32. Have I known you 20 seconds, or 20 years?

Start from the beginning
                                    

Restauracja była co prawda niewielka, ale za to niezwykle klimatyczna. Przed wejściem znajdował się letni ogród, który otoczony był różnymi roślinami, w tym pnącymi się liśćmi winogron. Gdy tylko przekroczyli próg, dobiegł ich wszechobecny włoski język, którym posługiwała się zarówno obsługa, jak i niewielka ilość gości w środku. Stoliki były drewniane, utrzymane w dość rustykalnym stylu, który całkiem przypadł mu do gustu. Delikatne, odprężające wnętrze, zachęcało wręcz do dłuższego pobytu i przeprowadzenia rozmowy. Kelnerka zaprosiła ich, by obejrzeli ogród zimowy, który znajdował się z tylu lokalu. Lauren uznała, że ilości kwiatów przed wejściem nie pobije już nic w tym lokalu, nic bardziej mylnego. Przywitała ich efektowna winiarnia, bo tym teoretycznie było to miejsce. Z tylu stały beczki z winem, które używane były na bieżąco, a te schowane głębiej, dojrzewały wciąż spokojnie. Usiedli przy wolnym stoliku, którego wcale nie chciał rezerwować. W końcu, gdyby nie było miejsca, jak normalni ludzie poszliby szukać czegoś innego. Nikomu nie było teraz potrzebne onieśmielające gwiazdorzenie swoim nazwiskiem. Praktycznie od razu zamówili domowe wino, które po dziesięciu minutach przyniosła im wyjątkowo sympatyczna kelnerka.

— Wyglądasz oszałamiająco — Tom odezwał się po krótkiej chwili ciszy, która zapanowała tuż po przekroczeniu progu restauracji.

— Dziękuję — odparła z lekkim uśmiechem, uwydatniając rumiane od różu kości policzkowe, topiąc przy okazji usta w pełnym kieliszku. Lauren dość szybko zauważyła, w jak dziwnej pozycji się znaleźli. Wiedząc o sobie co nieco, a jednak praktycznie nic, bo ich każde emocjonalne zbliżenie miało miejsce tylko i wyłącznie pod wypływem zbyt dużej ilości alkoholu. Gdy kelnerka wróciła po ich właściwe zamówienie, w ekspresowym tempie zdecydowali się na swoje makaronowe dania.

— Więc... — Westchnął, marszcząc przy tym brwi. Nie wiedział, od czego nawet zacząć. Tak po prostu spytać, aby powiedziała pierw o sobie kompletnie wszystko, dopasowując swoją historię, w taki sposób, by jej od siebie nie odstraszyć? — Tom — wyciągnął nagle dłoń w jej kierunku, czekając, aż ją uściśnie.

— Co? — Spytała zbita z tropu. Uśmiechnęła się w głupi sposób, rozumiejąc po chwili, w jaką grę chce grać. — Lauren. Miło mi cię poznać Tom.

— Skąd jesteś Lauren? — Zaczął zaciekawionym tonem.

— Z Melbourne — w skupieniu patrzyłam na niego, bawiąc się kieliszkiem w dłoni i kontynuowała. — A ty?

— Londyn — odparł po krótkiej przerwie. — Westminster, jeżeli mam być dokładny.

— Nie musisz od razu mi podawać swojego adresu — prychnęła pod nosem, zasłaniając oczy pod długimi, pomalowanymi rzęsami.

— Jeszcze — odparł cicho, ważąc swoje słowa w głowie, nim zechce je wypowiedzieć. Blondynka niemal od razu zauważyła jego niemałe zakłopotanie i postanowiła przejąć główną rolę w tej grze.

— Powiedz mi coś o sobie, rodzina, dzieciństwo? — Palnęła, bo to były pierwsze pytania, które jej przyszły na myśl.

— Hmm... — Zamyślił się — mam dwie siostry.

— Ja też! — Odparła z udawanym zaskoczeniem — Co za zbieg okoliczności.

