III. Should I ask for more or should I stop?

494 54 112
                                    

Tak jak Kenma przewidział, obudził się rano z ogromnym bólem głowy. Zwykle kiedy zarywał noc by grać na streamie nie niosło to ze sobą takich konsekwencji tak jak teraz. A czuł się okropnie. Powiedzieć, że był nieprzytomny, to mało. Jego głowa była niczym balon, obraz rozmazywał mu się przed oczami, każdy najcichszy dźwięk doprowadzał go do agonii, no i to łupanie w skroniach.

Ponoć tak też się czuły osoby będące na kacu. Kenma zastanowił się, dlaczego ludzie są takimi masochistami, doprowadzając się dobrowolnie do takiego stanu.

Do tego wszystkiego dochodził jeszcze ból w całym ciele, jaki odczuwał po zaśnięciu w niewygodnej pozycji przy blacie. To zdecydowanie nie będzie jego dzień.

Podniósł się, starając się robić to powoli, co niewiele dało, gdyż momentalnie poczuł, jakby ktoś z całej siły bił go czymś ciężkim po głowie. Jęknął, dotykając dłonią tamtego miejsca, jakby miało mu to w jakikolwiek sposób pomóc, drugą dłonią trzymając się kurczowo blatu. Nie chciał zemdleć, a coś podświadomie mówiło mu, że był całkiem bliski osiągnięcia tego stanu.

Spojrzał zaspanym wzrokiem na wyświetlacz piekarnika, chcąc zobaczyć, która jest godzina. Nie zobaczył zbyt wiele, poza jedną, wielką, rozmazaną plamą. Wada wzroku. No tak.

Wyciągnął się po telefon, który pozostawił na blacie. Odblokował ekran, który na dzień dobry poinformował go, że zostało mu dwanaście procent baterii. Skomentował ten fakt wymownym milczeniem. Wyłączał go przecież po rozmowie z Kuroo, więc nie rozumiał, dlaczego jego bateria była umierająca. Może po prostu chciała utożsamić się z właścicielem. Nie wnikał.

Zerknął na zegarek, który informował go, że była szósta trzydzieści. Rzucił telefon na poprzednie miejsce, jęcząc z bólu, chowając głowę w dłoniach. Nie dość, że czuł się jakby zgonował, to robił to w sobotę o pieprzonej szóstej trzydzieści rano. W tym momencie marzył jedynie o trumnie, bo do łóżka miał zbyt daleko.

Wczepił palce we włosy, ciągnąc za ich nasadę. Zamknął oczy, i zaczął wsłuchiwać się w ciszę, która go otaczała. Miał wrażenie, że nagle wszystko wokół niego zaczęło poruszać się w szaleńczym tempie, a on był zbyt wolny, by za tym nadążyć. Jeszcze tydzień temu wszystko było dobrze, a teraz czuł się zbyt mały, by dać radę piętrzącym się powoli problemom.

Chociaż może przesadzał, może zbyt dramatyzował. Przecież nic się w sumie takiego nie stało. Nic, czemu nie dałby radę sprostać w pojedynkę.

Przetarł dłońmi twarz, głowę odchylając w stronę sufitu. Na białej farbie zaczynały robić się niewielkie pęknięcia.

Da sobie radę sam. Jakoś musi.

Kiedy poczuł się w miarę na siłach, postanowił pójść do sypialni. Każde wejście po stopniach prowadzących na piętro było dla niego męką, i zaczął przeklinać to, dlaczego nie mieszkają w parterowym domu. W ogóle nie rozumiał po co im był tak duży dom. Mieszkali w nim w końcu tylko we dwójkę. Wystarczyłoby im tak naprawdę małe mieszkanie. Gdyby mieszkali na mniejszym metrażu, możliwe że cztery ściany nie przytłaczałyby ich tak jak teraz. Chociaż tak na dobrą sprawę, może tylko on widział w tym problem. Jego mama w końcu nigdy się na nic nie skarżyła.

Kenma zatrzymał się w połowie schodów uderzony nagłą myślą. A co jeśli to wszystko to była jego wina. Może to problem całego zła wszechświata leżał właśnie w nim. Może jego mamie będzie lepiej bez niego.

Nie użalał się nad sobą. On po prostu stwierdzał tylko fakty.

Kiedy dotarł do sypialni, pierwszym co rzuciło mu się w oczy, były promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno, wprost na jasne panele, dające złudzenie pięknego zapowiadającego się dnia. Drugą rzeczą było puste łóżko. Kołdra była odrzucona na bok, poduszka miała w sobie wciąż wgłębienie. Podszedł do materaca, dotykając go. Był zimny. Jego mama musiała się obudzić już jakiś czas temu.

What if I say | kurokenWhere stories live. Discover now