▬ VI ▬ rozdźwięk ▬

142 15 40
                                    

Rzucam się w wir przygotowań. Pomagam, chcę mieć choć minimalny udział w tym, by przyjęcie weselne Ginny i Harry'ego było idealne. To taki wyraz wdzięczności.

Nie zwracam uwagi na czas; nie zastanawiam się nad tym, że przygotowanie siebie zostawię na ostatnią chwilę. Nie ja tego dnia jestem najważniejsza, choć zdaję sobie sprawę, że moja obecność może być dla wielu zaskoczeniem.

To pomaga mi odłożyć na bok ponure myśli, które powoli wynurzają się na światło dzienne.

— Nathalie, dziecko, zostaw już to i idź się szykować — Molly ubrana w skromną, ale elegancką szatę wyjściową odgania mnie od krzesełek, które przyozdabiam malutkimi różowymi bukiecikami. Nie wie, że w tajemnicy przed nią co miesiąc przekazuję do ich rodzinnej skrytki w Banku Gringotta niewielką część mojego stypendium stażowego. Artur próbował protestować, ale zaparłam się, że należy im się rekompensata za opiekę nad przyszywanym dzieckiem. I wierzę, że po części dzięki temu Molly mogła pozwolić sobie na zakup przyzwoitego stroju na ślub córki.

Bo ja, w głębi serca, nie chcę być zła.

Przymocowuję ostatni bukiecik i idę za Molly w kierunku Nory. Namiot ślubny już stoi, wewnątrz wszystko jest gotowe. Pojawiają się pierwsi goście, pośród których dostrzegam Teodora. Macha do mnie, więc zatrzymuję się i czekam aż podejdzie.

— Cześć, Nathalie! — przytula mnie, tym razem już bez skrępowania, że jego dotyk może przyprawić mnie o ból. W jego czekoladowych tęczówkach pojawia się zdziwienie i rozbawienie — Nie wiedziałem, że obowiązują takie luźnie stroje, przyszedłbym bez krawata.

Mój lekko rozwalający się kucyk, ciemne rękawiczki i zwykła bawełniana sukienka nie przystają do tak ważnej uroczystości, ale to przecież tylko strój roboczy.

— Daj mi chwilę Teo i się zdziwisz. Swoją drogą to do twarzy ci w tym krawacie. Wyglądasz męsko.

Śmiejemy się, Teodor naprawdę wygląda niezwykle elegancko i z klasą. Nasze arystokratyczne poczucie stylu. Wyssane z mlekiem matki.

Tak, ty też masz je w sobie. Pamiętam cię z balu, najpierw tego letniego zorganizowanego w ogrodzie madame Zabini, potem tego zimowego w Hogwarcie. Na tobie nawet mundurek szkolny leżał idealnie.

Dostrzegam cię z daleka i wiem, że na tej uroczystości będziesz przyciągał rozmydlony wzrok wielu kobiet. Mój już doznaje szaleństwa, choć przekorny rozum przypomina, że nie należysz do mnie.

— Do zobaczenia za chwilę — mówię do Teodora i uciekam. Bo czuję jak twoja sylwetka wodzi mnie na pokuszenie i rośnie we mnie żądza, by zacisnąć dłonie na wyrzeźbionych ramionach ukrytych pod białą koszulą i ciemną marynarką.

To będzie o wiele trudniejsze niż przypuszczałam.

Dawny pokój bliźniaków, który na ten krótki czas przygarnął mnie w swoje psotne cztery ściany staje się miejscem, gdzie muszę opanować emocje. Wkładam długą kremową sukienkę o grubych ramiączkach, z perłowym paskiem w talii, w której wyborze pomógł mi Nathan, stwierdzając, że będę w niej wyglądać jak grecka bogini. Włosy upinam w kok pozwalając pojedynczym pasmom swobodnie opadać wokół mojej twarzy. Robię lekki makijaż, niezbyt wyzywający, ale podkreślający oczy i usta. Koronkowe rękawiczki jako nieodłączny element mojego ciała wieńczą dzieło.

Ostatnie spojrzenie w lustro, ostatnia warstwa pudru. Co poczujesz na mój widok? Czy pojawi się w tobie choć okruszek żalu? Zachwyt? A może tęsknota?

Ginny i Harry. To ich dzień, ich święto. To oni są najważniejsi. Nie nasze poszarpane uczucia.

Okłamywanie sobie przychodzi mi niepokojąco łatwo.

Miedziane lato || Draco MalfoyWhere stories live. Discover now