Time Machine

18 2 0
                                    


Wokół mnie kurz, gruzy i drący się z daleka nieznajomy facet, a przede mną łamiące się serce. Świetne połączenie. Nie wierzę, że tyle nieszczęść spotyka mnie jednego dnia.

Poczułam coś lepkiego na dłoniach. Ach... z tego wszystkiego wbiłam sobie paznokcie w skórę. Ale nie, nie mogę popadać w rozpacz. Może Elka wyszła gdzieś z mamą. Błagam, oby tak było. Nie przeżyję kolejnej straty...

Wstałam i zaczęłam szukać między gruzami oznak życia albo jakiegoś dowodu na to, że żyją. Nie zwracałam uwagi na piekące dłonie, bolącą klatkę piersiową i zawroty głowy. Muszą żyć. Muszą! Z rozpaczą podnosiłam resztki mojego domu, jednak przez załzawione oczy nic nie widziałam.

Ugięły się pode mną kolana i opadłam na ziemię. Spojrzałam na nocne niebo, które zaczęło padać. Czemu ja? Co takiego uczyniłam, że mam tak cierpieć? Jaki grzech popełniłam? Odpowiadał mi tylko odgłos spadającego deszczu. Przymknęłam powieki i krzyknęłam z całej siły. Ta cisza mnie dobija.

- Hej! - ktoś zaczął mną szturchać, więc otworzyłam oczy. Ach, to ten facet.

- Ogarnij się kobieto! Chcesz, żeby zgarnął nas patrol?! Wiesz jak ciężko potem uciec? - szczerze? Nie obchodzi mnie to. Nie mam siły nawet ci odpowiadać, a co dopiero wchodzić w dyskusje.

- Straciłam wszystko... co było dla mnie... ważne. - ukryłam twarz w dłoniach, płacząc. Poczułam jak okrywa mnie swoją peleryną. O dziwo pachniała pomarańczami, ale śmierdziała także cygarem. Jednak był to przyjemny i kojący zapach.

Wtuliłam się w nakrycie, a on pomógł mi wstać. Poprowadził mnie do miejsca, gdzie była do niedawna łazienka. Zostało po niej jedynie parę kafelków i strzępy ręcznika. Nieznajomy oddalił się kilka kroków i wbił we mnie surowy wzrok.

- Z kim tutaj mieszkałaś? - jego pytanie było tak stanowcze, że nie miałam zamiaru mu nie odpowiadać.

- Z mamą, młodszą siostrą i... tatą.

- Czemu wyszłaś z domu?

- Poszłam do ambasady, bo chciałam...

- Więc, gdy nie byłaś w mieszkaniu, to w tym czasie siedziała tutaj twoja mama, tata i siostra, tak? - nie pozwolił mi dokończyć. Czy jest zły? Przysporzyłam mu jakichś kłopotów?

- Bez taty... on już nie żyje. - zapadła cisza. Włożył jedną rękę do kieszeni. Zamierza mnie zastrzelić?

- Skąd masz pewność, że nie żyją? - spojrzałam na niego zaskoczona. Co to jest w ogóle za pytanie?

- No przecież przed chwilą ktoś wysadził mój dom, a szanse na to, że wtedy w nim nie były są wręcz zerowe. - na moją odpowiedź uśmiechnął się pod nosem i wyjął z kieszeni zegarek powieszony na srebrnym łańcuszku.

- Zegarek? - ups... powiedziałam to na głos.

- A co? Bałaś się, że wyjmę pistolet? Ja nie zabijam cywilów. - dmuchnął na tarczę urządzenia i go przetarł. Następnie zaczął go nastawiać w... przeciwnym kierunku?

- Kiedy wyszłaś z domu?

- Około 20? Może trochę wcześniej.

- Dobra. Podejdź do mnie. - stanęłam przy nim i przyglądałam się jak nastawia zegarek. Teraz jest już pewnie koło północy, jakby się nad tym zastanowić...

Nagle tarcza zegarka zmieniła kolor z białego na czarny. Wskazówki zrobiły się złote, tak samo jak łańcuszek. Czy ja zwariowałam?

- To co widzisz jest prawdziwe. Tylko mi nie uciekaj. - wyciągnął przed sobą ręke, trzymając sprzęt za łańcuch.

《Our Last Hope》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz