Rozdział XII. Ash

144 20 27
                                    

– Nie wrócę tam! – wrzasnęła Ash, patrząc na Rivana ze łzami w oczach.

Zmusił ją, żeby usiadła na swoim łóżku. Kiwała się nieustannie w przód i w tył, z całej siły ściskając dłońmi ramę mebla. Deski skrzypiały miarowo, a księżyc odbijał się od nieskazitelnie czystej, choć poznaczonej rysami podłogi pokoju elfki. Dawał wystarczająco dużo światła, by dało się dostrzec pot skrzący się na jej czole.

– Nigdy nie postanie tam moja noga!

– Profesor Plamant mówiła, żebyśmy...

– Mam gdzieś to, co mówiła! Ja tam nie wrócę! – powtórzyła z mocą, powstrzymując mdłości.

Przed oczami zamajaczył jej uśmieszek Kła. Do nozdrzy dotarł zapach własnej krwi oraz potu. Echo przeraźliwego trzasku pejcza było jedynym, co słyszała. Z głośnym, załamującym się jękiem zakryła uszy, próbując pozbyć się mar. Usiłując odegnać coś, co istniało jedynie w jej głowie.

– Nie podejmuj decyzji w strachu, bo w żadnym razie nie będzie jej można nazwać rzetelną. Poza tym Diego wpadnie w święte oburzenie. Wiesz, jak bardzo przejmuje się logiką. – Rivan zaśmiał się krótko, ale ujrzawszy jej łzy porzucił wszelkie próby dowcipkowania. Spoważniał zupełnie, a także ściszył głos niemal do szeptu. – Ja też się boję, Ash. To jedna z najbardziej przerażających chwil w moim życiu, ale kiedy przemyślałem to na chłodno, postanowiłem pojechać. Wiesz, dlaczego?

Poczuła, że usiadł obok niej. Delikatnie oderwał jej dłonie od głowy. Nie puścił ich, dopóki nie rozluźniła ramion. Potem odchrząknął, zbierając myśli. Gdy nie chciał brzmieć sarkastycznie lub prześmiewczo, potrzebował chwili, by znaleźć odpowiednie słowa. Ash spojrzała na niego przelotnie, nadal drżąc na całym ciele. Czekała cierpliwie, jednocześnie próbując się uspokoić.

– Od lat mam problemy z przeszłością. Nie jest to niezwykłe, w końcu masz je również ty. Mają je też chociażby Diego oraz Niyo Nu, choć nie wiem, czego dotyczą ich koszmary. Wiem tylko, że im także ciężko czasem zasnąć.

– Zawsze jest ciężko zasnąć – poprawiła go chrapliwie. Przyznał jej rację ostrożnym skinieniem głowy.

– Pomyślałem sobie, że jeśli tam wrócę, Dircand stanie się choć trochę mniej przerażający. Teraz nic nam nie będzie groziło. Jesteśmy o wiele silniejsi. Przy odrobinie kreatywności możemy nawet utrzeć nosa Kłowi, po wszystkim zaś wreszcie wynieść zza tych murów coś innego prócz paniki. Straszne opowieści z dzieciństwa nie przerażają już, gdy dorośniemy. Może z przeszłością będzie podobnie. Nie gwarantuję tego, oczywiście, ale zawsze warto spróbować pokonać strach.

Gdy mówił, cały czas powoli gładził dłonią jej plecy. Skończył już próby przekonania jej, teraz czekał na reakcję elfki. Wiedziała o tym, dlatego usiłowała przestać panikować na tyle, by wypowiedzieć zrozumiałą odpowiedź.

– M-może – wymamrotała zdrętwiałymi wargami.

– Przemyśl to sobie – mruknął Rivan, przenosząc rękę na jej bark. Potem wstał, poprawił koszulę i uśmiechnął się do niej. Nie był to zuchwały uśmieszek, jaki zwykle nosił na twarzy, lecz łagodny łuk, sugerujący nic innego, jak troskę. Po raz pierwszy od kilku minut zdołała głębiej odetchnąć. Miał rację, powinna przynajmniej dać sobie szansę uporania się ze wspomnieniami.

– Zostań – poprosiła sennie.

Dopiero teraz poczuła, jak bardzo była zmęczona. Oczy zaczęły nieprzyjemnie szczypać, a głowa stała się niewypowiedziane ciężka. Opadła na posłanie, zwijając się w ciasny kłębek.

DircandWhere stories live. Discover now