5 - K.M.Z. - Kręgi, a Może Znaki?

43 5 4
                                    

– Jadźka, obudź się!

Znów potrząsanie. Znów Łukasz. Znów mnie budził...

– C-cooo... – ziewnęłam.

– Zasnęliśmy... – mruknął mój brat. – Trzeba się zbierać z tego pola, bo nas noc zastanie.

– To akurat dobrze, biorąc pod uwagę, że mamy iść do Gotów po zmroku.

– Do kurhanów po zmroku. A jeszcze trochę drogi przed nami.

– Już, już... – pospieszałam sama siebie, zbierając obolałe siedzenie z ziemi.

Zaczęłam się otrzepywać z niewidzialnych mrówek i innych robali. Zanim zarzuciłam plecak na plecy, Łukasz zdążył już pokonać spory odcinek w stronę pobliskiej drogi. Ruszyłam szybko za nim.

– Powinniśmy gdzieś się zatrzymać na jakąś kolację – Łukasz rzucił przez ramię. – Głodny się zrobiłem.

– Mamy jakieś bułki – przypomniałam. – Nie pędź tak. Napiłabym się chociaż wody...

– W sumie racja... – mój brat zatrzymał się i sięgnął do mojego plecaka po butelki z wodą.

Rozejrzałam się. Otaczały nas pola, a słońce znajdowało się już mocno na drugiej połowie nieboskłonu. Nie tak sobie wyobrażałam wyprawę po skarb. Powinniśmy już być w okolicach kamiennych kręgów, a nie w szczerym polu! Patrzyłam z rozpaczą na mapę w telefonie. Gdzie moje Znaki przez duże „z"?!

Ledwo wykrzyczałam to pytanie w mojej głowie, gdy zza zakrętu wyłoniła się sylwetka konia ciągnącego wóz. Pierwszy raz w życiu widziałam na żywo furmankę! Woźnica też przyglądał nam się zdumiony, więc szybko doszłam do wniosku, że raczej rzadko spotykał tu zbłąkanych wędrowców.

– Zgubiliście się? – zagadnął, zatrzymując wóz obok nas.

– Wysiedliśmy na złym przystanku – powiedziałam, zanim mój brat zdążył zareagować.

– A dokąd się wybieracie?

– Do Węsiorów.

– Węsiór, panienko... – poprawił mnie woźnica. – Mogę was podwieźć! – zaproponował.

Furmanką?! Chyba z byka spadł! Mowy nie ma, że wsiądę do tego wozu, w którym pewnie przewoził siano, słomę i – co gorsza! – nawóz. Nie jednocześnie, oczywiście!

– Bardzo dziękujemy! – przystał na propozycję mój brat, ignorując zupełnie mój niemy sprzeciw. – Wsiadaj, siostra!

– Aaa, to siostra? – zainteresował się woźnica, który po naszym wgramoleniu się na wóz zaczął nas traktować całkiem familiarnie.

– No, siostra... – przytaknął Łukasz.

– A już myślałem, że dziewczyna. Bo to teraz takie czasy, że się dziewczyny za dużo starszymi oglądają. Bo kasę taki ma i imponuje... – rozgadał się nasz nowy znajomy.

– Ja nie z takich! – obruszyłam się.

– Ha! Panienka zadziorna widzę! – śmiał się woźnica. – Dobrze, dobrze! U nas też zadziorne panny są. Moja wnuczka na przykład ostatnio wymyśliła, że szkolić się będzie. W Gdańsku. A rodzice ją myśleli na gospodarstwie zatrzymać. Ależ była awantura! – zaśmiał się uradowany, jakby cieszyła go ta zadziorność wnuczki.

Spojrzeliśmy na siebie z Łukaszem, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Kaszub spoufalił się z nami, jakbyśmy byli jego dobrymi znajomymi, a nie poznanymi przed paroma minutami przybyszami nie wiadomo skąd.

Nić JadwigiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz