11

878 91 8
                                    

Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i idąc w stronę Liama zdjęła jeansową kurtkę. 
-Przepraszam, że się spóźniłam, ale autobus mi uciekł- dyszała, próbując złapać oddech
Usiadła między Oliverem a Asami.
Założyła nogę na nogę, a czerwoną, dość sporą torebkę położyła na podłodze koło krzesła.
-Nie ma problemu. Może opowiesz nam coś o sobie?- odpowiedział brunet
-Jasne. Czemu nie?- oznajmiła radośnie i poprawiła się na krześle. Ogarnęła wzrokiem całą salę aż jej spojrzenie zatrzymało się na Ashton'ie. Także obróciłem głowę w jego strone. 
Chłopak był totalnie zaskoczony. Jego oczy powiększyły się chyba dwukrotnie, a usta były szeroko otwarte. Najwyraźniej znał ją i nie spodziewał się jej tutaj. 
Uśmiechnęła się do niego promiennie, marszczac nos i przymykając oczy. CZY ONA Z NIM DO JESNEJ CHOLERY FLIRTOWAŁA!? ASH JEST MÓJ! 
-Jestem Cher, mam osiemnaście lat i od czternastego roku życia choruję na anoreksję- mówiąc to podwinęła rękawy bluzki pokazując chorobliwie chude ręce jako dowód.
Wzdrugnąłem się na ten widok. To była sama skóra i kości- nic więcej. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda, ale później spojrzałem na Ash'a który wpatrywał się w nią jak w obrazek i wtedy już tego nie czułem. Byłem cholernie zazdrosny i wściekły. Chciałem wyrwać jej te chude łapki i wsadzić w dupe. 
-Sześć miesięcy temu zapisałam się do specjalnej kliniki, ale jak widać-spojrzała na siebie i westchnęła. Była bardzo pewna siebie. Zdawało się, że taka sytuacja nie była dla niej nowa, a grupy wsparcia najprawdopodobniej były codziennością- leczenie nic nie dało. Mój doktor powiedział, że jeśli z tym nie skończe to w przyszłości mam nawet nie myśleć o rodzicielstwie, bo nie będę zdolna do urodzenia dziecka, jeśli oczywiście przeżyję- opowiedziała na jednym oddechu.
-To może teraz osoba, która jest tutaj nowa coś powie-mówiąc to spojrzał na Irwin'a, który speszył się, a jego policzki zrobiły się czerwone
Blondyn poprawił się na krześle i wziął głęboki oddech. 
-Jestem Ashton. Mam 19 lat i umieram- patrzył przed siebie i nawet nie mrugnął wypowiadając te okropne słowa.
Organizator spotkania westchnął i przeczesał ręką brązowe, krótkie włosy.
-Co dokładnie ci dolega?- zadał pytanie nie chcąc dać za wygraną, zależało mu na tym, żeby mu pomóc. W końcu taki był cel tej całej szopki.
-Czy to ma jakiekolwiek znaczenie na co się umiera?-spytał retorycznie i wzruszył obojętnie ramionami
Poczułem, że do moich oczu cisną się łzy. Nie chciałem, żeby mój przyjaciel mówił w taki sposób. Przyszliśmy tutaj po to, żeby chłopak odzyskał wiarę. WIARA. Ona w tamtej chwili była mu najbardziej potrzebna. Bo jak miał przeżyć skoro w to nie wierzył. Blondyn już dawno ją stracił. Poddał się. Nie chciał dalej walczyć.

Wszystko było już gotowe. Idealnie to zaplanowałem i dopiąłem każdy szczegół na ostatni guzik. Miałem zamiar razem z Ashton'em spełnić kolejny podpunkt z naszej listy- "Piknik na szczycie wieżowca w nocy". Dochodziła 19. Może jeszcze nie noc, ale zanim znaleźlibyśmy się na miejscu to trochę czasu by minęło. 
Byłem już prawie pod jego domem. Właśnie mijałem ostatni zakręt po czym zaparkowałem na chodniku. Nie byłem pewny czy stanie w takim miejscu było w 100% legalne, dlatego miałem nadzieję, że blondyn szybko upora się z zebraniem i już za kilka minut będziemy w drodze. 
Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi i cierpliwie czekałem. Nikt nie otwierał. Wychyliłem się lekko chcąc zajrzeć przez okno do kuchni. Była pusta, naczynia i wszystkie maszyny kuchennie były nienaruszone i na swoich miejscach, co oznaczało, że Anne nie ma. 
Zadzwoniłem ponownie, gdyż Ash nie mówił, że ma zamiar gdzieś wychodzić. Po kilkunastu sekundach drzwi się uchyliły i stanął w nich mój przyjaciel.
Jego klatkę piersiową okrywała koszula w kolorze, ktory ciężko było zidentyfikować. W skali kolorów znajdowałby się on między szarym z zielonym. Zapiął ją pod samą szyję. Włosy tylko pozornie były w nieładzie, ktoś kto dłużej znał Ashton'a wiedziałby, że spędził trochę czasu nad ułożeniem ich. Na nosie znajdowały się okulary w czarnych oprawkach. Do tego ciasne rurki w ciemnym kolorze. Trampki w tym samym odcieniu, a na twarzy gościł ogromny uśmiech. 
-Hej Luke- przywitał się i gdy już myślałem, że trochę się odsunie i wpuści mnie do środka, szerzej otwierając drzwi, on westchnął- bardzo chciałbym spędzić z tobą dzisiejszy wieczór, ale umówiłem się- dodał, a słowa, które wypowiedział uderzyły prosto w moje serce, rozbijając je na malutkie kawałeczki. 
-Oh- tylko tyle udało mi się z siebie wydusić
Blondyn nadal stał uśmiechnięty, lecz po chwili zaczął nerwowo tupać nogą, był zniecierpliwiony.
-Na serio, Hemmo. Uwielbiam cię, ale teraz już muszę iść, bo się spóźnię- ponaglił mnie po czym złapał do ręki torbę i chciał wyjść. 
MUSIAŁEM SIĘ DOWIEDZIEĆ GDZIE I Z KIM ON DO CHOLERY IDZIE!?
-Ash, a gdzie idziesz? Mogę cię podwieźć-rzuciłem jak najnaturalniej potrafiłem, co i tak nie brzmiało przekonująco
Widziałem, że przez chwilkę się zastanawiał. 
-Nie dzięki. Po drodze muszę jeszcze wpaść po Cher, a do Cynamonu nie jest tak daleko-oznajmił wzruszając ramionami i posyłając mi szczery uśmiech, który uwydatniał dołeczki w policzkach-ja spadam! Do zobaczenia Luke!- krzyknął gdy był już kilkanaście metrów dalej.
Nie miałem pojęcia co zrobić. Po prostu wsiadłem do samochodu i uderzyłem głową o kierownicę, głośno wypuszczając powietrze. 
Byłem tak cholernie zazdrosny. Czy też on musiał poznać tę cholerną kelnerkę!? Jak on mógł umówić się z nią na randkę!? Mimo że był w 100% heteroseksualny, ja nadal miałem gdzieś tam w samym środku nikły cień nadzieji, że on mógłby mnie tak naprawdę pokochać. Ale jak to mam w zwyczaju- myliłem się.
Po drodze na wieżowiec gdzie miałem spędzić noc z Ash'em wstąpiłem do sklepu po alkohol. Kupiłem kilka piw i coś mocniejszego.
Gdy byłem już u celu wjechałem windą na samą górę. Wysiadłem z niej, a moim oczom ukazało się wszystko co na dzisiaj przygotowałem. 
Dach budynku był dość sporą, płaską powierzchnią w kształcie prostokonta. Podłoga była wyłożona ciemnym drewnem, była bardzo zadbana, otoczona niewysokim murem, lub raczej metalową poręczą. 
Dużo napracowałem się nad znalezieniem tego miejsca, ale w końcu się udało. 
Wreszcie chciałem wyznać mu co tak naprawdę do niego czuję, a ten krajobraz mógłby stworzyć sprzyjającą do tego atmosferę. Otwarłem piwo i wziąłem kilka łyków. Poczekałem aż poczuję alkohol w żyłach.
Wtedy zdałem sibie sprawę, że to co zamierzałem dzisiaj zrobić było żałosne. Dobrze, że Ash nie mógł przyjść. Przynajmniej się nie ośmieszyłem. Przed oczami miałem obrazy mojego przyjaciela, który krzyczy na mnie wymachując rękami lub śmieje się głośno w ten charakterystyczny dla siebie sposób. 
Podszedłem bliżej wszystkiego co przygotowałem.
Na samym środku podłogi był rozłożony przyjemny w dotyku, beżowy koc, który zwykle spoczywał na tarasie u mnie w domu. Na nim ułożyłem wikliniany kosz wypełniony jedzeniem. Nastarałem się robiąc jak najbardziej kolorowy i pyszny posiłek. Była tam także butelka wina i jakieś słodycze. 
Szarpnąłem za miękki materiał z taką siłą, że wszystkie rzeczy, które się na nim znajdowały powywracały się. Rzeczy z kosza wysypały się, robiąc przy tym wielki bałagan. Nie zwróciłem na niego uwagi. Okryłem się beżowym materiałem. Złapałem w drugą dłoń wcześniej wspomniane wino i usiadłem na brzegu budynku. Pociągnąłem kilka sporych łyków i przymknąłem oczy. 
Widok był powalający. Z tego miejsca było widać wielką część miasta. Było już późno i gdyby nie latarnie na ulicach i lampy pozapalane w oknach domów byłoby zupełnie ciemno. Wszyscy powoli zapadali w sen lub po prostu gasili światła i leżeli. Na dworze było przyjemnie ciepło, nawet wiatr mi nie przeszkadzał.
Wszyscy byli tak bardzo pogrążeni w swoich sprawach, że mimo iż u podnóża budynku co jakiś czas przechodzili ludzie, nikt nie zadarł głowy w górę i nie spojrzał na samotnego, zapłakanego, lekko podpitego chłopaka, który siedział na samej krawędzi piętnastopiętrowego budynku.

Po butelce wina i trzech puszkach piwa czułem się błogo i było mi naprawdę przyjemnie. Senność dopadła mnie niemal od razu, a ja nie miałem zamiaru się jej opierać. Oparłem głowę o poręcz i zamknąłem oczy. Nawet nie wiedziałem kiedy oddałem się w objęcia Morfeusza.

----------------------------------
Hejoooo!
Jak podoba wam się nowa okładka?
Dominika xx.

All I need is you... » LashtonWhere stories live. Discover now