Rozdział 3 - Życie

20 2 2
                                    

Kolejny rozdział wjechał na salony ;) Miłego czytania. Obserwujcie, będą pojawiać się częściej:)

****************************************************

Minęło kilka lat odkąd mieszkałam z Tsubakim w jego chacie, nieopodal lasu. Idealne miejsce by trzymać w domu demona. Kto by pomyślał... Najbliższa wioska była kilka mil stąd, nie wspominając o jakimkolwiek mieście. Chłopak bardzo rzadko udawał się na targ do miasteczka by sprzedać, bądź wymienić plony, które pomagałam mu zbierać i uprawiać.. W międzyczasie, ja odkryłam niesamowitą rzecz. Naszyjnik od matki, potrafił zmieniać moją postać. Gdy go nosiłam, moje włosy i oczy zmieniały kolor, ogon, kły i uszy, a nawet blizny znikały i choć nadal nie widziałam na jedno oko, to było ono w całości, niczym iluzja, gdy wisiorek był na mojej szyi. Wydaję mi się, że matka specjalnie skonstruowała go dla mnie, by ludzie nie mogli mnie rozpoznać, w końcu i bez niego nie potrafili dostrzec szczegółów, ale mój naturalny kolor włosów i oczy, już tak. W każdym razie, większość nie mogła ich dostrzec. Chłopak nie przejmował się moim wyglądem, wręcz nalegał bym była sobą przy nim. Poza tym i ja, czułam się nieswojo patrząc w odbicie. Blond włosy i niebieskie oczy jakoś do mnie nie pasowały... Brązowooki był zaskakującym człowiekiem, nawet dla takiej potępionej duszy jak moja, która odebrała wiele istnień, wciąż potrafił być dobrym, miłym Tsubakim. Bardzo lubiłam gdy opowiadał mi o Assiah i o tym jak zachowują się ludzie. Wiedziałam, że nie mogę wrócić do Gehenny, a w każdym razie nie zanosiło się na to, musiałam więc nauczyć się wszystkiego o nowym dla mnie świecie. Wydaje mi się, że jedyna rzecz, której naprawdę się bał, to być samotnym, dlatego zaproponował ten pakt. Jego życie było dla takiego demona jak ja, jeno mrugnięciem oka, bo czym jest kolejne 80 lat dla nieśmiertelnej, którą jak się okazało, nadal byłam. Chociaż Venea odebrała mi moc i jestem obecnie tylko skrajnie słabym pół demonem, którego można zabić raniąc fizycznie, to czas nie jest moim przeciwnikiem. Poza tym , naprawdę lubiłam jego towarzystwo. Chociaż ciężko mi to przyznać, stał się moim przyjacielem. Czasem samotnie wspinałam się na dach i tęskno patrzyłam w dal, rozmyślając o przeszłości. Zwłaszcza gdy na niebie pojawiał się krwawy księżyc, który pokazywał się ledwie raz na kilka miesięcy, a czasem nawet i na rok. Co zabawne, Tsubaki opowiedział mi legendę o demonie, na którego cześć nazwali to zjawisko „krwawym księżycem". Jak się okazało, tym demonem byłam ja. Ponad 200 lat temu, gdy wyrżnęłam wioskę pełną egzorcystów by zemścić się za śmierć mojej matki, dziwnym zbiegiem okoliczności, na niebie pojawił się właśnie krwawy księżyc, z tym, że wtedy w towarzystwie moich szkarłatnych płomieni. Ludzie bali się, że ten księżyc zwiastuje nadejście demona apokalipsy, więc na czas jego rządów rysowali na swych chatach znaki Boskie oraz ryglowali drzwi i okna. Patrząc na niego, przypominałam sobie czasy mojego panowania, chociaż nie wiedzieć czemu, te wspomnienia zaczęły u mnie zanikać... Zapominałam wielu rzeczy.. Na przykład jak nazywał się niewolnik, z którym w dzieciństwie pozwolił mi się bawić ojciec? Jak wyglądały moje włosy, zanim straciły swoją barwę..? Te proste rzecz uciekały mi z pamięci ale jedno wspomnienie, którego tak bardzo chciałam się pozbyć, pozostawało niezmiennie wyryte w moich myślach. Prawie co noc śniłam w kółko jedno i to samo tragiczne przeżycie, kiedy siostra wbiła mi sztylet w oko. Zawsze idealnie ten sam fragment i zawsze wtedy kłuło mnie w oczodole... I choć ból nie był tak potężny jak wtedy, czułam go doskonale w każdej komórce mojego ciała...
Czas mijał, a ja spędzałam go wspólnie z Tsubakim. Gdy go poznałam miał 18 lat, w zeszłym tygodniu skończył 28. Jak zawsze udał się na targ by wymienić się składnikami z innymi sprzedawcami, podczas gdy ja, czekałam na niego w domu. Zawsze gdy wychodził kazał mi zakładać naszyjnik, bał się, że ktoś mógłby odnaleźć to miejsce i zrobić mi krzywdę pod jego nieobecność. Ten jeden raz Tsubaki wrócił później niż zwykle... Westchnęłam z ulgą gdy zza horyzontu wyłonił się powóz z kasztanową klaczą na czele. Ledwo widząc z dalekiej odległości dostrzegłam tylko kontury dwóch postaci. Trochę zdenerwowana, trzymałam za krzyżyk jakby od tego zależało moje życie. A więc dobrze dostrzegłam dwie osoby... „Kobieta?". Tsubaki Zsiadł z powozu, który jak zawsze ciągnęła stara Centka, jego jedyna i ukochana klacz. Dostrzegłam, że powóz był pełny. Kilka słomkowych koszy i duża drewniana skrzynia z lekkim nalotem z prawego rogu i zardzewiałym zamkiem, poza tym, kilka mniejszych skrzynek bez wieka. Zrozumiałam, że musiały to być rzeczy jego towarzyszki. Podał rękę młodej dziewczynie, która z uśmiechem ją chwyciła i powoli zeszła z powozu, jedną ręką podwijając swoją skromną sukienkę. Pastelowo różowe włosy tańczyły na jej twarzy pod wpływem delikatnego wietrzyku. Założyła je za ucho ukazując fiołkowe tęczówki.
- Tabita, to moja siostra, Verrine. – przedstawił mnie Tsubaki. Stanęłam jak wryta, wiedząc zbyt dobrze co próbował zrobić. Skinęłam głową i ukłoniłam się lekko.
- M-miło Cię poznać, Tabita... - powiedziałam, choć wcale tak nie myślałam. Coś zakłuło mnie w klatce piersiowej. Wydaje mi się, że Tsubaki nazwał wcześniej to dziwne uczucie...zazdrością?
- Więc to Ty jesteś młodszą siostrą Tsubakiego? – uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała mnie po głowie. Moje policzki natychmiast zmieniły kolor na czerwony. – Jesteś dokładnie taka urocza jak opowiadał! – zaśmiała się, zakrywając dłonią usta. Spojrzałam jej w oczy, chcąc skorzystać ze swojej umiejętności patrzenia na wskroś ludzkiej duszy, ale nie ujrzałam w niej niczego złego. Mimowolnie uniosłam kąciki ust ciesząc się, że znalazł kogoś podobnego do siebie. Tego samego wieczoru, gdy rozpakowaliśmy z wozu wszystkie rzeczy różowowłosej, poszłam pozbierać myśli na dachu.
*********************** Z perspektywy Tsubakiego *******************
To była ostatnia skrzynia z rzeczami Tabity. Otarłem pot z czoła w milczeniu. W końcu zdałem sobie sprawę z panującej ciszy. Spojrzałem na swoją ukochaną. Stała przy kominku, odwrócona bokiem do mnie. Patrzyła w trzaskający ogień nieobecnym wzrokiem.
- Wszystko w porządku Tabi? – Podszedłem chwytając za jej ramie. Nie odpowiedziała. Staliśmy tak w bezruchu przez kilka dobrych minut. Przytuliłem ją.
- Czy ona.. –Ocknąłem się na dźwięk jej słowiczego głosu. – Myślisz, że kiedyś mnie zaakceptuje? – Odsunąłem się by móc spojrzeć jej w oczy, ale ona wciąż patrzyła w ogień.
- Daj jej trochę czasu.. Odkąd nasza rodzina.. Ona.. Nie miała kontaktu z innymi ludźmi odkąd odeszli. Mieliśmy tylko siebie. – Spojrzała na mnie. Jej oczy jakby odżyły, ale zaraz potem zaszły łzami.
-Przepraszam Tsubaki... Myślałam tylko o sobie..
- Nie przejmuj się, porozmawiam z nią. – Pokiwała głowa wtapiając się w moje ramiona. Poczułem, że się uśmiecha.
- Kocham Cię, Tsubaki.
- I ja Ciebie, Tabi.. – W tamtej chwili, czas się dla nas zatrzymał.
******************** Z perspektywy Verrine *******************************
Usłyszałam wspinanie się i odwróciłam wzrok. Tsubaki usiadł obok mnie bez słowa, jedynie wpatrując się w czyste niebo.
- Przepraszam Verrine. – zdziwiłam się jego nagłym zachowaniem. – Chciałem Ci powiedzieć wcześniej, że poznałem Tabitę. – zacisnął dłonie na materiale swoich spodni. Obserwowałam go, śledząc dokładnie każdy grymas na jego twarzy. Czuł się winny. – Ponad rok temu, gdy byłem na targu, kupiła ode mnie trochę owoców.. – zaczął smutno ale gdy wrócił do tego wspomnienia, momentalnie się to zmieniło. – Musiałabyś zobaczyć, jaki był ze mnie tchórz – zaśmiał się drapiąc tył głowy. – Gdy tylko ją zobaczyłem odebrało mi mowę. Odeszła od straganów ale krótko po tym wróciła by spytać czy nie zechciałbym pójść z nią na spacer. – znów wbił wzrok w górę, podziwiając ukazujące się powoli gwiazdy. – Tak to się zaczęło... Wybacz mi, że Ci nie powiedziałem, bałem się twojej reakcji... Chcę żebyś wiedziała, że między nami nic się nie zmieni. Dlatego czekałem na odpowiedni moment. Naprawdę jestem tchórzem... – zaśmiał się nerwowo.
- Tsubaki. – powiedziałam, kładąc mu rękę na ramieniu. Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, przyzwyczajony by skupiać się na lewym. – Jeżeli Ty jesteś szczęśliwy, to ja też. Tyle dla mnie zrobiłeś... Nawet pięć takich kontraktów jest niczym w porównaniu z twoją dobrocią.
- Wystarczy, że po prostu tutaj będziesz... W końcu to Ty byłaś pierwszą, która wyrwała mnie z samotności, nie zapominaj o tym. – położył swoją dłoń na mojej głowie i delikatnie rozczochrał mi włosy.
*********************************************************************************
Kolejne lata mijały, Tsubaki i Tabita byli szczęśliwym małżeństwem, poczęli trójkę dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę. Wszystko było w porządku, zanim z kasztanowowłosym nie zdaliśmy sobie sprawy z jednej istotnej rzeczy. Jak wyjaśnić całej rodzinie, że się nie starzeję?
- W-wybacz Tabita.. – powiedział ze skruchą kłaniając się swojej żonie.
- Prosiłam żeby nic nie mówił, strasznie wstydzę się mojej choroby.. Przepraszam Tabita. – odwróciłam wzrok gdy dokończyłam zdanie. Było to oczywiste kłamstwo. Kątem oka widziałam, że Tsubaki też się zmieszał. Właśnie skłamał swojej ukochanej w żywe oczy. Niestety nic nie mogliśmy na to poradzić. Przecież nie mogłam powiedzieć jej prawdy i narazić brązowookiego na utratę rodziny... Jednak dobrze mieć już 236 lat, wielu potępionych w Gehennie opowiadało nam, demonom o Assiah, gromadziliśmy informacje głownie po to, by wykorzystać je przeciwko nim w przyszłych kontraktach. Jeden z niewolników opowiedział mi jak to jego dziadek, chorował na rzadką odmianę odwróconego procesu starzenia. Wyglądał na 20 lat, a miał 90 i umarł ze starości
- Więc masz już 26 lat, tak? – uśmiechnęła się trzymając w ramionach małą Hiyori. – Verrine, nie mogłabym się na Ciebie za coś takiego zdenerwować, przecież wiesz – zachichotała. – Sama tego nie wybrałaś. – Pogłaskała główkę dziewczynki, na której było już widać delikatne różowe włoski, takie jak jej matki. – Teraz to ma sens. – spojrzeliśmy po sobie zastanawiając się o co może jej chodzić. – To, dlaczego mieszkaliście tutaj całkiem sami, z dala od wsi. – jednocześnie odetchnęliśmy z ulgą, ale wciąż mając na sumieniu kłamstwo wobec Tabity.
