego prawa. Nawet moje przyjaciółki czy rodzice. Kurwa, nikt.

— Nie, nie zmieniłam zdania. W dalszym ciągu nie zamierzam z tobą o tym rozmawiać, a już na pewno się o to kłócić. — Zatrzasnęłam drzwiczki metalowej szafki i przeniosłam wzrok w głąb korytarza.

Koło ucha przeleciało mi zrezygnowane jęknięcie Melissy, ale jak już wspominałam, mało mnie ono obchodziło. Od ponad tygodnia próbowała poruszyć ten temat, a ja od tych cholernych ośmiu dni starałam się unikać jej jak ognia. To dlatego, że miałam po dziurki w nosie jej narzekania i matkowania.

Mieliśmy szósty grudnia, przez co po całej szkole porozwieszane były kilogramy mikołajkowych dekoracji, od których robiło mi się niedobrze. Gdyby nie fakt, że tego dnia miałam przedmioty, z których za parę miesięcy zdaję maturę, dzisiaj by mnie tutaj nie zobaczyli. Choć nawet to mnie nie przekonywało, bo w dalszym ciągu rozważałam drobne wagary. Miałam wrażenie, że większość uczniów podzielała moje zdanie, ponieważ ich miny były bardziej niż mizerne. Mogłam się założyć, że od rana wszyscy żyli „mikołajkowym melanżem" odbywającym się tego wieczoru w starej knajpie na wybrzeżach miasta, do której praktycznie nikt nie przychodził. Swoją drogą, ani mi się śniło na niego iść. Nie zamierzałam bawić się w czerwone przebieranki i wyglądać jak pomidor. Nie ma bata, że się tam pojawię.

— Chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar kontynuować z nim znajomość? — zapytała zielonooka i popukała się palcem w czoło, chcąc uświadomić mnie o błędzie, jaki według niej popełniałam.

Parsknęłam gorzkim śmiechem i przewróciłam oczami, mierząc się z jej błagalnym spojrzeniem.

— A żebyś wiedziała, że mam — powiedziałam hardo i udałam zamyśloną, choć doskonale obmyśliłam, co powinnam dodać. — Przypominam ci, że z ich trójki to właśnie twoi koledzy wyglądają na psychopatów, którzy prosili się o wpierdol. Kto o zdrowych zmysłach przychodzi do grupy ludzi, przez których jest znienawidzony?

— Naprawdę? Jeszcze będziesz bronić tego całego Ethana?

Jej piskliwy, rozgoryczony głos drażnił moje uszy, które niemal zwiędły od jej paplania. Przyjaźniłyśmy się, ale w tamtej chwili pragnęłam wrzucić ją pod lód w parkowym stawie i zostawić do zamarznięcia. Nabrałam powietrza, policzyłam w myślach do dziesięciu i obróciłam się w stronę Whimsy, patrząc na nią bezkompromisowym wzrokiem.

— O co ci tak właściwie chodzi, co? Jesteś zazdrosna, że spotykam się z jego znajomymi? A może o to, że zakumplowałam się z normalnym chłopakiem, który nie ma mnie w dupie w przeciwieństwie do tego upośledzonego Ryana i jego bliźniaka? — Uniosłam hardo brodę i skrzyżowałam ręce na biuście, obserwując jak jej twarz wygina się w oburzeniu. Szatynka zmarszczyła nos, co było dowodem na to, że była zdenerwowana. Świetnie, jeszcze się pokłóćmy. Jakby ten dzień nie był wystarczająco gówniany. — Możesz być moją przyjaciółką, ale to nie daje ci prawa do wybierania mi znajomych, także łaskawie skończ temat i przestań wypowiadać się tak o tych osobach, bo nie zamieniłaś z nimi nawet, kurwa, słowa. Idę na lekcję, miłego dnia.

Uśmiechnęłam się fałszywie, poklepałam ją po ramieniu, po czym cmoknęłam teatralnie. Spokojnym tempem przemierzyłam piętro i skręciłam w odpowiedni korytarz prowadzący do łazienek. Weszłam do pomieszczenia, stanęłam przed jednym z naściennych luster i oparłam dłonie na brzegach umywalki. Zamroczyło mnie. Zacisnęłam powieki, oddychając powoli i głęboko, aby nie stracić równowagi. Było mi niedobrze. To klasyczny objaw tego, że za bardzo się stresowałam. Ostatnią noc wraz z rodzicami spędziliśmy na poszukiwaniu McKenzie, która nie wróciła do domu, co przysporzyło mi sporo nerwów.

Po chwili stwierdziłam, że czas się otrząsnąć. Podniosłam wzrok na swoje odbicie i na widok mizernej, bezsilnej miny niemal mnie zemdliło. Brzydziłam się słabością, która wtedy mną zawładnęła. Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się tej bezradności i odepchnęłam się od umywalki, pewnym krokiem wychodząc z łazienki. Miałam zamiar skierować się do odpowiedniej klasy, ale tuż po wyjściu z toalety zostałam zatrzymana przez damskie palce owijające mój nadgarstek niczym bluszcz.

Podniosłam wzrok i ujrzałam Ruby, która cwanie zagryzała dolną wargę. Uniosłam brew, zachęcając Afroamerykankę, by powiedziała mi, co planowała. Diabelski uśmiech wpłynął na jej usta.

— Pakuj manatki. Zwijamy się stąd — odezwała się cicho, ale ekscytacja w dalszym ciągu przewodziła w jej głosie. Rozchyliłam wargi, nie do końca wiedząc, co było grane. — Nora będzie na tylnym parkingu za sześć minut — dodała, zerkając na zegarek.

Teoretycznie powinnam wypytać ją o wszystko. Gdzie, po co i dlaczego jechałyśmy. W praktyce było nieco inaczej. Liczyło się dla mnie tylko to, że miałam okazję opuścić tę farsę, a przy okazji utarłabym nosa Melissie, która chyba dostanie zapaści, jeśli nie zastanie mnie na lekcji angielskiego z jednego powodu. Powodu, jakim były przyjaciółki Ethana, którego przecież tak uwielbiała. Czujecie ten sarkazm? Właśnie dlatego uznałam, że zbieranie informacji mogło poczekać.

Udałyśmy się do piwnicy, która była szkolną szatnią i zabrałyśmy z niej nasze kurtki zimowe, po czym wyszłyśmy na zewnątrz. Grudzień zaskoczył nas pogodą, którą ze sobą przyniósł, ponieważ chłód był ledwo znośny, a wczoraj ziemia Atlantic City pokryła się białym puchem. Oparłyśmy się o ścianę i zaczęłyśmy rozmawiać o jakichś pierdołach, gdy w międzyczasie dołączyła do nas Lizzie. Szesnastolatka jako jedyna z całej paczki była w trzeciej klasie.

Pisk opon na śliskiej, ośnieżonej drodze poinformował, że nasz transport właśnie podjechał. Czym prędzej wsiadłyśmy do ciemnozielonego Jaguara fioletowowłosej i wreszcie opuściłyśmy teren liceum. Wewnątrz rozbrzmiewała jakaś świąteczna piosenka, za którą średnio przepadałam, ale postanowiłam to przemilczeć. Razem z Lizzie zajmowałyśmy tylne siedzenia, Nora prowadziła pojazd, a Ruby trajkotała na miejscu pasażera, ani na chwilę się nie przymykając.

Nie czułam się niezręcznie, choć wielu ludzi mogło pomyśleć, że powinnam. W końcu ich trójka znała się od dawna, co więcej, przyjaźniły się. Ja byłam im prawie obca i mogły traktować mnie jako piąte koło u wozu. Sama miałam prawo się tak czuć. Ale wcale tak nie było. Wiele razy wspominałam, że nie bardzo przejmowałam się tym, co myśleli o mnie ludzie. Ba, miałam w nosie nawet zdanie Crystal, Melissy czy choćby rodziców. Jeżeli chcieli spędzać czas w moim towarzystwie, nie mieli wyjścia i musieli akceptować mnie taką, jaką jestem. W tej sytuacji Abara sama mnie zaprosiła, co oznaczało, że nie przeszkadzała im moja obecność. Z tego względu ani mi się śniło odczuwać niezręczność i skrępowanie. Zresztą, niemal nie pamiętałam tych emocji. Przestałam je odczuwać wiele miesięcy temu i w ten sposób żyło mi się o niebo lepiej. Miej wyjebane, a będzie ci dane, czyż nie?

Gdzieś przed nami rozbrzmiał klakson, a po reakcji naszego kierowcy mogłam wywnioskować, że dźwięk ten był zaadresowany właśnie do zbulwersowanej Nory.

— No i na chuj na mnie trąbisz! Nie widzisz, że jest ślisko i nie mogę jechać szybciej!?

Wzdrygnęłam się, gdy wrzask Steele rozniósł się po całym aucie. Popatrzyłyśmy po sobie z Lizzie i wyszło na to, że obie byłyśmy równie zdezorientowane. Żadna z nas nie mogła pohamować uśmiechu, gdy zobaczyłyśmy Norę przystawiającą do szyby środkowy palec. Jej poliki poczerwieniały ze złości, a szczęka się zacisnęła. Następnym razem poważnie zastanowię się, zanim wsiądę z tą szajbuską do samochodu.

Niedługo potem zaparkowałyśmy pod sporą kamienicą. Całą czwórką wysiadłyśmy z samochodu i powoli udałyśmy się do klatki schodowej. Weszłyśmy po schodach na trzecie piętro, co spowodowało niezłą zadyszkę u ciemnoskórej, choć i mi ciężej było oddychać. Przez to, że niosłyśmy ciężkie torby z zakupami, które wyciągnęłyśmy z bagażnika, dodatkowo byłyśmy ubrane w ciepłe, zimowe ciuchy, dzięki czemu byłam już czerwona jak świnia i powoli zaczynałam się pocić. Nora wyszukała w torebce odpowiedni pęk kluczy i otworzyła drewniane drzwi, tym samym wpuszczając nas do swojego mieszkania.

Zrzuciłyśmy z siebie zbędne okrycia i buty, po czym podążałyśmy za właścicielką lokum aż do kuchni, w której odłożyłyśmy na wyspę kuchenną wszystkie siatki z zakupami. Odetchnęłam z ulgą, gdy ten ciężar wreszcie zniknął z mych barków. Mogłam być wysportowana, ale do kulturystek to ja się nigdy nie zaliczałam.

Oparłam się o krawędź marmurowego blatu i zaczęłam obserwować wnętrze. Wyspa kuchenna i wszystkie inne blaty były ciemnoszare, natomiast szafki i szuflady zrobione zostały z rudawego drewna. Podłoga wyłożona siwymi płytkami ze srebrnymi przebłyskami ładnie dopieszczała całość. Kuchnia była dość sporych rozmiarów. Między zlewem, a wysepką otoczoną przez trzy stołki barowe, znajdowała się dwudrzwiowa lodówka z kostkarką do lodu. Przeczuwałam, że właśnie Steele urządziła to wnętrze, bo biorąc pod uwagę jej styl ubierania, śmiało twierdziłam, że miała świetny gust.

Nawet teraz dobrze wyglądała. Miała na sobie musztardowy sweterek z golfem, który trochę gryzł się z jej pastelowymi włosami, ale mimo to wyglądał uroczo, swoje zgrabne nogi wcisnęła w czarne, skórzane rurki, a na stopach widniały ciepłe, czerwone kapcie z reniferami sięgające aż za kostkę. Nawet w takim luźnym wydaniu nie grzeszyła brakiem stylu. Może po prostu największą robotę robiła jej delikatna twarz sprawiająca wrażenie życzliwej dziewczyny. Obserwację przerwało mi szturchnięcie w ramię. Spojrzałam na nią pytająco, odgarniając kosmyk włosów z oczu.

— Wreszcie będziemy miały okazję bliżej się poznać, Destiny. Tak bardziej na poważnie. Wiesz, brak chłopaków i te sprawy. — Uśmiechnęła się do mnie dwuznacznie, po czym podeszła do pierwszej torby, z której zaczęła wyładowywać zakupy. — Ale najpierw ogarniemy coś do jedzenia. Mogłabyś wsadzić to do lodówki? Zresztą, co ja się będę pytać. Po prostu to tam schowaj.

Parsknęłam śmiechem i przejęłam z jej ręki dwa opakowania śmietany, które schowałam w odpowiednie miejsce. Otworzywszy lodówkę, już wiedziałam, dlaczego niosłyśmy aż tyle siatek. Wiało tam pustkami. Dosłownie. W pewnym momencie na jej buzi pojawił się wielki grymas. Przybiła sobie tzw. facepalma, usiadła na krzesełku barowym i wypuściła ze świstem powietrze. Po chwili ciszy wreszcie się odezwała:

— Wiedziałam, że o czymś zapomniałam — zaczęła, ze zrezygnowaniem kręcąc głową. — Nie kupiłam nutelli ani mleka, a potrzebuję go i do naleśników, i do kawy. — Po tych słowach jej oczy zabłysnęły w dziwny sposób, a ona uśmiechnęła się niewinnie. Miała pomysł. — Czy któraś z was jest na tyle dobra, aby przejść się do tutejszego marketu? Błagam, jest tylko parę przecznic stąd.

Jej maślane oczy zapewne roztopiły niejedno skamieniałe serce. Uśmiechnęłam się pod nosem i porozumiewawczo spojrzałam na pozostałe dziewczyny, po chwili będąc gotowa sama się zaoferować. Dodatkowy trening mi nie zaszkodzi. Już otwierałam usta, by się odezwać, ale wyprzedziła mnie Lizzie.

— Pójdę, jeżeli ten leniwiec też ruszy tyłek. — Wskazała ręką na Afroamerykankę, która tylko wywróciła oczami, ale ostatecznie przytaknęła. — W takim razie niedługo wracamy.

Po tych słowach obie udały się do przedpokoju, gorliwie o czymś rozmawiając, a po dwóch minutach ich głosy ucichły, a my usłyszałyśmy już tylko dźwięk zamykanych drzwi. Obróciłam się w kierunku jasnowłosej, uniosłam kącik ust do góry i powróciłyśmy do rozpakowywania jej żywieniowego nabytku. Otworzyłam kolejną siatkę, wyciągając z niej mnóstwo słodyczy. Oho, przeczuwam tutaj okresowe zachcianki. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, widząc trzy paczki tamponów w rękach Nory. Dziewiętnastolatka udała się, jak zgaduję, do łazienki, aby odłożyć tam wszystkie przybory toaletowe, bo okazało się, że kupiła ich naprawdę sporo. W tym czasie zajęłam się chowaniem chipsów i słodkości do szafki nad zlewem.

Nie chciałam robić niczego bez wskazówek właścicielki, dlatego przystanęłam na moment, czekając, aż wróci do pomieszczenia. Nie musiałam długo wyczekiwać. Nim się obejrzałam, znów miałam dziewczynę na linii wzroku. Nawet z tej odległości byłam w stanie dostrzec, jak nachyliła się nad białą, skórzaną kanapą i ściągnęła z niej parę dużych spodni.

— Sto razy prosiłam, aby tutaj tego nie zostawiał. Miejsce na ubrania jest w sypialni. Czy ty kiedykolwiek się tego nauczysz? — westchnęła męczeńsko, a ostatnie zdanie sprawiło, że zgłupiałam. Przez moment pomyślałam nawet, że mówiła do mnie. Chyba wyczuła moje zdezorientowanie, bo szybko machnęła ręką lekceważąco. — Wybacz, mówiłam do siebie. Czasem muszę sobie trochę ponarzekać na Maxa, bo inaczej bym tu z nim zwariowała. Faceci to straszni bałaganiarze.

Skinęłam głową, choć wewnątrz miałam ochotę uśmiechnąć się na tę wiadomość. Czyli mieszkała z Maxem. Choć nie znałam tej dwójki niemal w ogóle, wydawali się naprawdę szczęśliwą, kochającą się parą, więc naturalnie ucieszyła mnie ta informacja. Gdybym lubiła wtrącać się w życie innych, pewnie bym im kibicowała. Nie skomentowałam tego, bo guzik wiedziałam o związkowych problemach życia codziennego. W ciszy obserwowałam Norę, która zwinnym ruchem złożyła dresy w kostkę i zaniosła je do sypialni. Chwilę potem wróciła do kuchni, gdzie dokończyłyśmy odkładanie jedzenia na właściwie półki.

— Zabiorę się za przygotowywanie naleśników i ty siadaj na przesłuchanie — zaśmiała się i poklepała ręką miejsce na blacie. Szybkim tempem podeszłam do mebla, usiadłam na wyznaczonym miejscu, oparłam głowę o drzwiczki górnej szafki i przeniosłam wzrok na nogi, które bezwładnie zwisały w powietrzu. Z podejrzeniami czekałam, aż dziewiętnastolatka mnie o coś zapyta. — Dobra, zacznijmy od czegoś kluczowego. Jak w ogóle poznałaś się z Ethanem?

Przegryzłam wargę, starając się odnaleźć w pamięci odpowiedni moment. Prawda była taka, że wszystko potoczyło się tak szybko, że ledwo pamiętałam nasze pierwsze spotkanie. Z Ethanem było o tyle łatwo, że nie odczuwałam tej naszej znajomości jako przelotnej, mimo że trwała dopiero dwa miesiące. Mało kojarzyłam z okresu, w którym jeszcze nie bardzo się ze sobą zadawaliśmy, bo jego towarzyska natura sprawiła, że poznawanie się nabrało zawrotnego tempa. Sama nie wiedziałam, ile rzeczywiście minęło od imprezy, na której się spotkaliśmy do momentu, kiedy przestało mi przeszkadzać, że nasze drogi często się krzyżowały. Wszystko było tak naturalne, że nie miałam pojęcia, co właściwie powinnam powiedzieć.

Jak tak o tym teraz myślę, sama jestem w szoku, że coś takiego mi się przytrafiło. Przecież byłam bardzo zamknięta na jakieś bliższe znajomości z kimkolwiek, a tu proszę. Jakimś cudem wkręciłam się do ośmioosobowej grupki przyjaciół, nie mając z tym specjalnego problemu.

Przeniosłam wzrok na dziewczynę wbijającą jajko do szklanej miski. W międzyczasie zdążyła przewiązać przez siebie świąteczny fartuch. Poprawiłam swój jasnoniebieski sweter z dekoltem w serek, przejechałam dłońmi po udach okrytych szarymi jeansami i odchrząknęłam, zwracając na siebie uwagę.

— Cóż, poznaliśmy się na imprezie jakoś na początku października, potem okazało się, że chodzimy do jednego liceum i coś podkusiło go, by nie dawać mi spokoju. Aż do teraz, czyli do momentu, w którym prawdopodobnie jesteśmy całkiem dobrymi znajomymi — powiedziałam obojętnie, uważnie obserwując reakcję krótkowłosej.

Nora znieruchomiała, teatralnie się krztusząc. Spojrzała na mnie jak na kretynkę, tymczasem ja próbowałam rozszyfrować jej nieodgadnioną reakcję.

— Znajomymi? — powtórzyła z drobną rezerwą, a ja przytaknęłam. — To wy ze sobą nie kręcicie? — Pokręciłam głową, od razu zaprzeczając  Patrzyła na mnie, jakby szukała w moim zachowaniu śladu obłudy. Tak, jakby nie do końca wierzyła w to, co jej przed chwilą powiedziałam. — Dziewczyno, skoro Ethan cię do nas przyprowadził, dla niego musisz być przynajmniej naprawdę dobrą koleżanką, o ile nie przyjaciółką. Wieki temu ustanowiliśmy zasadę, że w nasze grono wprowadzamy tylko najbardziej zaufane osoby, bo nie chcemy niepotrzebnych konfliktów. Od dwóch lat nikt do nas nie dołączył. Aż pojawiłaś się ty. Uwierz, że nie jesteście tylko całkiem dobrymi znajomymi.

Uśmiechnęła się ciepło i ułożyła dłoń na mym ramieniu, patrząc mi w oczy. Cokolwiek by mi nie powiedziała, nie mogła zmienić moich poglądów. A ja nie postrzegałam Pierce'a jak przyjaciela. Do tego musielibyśmy przejść wspólnie jeszcze długą drogę. Choć nie oczekiwałam od tej znajomości nie wiadomo czego, nie ukrywam, że istniała taka możliwość. Pewna ewentualność, która zakładałaby, że zaczęlibyśmy się przyjaźnić. Ale to kiedyś. Może.

Westchnęłam i założyłam włosy za ucho.

— Co masz na myśli? — dopytałam, mrużąc oczy. — Dla mnie jest zwykłym znajomym.

Cwany uśmiech wpłynął na wargi Nory Steele. Oblizała je nieznacznie, dmuchnęła na kosmyk włosów wpadający jej do oczu i odchrząknęła. Wróciła wzrokiem do miski z masą na naleśniki, co nieco mnie zaintrygowało.

Biła się z myślami. Nie wiedziała, czy na pewno mogła powiedzieć mi to, co chciała. Po chwili rozejrzała się dookoła, jakby musiała upewnić się, że nikt nas nie obserwował i delikatnie zmrużyła oczy. Tymczasem moja ciekawość sięgała zenitu.

— Ethan to bardzo specyficzny człowiek. Nie zrozum mnie źle, jest jednym z najlepszych chłopaków, jakich kiedykolwiek poznałam... — W tym momencie ucięła wypowiedź i spuściła wzrok na swoje dłonie.

Miałam rację. Wiedziała więcej, niż początkowo przypuszczałam, ale nie była pewna, czy powinna mi o tym mówić. Westchnęła, widząc, że uważnie się jej przypatrywałam.

— Po prostu nie daj się zwieść pozorom. Chociaż jest cholernie towarzyski i wygadany, on także czasem cierpi. Przeżył też trochę cięższych chwil, o których być może jednego dnia dowiesz się od niego, jeśli stwierdzi, że powinnaś wiedzieć. Pewnie myślisz teraz, że relacja z nim to kłopoty, ale mylisz się. Ethan bywa nieokrzesany, ale nie jest trudny. Ludzie są tacy dla niego, nie on dla nich. — Jej oczy spotkały się z moimi. Błagalnym wzrokiem obserwowała moją reakcję, jakby prosiła o zrozumienie. Zdziwiłam się. — Próbuję ci powiedzieć, że pod żadnym pozorem nie staraj się go uratować, bo on nie potrzebuje ratunku. Ethan nie jest zepsuty, dlatego powinnaś go po postu zaakceptować. Takiego, jakim jest. Nie zmieniaj go. Już wystarczająco wiele razy musiał się zmieniać. Powiedziałabym nawet, że zbyt wiele.

Zamilkła. Też się nie odezwałam. Rozchyliłam wargi, przeniosłam wzrok za okno i tępo wpatrywałam się w jeden punkt za nim. Dawno nie miałam w głowie takiego mętliku. Po pierwsze, nasuwało się pytanie, dlaczego w ogóle mi to mówiła. Po drugie, naprawdę nie wiedziałam, co zrobić z takimi informacjami. Po trzecie, zaintrygował mnie sposób, w jaki Pierce rzekomo mnie postrzegał. Nie wspomnę już nawet o fakcie, że tak kurewsko chciałam wiedzieć więcej. O wszystkim; jego przeszłości, charakterze, myślach. Nie rozumiałam tego parcia, bo przecież zazwyczaj nie byłam ciekawska. Tym razem czułam, że przez najbliższy czas te pytania nie opuszczą mej głowy.

Inną sprawą było to, że Nora w ogóle mi o czymś takim powiedziała. W pewnym sensie czułam się obarczona dziwnym ciężarem. Choć po tej rozmowie miałam w sobie jeszcze więcej znaków zapytania, odnosiłam wrażenie, że zagadki, które ukryła między wierszami, były znane jedynie zaufanym, ważnym osobom. Ja nie byłam ważna. To mnie nurtowało. Może nie powinnam tego wiedzieć. Nie lubiłam wchodzić z butami w cudze życie, a nieświadomie właśnie wskoczyłam w świat Ethana, naruszając jego prywatność. Było mi z tym dziwnie źle, ponieważ gdyby rzeczywiście uznał mnie za wartą takiej rozmowy, po prostu by ją ze mną przeprowadził. Osobiście i w odpowiednim czasie.

Najgorsze, że byłam ciekawa i mimo że wiedziałam, iż powinnam dać sobie spokój z tym tematem, miałam ochotę zadać Norze parę pytań.

Wiedza była jak narkotyk. Im więcej informacji chłonęliśmy, tym pragnęliśmy większej dawki. To zabijające.

Zeskoczyłam z blatu, stanęłam bliżej Steele i oparłam się lędźwiami o mebel. Nie chciałam się odzywać, bo nie powinnam tego robić. Niestety, tym razem to było silniejsze ode mnie. Narkotyk zaczynał działać. Przegryzłam wargę w sposób na tyle bolesny, że przeszedł mnie dreszcz. Zignorowałam to. Skrzyżowałam dłonie na wysokości klatki piersiowej i uniosłam podbródek, aby spojrzeć na profil skoncentrowanej Nory odmierzającej na miarce odpowiednią ilość mąki. Odchrząknęłam bezgłośnie i przyłożyłam palec wskazujący do dolnej wargi.

— Nora, czy on ma... — zaczęłam, lecz w połowie dotarło do mnie, że nie wiedziałam, o co dokładnie chciałam zapytać. Przełknęłam ślinę, odetchnęłam ze spokojem. Przez cały ten czas zachowałam pokerową twarz. — Nie będę owijać w bawełnę. Ostatnio pod szkołą ktoś niszczył jego samochód, a on nie wyglądał na zaskoczonego, później ten incydent z ostatniej domówki. Czy Ethan ma kłopoty?

Znowu cisza. Nie dostałam żadnej odpowiedzi. Nim krótkowłosa zdążyła przemyśleć, jak wybrnąć z tego pytania tak, aby nie zdradzać zbyt wiele, do mieszkania wróciły Lizzie i Ruby. Wtargnęły do kuchni, wnosząc ze sobą gwar, radość i pożądane przez właścicielkę tego lokum – mleko i nutellę. Policzki oraz nosy obu dziewczyn były poczerwieniałe od zimna panującego na dworze. Ich włosy były przyklepane od czapek, które przed chwilą miały na głowach. Zauważyłam, że z chłodu drżały im nawet dłonie.

Nie chciałam, aby się przeziębiły, więc mimo że to do mnie niepodobne, zaoferowałam, że zrobię dla nas wszystkich gorące kakao. Nie myślcie, że zrobiłam to bezinteresownie, bo sama miałam ogromną ochotę na ten trunek. Nalałam do rondla sporą ilość mleka i ustawiłam naczynie na palniku gazowym. Schyliłam się po opakowanie z brązowym proszkiem, wyjęłam z szafki cztery czerwone kubki i powoli nasypałam do nich po kilka łyżek kakao.

W międzyczasie przysłuchiwałam się narzekaniom Abary, która ewidentnie nie lubiła zimy i mrozu. O tym, jak zmarzła, opowiadała nam z takim samym zaangażowaniem, jakby mówiła o koncercie Bruno Marsa. Uniosłam kącik ust, słysząc jej markotny, piskliwy ton. Wyjęłam z kieszeni jeansów telefon i od razu skupiłam uwagę na powiadomieniu od Melissy, która wysłała mi chyba z siedem smsów pytających, gdzie się podziewam. Cóż, mogła się tylko domyślać, bo nie zamierzałam jej teraz odpisywać. Czasami ktoś musiał utrzeć jej nosa, bo była strasznie kapryśna i rozwydrzona. Tym razem ja zostałam jej katem.

— A wy? O czym rozmawiałyście? — Z transu wyrwał mnie głos Lizzie.

Przed odpowiedzią wyprzedziła mnie Nora, która właśnie smażyła pierwszego naleśnika. Słowa, które wypadły z jej ust wbiłyby mnie w fotel, gdybym w tamtym momencie siedziała.

— O twoim bracie.

Wytrzeszczyłam oczy i dosłownie mówiąc, mnie zamurowało. Przez moment nie reagowałam na żadne bodźce. Nie rejestrowałam, co działo się przed moimi oczami. Głosy w mojej głowie były na tyle głośne, że nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Uniosłam palec wskazujący, chcąc zwrócić na siebie uwagę tych gaduł i otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale ostatecznie je zamknęłam. Ponownie je otworzyłam, ale i tym razem nic nie powiedziałam. Zmusiłam się do przymknięcia powiek, aby łatwiej się skoncentrować, wzięłam głęboki oddech, podczas którego policzyłam sobie do dziesięciu, a gdy skończyłam, znów rozchyliłam wargi.

— Bracie? — wykrztusiłam, a wzrok całej trójki padł na mnie. Patrzyły na mnie, jakbym postradała zmysły i pytała o najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Wszystkie zmarszczyły brwi i zmrużyły oczy w ogromnym despotyzmie. Lizzie pokiwała głową bardzo powoli, przez co rzeczywiście się pogubiłam. — To wy nie jesteście parą?

Po chwili ciszy, gdy ogarniały sens mojej wypowiedzi, wybuchły gardłowym rechotem. Nora podparła się blatu, aby ustać na nogach, Ruby z rozbawienia musiała zacisnąć uda, bo wyglądała, jakby za moment miała się tam posikać, a Lizzie po prostu wpatrywała się we mnie z dezaprobatą i pewnego rodzaju obrzydzeniem do moich słów. Po jej minie wnioskowałam, że wewnątrz zwijała się ze śmiechu.

Wreszcie najmłodsza z nas odchrząknęła, aby reszta przestała się śmiać. Brunetka zdzieliła Afroamerykankę po plechach, gdyż ta nie potrafiła się uciszyć. Koniec końców zapanowała cisza, więc szesnastolatka miała możliwość wypowiedzenia się w tym temacie.

— Ja i Ethan? Nie daj Boże. To przecież nielegalne. — Rozbawienie w jej głosie było namacalne. Nie mówiła tego złośliwie ani ze mnie nie szydziła. Nie mniej jednak ledwo powstrzymywała się od szczerego śmiechu. Podeszła bliżej mnie i ułożyła dłoń na moim ramieniu, patrząc mi w oczy. — Poza tym, z waszej dwójki to raczej ty miałabyś u mnie jakieś szanse. — Uśmiechnęła się niewinnie i wzruszyła ramionami. — Tak, Destiny, jestem lesbijką.

Zatkało mnie. Tego bym się nie spodziewała. Dwuznaczny uśmiech Lizzie zmusił mnie, bym trzeźwo myślała. Pacnęłam ją w bark, bo naprawdę nie mogłam znieść tego jej psychopatycznego uśmiechu sugerującego, że zaraz rzuci się na moje usta. W tym momencie zarówno brunetka jak i ja parsknęłyśmy śmiechem. Chwilę później dołączyły do nas Nora i Ruby.

Tak właśnie minęły nam kolejne godziny. Litrami sączyłyśmy gorące kakao z bitą śmietaną i piankami, oglądałyśmy najróżniejsze filmy, obstawiając ich zakończenia, zakładając się o niewielkie sumy i dużo rozmawiałyśmy. Buzie się nam nie zamykały, a tematom do pogadanek nie było końca. Leżałyśmy na rozłożonej sofie, na której nie było wolnego nawet centymetra kwadratowego. Siedziałam po prawej stronie, opierając się wygodnie o poduszkę za mną, a na moich udach spoczywała głowa Lizzie.

Po salonie biegała Nora, którą goniła rozemocjonowana Ruby. W zielonych oczach siedemnastolatki widziałam rządzę zemsty. Steele zaciskała swe szczupłe palce na telefonie przeciwniczki i aktualnie chowała się za kanapą. Wszystko dlatego, że dziewczyny uznały swą przyjaciółkę Ruby za zbyt nieśmiałą i postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce, pisząc do Masona jakąś zaczepiającą wiadomość. Och, czyli ostatnim razem mi się nie przewidziało. Między tą dwójką rzeczywiście coś było.

Spuściłam wzrok na Lizzie i przyglądnęłam jej się z zainteresowaniem. Mogłam powiedzieć o sobie tylko tyle, że naprawdę byłam ślepa, wcześniej nie widząc podobieństwa między nią a Ethanem. Ten sam, ciemnoczekoladowy, a wręcz prawie czarny odcień włosów, identyczny, lekko przekrzywiony nos. I uśmiech. W tej kwestii byli niemalże jak dwie krople wody. Tylko te oczy. One ich różniły. Jego – intensywnie lazurowe z nutą łobuzerskiego blasku, jej – ciemnobrązowe i z bliska bardzo przyjazne. Swoją drogą, dopiero od dziś mogłam mówić do niej po nazwisku. Lizzie Pierce. Imponujące.

— Skoro zakopałyśmy topór wojenny, dowiem się, dlaczego od początku za mną nie przepadałaś, Lizzie? — spytałam obojętnie, lecz na tyle cicho, aby nie zawracać głowy pozostałej dwójce.

Między jej brwiami dostrzegłam maleńką zmarszczkę. Omiotła wzrokiem całą moją twarz i podniosła się do siadu, nadal na mnie patrząc. Po chwili uśmiechnęła się podejrzliwie. Najprawdopodobniej myślała, że sobie z niej żartowałam. Tym zdziwiła mnie. Nie żeby mnie to obchodziło, ale przecież widziałam po jej zachowaniu, że nigdy nie pałała do mnie sympatią. Uniosłam brew i znacząco kiwnęłam głową, chcąc dać jej do zrozumienia, że byłam poważna.

Po chwili chyba zrozumiała, bo odetchnęła ciężko i ułożyła palec na skroni, masując ją w celu przypomnienia sobie takiej sytuacji. Jej oczy rozbłysły ciepło, gdy tak na mnie patrzyła. Brunetka odchrząknęła i położyła dłoń na moim kolanie, powątpiewająco wzdychając.

— Cóż, tak naprawdę nigdy nie chodziło tu o brak sympatii, czy nawet o ciebie — zaczęła ostrożnie, czym doprawdy mnie zaskoczyła. Zostałam zbita z tropu. Skoro nie chodziło o mnie, to niby jak mogłam interpretować jej wcześniejsze zachowanie. Przymrużyłam oczy, starając się wyłapać najdrobniejszą zmianę w jej mimice. — Po prostu martwiłam się o Ethana. To zwykła siostrzana troska. Potrzebowałam czasu, aby cię sprawdzić. Jeśli chodzi o moje obojętne nastawienie, odpowiedź jest prosta. Kocham go, Destiny. Nie pozwoliłabym, aby kręciła się wokół niego niewłaściwa osoba. Stąd moje ciągłe obserwowanie. Musiałam upewnić się, że Ethan może ci ufać. Zdałaś test.

Prychnęłam pod nosem, bo ton, z jakim wypowiedziała ostatnie zdanie, brzmiał co najmniej, jakby dawała mi swoje błogosławieństwo. Przyznaję, trochę się co do niej pomyliłam. Postrzegałam ją za zazdrosną, zakompleksioną sukę, a w rzeczywistości po prostu troszczyła się o brata. Zdziwiło mnie, że młodsze z ich dwójki martwiło się o to starsze, a nie na odwrót. Z tego, co zdążyłam zaobserwować, widząc ich razem, była dla niego jak matka. Non stop gdzieś za nim łaziła i ganiła go za nieodpowiednie zachowanie. Co więcej, Ethan także wyglądał na takiego, który bardzo ją kochał. Sposób, w jaki zawsze się z nią witał, czyli pocałunek w czoło i dbałość, z jaką na nią spoglądał. Cóż, ich relacja była tak piękna, że większość rodzeństw mogło tylko im tego zazdrościć.

I pomyśleć, że my też mieliśmy i dalej mielibyśmy taką relację, gdyby wszystko potoczyło się wtedy inaczej. Ale życie to nie koncert życzeń. Pozostawało mi zazdroszczenie innym tej bratersko-siostrzanej miłości, której momentami w głębi mi brakowało.

Nie wróciłyśmy już do tego tematu. Szybko zaczęłyśmy rozmawiać o czymś innym i tak upłynął mi kolejny kwadrans. Nie zliczę, ile razy dziewczyny wspomniały dzisiaj o mikołajkowej imprezie odbywającej się wieczorem. Naturalnie, nie dawały za wygraną i próbowały przekonać mnie do przyjścia na wszystkie możliwe sposoby. Ja się nie dawałam, o nie. Zamierzałam odespać zeszłą zarwaną noc. Poza tym, nie widziało mi się strojenie w rajstopki przy takim mrozie. Pod ciepłą kołdrą, z prażynkami w garści i „Pamiętnikami wampirów" na ekranie telewizora będę bawić się równie świetnie, co one na imprezie. Może nawet nieco lepiej.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jakie wieczorne wrażenia szykował dla mnie los.

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

102K 5K 13
2 część dylogii „Lost" ~16.10.2023~
1.4M 30.7K 44
1 część dylogii „Lost" ~06.01.2022.~
549 86 47
"- Nie znajdę twojego odpowiednika - przerwała mi - Żaden zwykły człowiek nie zasługuje na to, aby mi cię zastąpić. Nie ma takiej osoby na świecie...
22K 660 20
Madison Reily~18-letnia dziewczyna, która właśnie skończyła liceum, postanawia się wyprowadzić od swoich nadopiekuńczych rodziców, do swojego starsze...