Rozdział 3.1

480 59 9
                                    

Ilość słów: 2200

Louis

W dzień jego przeprowadzki padał deszcz. Louis starał się nie brać tego za zły omen, jednak pomimo najszczerszych chęci nie mógł wyzbyć się tej myśli.

Harry w ogóle nie przejmował się pogodą, podstawiając samochód na podjeździe szatyna i przewożąc jego rzeczy na drugą stronę, by tam je rozładować. Tylko kilka razy Louis pozwolił sobie popatrzeć na jego potężne, wytatuowane bicepsy, a potem karcił samego siebie przez najbliższe dziesięć minut.

Nie mógł mieć takich myśli, skoro zamierzali razem zamieszkać. W ogóle nie powinien ich mieć. Louis przeklął swoją samotną egzystencję na oczach nieporuszonej Bei, po czym zabrał się za przenoszenie lżejszych kartonów.

Przeniesienie wszystkich rzeczy zajęło im dwa dni mimo że był wcześniej spakowany. Louis zostawiał kartony na frontowym ganku, a Harry wnosił je do środka. Gdy skończyli przeprowadzkę drugiego dnia, brunet otarł spocone czoło wierzchem dłoni i odwrócił się do Louisa.

- Chcesz przyjść już dzisiaj, czy...? - zawahał się.

- Myślę, że zostanę u siebie. Ten ostatni raz.

- Oczywiście. Zatem widzimy się jutro rano.

Louis poczekał aż za brunetem zamkną się drzwi i dopiero potem wrócił do swojego pustego domu.

Wszystkie rzeczy począwszy od zasłon do jedynego zdjęcia, jakie miał powieszone na ścianie, zostały zdjęte, jednak przestrzeń niewiele się i tak różniła od poprzedniego stanu. Była tak samo pusta. Pozostała jedynie miska Bei, jakieś jedzenie w lodówce i banan na blacie. Szatyn zjadł kolację i przeszedł do pokoju, który kiedyś był jego sypialnią, a w którym został jedynie materac na podłodze.

Materac w jego pokoju u Genevieve był o wiele wygodniejszy, więc postanowił zostawić ten i już go nie przenosić. Powłócząc nogami, podszedł do niego, usiadł na brzegu i rozejrzał się.

Zdał sobie sprawę, że nigdy nie lubił swojego domu. Praktycznie tylko w nim nocował, nie miał z niego większego pożytku. Spędził tam swoje najlepsze lata, jednak w żadnym razie nie za sprawą tych pustych ścian – do wszystkiego przyczyniła się Genevieve.

Pomimo całego lęku jaki czuł na myśl mieszkania z Harrym, jakaś jego cząstka była nieco podekscytowana. Fajnie będzie wrócić do tamtego domu. Czuł się z nim bardziej zaznajomiony, więc może to sprawiłoby, że czułby się bardziej stabilny emocjonalnie niż przez ostatnie tygodnie.

Jej pogrzeb trochę mu pomógł, ale nie wystarczająco. Pewną część mózgu mógł uspokoić tylko wracając tam i widząc na własne oczy, że naprawdę jej tam nie ma. Minęło tak długo czasu, odkąd był samotny, że zapomniał, jak bardzo to boli.

Czuł fizyczny ból w klatce piersiowej, a żołądek przewracał mu się mimo że zjadł niewiele. Wydychając gwałtownie, położył się na materacu.

Śledził wzrokiem wirujący nad głową wiatrak aż zakręciło mu się w głowie. W którymś momencie Bea dołączyła do niego. Zakręciła się dwa razy w kółko i zwinęła obok niego z zadowoleniem. Louis wyciągnął dłoń, by ją pogłaskać, zastanawiając się równocześnie, czy czuła się choć trochę podobnie do niego. Genevieve adoptowała ją jako małego kociaka dwanaście lat wcześniej, więc był pewny, że zauważyła jej nieobecność.

- Będzie dobrze – powiedział jej.

Mieszkanie z Harrym na pewno będzie interesujące, jednak dom był tak wielki, że gdyby naprawdę potrzebował, szatyn mógł go unikać. Znał każdy korytarz jak własną kieszeń, czasami zapominał jednak, że Harry kiedyś też je znał.

Make This Feel Like Home PL (Larry)Where stories live. Discover now