33. Our time is right

Începe de la început
                                    

— Jezus — westchnął przeciągłe — możesz zacząć myśleć swoim mózgiem, a nie chujem? Naprawdę nie potrzebujemy teraz wojny z fankami Swift. Dobrze wiesz, jak to działa. Dopóki ona nie znajdzie sobie oficjalnie cudownego, zajebistego faceta, a nawet narzeczonego to ty nie masz prawa nawet prawa myśleć o kimś innym!

— Kurwa Luke mam...

— Dość — dokończył za niego i podszedł w stronę okna, by je otworzyć. — Nie bądź kurwa wulgarny, nie pasuje to do ciebie.

— No to przestań mi prawić te ciągłe kazania! I sam nie bądź wulgarny może, co?— również podszedł i wyciągnął swojego papierosa, odpalając go ze zirytowaniem — Nie rób ze mnie jakiegoś napalonego piętnastolatka, ja sobie tylko chcę życie przed czterdziestką jakoś ułożyć.

— Widzisz się z nią dziś? — Zmienił temat.

— Mhm.

— To dlatego jesteś taki wypachniony? — zażartował i klepnął przyjaciela po ramieniu.

— To dlatego jesteś taki wypachniony? — zażartował i klepnął przyjaciela po ramieniu

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.

Postanowił wziąć zimny, orzeźwiający prysznic. Gdzieś po drodze do łazienki ciągle plątał mu się pod nogami jego piesek, który nie potrafił opanować swojego podekscytowania. Chyba czuł, że odwiedzi go dziś jego drugi ulubiony człowiek. Zaczął się po chwili zastanawiać, co powinien ubrać, bo w końcu etap, na którym obecnie się znajdują, wymaga od nich jak najlepszej prezentacji samego siebie. Choć tak naprawdę Tom sam to sobie wmawiał, bo chciał być dla niej perfekcyjny, przez co martwił się o najbardziej nic nieznaczące detale, jak choćby zapach perfum. Z bólem serca zamknął drzwi przed nosem Bobbiego i szybko udał się w zamierzone wcześniej miejsce. Umył zęby, sprawdził chyba ze sto razy, czy jego włosy są dobrze ułożone i oparł się dłońmi o umywalkę.

— Od kiedy ty się tak przejmujesz — powiedział do swojego odbicia i pokręcił głową w geście lekkiego zażenowania. Spojrzał po chwili na zegarek, który zostawił obok - zajęło mu to zdecydowanie zbyt wiele czasu. Dochodziła już praktycznie ósma wieczór. — O cholera — z prędkością światła udał się do kuchni, by wyciągnąć potrzebne składniki do ich dzisiejszej wspólnej kolacji. Uznał, że zapiekane Bolognese z przepisu jego mamy, powinno podbić jej serce już kompletnie. Szybko zabrał się za krojenie pomidorów i innych potrzebnych mu składników. Z ulgą odetchnął, gdy danie wylądowało w piekarniku dwadzieścia minut przed tym, jak po jego mieszkaniu rozniósł się głośny dźwięk dzwonka. Po drodze do wyjścia zgarnął swojego podekscytowanego psiaka na ręce i otworzył Lauren drzwi.

— O rany, a co to za słodziak — Bobby wyrywał się niemalże na wszystkie strony, dlatego blondynka wzięła go w swoje ramiona i wycałowała w jego rozentuzjazmowany pyszczek.

— Czasem mam wrażenie, że umawiasz się ze mną tylko, dlatego bo mam uroczego pieska.

— Miałam nadzieję, że szybciej to zauważysz — zaśmiała się i podążyła razem z nim do kuchni. — Mmm, co tak pachnie? — skuliła się do okna w piekarniku, z którego wydobywały się naprawdę nieziemskie zapachy.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum