VI

233 31 32
                                    

Przepraszam za poślizg w czasie, ale — jak to ja — w ostatniej chwili postanowiłam zmienić nieco zakończenie, więc pracowałam nad tym... i tak, teraz zdecydowanie czuję się usatysfakcjonowana. 

Dlatego, z tym trwającym jeden dzień opóźnieniem, witam Was w tym jednak jeszcze nie ostatnim rozdziale.

Spokojnej nocy lub miłego dnia, w zależności od tego, kiedy czytacie (bo u mnie jest 1:12 w chwili, w której piszę tę notkę).







Poczucie niepokoju wzrasta w nim z każdą kolejną sekundą, minutą, godziną. Dni wypełnia jedno wielkie nic, którego nie da się zastąpić dosłownie żadną rzeczą, ponieważ skupienie się na chociaż jednej rzeczy okazuje się być upragnionym, jak i niemożliwym.

Harry czuje się tak, jakby starał się uciec przed czymś, co już dawno zostało przesądzone. Losu nie da się oszukać, a jakimś dziwnym cudem stał się tym, który został wybrany na miejsce tego, który miałby umrzeć, aby ktoś inny mógł żyć. Jeśli nie było to zwykłą pomyłką, chichotem rzeczywistości, która jeszcze przez moment chce się nim pobawić, mając przy tym uciechę z jego cierpienia, czeka go śmierć.

Śmierć.

Został wpuszczony w labirynt, który kryje pozorne pragnienia, lecz od tamtej pory odbija się od ścian bez możliwości wyjścia. Wyjścia nie ma, gdyż ktoś nieustannie stawia kolejne mury przed nim, obierając tym samym nadzieję na to, że w ogóle uda mu się wydostać na powierzchnię. Zaczyna brakować mu powietrza i dopiero to uświadamia mu, jak bardzo zmanipulowany został. Jego myśli przestały być jego; stał się plasteliną w dłoniach kogoś, komu niczym nie zawinił.

Przewraca się z boku na bok, bo choć powoli ogarnia go całe to senne uczucie, myśli zdają się krzyczeć pod cichą osłoną nocy.

Nie potrafi przestać myśleć o Louisie. O cierpieniu, na które został skazany, choć pozornie miał coś, co wydaje się być doskonałe pod każdym względem. Najwyraźniej punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Chciałby mu współczuć. Współczuje mu z powodu bólu, który towarzyszy mu z dnia na dzień z powodu pragnienia, którego nie potrafi spełnić. Jest tym najniezwyklejszym bytem, który łaknie normalności z całych sił; pragnie normalności do tego stopnia, że jest w stanie przekroczyć wszelkie granice.

Ale odpuścił Harry'emu.

Jednakże to nie jest coś, co byłoby w stanie sprawić, że zapomni o urazie, która utkwiła w środku. O żalu, który odczuwa. Rzeczy mogły być inne. Życie Stylesa mogło być inne, bo mógł być teraz całkiem szczęśliwy. Mógł wyleczyć się z bólu, który obezwładniał go przez te kilka miesięcy, jakby sobie to zasłużył. Nie zasłużył. Wszystko było jedynie ścieżką, która miała ułatwić Louisowi dotarcie do tego, czego tak bardzo chciał.

— Jesteś niemożliwy.

Kiedy w pokoju rozlega się głos, zrywa się z miejsca tak gwałtownie, że kołdra natychmiast spada na podłogę. Drżącymi dłońmi włącza lampkę, która znajduje się na szafce nocnej obok, po czym zerka w drugi kąt pokoju, gdzie na krześle znajduje się całkiem rozbawiony, ale i rozluźniony Louis.

— Co do cholery? Wiesz, która jest godzina? — stara się szeptać, ale nic nie poradzi na chęć wykrzyczenia tych słów, która tkwi w nim. — Boże. Jak ty się tutaj znalazłeś?

Szatyn wzrusza ramionami, poprawiając się na swoim miejscu. Wciąga nogi na siedzenie i krzyżuje je, teraz garbiąc się delikatnie, a jasna grzywka kolejny raz opada aż na jego oczy. Uśmiecha się w kierunku Stylesa, przekrzywiając głowę z tym znaczącym wyrazem twarzy.

Only angel | larryWhere stories live. Discover now