18

28 3 4
                                    

Na stacji metra po raz kolejny przekonałam się, że nie ma zaiste wredniejszego zajęcia niż czekanie.

– Dwie torby aparatów. Dwie torby głupich aparatów. Syn obrobił ojcu geszeft. Co za parszywe czasy.

Na taką to modłę sobie biadoliłam, gdy czekaliśmy z Nickiem na pociąg – tak, o, żeby zabić jakoś czas.

– Żeby jeszcze chociaż o jakiś majątek tu szło – ględziłam. – To bym przynajmniej mogła jakoś zrozumieć. A ile nam tego wyszło? Sto patyków? Sto pięćdziesiąt? Na pół. I jeszcze dola dla mechanika. No skok stulecia po prostu, no! Chytry plan Chrisa. Wyrolować ojca... Zresztą ten jego ojciec to też niezły agent. Co za toksyczna, porąbana rodzinka! A podobno to nasz związek jest nienormalny.

Nick nie odpowiedział. Bardziej od wysłuchiwania moich jeremiad interesował go dalszy koniec peronu, gdzie u stóp ruchomych schodów, pod wielką reklamą piwa, zainstalowała się jakaś garażowa kapela. Dźwięki bluesa latały po stacji.

– I pójdą do paki na ładnych parę lat – przynudzałam dalej. – A w przypadku Blynxa dochodzi jeszcze recydywa. Więc bonus. Chrisa to może jeszcze potraktują ulgowo, ale jego... nie sądzę. Się dobrali jeden z drugim, Chris i Blynx...

Bla, bla, bla. Tak naprawdę to guzik mnie obchodzili Chris i Blynx. Guzik mnie obchodziła cała ta sprawa. Obchodził mnie tylko Deep Throat, i tylko on zaprzątał mi głowę. No, ale tego tematu poruszać za bardzo nie chciałam.

– Taak... Swoją drogą ciekawe, czy będą ich sądzić za usiłowanie morderstwa, czy tylko za rozbój? Jak myślisz? Przecież facet mógł się przekręcić.

– Nie przesadzasz aby? – odezwał się Nick. Pstrykał sobie palcami do rytmu.

– Mógł się przekręcić – powtórzyłam. – Gdyby dawka była za duża... mógłby już się nie obudzić. Wiesz w ogóle, co to jest etorfina?

– Wiem, wiem. Chociaż ich ostatnia płyta to straszna komercha.

Jakoś nie wyglądał na specjalnie przejętego. Po prawdzie to on rzadko kiedy wyglądał na przejętego czymkolwiek. Nick był niewolnikiem własnego ośrodka przyjemności – i było mu z tym dobrze.

– Nie takie rzeczy widziałeś, co?

– Ten na garach jest świetny.

– Hm? No niezły, fakt. Ale ten typek, co katuje rozstrojoną gitarę, trochę psuje efekt.

– Rozstrojoną?

– Nie słyszysz?

– Według mnie brzmi wspaniale. Aż tak się wyznajesz?

– Wiesz, te moje uszy nie są tylko do ozdoby.

– Są bardzo wrażliwe.

– Bardzo.

– Zwłaszcza u nasady. I tu z tyłu. A i jako ozdoba też świetnie się sprawdzają.

– Nie to miałam... A, zresztą. Mhm. Whatever...

Się nie kleiła rozmowa. Nie mogłam się skupić. Myśli o Deep Throacie krążyły mi po głowie jak muchy nad trupem. Nawet komplement nie podziałał... Na stacji było pustawo. Szczyt zdążył się już wypalić, o tej porze to już tylko imprezowicze wychodzą na żer, no, ewentualnie jeszcze jakieś dzbany jak my wracają z roboty. Zwierzogród po godzinach. Zebra w garniturze siedzi na ławce i scrolluje telefon. Jeleń w robociarskim kombinezonie zmywa podłogę. Wilk bez nogi żebrze pod ścianą. Na ścianach graffiti. Pomazane jest tu wszystko i wszędzie, to nieuleczalna bolączka stolicy. W bazgrołach odbijają się aktualne nastroje polityczne ulicy, strefy wpływów hoolsów poszczególnych drużyn, plebiscyty na najbardziej znienawidzone mniejszości. Zdawało mi się, że od wczoraj przybyło kilka kolejnych mazajów. Pokręciłam z rezygnacją głową. Rozbezczelnili się z tym graffiti już zupełnie, malują je już w biały dzień, nawet monitoring im niestraszny. Zerknęłam na tablicę odjazdów. Wisiała nad nią kamera.

[Zwierzogród] Okrakiem na barykadzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz