𝐬𝐞𝐞𝐥𝐞𝐧𝐯𝐞𝐫𝐰𝐚𝐧𝐝𝐭𝐞

69 9 12
                                    

twenty one pilots — cut my lip

Motyle rozpościerały swoje delikatne, wyblakłe skrzydełka za szkłem na gzymsie kominka; płomienie trzaskały pod spodem prawie tak, jakby chciały parzącymi palcami spopielić kruche owady i szczerze? Sebastian zrobiłby to równie chętnie. Nic tylko patrzyły się martwymi oczami gdy siedział w fotelu, nerwowo obracając w palcach pustą szklankę. Każdy ornament na szkle był doskonale wyczuwalny pod opuszkami, czasem już wystygły, czasem jeszcze ciepły od poprzedniego dotyku. Ogień był jedynym źródłem światła, nawykłe do ciemności oczy nie dopraszały się o więcej, choć bez wysiłku mógłby zapalić lampę o bogato rzeźbionej podstawie, by trochę rozjaśniła pogrążone w półmroku wnętrze, zamknięte w wyłożonych boazerią ścianach.

Rana postrzałowa goiła się sprawnie, co powitał z ulgą — nienawidził być uziemiony, a James z uporem, jakby upominał ucznia, zabraniał mu się nadwerężać, jakby to jego zdrowie można było o kant stołu potłuc, samemu rzadko kiedy dbając o zapięcie płaszcza — bo dotyk profesora, jakkolwiek przyjemny by nie był, niósł ze sobą paskudny ból, kiedy przychodziło do zmiany opatrunku. Ból ich obu, ponieważ o ile Moran mógł zacisnąć zęby i zbyć go słabym machnięciem ręki, o tyle James z wyrzutem odnotowywał faktyczny dyskomfort swojego kochanka, zarysowany w chwilowym zmarszczeniu brwi, przygryzieniu wargi lub mocniejszym zaciśnięciu dłoni na sofie, aż kostki pobielały.

Moriarty zawsze przysuwał jego dłoń do ust, przyciskał do niej wargi, po czym pomagał mu się podnieść. Pewne ramiona obejmowały go w pasie albo wystawione oferowały swoją pomoc, którą niemal zawsze przyjmował. 

Sebastian uśmiechnął się z zadowoleniem; ten mężczyzna był jego i tylko jego. Niezależnie od tego czy akurat z uwagą studiował ciężkie prace naukowe, czy uprzejmie wymieniał krótkie pozdrowienia z przechodzącymi obok kobietami, to on umieścił na jego serdecznym palcu swój pierścień rodowy, w zamian otrzymując połyskującą obrączkę.

Anioł stróż z dłońmi brudnymi od krwi i karabinem snajperskim przerzuconym przez ramię. Anioł stróż będący jednocześnie strażnikiem oraz kochankiem, bo żeby się sprzeciwić — głośno, co do tego nie miał możliwości, obaj byli więc tak dyskretni w swoim uczuciu jak tylko mogli — trzeba było najpierw to zauważyć, a ukrywali się bardzo dobrze. Skoro właścicielka domu nic nie podejrzewała, za każdym razem gdy zastawała go samego gruchając o jego oddaniu i akceptując wyjaśnienie, że nie czuje się dobrze wiedząc, że James jeszcze nie wrócił, to nikt nie miał szansy zauważyć czegoś więcej.

Czegoś romantycznego, kładącego się ciężkim cieniem między nimi. To głównie Sebastiana męczyły sztywne normy, brutalne tabu, bo chyba jego zakochanie nie było w żaden sposób gorsze od zakochania w płci przeciwnej? 

Przecież gdyby tylko mógł, gdyby nie twarde prawo i stygmatyzacja, z radością uczyniłby Jamesa swoim pełnoprawnym mężem, na razie będąc w małżeństwie opartym jedynie na słowie oraz stanie umysłu, ale jak został zapewniony, wcale nie mniej wartościowym.

Uniósł głowę, gdy drzwi cicho zaskrzypiały. Moriarty właśnie odkładał kilka podręczników na nieużywane krzesło i sięgał do guzików płaszcza. Potrzebował kilku sekund na odstawienie szklanki i delikatne odtrącenie poznaczonych kredą dłoni, żeby zająć ich miejsce własnymi.

— Pozwól mi — mruknął, starannie oswobadzając go ze zbędnego okrycia. Przy okazji z czułością przeciągnął palcami po jego policzku, na co James łagodnie się uśmiechnął i ujął jego dłoń w swoją. — Mogę zaparzyć herbatę, jeśli chcesz.

— To nie będzie potrzebne, dziękuję, mój drogi — profesor pokręcił słabo głową. — Chciałbym się położyć.

— Zaprowadzę cię. — Szybko zaoferował mu swoje ramię, które zostało z wdzięcznością przyjęte. Uścisk na materiale marynarki jest trochę mocniejszy niż zazwyczaj, szorstkość dotyku obca, bo James zwykle był spokojny i czuły, miękkie ruchy wyważone, czasem rozszerzone do lekkiego trzepnięcia w wyrazie niezadowolenia. Z czasem Moran nauczył się zatrzymywać go w połowie drogi do skarcenia i całował lekko czubki jego palców. — Przepracowujesz się. Może powinieneś... odłożyć na jakiś czas sieć na bok? Bez przerwy się martwisz planami i ich wykonaniem, pozwól mi się tym zająć. 

𝐚̂𝐦𝐞𝐬 𝐬𝐨𝐞𝐮𝐫𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz