- Jesteś pewna? Nie jestem już taka lekka..

- Nic mi nie będzie - zapewniłaś z małym uśmieszkiem.

Mikasa uśmiechnęła się lekko i wdrapała się na Twoje ramię.

Wstałaś powoli powodując, że uścisk na twojej głowie i ramieniu zwiększył się nieznacznie.

Mieliście lepszy widok na żołnierzy i już po chwili można było usłyszeć pedekscytowane westchnienie Erena.

To czego nie zauważył, to stan pułku...

Patrzyłaś na przygnębionych mężczyzn o martwych spojrzeniach. Wielu miało na sobie zakrwawuone bandaże oraz brakujące kończyny a wiele koni nie miało jeźdźców.

Patrzyłaś na nich z kamienną twarzą, gdy z zamyślenia wyrwał cię twój brat.

- Emmo, czy możesz nam o nich poopowiadać? Proszę! - błagał.

Uśmiechnęłaś się lekko i westchnęłaś.

Za każdym razem gdy przychodziliście zobaczyć zwiadowców opowiadałaś Erenowi i Mikasie o nich i o ich pracy. Mimo, że prawdopodobnie znali twoje opowieści na pamięć, Eren wciąż nalegał byś opowiedziała je ponownie.

- Cóż - zaczęłaś. - Zwiadowcy to elitarni żołnierze o niesamowitych umiejętnościach i niezrównanej odwadze. Jako jedyni nie boją się wyjść za mury, gdzie walczą z tytanami. Potwornymi stworzeniami, które pożerają ludzi i sieją postrach. - opowiadając zauważyłaś, że kilku mieszkańców zaczyna słuchać twojej opowieści, co trochę cie rozbawiło.

Nie zdawałaś sobie jednak sprawy, że słuchają cię też niektórzy żołnierze. Mimo traumatycznych doznań byli zaskoczeni i szczęśliwi, że ktoś docenia ich poświęcenie.

Kontynuowałaś

- Mimo, że w walce wielu z nich traci życia, nigdy się nie poddają i dzielnie podążają za swoim dowódcą. Poświęcają siebie i swoje serca, by jak najwięcej dowiedzieć się o naszym wrogu a kiedyś pokonać go i zbawić ludzkość. - zakończyłaś.

Zachwycony Eren kręcił się niespokojnie na twoim karku, lekko szarpiąc twoją głową, a Mikasa lekko pociaśniła swój uścisk i ukryła twarz w szaliku.

Uśmiechnęłaś się niewidocznie i skierowałaś wzrok z powrotem na zwiadowców. Tam napotkałaś wzrok twardych niebieskich oczu należących do krępego, wysokego blondyna.

Rozpoznałaś mężczyznę jako dowódcę oddziału Erwina Smith'a. Posłałaś mu smutny uśmiech, który odwzajemnił skinieniem głowy i odwrócił wzrok kontynuując jazdę.

- Moses? Moses? -

Nagle z tłumu można było dosłyszeć nawoływania, a po chwili na ulicę wybiegła starsza dama rozglądając się chaotycznie.

Podbiegła do człowieka o zmęczonych oczach i stanęła przed nim składając razem ręce.

- Moses, Moses mój syn! Gdzie on jest? Nigdzie go nie widzę! - pytała roztargniona.

Mężczyzna spojrzał na nią bez życia i wymamrotał coś do żołnierza obok.

Ten podał kobiecie podłużny skrawek tkaniny, a ty skrzywiłaś się wiedząc już co się wydarzy.

Staruszka chwiejnym rękami wzięła zawiniątko po czym rozwinęła ukazując posiniaczoną, bladą i zakrwawuoną rękę.

Sapnęła i padła na kolana płacząc za synem a tłum patrzył na nią ze współczuciem.

Enemy {Levi x Oc}Where stories live. Discover now