Walka

8 1 12
                                    

-Wstawaj Leon!!!
-Już nie musisz tak krzyczeć.
-Dobra trochę mnie poniosło ale to dlatego że chce z tobą pogadać zanim zaczniesz się szykować. Chciałem to zrobić wczoraj ale widziałem jak byłeś pochłonięty rozmową z Laurą.
-Miło z twojej strony. No a teraz mów co leży ci na sercu.
-Pamiętasz jak opowiadałeś mi co się działo po walce z biedronką i czarnym kotem?
-Tak pamiętam.
-No więc wspomniałeś wtedy że czarny kot pachniał jak stare skarpety. Postanowiłem więc wczoraj sprawdzić czy nikt nie pachnie podobnie i jest jedna taka osoba.
-Że co? Kto to taki?
-Adrien Agreste.
Moje szare komurki które dopiero co się obudziły zaczęły pracować na wyższych obrotach. Poznałem Adriena i Czarnego Kota i nie przepuszczałem że może być to jedna i ta sama osoba. Ponieważ obaj są tak różni. I z drugiej strony sam zapach jest zbyt małą poszlaką żebym był w stu procentach pewien że to ta sama osoba. Potrzebuje więcej poszlak ale na pewno to nie jest zły trop. Będę mu się uwarznie przyglądał a takie okazje na pewno się zdarzą bo chodzę z nim do jednej klasy oraz na traningi szermierki.
-Masz nosa Herro, ale to i tak za mało żeby stwierdzić że to on.
-Wiem o tym ale od czegoś trzeba zacząć.
-Dokładnie będę też musiał podpytać Alyę ale w taki sposób żeby niczego nie podejrzewała.
-Dobry plan a teraz szykuj się bo masz być wcześniej w szkole ze względu na to oprowadzanie.
Wstałem więc z łóżka i zacząłem się ogarniać a o 7:20 byłem już gotowy do wyjścia. Po drodze wstąpiłem szybko do piekarni kupić sobie coś słodkiego na drugie śniadanie.
-Dzieńdobry Sabine.
-Witaj Leon co będzie dla ciebie?
-Może jakiś crouassant chwila skąd pani zna moje imię?
-Wczoraj moja córka wspomniała że do jej klasy przybył nowy uczeń z polski o rudych włosach. Połączyłam więc szybko fakty i dopasowałam twarz do imienia.
-Aa zapomniałem o tym.
-Nie przejmuj się tym, jest rano a pozatym nigdy nie będziesz tak zapominalski jak Marinette.
-O czym niby ona zapomniała?
-Wiele by wymieniać ale chyba najśmieszniejsza sytuacja była wtedy gdy w samej pijamie poszła do kina z Adrienem. A po drodze do niego byli gonieni przez jego fanów.
-Hahaaa aleee histooria.
M,,Dzień dobry mamo. Idę się spotkać z Adrienem!...To znaczy idę do szkoły oprowadzić po szkole nowego ucznia jako przewodnicząca klasy i Adrien ma mi w tym pomóc. Leon a ty co tu robisz?"
-Przyszedłem kupić sobie coś na drugie śniadanie. A że mieszkam niedaleko to miałem po drodze.
S,,Proszę to dla ciebie młody kawalerze. Marinette powinniście już wyjść. I miłego dnia."
M,,Dziękuje i wzajemnie. Chodźmy więc Leon"
Wyszliśmy ze sklepu i zatrzymaliśmy się przed pasami. Gdy czekaliśmy na zielone światło pod szkołę podjechał srebny samochód z którego wysiadł Adrien. Gdy tylko Marinette go zobaczyła aż zapiszczała ze szczęścia. Widać każda chwila spędzona z blondynem była dla niej cenna. Po zmianie światła ruszyliśmy przywitać się z Adrienem. Granatowłosa była dosyć spięta ale dzielnie szła naprzud mrucząc coś pod nosem. Wkońcu blondyn nas zauważył i podszedł do nas. Kątem oka zobaczyłem że gdy spojrzenia dwójki ,,przyjaciół" się spotkały to Marinette od razu oblała się rumieńcem i odwróciła wzrok.
A,,Cześć Marinette, cześć Leon"
M,,Czześć Aadrieen" Powiedziała jąkając się granatowłosa po czym ja i blondyn podaliśmy sobie dłonie. Miał mocny chwyt jak na tak szczupłą sylwetkę, był też ciutkę wyższy od mnie.
-To gdzie najpierw idziemy?
A,,Nie mam pojęcia może ty Marinette masz jakiś pomysł."
M,,No chyba warto zacząć od pokazania ci Leon wszystkich sal lekcyjnych a następnie gdzie jest stołówka, łazienki i szatnie."
Byłem okropnie zaskoczony z jakim przekonaniem mówiła. Z każdym słowym coraz bardziej pewniej jakby stała się inną osobą.
A,,Świetny plan. To co idziemy?"
-Pewnie.
Przez kwadrans zwiedziliśmy wszystkie pomieszczenia które wymieniła granatowłosa. Największe wrażenie zrobiły na mnie klasa chemiczna która była świetnie wyposażona oraz klasa artystyczna. Ogólnie cała szkoła bardzo mi się podobała i moja stara szkoła nie miała do niej podejścia. Ostatnim pomieszczeniem do którego weszliśmy była biblioteka w której półki uginały się od książek ale mimo to było w niej mnustwo miejsca. A do tego znajdowało się tu sporo stołów przy których można było odrabiać lekcje.
A,,No to było chyba ostatnia sala. Jak ci się tu podoba?"
-Szczeże to najładniejsza szkoła w jakiej byłem.
A,,Nie była by taka ładna gdyby nie biedronka."
-Co przez to rozumiesz?
A,,No sporo osób z naszego liceum a szczególnie z naszej klasy dopadała akuma i wiązały się z tym spore zniszczenia. Już mojego pierwszego dnia tutaj Ivan zrobił w niej spore dziury."
M,,Albo innym razem Milene pokryła ją całą w mazi."
-Kogo konkretnie dopadła, tak z ciekawości pytam bo trochę śledziłem co dzieje się w paryżu.
M,,Tak naprawdę to całą naszą klasę poza mną i Adrienem, do tego dyrektora, wychowawczynie i nauczycielkę chemii."
A,,Niektórzy byli wielokrotnie pod jej władzą."
M,,Na przykład taka Chloé."
-Oby mnie tylko nie dopadła. Nie chciałbym być marionetką w rękach Władcy Ciem. -Oraz to wiązało by się ze stratą mojego miraculum.
A,,Nie można mieć pewności. A teraz chodźmy do klasy bo za niedługo zacznie się lekcja."
Ruszyliśmy więc do klasy ale mnie ciągle dręczyło to czego  dowiedziałem się w bibliotece. Martwiło mnie to że moją nową klase władca ciem upodobał sobie jako idealny cel dla jego akum. Jednak z drugiej strony Adrien sam przyznał się że nigdy nie był pod wpływem akumy co było jednym z warunków abym mógł go brać jako potencjalnego czarnego kota. Ale jeszcze ciekawszy był fakt że Marinette nie była pod wpływem mrocznego motylka. Bo z tego co zaobserwowałem jest ona raczej emocjonalną dziewczyną i nie uwierzę że nigdy nie zdarzyła się sytuacja w której nie była na kogoś zła albo ktoś nie sprawił że stała się smutna. A co jeśli ona jest biedronką. Obie wyglądają dosyć podobnie ale mają tak różne charaktery. Ale przy załorzeniu że jest tak na prawdę to odgrywałaby się tu największa telenowela wszechczasów. Bo Czarny Kot jest zakochany w Biedronce potencjalnie Marinette natomiast ona kocha się w Adrienie czyli możliwe że w Czarnym Kocie. To jest tak niedorzeczne ale nie niemożliwe. Fakty które zgromadziłem narazie na to wskazują ale wydają mi się one zbyt nikłe w takiej plontaninie wątków. Muszę jeszcze trochę poczekać na większe poszlaki.
A,,Leon uważaj! Bo za chwilę wpadniesz w ścianę."
-Co?Jak? A tak uważam.
A,,Nad czym tak bardzo myślałeś."
-Nad niczym po prostu trochę błędziłem myślami w chmurach. Czasami zdarza mi się tak odpływać.
M,,To lepiej zejdź już na ziemię."
-Już zszedłem.
A,,A o mało bym zapomniał ci powiedzieć że od razu po lekcjach jest trening szermierki."
-Świetnie nie mogę się już doczekać. Od ponad tygodnia nie miałem już treningu.
A,,Jestem ciekawy na co cię stać."
-Trochę potrafię ale możesz się dzisiaj przekonać na własnej skórze jeśli chcesz.
A,,Bardzo chętnie z tobą zawalcze."
Pierwsze lekcje w nowej szkole minęły bardzo płynnie i bez większych niespodzianek. Bardzo podobała mi się godzinna przerwa w porze obiadowej która pozwalała w spokoju zjeść oraz trochę odpocząć. Nie odczułem też żeby był tutaj wyższy poziom niż w polsce dzięki czemu nie odstawałem od klasy a nawet trochę się wyróżniałem. Tak było przynajmniej na wszystkich lekchach poza ostatnią czyli historią. Bo nie dość że nigdy za tym przedmiotem nie przepadałem to teraz jeszcze lelcja opierała się o najmniejsze szczegóły rewolucji francuzkiej. O której wiedziałem tylko tyle że była w XIX wieku. Na szczęście nauczycielka mnie o nic nie zapytała i po dzwonku zrzuciłem kamień z serca. Nie było też bardzo dużo zadane na następny dzień co mnie ucieszyło bo to było jednak moja największa bolączka w polskich szkołach.
A,,Chodź Leon czas na trening."
-W końcu bo już stawy mi się zastały.
A,,W takim razie łatwiej cię pokonam."
-Nawet na to nie licz.
Wyszliśmy z klasy i skierowaliśmy się do szatni a po drodze napotkaliśmy Carlosa oraz jakąś dziewczynę japońskiego pochodzenia. A po jej stylu bycia od razu wiedziałem że pochodzi z bogatej rodziny.
C,,Siema Leon też idziesz do szatni?"
-Tak czas w końcu na trening.
C,,No to prawda już dawno z tobą nie wygrałem. A teraz poznaj proszę Kagami to ona zapoznaje mnie co i jak."
-Miło mi.
K,,Mnie też. Widzę że tobie pomaga Adrien."
-A i owszem.
A,,No to jak wszyscy się zapoznali to proponuje się przebrać bo czas goni."
K,,Słuszna uwaga"
Przebraliśmy się najszybciej jak się da i wyszliśmy na boisko szkolne gdzie zostały już rozłorzone maty do walki.
AD,,Witam wszystkich na kolejnym treningu. Dla dwóch szermierzy to pierwszy trening pod moim okiem. Wystąpcie proszę.-Zrobiłem razem z Carlosem krok do przodu-Dobrze to kto chciałby pokazać żółtodziobą jak się walczy?
A,,Ja chciałbym zawalczyć z Leonem."
K,,Natomiast ja z Carlosem."
AD,,Świetnie moich dwoje najzdolniejszych podopiecznych będą dla was idealnym sprawdzianem. Leon ty pierwszy."
Ustawiłem się więc naprzeciwko Adriena a ktoś podpiął mnie do maszyny która podaje czy nastąpił cios. Po sprawdzeniu czy ona działa trener ustawił się jako sędzia walki. Byłem stuprocętowo skącentrowany ponieważ chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. I po krótkim przywitaniu oraz znaku sędziego rozpoczęła się walka. Na początku to mój rywal przejął inicjatywę i musiałem przejść do bardzo defensywnych ciosów jednak po chwili szala się odwróciła i to ja zacząłem przewarzać. Adrien próbował skątrować ale skutecznie mu to uniemożliwiłem i w końcu zdecydowałem się na wykonanie bardzo widowiskowego ale też bardzo ryzykownego zagrania. A mianowicie wytrącenia broni przeciwnika z dłoni. Jednak najpierw musiałem przestać zadawać ciosy odskoczyłem szybko od zmęczonego przeciwnika który zdziwiony bez namysłu zaatakował na co tylko czekałem i po bardzo zgrabnym i wyćwiczonym ruchu sprawiłem że jego rapier wzleciał w powietrze i po chwili upadł kilka metrów dalej. Po czym już jako formalność zadałem ostatni cios. Po tym zapadła głucha cisza i dało się słyszeć tylko nasze szybkie oddechy. Gdy nagle rozległy się brawa i wiwaty. Tylko trener stał jak wryty ale w końcu i on się otrząsnął i wskazał że wygrałem w bezapelacyjnie przepięknym stylu. Po ogłoszeniu werdyktu zostsłem odpięty od maszyny a moje miejsce zajął Carlos.
A,,To była niesamowita walka. Takie zagranie do tej pory widziałem tylko w wykonaniu trenera. Ale nie było ono identyczne wydawało się znacznie prostrze."
-Bo to był mój specjalny cios wzorowany na Michale Wołodyjowskim przeciwko Andrzejowi Kmicicowi.
A,,Kogo przeciwko komu?"
-Są to bohaterowie Potopu czyli polskiej epopei narodowej.
A,,Aaa dlatego nie wiedziałem o co chodzi. Tak czy siak nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie."
-Ty też naprawdę dobrze walczyłeś. Dwa razy prawie mnie drasnąłeś.
A,,Jednak to ty wygrałeś."
-Ciekawe kto wygra w tej walce.
A,,Nie wiem jak walczy Carlos ale ja zawsze mam problemy gdy staje naprzeciwko Kagami "
-Więc zapowiada się ciejawie. Bo Carlos jest na bardzo podobnym poziomie co ja.
Trener po raz drugi tego dnia dał znać do zaczęcia walki. Pierwsze posunięcia były dosyć zachowawcze, oboje badali na co mogą sobie pozwolić i wtedy Carlos szybko zaatakował jednak nie zaskoczyło to Kagami która jakby od niechcenia odparowała cięcie i przeszła do kontrataku. Carlos dzielnie się bronił i kilka razy próbował skontrować ale szybkość i precyzja przeciwniczki wzięła w końcu górę i po szybkim cięciu to ona zwyciężyła. Zwycięszczyni nie dostała tak dużych braw co ja ale jej styl walki był bardzo agresywny i zabujczo precyzyjny. 
AD,,Świetna walka Kagami teraz zawalczysz z Leonem w powiedzmy finałowej walce. Jesteście gotowi?"
-Tak ja jestem.
K,,Ja również."
Zaskoczyło mnie że od razu po jednej walce chciała zawalczyć ponownie. Nie miała żadnego czasu na złapanie oddechu w przeciwieństwie do mnie. Będę musiał to wykorzystać. Tylko pytanie w jakim stopniu ta walka ją obciążyła. Nie mogłem jednak dłużej analizować i oczyściłem umysł ze zbędnych myśli. Zostało tylko skupienie na walce. Wkroczyłem pewnie na matę i z nowu zostałem podpięty do maszyny. Po przywitaniu zaczęła się walka. Ta była znacznie inna od tej przeciwko Adrienowi. Nie dałem się zepchnać do mocnej obrony ale też nie przewarzałem. Trzymaliśmy się raczej na dystans uniemożliwiając końcowe cięcie. Trwało to dość długo jak na pojedynek szermierczy a ręka zaczynała opadać z sił. Wiedziałem że jeśli nie zaryzykuje to przegram z kretesem. Zrobiłem więc mocny wypad do przodu aby dosięgnąć rapierem przeciwniczkę niestety ona postanowiła zrobić to samo w rezultacie dosłownie w tym samym momencie dotkneliśmy się rapieri. Werdykt mógł być tylko jeden remis i powturzenie pojedynku. Rozprostowałem szybko rękę aby rozluźmić spięte mięśnie. Po tym bez zbędnej przerwy zaczeliśmy drugie starcie. Walka znowu była intensywna ale żadne z nas nie było w stanie przeważyć szali na swoją strone. I tym razem walka również zakończyła się remisem. Kagami wydała się tym mocno sfrustrowana zresztą tak samo jak ja bo wkładałem wszystkie siły w tą walkę. Jednak po chwili wytchnienia doszło do kolejnej potyczki. Tym razem oddałem inicjatywę oszczendzając siły na silną kontre. Kagami napierała najsilniej jak mogła ale w końcu osłabła i wykorzystałem to puki miałem okazje. Jednym prostym machnięciem wytrąciłem ją z równowagi a wypad z atakiem na klatkę piersiową zakończył pojedynek. Byłem po nim okropnie zmęczony bo jeszcze nigdy nie walczyłem z tak trudnym przeciwnikiem. Gdy złapałem oddech podszedłem do Kagami i podałem jej rękę.
-Walczyłaś niesamowicie. To był najtrudniejszy pojedynek w moim życiu.
K,,Gratuluje wygranej. Ale jeszcze kiedyś z tobą wygram."
-Na pewno będziesz miała do tego okazje.
Po tych trzech popisowych walkach zaczął się krótki trening. Ćwiczenia nie były zbyt intensywne więc bez problemu dałem sobie z nimi radę. Gdy wróciłem po nim do domu od razu wziąłem prysznic a dopiero po nim zjadłem obiad. Resztę dnia spędziłem na odrabianiu lekcji i oglądaniu różnych rzeczy w internecie a w międzyczasie pisałem z Laurą. Opowiedziałem jej jak mi minął dzień oraz o dwóch wygracych walkach. Dziewczyna nie kryła swojego podziwu do tego co dokonałem. Ona również napisała mi co ją spotkało w szkole. A następnie pisaliśmy o najróżniejszych sprawach na przykład o zwierzętach czy ulubionych potrawach. Aż w końcu zaproponowałem spotkanie w weekend na co brunetka przystała ochoczo. Nie ukrywam byłem wtedy bardzo szczęśliwy ale wciąż z tyłu głowy pamiętałem żeby być ostrożnym i rozważnym. Umówiliśmy się na piątek po lekcjach w Ogrodach Tuileries. Nigdy nie byłem jeszcze w tym miejscu Paryża ale to wiązało się z lepszymi doznaniami podczas spotkania. Po tym popisaliśmy jeszcze trochę ale w końcu zmęczenie wzięło nad mną górę i po napisaniu ,,Dobranoc" Laurze połorzyłem się spać. Jednak jak tylko porządnie zasnąłem ukazał mi się sen który kilka razy miesiąc temu śniłem. Znowu znalazłem się w tym dziwnym bezkresnym pomieszczeniu o czarnej jak aksamit podłodze i kuli światła na przeciwko mnie. Obok niej stała jak wcześniej mrocznie wyglądająca postać o zamazanej twarzy. Obejrzałem się aby sprawdzić czy dziewczyna która trzynała mnie ostatnio za rękę stoi tam bez zmian. Ale gdy tylko ją zobaczyłem dostałem ciężkiego szoku. To była Laura!!! Wyglądała na przerażona tą sytuacją ale gdy spojrzała mi w oczy trochę się uspokoiła i uśmiechnęła. Też chciałem się uśmiechnąć gdy dobiegł mnie głos z kuli.
,,Tylko ogień ocali nasz klan." Czyżby kolejność cytatów się zmieniła?,,Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana..." Tak na pewno się zmieniła ale dlaczego. ,,Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć" Czemu ich kolejność się zmieniła? Chyba że najpierw były w kolejności w której czytałem te książki a teraz może mieć ona głębszy sens tylko nie wiem jaki. Jednak nie było mi dane zastanawianie się dalej we śnie bo świat zawirował a ja obudziłem się. W pokoju nadal było ciemno i z początku nie wiedziałem dlaczego coś mnie wyrwało ze snu ale po chwili usłyszałem ciche miałknięcie? Nastawiłem uszy w kierunku gdzie słyszałem dźwięk i po pewnym czasie znowu z nad mojej głowy dobiegło miałczenie. Wstałem więc i otworzyłem okno nad moim łóżkiem prowadzące na balkon. Rozejerzałem się po nim chwile ale nic nie zobaczyłem. Stwierdziłem więc że przesłyszało mi się to miałczenie i zacząłem zamykać okno gdy po raz trzeci usłyszałem miałczenie dochodzące zza doniczek. Odsunąłem je szybko a za nimi leżał skulony kociak. Miał ciemno rude futerko i nie mógł mieć więcej niż trzy miesiące. Zauwarzyłem też z przerażeniem że z jego przedniej łapki leci krew. Bez namysłu wziąłem go na ręce i zeskoczyłem na łóżko co obudziło moje kwamii.
-Leeeon dlaczeeego nie śpisz?
-Obudziło mnie miałczenie kotka.
-Kotka? Pokaż mi go.
Połorzyłem kociaka na pościeli co nie było dobrym pomysłem bo nadal krwawił. A moja koszulka była już trochę pochlapana krwią.
-Jaki słodziak z niego. Masz zamiar go zatrztymać? Chwila on krwawi!
-Jeszcze nie wiem może ma jakiegoś właściciela ale musimy mu pomóc. Pamiętam że apteczkę mama schowała mi w pułce nad pralką w łazience.
-Mogę ją przynieść?
-Tak ale nie tu. Lepiej jak opatrze go na stole w kuchni.
Herro szybko poleciał prosto do łazienki a ja zabrałem kotka na ręce. Ucieszyłem się że nie poplamił mi pościeli swoją krwią. Zszedłem ostrożnie na dół po schldach. Czułem że kociak cały się trzęsie więc musiałem działać szybko. Na stole leżała już otwarta apteczka przyniesiona przez moje kwamii. Wyjał on z niej już bandarz oraz wodę utlenioną.
-Widzę że znasz się na rzeczy Herro. Skąd wiesz że woda utleniona jest na rany?
-Uczestniczyłem w obu wojnach światowych i pomagałem wraz z moimi właścicielami poszkodowanym z tąd ta wiedza. Nie trać czasu i zdezynfekuj ranę a ja przyniose nożyczki bo mogą się przydać.
-Miło mieć takiego pomocnika jak ty. Bez ciebie było by ciężej.
Połorzyłem ostrożnie kotka na stole i w mocniejszym świetle obejrzałem jego przednią prawą łapkę. Nie zobaczyłem w niej żadnych obcych ciał ale była lekko zabrudzona. Polałem więc nią wodą utlenioną co nie spodobało się małemu pacjętowi który zaczął się wiercić ale po chwili się uspokoił bo lekarstwo przestało go piec. Uspokoiłem go głaskaniem a gdy był już odprężony zacząłem bandarzować jego łapkę. Bandarzu nie potrzeba było wiele więc urzyłem nożyczek przyniesionych przez Herro i zawiązałem supeł aby opatrunek dobrze się trzymał. Posprzątałem w chwilę stół po czym wyjąłem z lodówki karton mleka i wylałem trochę na spodek aby kociak mógł się napić. Gdy połorzyłem przed nim spodek z białym płynem kociak przez chwilę nie ragował ale po pewnym czasie zaczą wąchać ciecz aż w końcu głód zwyciężył i zaczął łapczywie pić. Obserwowałem go szczęśliwy że zdołałem mu pomóc.
-Jak już zaczął jeść to nic wielkiego mu się nie stało.
-Masz racje. A wracając do tego co mówiłeś wcześniej to chętnie bym go zatrzymał. Mam nawet dla niego idealne imie.
-Na prawdę? Jakie?
-Ognista Łapa. Mój ulubiony bohater z seri książek wojownicy.
-Ładne imie i mu pasuje.
-Zrobię mu zdjęcie.
-A po co ci?
-Z dwóch powodów. Po pierwsze aby wystawić ogłoszenie że go znalazłem i dam je Alyi bo ona ma spore dojścia. No a drugi powód jest taki że wyślę je Laurze.
-Anant z ciebie jeden. Ale dziewczyny chyba takich lubią.
-Mam taką nadzieje. A teraz chodźmy się jeszcze przespać bo zaczyna świtać.
Wziąłem Ognistą łape na ręce i udałem się do pokoju. Kociak zasną na moich rękach więc ostrożne aby go nie obudzić połorzyłem go na łóżku. Sam też miałem kłaść się spać gdy nad moim pokojem przeleciało ogromne stado gołębi a w oddali usłyszałem jakiś chałas. Czyżby to był Pan Gołąb? Niezbyt cięzki przeciwnik jak na pierwszy raz ale nadal w końcu zawalczę ramię w ramię z bohaterami.
-Leon słyszałeś ten hałas?
-Tak i wydaje mi się że to super złoczyńca.
-No to już sobie pospaliśmy.
-Takie uroki bohaterów. Herro Lwia Skóra! Wyskoczyłem przez balkon i pognałem za źródłem hałasu. Na ulicach jeszcze nie było dużego ruchu a większość osób jeszcze spało więc łatwo wytropiłem Pana Gołębia i to bez mojej super mocy. Ukrył się w jakimś budynku z przeszklonym dachem. Zobaczyłem też że w środku jest klatka a w nim uwięzieni strażnicy parkowi. Gdy się temu przyglądałem usłyszałem że ktoś się zbliża była to biedronka. Cicho ale ospale wylądowała obok mnie.
-Wczesna pobudka co?
B,,Taaaak. Ale ty wyglądasz na rozbudzonego."
-Bo wstałem jeszcze wcześniej i bieg mnie trochę orzeźwił. Słyszę że zbliża się czarny kot.
CK,,Witaj My Laidy -Skłonił się nisko.-Cześć Lwie Serce pierwsza wspólna akcja nasz czeka."
B,,Możesz się przymknąć bo nas usłyszy. I nie nazywaj mnie kropeczką."
CK,,Już nie będę Biedroneczko."
Biedronka trochę zirytowana znowu przypatrzyła się sytuacji poniżej.
B,,Chyba zrobimy to podobnie jak przez ostatnie 23 razy. Szczęśliwy traf. Kocie porzyczysz mi koci kij?"
Ck,,Oczywiscie kropeczko"
B,,Lwie Serce zejdziesz tam i odwrócisz jego uwagę? I najlepiej jakby stanał tuż pod tym oknem. Wysłałabym tego klauna ale ma alergie na pióra i zasacka mogłaby się nie udać."
-Już idę Biedrona.
CK,,A co ze mną?"
B,,To co zawsze urzyjesz kotaklizmu aby zniszczyć jego gwizdek."
Otworzyłem okno i wskoczyłem do środka. Było tam mnóstwo gołębi a w powietrzu unosił się aromat pierza.
-Panie Gołębiu gdzie jesteś?
PG,,Tutaj koteczku.-Wyłonił się zza filaru a wokół jego pięści latały gołębie w zwartych grupach tworząc coś w rodzaju rękawic bokserskich.-Ostatnio polowałeś na ptaszki a teraz to gołębie zapolują na ciebie."
-Nie dam się tak szybko upolować.
Zmieniłem swoje kije w dwie drewniane tarcze aby w razie czego zablokować gołębie. Pan gołąb zaczął iść w moim kierunku na co czekałem bo tuż nad głową była biedronka ze swoim mam nadzieje genialnym planem. Cofałem się aż nie napotkałem ściany ale plan został zrealizowany.
PG,,Jesteś w potrzasku nie masz do kąd uciec Gruu Grrrruuu."
Gołębie jak zaczarowane poleciały w moim kierunku po jego zawołaniu. Przed pierwszą falą obroniłem się tarczą w którą dosłownie kilka gołębiów się wbiło a przed drugą uskoczyłem w ostatniej chwili. Przez to zamieszanie nie zobaczyłem nawet kiedy Biedronka złapała super złoczyńce. Po chwili czarny kot zniszczył gwizdek a biedronka złapała akumę i urzyła szczęśliwego trafu. Podszedłem do nich gdy wokół wirowały magiczne biedronki naprawiające szkody.
Ck,,Dobra robota drużyno." Uniusł rękę do żółwika i to samo zrobiła biedronka. Ja byłem ostatni i razem zbiliśmy żółwika mówiąc ,,Zaliczone" Później rozdzieliliśmy się i każdy popędził do swojego domu. Musiałem obrać też dłóższą drogę bo biedronka pobiegła dokładnie w kierunku mojej kamienicy. Marinette też tam mieszka może to kolejna poszlaka. Słaba ale jednak. Gdy dotarłem na swój balkon nie zobaczyłem jednak biedronki. Miała szybszą trase nic dziwnego no i jeszcze to jojo. Gdy tylko wyladowałem na łóżku przemieniłem się do swojej cywilnej postaci. Chciałem się trochę przespać bo to była strasznie intensywna noc. Najpierw sen później znalezienie kotka a teraz jeszcze akcja. Nie było mi to jednak dane bo z na zagarze widniała godzina 7:23 czyli do lekcji zostało niecałe 40 minut. Wstałem niechętnie z łóżka i zszedłem do łazienki. Nie miałem wcześniej czasu aby pomyśleć nad snem i teraz wrócił on ze zdwojoną siłą. To Laura będzie tą dziewczyną z którą pójdę spotkać Pana Światów. Dlaczego ona? Z jednej strony cieszyłem się że to ona ale z drugiej bałem się o nią. A co jeśli coś jej się tam stanie. Odrzuciłem te myśli na bok bo wtedy jeszcze bardziej niepokojąca myśl mnie naszła. Zmieniła się kolejność cytatów a pierwszym z nich był o ogniu który ocali klan. A zaraz później znalazłem kotka o ognisto rudej sierści. To nie może  być przypadek! Ale to znaczy że zaczęło się odliczanie do spełnienia tego snu. Wybiegłem szybko z łazienki w poszukiwaniu mojego kwamii. Znalazłem go od razu wcinającego oliwki w kuchni.
-Skąd ten pośpiech?
-Dzisiaj w nocy znowu miałem ten sen.
-Że co i dopiero teraz mi to mówisz?
-Wiesz że nie było okazji.
-Tak wiem ale on jest strasznie ważny. Zmienił się on?
-Tak. Po pierwsze wiem kto ma wejść tam ze mną.
-Niech zgadne Laura.
-Tak.
-To było raczej oczywiste. A jaka była druga zmiana?
-Zmieniła się kolejność cytatów.
-Tylko nie mów że ten o kotach.
-Dokładnie ten.
-Ale to znaczy że się wypełnił bo znalazłeś kota i nadałeś mu imie kota który faktycznie ocalił klan.
-Dokładnie to samo pomyślałem. Ale chyba nie pozostało mi nic innego jak cieszyć się życiem bo i tak przeznaczenia nie zmienie.
-Masz racje. Ale musisz wypatrywać znaków.
-Oby nie nastały za szybko.
Po rozmowie przygotowałem i zjadłem śniadanie a następnie zacząłem zbierać się do wyjścia do szkoły. Nieoczekiwanie gdy miałem wychodzić z pokoju na górze po schodach nieporadnie zaczął schodzić Ognista łapa. Wziąłem go na rence ponieważ bałem się że może spaść. Zabrałem go do kuchni i na spodek wylałem trochę mleka. Kociak napił się go trochę ale gdy zacząłem wychodzić przestał pić i pobiegł za mną. Kucnąłem aby go zatrzymać jednak on zaczął się łasić, mruczeć oraz lizać moje dłonie.
-Ognista łapo nie mogę cię wźąć ze sobą do szkoły.
Odsunąłem go delikatnie od drzwi i je zamknąłem a wtedy usłyszałem jego zawodzenie. Otworzyłem spowrotem drzwi a kotek to wykorzystał i skoczył na mnie i uczepił się mnie pazurkami jak rzep psiego ogona. Zrezygnowany oraz z powodu braku czasu musiałem mu ustąpić.
-No dobrze pójdziesz ze mną ale tylko ten jeden raz.
Ognista łapa na te słowa póścił moją nogawkę i znowu zaczą się łasić jakby zrozumiał moje słowa ale to niemożliwe.
-Nie mów mi że zabierasz kociaka ze sobą do szkoły.
-Zabieram jest tak mały że zmieści się do plecaka. Chwila nie słyszałeś jak mówiłem że go zabieram.
-Ty coś mówiłeś? Ostatnie słowa przed tą twoją odpowiedzią jakie powiedziałeś były o tym śnie.
-Nie mów mi że zacząłem gadać w kocim języku.
-Słyszałem tylko miałczenie więc to możliwe.
-Nie wnikajmy w to na razie bo jest to po prostu dziwne.
-I to bardzo.
-Ognista łapo wskakuj do plecaka bo w końcu się spóźnie do szkoły.
Kociak jakby był tresowany wskoczył do otwartego plecaka i wystawił główkę aby móc wszystko obserwować. Załorzyłem więc plecak odwrotnie niż zwykle aby mieć na niego widok. Ognista łapa był na prawdę niezwykłym kotem bo ani trochę nie bał się nowego otoczenia tylko ciekawie wszystkiemu się przyglądał. Ale nie wiercił się ani nie próbował uciekać. Gdy przekroczyłem próg szkoły odetchnąłem z ulgą bo jeszcze nie było dzwonka na lekcje i wszyscy uczniowie kręcili się po boisku lub stali przy klasach. W drodze do swojej klasy spotkałem Carlosa który na pierwszy rzut oka był w cudownym nastroju.
-Siema Leon co ty taki nie wyspany? Oraz dlaczego masz plecak tył na przód?
-Cześć Carlos. A bo widzisz miałem sen z którego obudził mnie ten kociak. -Następnie schyliłem się i wyszeptałem mu na ucho.-Oraz miałem akcje z Panem Gołębiem.
-Cooo? I pokaż tego kociaka.
Sięgnąłem ręką do środka i wyciągnąłem Ognistą łape z środka. Natłok ludzi jednak go trochę przytłoczył bo zanim weszliśmy za próg schronił się w środku ale był spokojny.
-Śliczny jest ale czemu ma opatrunek na łapce?
-Gdy go znalazłem leciała mu z niej krew. Widocznie rozciął ją sobie gdzieś.
-Nadałeś mu już imię?
-Tak chociaż nie wiem czy ktoś się po niego nie zgłosi.
-No nie wiadomo. Ale jakie to imię mu dałeś.
-Ognista łapa.
-Idealne dla niego. 
Tuż po tym jak to powiedział zadzwonił dzwonek.
-Muszę iść na lekcje. Do zobaczenia.
-Ja tak samo. Trzymaj się.
Włorzyłem kotka z powrotem do plecaka i skierowałem się do klasy. Gdy tylko tam wszedłem wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Poczułem się trochę tak jak pierwszego dnia ale uświadomiłem sobie że to nie ja wzbudziłem taką uwagę a Ognista łapa który wychylił głowę z plecaka. Chwilę później rozległo się ,,Ooch i Aach" oraz mnustwo komentarzy na temat kociaka. Ten hałas znów trochę spłoszył kotka który schował się do bezpiecznego plecaka. W drodze na swoje miejsce zatrzymała mnie Alya a do rozmowy odwrócili się Adrien i Nino.
AC,,Skąd wytrzasnąłeś tego kotka i dlaczego wźąłeś go do szkoły?"
-W nocy obudził mnie swoim miałczeniem. Okazało się że ma zranioną łapkę więc ją opatrzyłem. Nie wiem tylko czy ktoś nie jest jego właścicielem.
AC,,Mogę wstawić jego zdjęcie na biedrobloga. Ale nadal nie powiedziałeś po co zabrałeś go do szkoły."
-Po prostu chciał iść i uczepił się mnie pazurkami jak wychodziłem. Więc wźąłem go.
N,,Ten kot jest inny niż wszystkie."
-To prawda jest wyjątkowy.
AD,,Nadałeś mu jakieś imię?"
-Tak Ognista łapa.
AC,,Świetne imię."
AD,,To prawda pasuje mu."
B,,Dość tych rozmów dokończycie je na przerwie. Leon dlaczego masz załorzony plecak tył na przód?"
-Ponieważ jest w nim kociak którego znalazłem tej nocy. Proszę zobaczyć akurat zasnął.
B,,Dlaczego go zabrałeś ze sobą?"
-Ponieważ sam tego chciał. No i nie miałem go z kim zostawić w domu. A jest mały i jest zraniony.
B,,Rozumiem. Wygląda na to że nie będzie nam przeszkadzał więc może tu zostać. Tylko pilnuj go.
-Oczywiście.
Po tej rozmowie usiadłem przy Ivanie i ostrożnie aby nie obudzić Ognistej łapy wyciągnąłen książki. Jakieś pięć minut później do sali weszła Marinette i przeprosiła za spóźnienie. Wyglądała na niewyspaną. Czyżby moje podejrzenia na prawdę są prawdziwe i to ona jest biedronką. Jednak nie skópiałem się na tym zbyt długo ponieważ nauczycielka zapewniła mi wystarczająco dużo zajęcia. Pozostałe lekcje upłynęły bez większej historii. A kociak spał przez nie jak zabity. Po nich wybrałem się do pobliskiego sklepu zoologicznego i kupiłem kuwete, żwirek, miskę oraz trochę jedzenia dla kociaka. Zrobiłem tak ponieważ nikt nie odezwał się pod postem Alyii a ma ona ogromne zasięgi. W sklepie Ognista łapa się przebudził i z zaciekawieniem wąchał nowe zapachy oraz przyglądał się zwierzętą zamkniętych w klatkach lub akwariach. Gdy wróciłem do mieszkania od razu napełniłem mu kuwete oraz miskę. Kociak jakby na to czekał wskoczył do kuwety i załatwił swoje potrzeby. Po skończeniu czynności zasypał swoje pozostałości i nie wysypał nawet jednego kamyczka poza pojemnik. I muszę przyznać że pozytywnie mnie tym zaskoczył. Resztę popołudnia spędziłem przy lekcjach oraz oczywiście na pisaniu z Laurą. Dziewczynie strasznie spodobał się Ognista łapa oraz była pod wrażeniem jak odpowiedzialnie zachowałem się pomagając kotkowi w potrzebie. W trakcie rozmowy wysłała mi także zdjęcie swojego kota. Był on już starszy ale nadal dobrze zadbany. Obiecała też że kiedyś wpadnie do mnie zobaczyć kociaka na żywo. I tak przyjemnie upłynął kolejny dzień który zaczął się od koszmaru.

Lwie Serce Opowieści z MiraculumWhere stories live. Discover now