- A który jest najbardziej niebezpieczny?- zapytała białowłosa, nachylając się nieznacznie w stronę Miry. W jej oczach pojawiły iskry, podobne do tych, którymi jeszcze chwilę temu zapaliła kartkę.

   - Nawet o tym nie myśl - ostrzegł Derwan, widząc minę przyjaciółki.

   Mira uśmiechnęła się nieznacznie. Była pewna, że magią przewodnią Kari był ogień. Z jednej strony bardzo dobrze, bo był to potężny żywioł, jednak z drugiej... bardzo wymagający. Łatwo było można stracić nad nim kontrolę. Czasami wystarczyło dodać jeden znak w niewłaściwym miejscu, a zamiast niewielkiego płomienia, można było stworzyć ogień zdolny pojąć w swe władanie całą wioskę.

   - Biało-czarny ogień - odpowiedziała na pytanie dziewczyny.

   - Naucz mnie go - nakazała od razu Kari, już gotowa podrzeć papier z zaklęciem na błękitny ogień. Mira powstrzymała ją machnięciem głowy.

   - Jedynie kilka osób w całej historii potrafiło się nim posługiwać. Niestety, nie należę do nich.

   - Czym różni się od innych? - zapytał Derwan. - Oprócz koloru - dodał, widząc powątpiewające spojrzenie Kari.

   Mira mruknęła pod nosem, zastanawiając się, jak to wyjaśnić.

   - Wszystkie pozostałe ognie można zgasić zawsze na jeden sposób - zaklęciem unieważniającym. Jak już wiecie, tworzy się znaki na podstawie zaklęcia głównego. Niektóre również można zgasić wodą. Za to biało-czarny ogień nie może zniwelować osoba postronna. Nie istnieje na nie zaklęcie unieważniające. Jedynie osoba, która stworzyła biało-czarny ogień, może go zgasić. Dlatego jest tak niebezpieczny. Jeden z Czarnych Jeźdźców potrafił się nim posługiwać. Podpalił ogromny obszar biało-czarnym ogniem, zabijając tysiące istot. Do dziś na terenie Królestwa Płomieni, w niektórych miejscach, ziemia pozostaje czarna niczym węgiel.

   - Dobra. - Kari machnęła lekceważą ręką i oddaliła się od pozostałej dwójki. Nie widziała potrzeby słuchać o biało-czarnym ogniu, jeżeli nie mogła nauczyć się go tworzyć.

   - Tylko uważaj - krzyknęła Mira do odchodzącej dziewczyny, choć nie czuła wielkiej troski o nią. Był to bardziej przymus jako nauczyciela. Mothwe też zawsze tak mówił, a później zostawiał ją samą w środku lasu i szedł się napić.

   - Nie będzie uważać - parsknął książę.

   - Wiem. - Machnęła swobodnie ramionami. - Gotowy? - dopytała chłopaka.

   - Tak myślę - przytaknął. - Od czego zaczynamy?

   - Od znalezienia rathinusa. - Nie czekając, od razu skierowała się w stronę głębi lasu. Książę pobiegł z nią.

   - Czego? - zapytał, krzywiąc się nieznacznie z niewiedzy. Nie czuł zaskoczenia zachowaniem Miry, która paradowała przed siebie, nie zważając na gęstą roślinność porastającą niewielki las. Przebywając już tyle z nią, zdał sobie sprawę, że nie rozumiał większości o czym mówiła i co robiła.

   - Brązowy robak bez nóg. Często zasiedla drzewa.

   - Chodzi ci o robaczka brązowiaka? - dopytał o pierwsze, co przyszło mu do głowy. W Królestwie Słońca podczas największych upałów było ich od groma na zamkowych ścianach korytarzy i komnat.

   - Rathi oznacza robak, nus brązowy, więc chyba tak.

   - Język magów?

   Przytaknęła niemo, przystając przy największym drzewie w okolicy. Jedną nogą wsparła się o wystający korzeń i sprawnie podskoczyła. Zawisła na gałęzi, podnosząc się rękoma wyżej i zasiadając na konarze. Włożyła rękę do dziupli.

Cienie mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz