Część II

35 2 0
                                    

Boże Narodzenie w domu Łowczyni już od samego rana było niepokojąco podobne do pola bitwy. Trzeba było jednak przyznać, że największy konflikt zbrojny przypadł na czas godziny przed zjawieniem się zaproszonych gości. Nie chodziło nawet o to, że gospodyni biegała po domu z nożem do krojenia mięsa, choć Daniels musiał przyznać, że na pewno dodawało to pewnego klimatu zgrozy. Dodatkowo wszędzie na parterze roznosił się zapach spalenizny, kuchnia wyglądała tak, jakby przeszło przez nią wojsko wyznające zasadę wojna powinna żywić wojnę, a najzabawniejsze było to, że wśród owego konfliktu znalazły się nawet ofiary śmiertelne.

— Miałeś jedno zadanie! Jedno zadanie, ty stary głupcze! — głos Anne niósł się po całym trzypiętrowym budynku. — Przypomnij mi proszę, co miałeś zrobić? — Popatrzyła z wyrzutem na Danielsa bezczynnie przyglądającego się działaniom kobiety.

—  Dopilnować, żeby indyk się nie przypalił — mruknął niezadowolony Daniels.

— A co zrobiłeś? — ciągnęła zirytowana Anne.

— Nie dopilnowałem, żeby indyk się nie przypalił — odparł niechętnie mężczyzna.

— I co teraz z naszym indykiem? — Łowczyni wskazała na potrawę, którą właśnie próbowała uratować.

— On… przypalił się, jak sądzę. — Daniels skrzywił się, patrząc na zwęglone mięso.

— Nie, Sharon. — Kobieta roześmiała się ironicznie bez nawet grama rozbawienia. — On się nie przypalił, tylko doszczętnie spalił, bez możliwości odwrotu! — stwierdziła.

— M-może… może powstanie z popiołów… jak feniks, czy… coś tam… — zawahał się Sharon, ale zamilkł, widząc, że jedynie pogarsza swoją sytuację.

— Czy masz świadomość, że lada moment zaczną schodzić się goście, a my nie mamy głównej potrawy na obiad? — wysyczała Anne.

— Ale… mamy przecież pudding — zauważył nieporadnie Daniels. Anne nijak tego nie skomentowała, tylko podniosła tacę ze spalonym indykiem i odstawiła na bok, by zrobić miejsce na blacie. — Słuchaj, na pewno dasz radę przygotować jeszcze jednego indyka — zaczął jeszcze raz mężczyzna. — Zresztą, Marry za jakiś czas wróci z miasta i ci pomoże — zapewnił pospiesznie.

Anne popatrzyła na niego złowrogo.

— Więc mamy naprawiać twoje błędy, tak? — spytała ironicznie.

— Ty akurat robisz to przez całe życie, jak sądzę — stwierdził, jakby miało go to usprawiedliwić.

— Sharon, ty skończony głupcze…!

— Tato? — Usłyszeli dziecięcy głos dobiegający z salonu.

No tak. Obydwoje zapomnieli, że w salonie, pośród tej wojny, siedziała siedmioletnie Darrie, oglądając film dokumentalny o Tajdze — Daniels musiał przyznać, że kiedy włączał jej telewizor, nie pokwapił się, by spojrzeć na kanał, który wybrał. Ale dziewczynce zdawało się to nie przeszkadzać.

— Co tam, młoda? — zawołał Sharon, wyglądając przez drzwi do salonu.

— Tajga się skończyła. — Wskazała na ekran telewizora. — Teraz leci Helikopter w ogniu.

— Bogowie, to znakomity film! — ucieszył się Sharon, podchodząc do córki.

— Mama nie pozwala mi oglądać takich rzeczy — wyjaśniła z wyrzutem Darrie.

— Hmm — mruknął mężczyzna. — To może lepiej wyłączmy to, zanim przyjdzie — postanowił, po czym wyłączył telewizor.

— Czemu ciocia Anne jest na ciebie zła? — spytała zaciekawiona Darrie, stając nogami na fotelu, by zrównać się z ojcem.

Świąteczne PoletkoWhere stories live. Discover now