7. kryształy synaju (jojo bizarre adventure)

82 3 0
                                    


goretober część siódma - crystals
jojo bizarre adventure


Mówi się, że ciekawość jest pierwszym stopieniem do piekła. A dobrymi chęciami - piekło jest wybrukowane.
Czym więc jest w tym beztroska? Pochopność?
Jonathan Joestar zbyt późno odkrył, że zgubą.

Bezlitosne egipskie słońce wdzierało się łakomie między skrawki lekkich, lnianych ubrań szarpanych przez bezczelne, suche i piaszczyste dłonie zachodniego wiatru. Mimo usilnych prób i starań jego skóra zaczynała pokrywać się palącą czerwienią i zdawała się wrzeć przy każdym choćby niezauważalnym dotyku, czy to twardych pasów toreb, czy to jego własnych nieuważnych palów, niezwykłych do jakiejkolwiek delikatności, nawet w stosunku do samego siebie.
Jęknął cicho, gdy nieumyślnie drapiąc się po karku dostarczył sobie nieprzyjemnych skórno-żołądkowych sensacji, które jeszcze bardziej podsyciły kiełkujące w nim od wielu godzin, poczucie beznadziei i, co ważniejsze, wstydu. Z rezygnacją raz jeszcze zerknął na mapę, z której z każdym kolejnym spojrzeniem wyczytać był w stanie coraz mniej. Jeszcze rano, gdy nie kryjąc swojej frustracji, ruszał w drogę, był w stanie z pamięci przywołać opracowany i wielokrotnie w głowie przebyty szlak, wymieniając każdy z zaznaczonych na niej punktów orientacyjnych, zmienę wysokości nad poziomem morza, a nawet zmianę wysokości względem obranego celu. A teraz? Teraz nie był pewien nawet gdzie się znajduje. To wciąż Egipt, czy może trafił już w pierwsze piekielne kręgi?
To mógł być przedsionek piekła... Palący, suchy i pusty. Nic tylko leniwie chylące się ku zachodowi słońce, wycie piaszczystego wiatru i wciąż wydłużający się cień Synaju. Zupełnie jakby same niebiosa, swym majestatem, który tak doskonale dostrzegał u podnóża mojżeszowej góry, spychały go w otchłanie za jego bezmyślną łapczywość.

Czym dłużej przedzierał się przez bezwzględne piaski i gniewne skały, tym pewniejszy był swej zguby i co ważniejsze - nieodwracalnej głupoty. Prawda, Jojo znany był z swojej niepohamowanej, wręcz szczeniackiej ciekawości, lecz dotychczas potrafił utrzymać ją na wodzy, gdy zadanie, którego podejmował się z powołania lub zawodowego obowiązku tego wymagało.
Teraz jednak...
Teraz jednak prowadził go naiwny sen, lub... i głos samego Boga.
Piękne oblicze, które w swej dobrotliwości ukazało mu się w śnie zaraz po ich przybyciu do Afryki, swym melodyjnym, hipnotyzującym szeptem wyjawiło mu tajemnice znane tylko Niebu. Wręcz anielska, lekka dłoń nakreśliła na jego ciele ścieżkę, wyryła w głębi czaszki koordynaty, bezsłownie darując mu swoje zaproszenie.
Niebiańska istota zasiała w nim swój plon, wiedząc jak płodną ziemią jest Jonathan. Płodną, choć trudną w okiełznaniu. Wielki krzew idei rozrósł się w nim, zakwitł marzeniami niczym drogocennymi kryształami i nikt, ani zwierzchnicy, ani pozostali członkowie wyprawy nie byli w stanie go powstrzymać.
Wyruszył więc samotnie, uzbrojony w wielkie zamiary, marzenia i niepowstrzymaną ciekawość archeologa.

Słońce pokładało się po horyzoncie, a wiatr stopniowo przybierał na sile, niosąc ze sobą już nie tylko piasek, ale i pierwsze zapowiedzi pustynnej nocy. Szpony przerażenia, zaczynały zaciskać się ciaśniej na jego krtani, przybliżając mu wizję niechlubnej zguby w prędko stygnącym pustkowiu. Przyspieszył kroku, prąc przed siebie, blisko biegiem, w nadziei, że w zboczu góry odnajdzie choćby skrawek jaskini, jamę, w której będzie mógł zaszyć się na noc, by rankiem, przegrany, wyruszyć w drogę powrotną, choćby w kierunku Klasztoru Świętej Katarzyny, gdzie być może litościwie znajdą go nim skona z wykończenia.
Był głupi, zaślepiony beztroskim natchnieniem...

Daleko po zachodzie słońca dotarł pod stok, drżące z zimna, skostniałe palce ocierając o siebie, w namiastce ciepła. Ślepy w ciemności potykał się na ledwo uformowanej ścieżce, zataczając się, smagany przeszywającymi, ostrymi podmuchami. Krążył tak, bliski krzyku i rozpaczy, modląc się w głos rozpaczliwie o cokolwiek, jakiekolwiek wytchnienie...
W końcu upadł, niezdolny przejść choćby metra, spragniony, głodny, zmarznięty.

[ gdy wyklują się ćmy ] //goretober 2020Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz