8.

1.2K 101 178
                                    


Miałam wstawić rano, ale intuicja mi mówi że lepiej teraz, nie chcę wam przeszkadzać w trakcie zajęć.

Jeśli czytasz to w trakcie lekcji, odradzam, bo możesz mieć potem kłopoty. Lepiej przeczytaj w domu.

—————————————————————

- Ja... Bōkuto-san... Ja cię kocham...

Te słowa ciągle powtarzały się w głowie trzecioklasisty jak odtwarzana w kółko ulubiona piosenka.

Akaashi wpatrywał się jak klatka Kōtaro unosi się wysoko w górę i opada w bardzo szybkim tempie. Złote tęczówki wpatrywały się w granatowe oczy przestraszonym i niezrozumiałym wyrazem. Obaj nie mieli pojęcia do czego to dojdzie.

- Akaashi... - zaczął po chwili, starając się nie łapać żadnego kontaktu wzrokowego z rozgrywającym - My się tylko przyjaźnimy...

Piekło w płucach drugoklasisty się zaczęło, róża rozpychała się na boki.

- Ja nie czuję nic do ciebie, rozumiesz? Mam już dziewczynę - zaśmiał się nerwowo drapiąc tył głowy

Krew i kwiat napłynęły mu do krtani i gardła. Ledwo się powstrzymywał od zwrócenia zawartości płuc.

- Przykro mi, chyba nie możemy się dalej przyjaźnić po tym co powiedziałeś...

Dwukolorowowłosy mijał już Keijiego, ale zanim zniknął za ścianą Akaashi upadł.

Trząsł się cały. Trzymał się jedną ręką koszuli mając nadzieję że jego śmierć przestanie go tak boleć jak pisało w internecie, a drugą dłonią opierał o podłogę tak żeby już całkiem nie upadł.

- Akaashi? Wszystko okej? - atakujący wrócił do granatowookiego

Nie odpowiedział. Obaj trwali w sekundowej ciszy. Tylko sekundowej.

Zaczął kaszleć. Mocno.

"...Boże proszę, przebacz mi..." - pierwsza myśl

Najpierw płatki białych róż wydostały się z jego jamy ustnej. Bōkutō zrozumiał czemu Akaashi się tak stresował.

- Akaashi! C-co się dzieje?! - jeszcze bardziej przerażony ukucnął obok chorego

Kolejna porcja płatków wydostała się na parkiet budynku. Tym razem wylała się też krew, było jej więcej niż zwykle. W cieczy można było zobaczyć łodygę i pojedyncze kolce.

"...Wybacz mi Boże..." - druga myśl jaka przemknęła mu przez głowę

- Akaashi! AKAASHI! - Bōkuto lekko potrząsał czarnowłosego

Sama krew. Tym razem na podłodze była tylko ciemnoczerwona ciecz, która wylewała się jak woda z plastikowej butelki. Tracił już tętno. Jego oddech był nikły jak nigdy dotąd.

"...Proszę pozwól mi tam być, na tym wzgórzu..." - trzecia i ostatnia myśl zanim Bóg położył na nim swoją dłoń.

As nie rozumiał niczego, nie miał pojęcia co się stało, a w środku coś go załamało... Jedna i jedyna łza smutku i tęsknoty spłynęła po jego policzku

- Kō-chan? Wszędzie cię szukałam... Co się stało? - Czarnowłosa nie zwracała uwagi na martwe ciało drugoklasisty

- On... On nie żyje... - trzęsąc się z szoku wstał i mocno przytulił się do dziewczyny

- Już jest po, spokojnie, teraz mu na pewno jest lepiej... - oddała uścisk

Do następnego!
~Life's not daijoubu

Ⓜ︎ⓡ. Ⓛⓞⓥⓔⓡⓜⓐⓝ || Bokuto x AkaashiWhere stories live. Discover now