Miracula Lwa

15 1 2
                                    

Dzień 8

Pobudka dzisiaj była wyjątkowo wcześnie a mianowicie o 6 ponieważ mieliśmy pojechać na plażę a następnie zobaczyć Dragon Breath Cave. Zebraliśmy się najszybciej jak mogliśmy i już o 7 byliśmy w restauracji zajadając śniadanie. O 7 30 wsiedliśmy do autokaru i ruszyliśmy na plażę. Gdy tam dojechaliśmy zaczęła się cudowna sielanka. Wszyscy rozłożyli swoje rzeczy i ubrali kąpielówki lub stroje kąpielowe. Następnie niektórzy zostali się opalać inni weszli do wody a jeszcze inni zaczęli grać w siatkówkę. Ja z Carlosem wybraliśmy ostatnią grupę a gdy znudziła nam się gra postanowiliśmy wskoczyć na chwilę do wody ponieważ niestety za chwilę mieliśmy jechać. I tak około godziny 12 zaczęliśmy pakować nasze rzeczy. Gdy każdy był już gotowy do drogi ruszyliśmy w kierunku autokaru. Było mi trochę żal opuszczać tak przepiękną plażę ponieważ to były pierwsze godziny tej wycieczki w których na prawdę wypocząłem. Ale nie mogłem tam zostać ponieważ tak już była zaplanowana nasza podróż która swoją drogą powoli się kończyła. Jutro mamy samolot do Maroka a już pojutrze wieczorem wylatujemy do Warszawy. Ale nie warto się tym przejmować trzeba cieszyć się tą podróżą do samego końca. O godzinie 14 dojechaliśmy w okolice jaskini. Jednak przed wejściem do niej zjedliśmy obiad w pobliskiej restauracji. Gdy wszyscy się najedli ruszyliśmy w jej kierunku. Przed wejściem do niej zatrzymaliśmy się ponieważ przewodnik musiał wytłumaczyć co wolno a czego nie można robić a także przedstawił osobę która nas po niej oprowadzi. Jednak nie skupiałem się dokładnie na tym co mówił. Błądziłem myślami w chmurach a wzrokiem po okolicy aż w pewnym momencie zobaczyłem tego samego starszego człowieka z włucznią i skrzynką pod ramieniem w złotej szacie co cztery dni temu. Patrzył się dokładnie na mnie a ja nie odrywając od niego wzroku szturchnąłem łokciem mojego przyjaciela i wskazałem na mężczyznę. Który zaczął powoli odchodzić jednocześnie wykonując ruch ręką jakby zachęcając nas do podążenia za nim.
-Idziemy za nim?-Zapytał Carlos.
-No raczej. Bo nie da mi to spokoju.
Zachowując dużą ostrożność oddaliliśmy się od grupy i ruszyliśmy za tym człowiekiem. Zanim go dogoniliśmy skręcił on w lewo a gdy doszliśmy do tego miejsca to nie zostało po nim żadnego śladu.
-Co teraz? On dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
-Może przeszedł przez tą ścianę. Rozejrzyjmy się tu trochę i poszukajmy jakiejś klamki guzika dźwigni lub czegokolwiek innego co mogłoby otworzyć jakieś przejście.
-Dobry plan Leon.
Nie tracąc czasu zabraliśmy się za szukanie. I po niecałej minucie Carlos krzyknął -Znalazłem!!!- i pociągnął za dźwignie. A ściana przed nami uniosła się ukazując tajemnicze przejście. Ruszyliśmy więc przez ten kamienny tunel który oświetlony był przez pochodnie. Po minucie marszu zobaczyliśmy światło dzienne a chwilę później weszliśmy do najpiękniejszej groty jaką w życiu widziałem. Oświetlona była podobnie jak pomieszczenie w środku piramidy Cheopsa z tą różnicą że ona powstała naturalnie. Dookoła stały marmurowe kolumny pokryte pnączami. Pośrodku było jeziorko a na nim była wysepka z kolejną kolumną ale inną niż pozostałe. Do niej prowadził drewniany stary mostek. Podziwialiśmy ten widok z zapartym tchem gdy zauważyłem dwa pudełka ustawione obok siebie na kolumnie. Carlos też musiał je zobaczyć. Kiwnęłiśmy głowami na znak że idziemy sprawdzić co kryją te pudełka. Droga zajęła nam kilka sekund i bez zastanowienia wzięliśmy skrzyneczki z kolumny.
Gdy tylko znalazła się ona w moich rękach przyjrzałem się jej dokładniej. Miała takie same wzory jak skrzynka tego staruszka. Ciekawość zżerała  mnie od środka więc postanowiłem je otworzyć. W chwili gdy to zrobiłem wydobyło się z niego bardzo jaskrawe brązowo żółte światło które okrąrzyło mnie szybko dwa razy. Aż w końcu zatrzymało się przed moją twarzą a z niego pojawiło się małe stworzonko przypominające lwa.
-Witam cię Leon. Jestem Herro Kwamii lwa.
-Miło mi, ale czym ty właściwie jesteś?
-Kwamii pradawne stworzenie które obdarza mocą posiadacza Miraculum.
-Czyli takie istoty jak ty dają moce Biedronce, Czarnemu Kotu, Władcy Ciem oraz innym posiadaczom. Teraz to nabiera sensu. A jakimi mocami ty obdarzasz?
-Dzięki mnie oprócz tego że będziesz szybszy, silniejszy, zwinniejszy oraz wytrzymalszy potrafił będziesz wytropić każdego.
-Fajnie, na prawdę przydatna zdolność. A co z bronią?
-Trafiłeś chyba na najtrudniejszą w kontroli ale też na najbardziej użyteczną.
-To znaczy?
-Twoja broń to dwa zwykłe drewniane kije...
