Będę w mediach wrzucać jakieś memy z różnych anime które znajdę na telefonie, a że jest tego dużo, to zapnijcie pasy.Obudziłaś się na miękkim materacu. Szybko otworzyłaś oczy, twoim ślepiom ukazał się palący się ogień w kominku, rozejrzałaś się po miejscu w którym się znajdowałaś, wszystko było typowo japońskie lecz w kolorach ciemnego drewna.
Cholera... Żyję...
Po chwili spróbowałaś się podnieść lecz czyjaś ręką cię zatrzymała, tym samym lekko pchając cię na plecy.
- Powinnaś teraz odpoczywać, ten idiota mało cię nie zabił... - poznałaś głos, należał on do oczywiście (DOKTOR YOSANO) Dazaia.
- Co takiego? Gdzie jestem? Co się stało? Co ja tu robię? - zdjęłaś z siebie dłoń mężczyzny i mimo jego słowom, usiadłaś podpierając się na łokciach.
- Pamiętasz przynajmniej kim jestem? - w jego głosie było słychać... Smutek?
- Oczywiście że tak Idioto! - odpowiedziałaś na absurdalne pytanie.
- Oh jak miło! - zaśmiał się - Więc tak, razem ze mną pojechałaś na miejsce gdzie chował się ktoś z mafii, ukrył się wraz z kilkoma zakładnikami i bombą, wymyśliłaś bardzo dobry plan lecz skutkiem było to, że ta cytryna która była obdarzona, ogłuszyła mnie swoją zdolnością i zajęła się tobą. Najdziwniejsze było to, że nie mogłem użyć swojej mocy. Najwyraźniej przez bitwę w ręcz która się zaczęła zaraz po tym, jak wyrzuciłaś mnie siłą zza kamienia, byłem zbyt osłabiony by jej użyć... - mężczyzna popatrzył się na Twoje nogi a zaraz po nim ty.
Nie zauważyłaś nawet że całe ręce miałaś zabandażowane, a nogi poranione głębokimi ranami.
- mogę kontynuować? Masz straszne rany, muszę się tobą zająć... - powiedział czekoladowo włosy biorąc do ręki pęsetę, a w niej wacik.
- Sama się sobą zajmę... - znów próbowałaś wstać, lecz Dazai cię zatrzymał.
- Ja cię w to wpakowałem, to ja się tobą zajmę. Koniec kropka. - delikatne przyłożył wcześniej wspomniany wacik do twojej rany, a ty syknęłaś z bólu. - przepraszam! Nie chciałem! - Mężczyzna się popatrzył w twoją stronę ze strachem w oczach.
- rób co chcesz - odpowiedziałaś dalej podpierając się na rękach.
Mężczyzna powoli oczyścił twoje rany i przyłożył do nich gaziki jałowe, następnie wszystko skleił do kupy obwiązując twoje łydki i uda, dobrymi kilometrami bandażu.
- Szef nie pozwoli Ci wrócić do pracy w takim stanie... - zmartwił się twój "lekarz".
- Co? Jaki szef? - zapytałaś.
- Zadzwoniłem do Pana Fukuzawy, szefa zbrojnej agencji detektywistycznej, opowiedziałem mu o zaistniałej sytuacji a on się zgodził aby przyjąć cię w nasze progi. Dzisiaj musimy tam być. - wytłumaczył uśmiechając się.
- Więc jedźmy tam. Tylko najpierw zajedźmy do mnie, muszę się przebrać. Słabo by było gdybym zrobiła złe pierwsze wrażenie... - Podrapałaś się po karku z zakłopotania.
Dazai się tylko zaśmiał - Wiem o tym! Nic się nie stanie, usprawiedliwię cię - Uśmiechnął się. Zeskoczyłaś na proste nogi a mężczyzna szybko cię podparł ramieniem. Okazało się dto problematyczne z uwagi na wasze wzrosty. Brązowooki cię puścił aby zamknąć dom, zaraz po tej czynności pomógł Ci dojść do swojego samochodu, następnie pomagając ci do niego wejść.
BẠN ĐANG ĐỌC
Kwiat brzoskwini || Dazai x Reader || FF BSD [WZNOWIONE]
FanfictionKiedyś wrócę do pisania tego - Nie ma nic wartego gonienia za ceną życia pełnego cierpień... - - Więc dlaczego zmusiłeś mnie abym za tobą ciągle biegła? - Masz 18 lat, obojętny wyraz twarzy dobrze jest Ci znany, ludzie uważają cię za dziwaka, nie da...