▬ V ▬ zazdrość ▬

166 13 26
                                    

Poranek nadchodzi zbyt szybko, przynosi ze sobą ból głowy, suchość w ustach i niesmak. Promienie słoneczne szyderczo uderzają w twarz, smagają obolałe i otępiałe oczy, a żrąca trucizna niestrawionego alkoholu rozlewa się po całym ciele.

Tak zapewne musi czuć się Ron. Nie potrafię patrzeć na niego ze współczuciem, gdy siedzi przy kuchennym stole i niezdarnie próbuje napić się wody, podpierając przytłumioną przez ból głowę. Charlie podśmiechuje się z młodszego brata, nie czując w sobie nawet nutki obawy, że w życiu Rona coś się popsuło. Jedynie Molly zerka na najmłodszego syna, wyczuwając coś swoim matczynym instynktem.

Zerka też na Hermionę, która pojawiła się na śniadaniu i na pierwszy rzut oka widać, że dziewczyna czuje się nieswojo. Czyżby żałowała? Nie zamierzam o to dopytywać, choć w głowie nadal mam wydarzenia z zagajnika. Mój umysł maluje obraz zdrady, choć czy w tym przypadku mogę to nazwać zdradą? To raczej Ron ma prawo do takiego podglądu na sytuację.

Kawa, którą zaparzyła Molly zaczyna mieć kwaśny smak.

My milczeliśmy przez te dwa lata. Czy to wszystko między nami tak po prostu wygasło? Jeśli tak to czemu mam ochotę oblać tą kwaśną od zazdrości kawą twarz Hermiony? Dlaczego kusi mnie, żeby potrząsnąć Ronem i wykrzyczeć mu w twarz całą naiwność, którą żywi w stosunku do swojej dziewczyny? I dlaczego ciągle myślę o tobie, świadomie czując palącą zazdrość?

— Nathalie, masz ochotę na spacer?

Ginny wyrywa mnie z kokonu zazdrości, którym zaczęłam się oplatać. Skupiam się na niej, nad jej spokojem i opanowaniem. Nie zachowuje się jak osoba, która jutro ma wziąć ślub. A może po prostu jest pewna, że podjęła słuszną decyzję i nie czuje żadnych obaw. Nawet jeśli coś w czasie uroczystości nie pójdzie po jej myśli, będzie to mało znaczące. Bo liczy się tylko to, że bezgranicznie ufa Harry'emu.

Kiedyś myślałam, że my też sobie tak bezgranicznie ufamy.

— Może trzeba w czymś pomóc? Jeszcze coś przygotować? — próbuję zaoferować swój wkład w organizację uroczystości, ale Ginny kręci głową i do akcji wkracza Molly.

— Ależ Nathalie, jesteś naszym gościem. A Ginny przyda się spacer.

Nie protestuję. Poprawiam rękawiczki, dziś w kolorze kredowym i ruszam za Ginny. Zostawiamy pogodę ducha Charliego, otępiałego z bólu Rona i zamyśloną Hermionę. Na szczęście Ginny nie prowadzi mnie w kierunku zagajnika, ale ku wzgórzu.

— Jesteś szczęśliwa, Ginny?

Nie odpowiada od razu. Może zastanawia się nad definicją szczęścia. Może próbuje znaleźć złoty środek pomiędzy tym czego oczekuje, a tym co posiada.

— Tak, Nathalie — mówi w końcu, a z jej oczu bije pewność — A ty? Czujesz się szczęśliwa?

Nie.

Nie ma prostej odpowiedzi. Nie ma prostych i mało skomplikowanych uczuć. Miałam przekonanie, że wszystko ułożyłam. Wszystko pomieszało się w momencie, gdy wczoraj zobaczyłam cię tak niespodziewanie. Gdy powiedziałam Witaj, Draco. Gdy przypadkowo odkryłam jak ty i Hermiona łamiecie prawo innych do szczęścia.

Gdy, mimo wielokrotnym zaprzeczeniom, musiałam przyznać przed sobą, że to Anglia jest moim rodzinnym domem. Że zaprzepaściłam i rodzinę, i dom.

— Chyba tak, Ginny.

Nie mogę zaprzeczyć. Nathan daje mi szczęście każdego dnia, gdy przychodzi rano i budząc mnie mówi Dzień dobry, Nathalie. Pacjenci szwajcarskiej kliniki, którymi się zajmuję i którym jestem w stanie pomóc, również dają mi szczęście, gdy na ich twarzach obleczonych bólem, pojawia się nadzieja i cień uśmiechu.

Miedziane lato || Draco MalfoyWhere stories live. Discover now