Droga na lotnisko

44 4 4
                                    

Leon

Nazywam się Leon i pochodzę z niewielkiej miejscowości, a właściwie to wsi, położonej w środkowej Polsce. Jednak od mniej więcej pięciu lat mieszkam w Warszawie... spytacie, dlaczego? Tuż po tym, jak zacząłem trenować szermierkę, można rzec, że zakochałem się w niej. Z wielkim zapałem chłonąłem techniki walki, interesujące taktyki, które pozwoliły mi z łatwością wygrywać co rusz to nowe turnieje. Długo nie minęło, a już stałem przed ogromnymi, drewnianymi drzwiami jednej z lepszych szkół szermierczych w kraju, a dokładnie w centrum stolicy, dumnie się szczerząc z własnych sukcesów.

Doskonale zdawałem sobie sprawę, że ukochany sport muszę łączyć z nauką, abym nie miał żadnych zaległości i co najważniejsze, abym dalej mógł dostawać stypendium. Na początku było dość ciężko, lecz z upływem czasu stało się to wręcz bezproblemowe, szybko skutkując wyróżnieniem na tle klasy. I fakt, może sama edukacja nie stanowiła zagrożenia, lecz ludzie, a raczej rówieśnicy, owszem.

Niecodzienny wygląd często powoduje wytykanie kogoś palcami, naśmiewanie się z danej osoby, i co gorsze... nie danie mu nawet szansy na ukazanie prawdziwego siebie. I tą osobą byłem w zasadzie ja. Przez te gęste, kręcone, w dodatku rudawe włosy, zostałem po części odrzucony od tych 'innych, lepszych ludzi', nie zawierając w dzieciństwie zbyt wielu przyjaźni.

Oczywiście nie zrozumcie mnie źle, czasem zdarzały się przelotne, krótkie znajomości, dające promyk nadziei na nowsze, ekstremalne życie w grupie, jednakże zawsze wyczuwałem w nich nutkę nieprawdziwości, fałszywości, aż do momentu poznania Carlosa. Momentalnie złapałem z nim dobry, ba! ... świetny kontakt, jednocześnie, tworząc z nim niezwykłą więź, niemal tak silną jak mają rodzeni bracia, podobni do siebie pod naprawdę wieloma względami.

Obydwaj jesteśmy niscy, aczkolwiek dobrze zbudowani. Lecz to tym zwinniejszym i szybszym jest właśnie Carlos, ja natomiast odznaczam się większą siłą i wytrzymałością. Dzięki wspólnym treningom staliśmy się dosłownie nie do pokonania, co ekspresowo zaowocowało wielkimi osiągnięciami. A mianowicie wycieczką po Afryce oraz propozycją uczenia się pod okiem, zdecydowanie najlepszego fechmistrza w Europie.

Bylibyśmy zwykłymi głupcami, gdybyśmy je odrzucili...

===

- Jesteś już gotowy? - zapytał po cichu ojciec, zaglądając do mojego pokoju, w którym od samego rana urzędowałem, dopakowując niezbędne rzeczy do walizki i nucąc pod nosem jedne z moich ulubionych piosenek.

Posłałem mu twierdzące spojrzenie, a po chwili znaleźliśmy się na wygodnych siedzeniach w samochodzie, ruszając w stronę lotniska.

W końcu wysiadając z auta i wyciągając z bagażnika swój podróżny bagaż, pożegnałem się z tatą, a następnie pokierowałem się w stronę głównego wejścia z poczuciem wolności i przedsmakiem dorosłości.

- Halo? Leon? Co jest? - Po kilku sygnałach nareszcie dotarł do moich uszu wciąż zaspany głos przyjaciela, a ja zaprzestałem ruchów i zacisnąłem powieki.

- Ty pamiętasz, że dziś wylatujemy, co nie? - zapytałem, chcąc się upewnić, że nie będę musiał samotnie podziwiać zwierzątek na Sawannie.

- Spokojnie, wiem. Zaraz będę.- Na jego słowa odetchnąłem z ulgą i ponownie zacząłem kroczyć w tą i z powrotem w umówionym miejscu.

Czas niemiłosiernie się dłużył, jednak oczekiwanie się opłaciło, ponieważ w rezultacie stanąłem twarzą w twarz z trochę zdyszanym, lecz uśmiechniętym od ucha do ucha Carlosem.

Lwie Serce Opowieści z MiraculumWhere stories live. Discover now