7

903 93 7
                                    

*LUKE*

-Wróciłam!- usłyszałem krzyk mojej mamy, który dochodził spoza ścian pomieszczenia, w którym przebywałem

Od razu podziękowałem Kian'owi w myślach za to, że gdy wychodził zabrał ze sobą puszki po piwie i pomógł mi posprzątać. Liz nie lubiła gdy piłem. Nie to, że zabraniała mi tego czy coś- po prostu tego nie lubiła.

Wyszedłem z salonu stając w drzwiach prowadzących do kuchni. Kobieta miała na sobie obcisłe, czarne spodnie i do tego zwiewną białą bluzkę. Włosy jak zawsze upięła w coś bliżej nieokreślonego, ale i tak połowa pasemek wydostała się i opadała na ramiona. Gdy tylko odwróciła się do mnie ujrzałem nowy, mocny makijaż, co był do niej podobne. Musiała być u kosmetyczki, bo jej różowe paznokcie wręcz raziły w oczy.

Każda mama miała jakieś priorytety- zwykle są to dzieci, ale u mojej tak nie było, niestety. Mama była raczej głupiutką osóbką, cały czas dbała o swój wygląd, co mnie i tatę szczerze irytowało.

Była w trakcie rozpakowywania zakupów, które także zdążyła zrobić. Gdy tylko zamknęła lodówkę do, której uprzednio wsadziła mleko, wyrzuciła jednorazówkę do kosza.

-I jak tam wyniki Ashton'a?- zagadnęła nawet na mnie nie patrząc

Moje serce stanęło. Czułem jak oddech przyspiesza. Nie miałem pojęcia o jego wynikach, bo zapomniałem, że byliśmy umówieni. Ash tak bardzo się tego bał, a ja- co prawda nieświadomie- wystawiłem go. To musiało być dla niego cholernie trudne.

Zawiodłem. Miałem być przyjacielem, a nie byłem. Prawdziwy przyjaciel pamiętałby o tym. Wtedy pomyślałem, że jeszcze może nie jest za późno, że siedzi w Cynamonie i na mnie czeka.

Momentalnie opuściłem pomieszczenie, ubrałem buty, kurtkę i bez słowa wybiegłem z domu. Nie myślałem o tym, żeby zamówić taksówkę, co byłoby idealnym pomysłem tym bardziej, że padało. Moja szara bluzka momentalnie zmieniła kolor na czarny, a rurki nieprzyjemne przylgnęły do moich nóg. Mocniej naciągnąłem kaptur bluzy na głowę, przymknąłem oczy i starałem się ignorować nieprzyjemną, zimną ciesz na moim ciele. Biegłem nie zwracając uwagi na innych przez co, co chwilę na kogoś wpadałem, ale nie miałem zamiaru przepraszać, śpieszyłem się, a od tego czy będę na czas zależała moje przyjaźń.

Gdy wreszcie dotarłem na miejsce wpadłem do kawiarni jak burza, sprawiając, że każdy gość tego miejsca spojrzał w moją stronę. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nigdy nie widziałem Ashton'a. Podszedłem do blatu, za którym stała brązowowłosa, drobna kelnerka.

-Był tutaj może taki chłopak? W moim wieku. Blond włosy, trochę przy długie i lekko kręcone?

Dziewczyna zdawała się zamyślić na chwilę. Jednak zaraz na jej usta wkradł się uśmiech.

-Tak, był tu ktoś taki. Był smutny, szkoda, bo był przystojny...- westchnęła i jakby na chwilę odpłynęła, ale moment później wróciła do rzeczywistości- ale wyszedł jakieś 45 minut temu-poinformowała mnie wracając do swojej pracy

Jak ona śmiała mówić o Ashton'ie, że jest przystojny!? To znaczy... miała rację, ale... on był po prostu mój! Bałem się, że jeśli chłopak szybko nie dowie się o moich uczuciach to jakaś dziewczyna może mnie wyprzedzić.

Westchnąłem łapiąc za moje włosy i ciągnąć za ich końce. Byłem skończonym kretynem. Znów poderwałem się do biegu. Opuściłem kawiarnię i chciałem udać się do szpitala. Już nawet nie starałem się omijać kałuż. Stawiałem stopy gdzie popadło i już po chwili moje czarne conversy były całe przemoczone.

All I need is you... » LashtonOnde histórias criam vida. Descubra agora