— Doprawdy — zaśmiał się pod nosem. — Moi rodzice są grubo po rozwodzie, więc...

— O... — Jej wyraz twarzy zmienił się w diametralny sposób — Cóż czasem wolałabym, żeby i moi byli — westchnęła.

— Czemu? — Zmarszczył brwi, nie do końca pojmując jej postawę. Dotąd wydawało mu się, że jej rodzina, pomimo typowych przeszkód, jest dość mocno zgrana i scalona.

— Widzisz, moja mama uznała, że dla dobra całej naszej trójki, lepiej, żebyśmy miały ojca, mimo tego, że nie potrafił nigdy okazywać uczuć innych, niż te negatywne.

— Przykro mi Lauren — odparł poważnym tonem, delikatnie dotykając jej dłoni, opartej na stoliku. — Moja mama nie miała zbyt wielu możliwości, a ja miałem tylko 13 lat, kiedy dowiedziałem się, że ojciec nas zostawia.

— Wiesz, czasem się zastanawiam, kim byśmy były, gdyby go nie było wśród nas — westchnęła ciężko. — Spójrz na siebie, jesteś nawet całkiem znany — Tom zmarszczył brwi wraz z wypowiedzianym przez nią słowem „całkiem". — No co? Może i ja bym została światowej sławy aktorką?

— Aktorką mówisz? — Uniósł lewą brew. — Nie jesteś w tym zbyt dobra, wiesz o tym prawda?

— Niby czemu? — Niemal od razu się obruszyła, marszcząc czoło.

— Dlatego — zaśmiał się i kontynuował. — Widzisz, od razu wiem, kiedy jesteś na mnie zła. Niby czemu miałabym być na niego zła? Naburmuszyła się sama w swoich myślach.

— Okej, w takim razie skoro już pogrzebałeś moją karierę, to mogę spytać, co zamierzasz robić dalej?

— Co masz na myśli? — Spytał zmieszany, przy okazji dziękując kelnerce za dania, które im właśnie przyniosła.

— Przecież wyjeżdżasz za dwa miesiące.

— Faktycznie... — Przypomniał sobie. — Kompletnie mi to wypadło z głowy, dzięki.

— Za niedługo wszystko już będzie skończone — posłała mu najbardziej nijaki uśmiech w jej życiu. Zdała sobie sprawę, że podczas kręcenia nowego filmu, będąc ciągle daleko od domu, zapomni o niej bardzo szybko. Poczuła ostre ukłucie, gdzieś w okolicy serca, które niemal natychmiast spowodowało grymas na jej twarzy.

— W końcu — odparł zadowolony. — Już nie mogę się doczekać wyprowadzki z tamtego mieszkania.

— Ja też muszę poszukać czegoś nowego — westchnęła, zmieniając temat. — kończy mi się umowa najmu, a denerwuje mnie obecna kamienica.

— Możesz zawsze... Wprowadzić się do mnie?

— Co? — Spojrzała na niego w taki sposób, jakby palnął właśnie największą głupotę na świecie.

— No bo dlaczego nie? Znamy się już kawałek czasu i w sumie i tak spędzasz u mnie... — Zniżył swój ton do szeptu. — Noce.

— Tom — westchnęła niepewnie, przywdziewając poważną maskę na twarzy. — Nie teraz, nie kiedy będziesz tak długo poza krajem.

— Lauren mogę być z tobą kompletnie szczery? — Spytał poważnie, na co ona odparła kiwnięciem głowy — Naprawdę od bardzo dawna nie czułem się w taki sposób. — złapał jej dłoń i zamknął ją w swoim uścisku. — Wszystko było takie... Nijakie, a potem pojawiłaś się ty — na jego twarz wkradł się promień szczęścia. — Ty i ta twoja niepewność co powinnaś robić, była dla mnie i zresztą dalej jest tak rozbrajająca, że nie potrafiłem się temu nadziwić. Jesteś tak niesamowicie profesjonalna i silna, a pomimo to... Nie wiem, co powiedzieć, nie potrafię chyba jednak tak dobrze składać zdań.

— To naprawdę miłe, ale... — Odparła, odgarniając sobie nerwowo włosy za ucho.

— Poczekaj — przerwał jej. — Chodzi mi o to, że... Chciałbym, żebyś zrozumiała, że czuję jakiś cel w życiu, odkąd się pojawiłaś w moich drzwiach i... Prawie tam umarłaś.

— Ugh, przestań — zarumieniła się na samą myśl z tamtego dnia. — Nikt mi nie powiedział, kim jesteś, bo pewnie mieli nadzieję, że się spalę i będą mogli mnie odesłać na poprzednie stanowisko.

— Lou... — mruknął niskim tonem, a ona wzdrygnęła się na sam dźwięk tego zdrobnienia. Nigdy przedtem go nie użył i mogła się w tym momencie rozpłynąć, a potem wsiąknąć w podłogę. — Jestem szczęśliwy, odkąd jesteś.

— Ja... — Spojrzała na mężczyznę, szukając odpowiedzi na jego słowa. Pomimo tego, że zajęło jej to ledwie dwadzieścia sekund, czuła jakby trwało to wieczność.

— Wyjeżdżasz teraz... Na tak strasznie długo, ja nie wiem, czy to dobry pomysł.

— Jedź ze mną? — Odparł błagalnym tonem, czując, że grunt sypie mu się pod nogami.

— Nie, nie to niemożliwe — mruknęła i widząc w jego oczach nieme pytanie, dodała. — Mam tu pracę i... Własne życie.

— Mam wrażenie, że cokolwiek nie powiem w twoją stronę, ty to od siebie na siłę odbijasz — zmarszczył brwi, wyślizgując swoją dłoń z jej.

— Nie o to mi chodzi — westchnęła głęboko i zrozumiała niezbyt dobry wydźwięk swoich słów.

— Chodzi o twojego narzeczonego? — Spytał, zmieniając swój wyraz twarzy na bardziej zdenerwowany.

— Co? — spytała kompletnie zaskoczona. — Widzisz tu jakiś pierścionek? — Uniosła prawą dłoń i wskazała na palec serdeczny, który był dość jasno wolny od jakiejkolwiek biżuterii.

— Próbuję cię zrozumieć, jeżeli tak bardzo się bronisz przed czymkolwiek ze mną, to mogę po prostu...

— Tom, czekaj — złapała się za kości jarzmowe, uważnie formując przyszłe słowa w głowie — Oczywiście, że chcę, po prostu... Dobra mój poprzedni związek trwał prawie siedem lat i przez większość czasu zdawałam sobie sprawę, że albo skończy się to małżeństwem, albo moim największym zawodem miłosnym. — odparła i popatrzyła na niego zmartwiona tym, że chyba naprawdę się obraził. — Dopiero odkąd pozbyłam się go ze swojego życia, zaczęłam rozumieć swoją wartość i... I jak to wszystko powinno wyglądać? — Rzuciła pytaniem bardziej skierowanym do niej samej. — On nie był dobrym partnerem, ale przez większość czasu wbijano mi do głowy, że skoro jest pracowity i nie wiem, nie znęca się nade mną, to przecież ideał! No i mój ojciec go uwielbiał, więc gdy już wcześniej chciałam z nim zerwać, kończyło się na ogromnej awanturze. Nie zrozum mnie źle, bo cieszę się, że pojawiłeś się w moim życiu, czuję się teraz cudownie, ale chciałabym być pewna...

— Nie bawię się tobą w żaden sposób, jeżeli to masz na myśli — przerwał jej długi w odbiorze monolog, a jego twarz pojaśniała w łagodnym uśmiechu. — Po prostu daj nam szansę? — Popatrzył w jej duże oczy i próbował odczytać z nich odpowiedź na zadane pytanie.

— Przejdźmy się na spacer?

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now