******************************************************************************
Cała trójka rosła w zawrotnym tempie, nie wiadomo kiedy stali się dorośli i opuścili rodzinny dom, a Tabita i Tsubaki byli już w podeszłym wieku. Haru, najstarszy syn często nas odwiedzał przywożąc prezenty z miasta, w którym teraz mieszkał. Był dość zamożnym człowiekiem. Niczego mu nie brakowało. W przeciwieństwie do Shinzou, który przyjeżdżał tylko by o coś prosić. Hiyori, najmłodsza z całej trójki, martwiła się o rodziców najbardziej. Gdy wyprowadziła się z mężem, wciąż wracała do rodzinnego domu, nie mogąc usiedzieć we własnym. W końcu Tabita wybiła jej to z głowy, wmawiając, że przecież teraz ma swoją własną rodzinę i powinna spędzać więcej czasu ze swoim mężem niż z rodzicami, zwłaszcza, że spodziewała się kolejnego dziecka. Hiyori i Haru są naprawdę dojrzali. Shinzou zaś, jest uparty i wciąż wyłudza od rodziców pieniądze, przepijając je i zadłużając się u niebezpiecznych ludzi. W końcu wkroczyłam do akcji, zmęczona jego podłym zachowaniem.
- Wynoś się, Shinzou! Wynoś się i nigdy więcej tu nie wracaj! – Stanęłam przed nim, wpatrując się głęboko w jego gniewne oczy.
- I tak wam już się nie przydadzą! Worki kości. Tsch. Zdechniecie w samotności! – wykrzyczał rozwścieczony zrzucając pamiątkowy wazon, który Tabita dostała kiedyś od Tsubakiego w prezencie, natychmiast wsiadł na swojego konia i pognał w dal... Zaraz po jego wyjściu różowowłosa, uklękła na drewnianą podłogę i z łzami w oczach zaczęła zbierać odłamki ich wspólnych wspomnień. Mimo całej sytuacji, wciąż się uśmiechała. Jego słowa mnie zabolały, trawiłam je z minuty na minutę, próbując o nich zapomnieć.
Usiadłam jak zawsze na dachu naszego skromnego domku, podziwiając ze smutkiem kolejny krwawy księżyc tego lata.
- Jak zawsze piękny. – usłyszałam ciche słowa i zerwałam się jak poparzona zeskakując z dachu. Chwilę później stałam obok mężczyzny podpierającego się drewnianą laską.
- Tsubaki... Przepraszam za to, że na niego nakrzyczałam... I za to, ze kazałam mu się już nigdy tu nie pokazywać.. W końcu to twój syn... Odnajdę go i.. - zacisnęłam palce na połatanej sukience. Poczułam jego dłoń na swoim ramieniu i spojrzałam mu prosto w wyblakłe tęczówki, które z dnia na dzień stawały się coraz bardziej szare. Przyjrzałam się lepiej. Jego włosy były przerzedzone, siwe, a na środku głowy wyróżniała się łysina. I choć ogromne zmarszczki i brązowe plamy otaczały jego twarz, to uśmiech miał wciąż ten sam, szczery i dobry.
- Chciałaś dla nas dobrze, wiem to, Verr. – mówił wolniej niż kiedyś, gdy był gotów i pełen zapału do zrywania kolejnych plonów, nucąc pod nosem ulubione melodie zasłyszane w miasteczku. Zawsze tak bardzo starał się nie zapomnieć ani jednej nutki bym i ja, mogła nacieszyć się piosenkami. Czułam się tak okropnie patrząc na jego wiotką skórę. „Ohh Tsubaki.. Gdybym tylko mogła oddać Ci chociaż cząstkę swojej nieśmiertelności..." w oku zakręciła mi się łza ale przełknęłam ją. Tsubaki chwycił za mój naszyjnik, powoli go ściągając. Zawsze wolał moją prawdziwą postać. Zarumieniłam się, ale opadając, białe kosmyki przysłoniły mi twarz, więc tego nie zobaczył. Zwróciłam wzrok na szkarłatny księżyc i on także zaczął wpatrywać się w jego niezwykłe odbicie. – Pamiętasz kochana, jak opowiedziałem Ci skąd wziął się przesąd o krwawym księżycu..? – Uśmiechnęłam się słabo, pamiętając doskonale jak nie mógł przestać się śmiać, gdy tylko przyznałam się, że to moja wina.
- Tak... Pamiętam, Tsubaki. – tym razem pozwoliłam spłynąć samotnej kropli po zabliźnionym policzku zmuszając drżące kąciki ust do uniesienia. Staruszek natychmiast wytarł ją swoją kościstą, słabą dłonią, sprawiając mi tym widokiem jeszcze większy ból. – Tsubaki, ja...
- Verr.. Jestem już bardzo stary... Wiesz, że mój czas się kończy...
- A-ale może istnieje jakiś sposób, ja nie mogę pozwolić Ci-! – zamilkłam gdy położył rękę na czubku mojej głowy i rozczochrał delikatnie moje włosy. Patrzyłam ze smutkiem na jego wciąż promienną twarz.
- Jestem człowiekiem... I każdego z nas, mieszkańców Assiah, w końcu to czeka. Dla Ciebie nasze życie jest ulotne i trwa chwile.... Ale właśnie dlatego każda sekunda dla ludzi, jest taka cenna... Przeżyłem swoje lata szczęśliwie, kochana... Zawsze byłaś u mojego boku... Znalazłem wspaniałą żonę i wychowałem dzieci... Niczego więcej nie potrzebuję... - Zacisnęłam zęby. – Wkrótce dotrzymasz naszej obietnicy, ale chcę żebyś zrobiła dla mnie coś jeszcze... Jako przyjaciółka...- Spojrzałam mu w oczy swoim jednym, zaszklonym. Chwycił moje policzki w dłonie, Jego oddech był płytki. – Gdy umrę, zajmij się Tabitą... - Było to dla mnie oczywiste zadanie ale chciał mieć pewność, że jego ukochana, nie będzie sama. - A gdy i ona odejdzie, proszę... Znajdź sposób by odzyskać swoje dawne życie... W ten sposób sprawisz, że będę naprawdę szczęśliwy... Do tego czasu, możesz czuć się obserwowana.- Moje źrenice rozszerzyły się nienaturalnie gdy dokończył zdanie po czym chwycił mnie w swoje ramiona i już nie mogłam dłużej wstrzymywać łez... Płakałam jak opętana zaciskając palce na jego wytartej, wełnianej kamizelce.
- Tsubaki... - powiedziałam trzęsącym głosem. – proszę, opowiedz mi jeszcze raz, o Assiah...

Tsubaki odszedł spokojnie kilka dni później z uśmiechem na twarzy, a ja nie dopuszczałam do siebie tej myśli... Jak obiecałam, zajęłam się Tabitą, która krótko po swoim mężu, także zniknęła z tego świata, natomiast ja, starałam się spełnić ostatnią wolę przyjaciela. Robiłam co mogłam by zdjąć pieczęć. Niestety, tuż po odejściu obojga, wspomnienia z czasów gdy żyłam w Gehennie zaczęły mi się mieszać jeszcze bardziej niż wcześniej. Z trudem rozszyfrowałam runy wyryte na pieczęci, które są tak powszechnym pismem w świecie demonów. Myślę, że po przeżyciu ich śmierci, stałam się bardziej ludzka, człowieczeństwo wzięło górę. Trauma po odejściu osoby, która dała mi tyle szczęścia, przyczyniła się do powstania wielkiej wyrwy w moim sercu. Znienawidziłam swoje prawdziwe ja, które tak bardzo uwielbiał Tsubaki. Może właśnie dlatego, nie mogłam na nie patrzeć. Kojarzyło mi się tylko ze złymi wspomnieniami. Moją siostrą i tymi wspaniałymi ludźmi, których życie uciekło w mgnieniu oka. „Dla Ciebie nasze życie jest ulotne i trwa chwile.... Ale właśnie dlatego każda sekunda dla ludzi, jest taka cenna..." jedna zbłąkana łza spłynęłam raz jeszcze po moim policzku gdy przypomniały mi się jego słowa. Przestałam pragnąć zemsty... Stałam się pusta. Utraciwszy całą nadzieję, zaczęłam swoją bezcelową tułaczkę po świecie.

***************************************************

Zapowiedź Rozdziału 4

Minęło 300 lat od tragicznych wydarzeń w Gehennie. Od tamtego czasu Verrine żyła między ludźmi w Assiah. W ciągłym strachu przed zdemaskowaniem co jakiś czas zmieniała swoją tożsamość i podróżowała po wielkim świecie ludzi. Teraz udała się do Tokio by rozpocząć naukę w renomowanej Akademiii Prawdziwego Krzyża, w której – jeśli wierzyć plotkom – uczą się też egzorcyści.. W końcu, najciemniej jest zawsze pod latarnią.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 15, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PółkrwiWhere stories live. Discover now