-Że co? Przecież to jest jakiś żart!
-Nie dałeś mi dokończyć. Ponieważ możesz je zmienić w jaką broń zechcesz.
-Wow to znaczy że mogę dostosować się do każdej sytuacji.
-Nie ciesz się tak bo są one cholernie trudne do opanowania.
-No to powiedz mi jeszcze jak zmienić się w super bohatera.
-Załóż naszyjnik-Dopiero teraz zobaczyłem go w pudełku. Był to zwykły złoty łańcuszek z pięcioma złotymi kłami. Jednak gdy go założyłem kły stały się białe a naszyjnik brązowy.- Teraz wystarczy powiedzieć,,Lwia Skóra". A aby przejść transformacje zwrotną musisz powiedzieć ,,Zrzuć skórę".
-Herro Lwia Skóra!-Gdy to powiedziałem Kwamii wleciało do naszyjnika i w tym momencie poczułem przyjemne ciepło które rozpływało się po całym ciele i wtedy spostrzegłem że moje ubranie zmienia się na kostium w kolorze sierści lwa. Ale jak szybko się to zaczęło tak szybko się skończyło. Rozejrzałem się więc i na przeciwko mnie stał Carlos ale też był po przemianie. Jego kostium był brudno zielony a na przedramionach miał łańcuchy zakończone czymś w rodzaju zaostrzonych haków. Natomiast na twarzy miał maskę w kolorze stroju z czymś co przypominało zęby krokodyla. A na szyji miał naszyjnik z jednym dużym kłem.
-Niezły strój, chociaż dziwnie wyglądasz z żółtymi oczami.
-Twój też jest spoko ale teraz możesz mówić że na głowie masz grzywę. Schyliłem się więc i spojrzałem w taflę wody. Ujrzałem w nim swoje zmienione oblicze, włosy faktycznie były o wiele dłuższe oraz bardziej puszyste i przypominały grzywę lwa. Miałem też maskę w kolorze stroju ale moje oczy pozostały w tym samym brązowym kolorze. Gdy już się dokładnie przyjrzałem swojemu odbiciu i zamierzałem wstać usłyszałem niespodziewanie szelest oraz kroki.
-Ktoś się zbliża słyszę go.
-Ja nic nie słyszałem.
-Bądź ciszej to może ustalę z której strony nadchodzi.
-Nie ma takiej potrzeby Leon.-Odezwał się nieznajomy.
-Pokaż się więc!-Krzyknął Carlos.
-Spokojnie Carlos przecież już mnie widzieliście.
Postać wyszła z cienia. I okazało się że był to ten staruszek.
-Widzę że udało się wam przejść przemianę niezwykle sprawnie. Z czego jestem niezmiernie zadowolony. Czekałem na was naprawdę długo.
-Skąd znasz nasze imiona?-Zapytał mój przyjaciel.
-Jestem mistrzem szkatułki i mam do dyspozycji bardzo zdolne Kwamii. Ale nie mamy za dużo czasu na rozmowę. Więc muszę się streścić. I byłbym wdzięczny gdybyście poczekali z zadawaniem pytań do naszego następnego spotkania. -Kiwnęliśmy głowami na znak naszej aprobaty.- Świetnie więc powiem wam teraz jakie zasady musicie przestrzegać. Po pierwsze opinia publiczna nie może poznać waszych tożsamości. Przydały by się wam pseudonimy pod którymi będziecie znani. Ale zastanowicie się nad nimi później. Po drugie macie nieść pomoc każdemu w potrzebie. I po trzecie macie dbać o wasze Kwamii. To chyba tyle. Idźcie już zanim zorientują się że was nie ma.
-Jak się nazywasz?
-Powiem wam gdy przyjdzie na to czas. Na ten moment możecie do mnie mówić mistrzu.
-Dobrze do zobaczenia.
-Do widzenia.
-Nie zapomnieliście o czymś?
-A tak stroje.-Powiedzieliśmy jednocześnie.
-Zrzuć skórę.
-Chowaj Kły.
Po przemianie wróciliśmy najszybciej jak się dało przez tunel a następnie dołączyliśmy do grupy która o dziwo nie weszła do jaskini. Udało nam się wśliznąć niepostrzeżenie ale dopiero wtedy zrozumieliśmy że tak naprawdę ominęło nas zwiedzanie. Ruszyliśmy więc z powrotem do autokaru. W trakcie marszu schowałem mój nowy naszyjnik pod koszulkę ale towarzyszyło mi strasznie dziwne uczucie coś w rodzaju niedowierzania że zostałem wybrany na posiadacza miraculum. Moje Kwami Herro ukrył się w kieszeni moich spodenek jednak nie było mu tam chyba wygodnie. I gdy tylko zwęszył okazje wleciał do mojego plecaka pokazując mi jednocześnie swoją zdolność przenikania przez materię. Po chwili coś zielonego również tam wleciało i najprawdopodobniej było to kwami krokodyla. Podróż na lotnisko zajęła kilka godzin które spędziłem słuchając muzyki na słuchawkach oraz rozmyślając nad tym co się stało w jaskini i jakie będą tego konsekwencje. Nie rozmawiałem z Carlosem prawie przez całą drogę w obawie że ktoś może nas usłyszeć. Na lotnisku oraz na pokładzie samolotu również nie będzie pewnie takiej okazji. Więc nie pozostało mi nic innego jak czekanie na tą rozmowę. Na lotnisku byliśmy o godzinie 22 a lot miał potrwać aż 9 godzin więc czekał mnie sen w niezbyt wygodnych warunkach. Zanim przeszliśmy przez odprawę i wystartowaliśmy dochodziła już jedenasta. I gdy tylko turbulencje ustały zasnąłem.

Lwie Serce Opowieści z MiraculumNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