Rozdział 7. - 23 marca

54 5 8
                                    

- Okej, Mad... – zaczęłam, stając w drzwiach salonu. - Kluczyki od samochodu są w pierwszej szufladzie – tu wskazałam na szafkę, obok której stałam. - W piątek gdzieś koło trzeciej przyjdzie ekipa ogrodnicza. Mają wyczyścić chodnik, sprzątnąć liście i takie tam... Wszystko jest z góry opłacone, także spokojnie. Chciałabym tylko, byś tam jako tako miała ich na oku...

Blondynka kiwnęła mi głową z uśmiechem. Chyba bawiło ją to, jak od rana latałam po całym domu dopakowując ostatnie rzeczy i starając się przekazać jej wszystkie istotne informacje, by nie miała żadnych niechcianych niespodzianek pod moją nieobecność. Mi natomiast nie było do śmiechu. Znaczy oczywiście bardzo cieszył mnie wyjazd, ale jednak fakt, że miał potrwać dłużej niż parę dni lekko mnie przytłaczał.

- Może też wpaść tu Holly, moja sekretarka, po dokumenty – kontynuowałam wyliczanie. - Ahh i trzeba będzie zrobić zakupy, bo w końcu nie pojechałam...

- Spokojnie, Rose, wszystkim się zajmę, niczym się nie martw – zapewniła uśmiechnięta szeroko Moon, a w jej oczach rozbłysły ogniki rozbawienia.

- Na pewno wszystko wiesz? Może o czymś zapomniałam... - westchnęłam.

- Wszystko wiem, wyluzuj trochę, kochana! Powiedz mi lepiej, czy wszystko masz.

Wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni złożoną na pół kartkę i przeleciałam wzrokiem listę.

- Wszystko spakowałam – oznajmiłam zadowolona, opadając na fotel stojący en face do kanapy i rozłożonej na niej Madeleine.

Spojrzałam na zegarek. Ósma piętnaście. Mam jeszcze chwilę... Odetchnęłam głęboko i wbiłam wzrok w przyjaciółkę.

- Maddie... Słuchaj, wiem, że pewnie wolałabyś zapomnieć o wczorajszym... incydencie, ale nie uważasz, że powinnyśmy jednak o tym porozmawiać?

Blondynka poprawiła się na kanapie i pokiwała niechętnie głową.

- Rozmawiałam z Jasperem i przyznaje, że to on zaczął bójkę, ale uważa, że miał dobry powód... Maddie, wiem, że przez te pięć lat trochę się od siebie oddaliłyśmy, ale wciąż jesteś dla mnie jak siostra i możesz mi zaufać, dlatego proszę cię, odpowiedz mi na to pytanie szczerze - zrobiłam krótką pauzę nim kontynuowałam. - Czy Ethan zrobił ci kiedyś krzywdę?

Może i nie był to najlepszy czas na takie poważne rozmowy, ale przecież zaraz wylatuję na inny kontynent, a muszę mieć pewność, że blondynce nic się nie stanie. Może przesadzałam, ale zdecydowanie wolałam dmuchać na zimne.

Moon spuściła wzrok na swoje dłonie, a gdy go z powrotem przeniosła na mnie, mruknęła:

- Nie.

Odetchnęłam z ulgą. Nie okłamałaby mnie przecież. Prawda? Ale to wciąż nie koniec rozmowy...

- Pytam, bo Jas twierdzi, że widział, jak Ethan na siłę się do ciebie... dobierał – skrzywiłam się, ale mówiłam dalej – wczoraj przed restauracją.

Ani na moment nie spuszczałam wzroku z niebieskookiej. Jednak ta znów błądziła spojrzeniem wszędzie byleby nie patrzeć na mnie. 

- To nie do końca było dobieranie... - odezwała się Maddie dopiero po dłużącej się mi w nieskończoność chwili.

Zmarszczyłam brwi.

- Więc co to było, Mad? Jas twierdzi, że tkwisz w toksycznym związku - westchnęłam. - Maddie, mów no, to ważne. Martwię się strasznie.

- Rose, proszę cię. - Wysiliła się na uśmiech. - To nic takiego, jest okej.

- Czy to było regularne? Poszło za daleko? - pytałam, jakoś nie zbyt wierząc w jej słowa. 

Do ostatniego uderzenia sercaWhere stories live. Discover now