▬ IV ▬ żółć ▬

186 18 33
                                    

Muszę się od ciebie oddalić Draco, muszę na nowo wybudować wokół siebie mur, który ochroni mnie przed tobą.

— Nathalie, siadaj, pewnie jesteś głodna. Tak bardzo schudłaś.

Molly musi to wyczuwać. Jej instynkt macierzyński osiągnął najwyższy z możliwych poziomów. Bo zabiera mnie, ratuje od twojego stalowego spojrzenia. Zabiera mnie też od Teodora, ale my się jeszcze odnajdziemy. Na to przyjdzie właściwy czas.

Molly prowadzi mnie na drugi koniec stołu i z subtelną siłą zmusza żebym usiadała pomiędzy Ginny a Charliem.

Moje dwa filary bezpieczeństwa.

— Co oni tu robią? — pytam Ginny, gdy Charlie, popędzany przez matkę, nakłada mi na talerz ogromną porcję zapiekanki, dyniowego puree i kilka pasztecików.

— Teodor i Draco? Tata ich zaprosił. Pracują teraz w jego biurze.

Teodor nic mi o tym nie pisał. Jakby uznał, że informacja o zmianie pracy stanowi nieistotny element jego życia. Przejściowy.

— Nathalie, jedz dziecko. Wyglądasz jakbyś w tej Szwajcarii żyła tylko powietrzem.

Uśmiecham się do Molly, która nawet nie zdaje sobie sprawy jak blisko jest prawdy. Szwajcarskie powietrze, w znacznej mierze, przywróciło mnie do życia.

Chwytam za sztućce i wyczuwam to nieme napięcie, które siłą rzeczy musi się pojawić. Moje dłonie ponownie stają się centrum uwagi. Prezentuję ich sprawność w pełnej krasie, gdy sprawnie posługuję się sztućcami, a dyniowe puree o konsystencji puchowej chmurki mile wita moje podniebienie.

— Nathalie, opowiedz nam o Szwajcarii. Jestem ciekaw jak tam jest.

— Percy, daj jej zjeść — Molly karci syna, ale to, że Percy mnie zagaduje jest bardzo miłym gestem. I oznaką, że pamięta o tym, że zakopał swój topór wojenny. Właściwie to wspólnie go zakopaliśmy. Razem z martwym ciałem jego młodszego brata.

Więc opowiadam. O klinice, pracujących tam uzdrowicielach. O Alpach, moich górskich wędrówkach, Nathanie. O stażu, uzdrawianiu, w końcu o moim leczeniu.

Tak dobrze wychodzi nam udawanie, że to zwyczajna rozmowa przyjaciół, którzy spotkali się po latach spędzanych w oddaleniu.

Słuchają, zadają pytania, zajadają pyszności przygotowane przez Molly. Mogę dokładnie przyjrzeć się każdemu z nich. Sprawdzić kim się stali, gdy ciągła walka i drżenie o życie najbliższych ustało.

Moja przyszywana rodzina, która okazała wsparcie, gdy ta prawdziwa rozkruszyła się na drobne kawałki.

Molly i Artur nadal emanują rodzicielskim ciepłem i prostotą swojego życia.

Percy jakby spuścił z tonu, a siedząca obok niego Audrey, łagodzi jego wizerunek.

Charlie z szerokim uśmiechem na twarzy i kolejnymi bliznami po oparzeniach jest jeszcze bardziej pociągający i przyciągający.

Bill i Fleur nadal wpatrzeni z siebie, jaśnieją na myśl o małej istotce, która za niedługi czas pojawi się w ich świecie, burząc wszystko i ustalając nowy, piękniejszy porządek.

Bardziej od nich jaśnieją tylko Harry i Ginny, a ich szczere i prawdziwe poczucie szczęścia rozlewa się wokół, by każdy z nas mógł się nim zachłysnąć.

George może jest odrobinę bardziej poważny, ale w oczach ma tą niebezpieczną iskrę, która każe siedzącemu obok niego Ronowi mieć się na baczności.

Sam Ron wygląda na lekko przygaszonego, gdy smętnie grzebie widelcem w swoim talerzu, z którego już dawno wszystko powinno zniknąć. Hermiona, z wyrysowanym uśmiechem, rzuca spojrzenia w kierunku, który nie powinien przyciągać jej uwagi.

Miedziane lato || Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz