Rozdział 16. - 14 kwietnia

50 5 13
                                    

     — Rosie — wymruczał wprost w moje lekko rozchylone wargi tuż przed tym, jak zachłannie się w nie wpił.

     Z całą mocą oddawałam każdy jego pocałunek, doprowadzając nas tym samym do utraty tchu.

Położył mnie na łóżku, nie odrywając się ani na chwilę od moich ust. Ubrań pozbyliśmy się już w drodze do sypialni, więc teraz zupełnie nadzy i spragnieni siebie nawzajem leżeliśmy zaplątani w pościel.

Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, gdy tylko poczułam jego usta na swojej szyi.

— Liam... — jęknęłam z rozkoszy, przymykając powieki.

Odchyliłam głowę w tył, dając mu lepszy dostęp, co Callahan od razu wykorzystał i niespiesznie zaczął kreślić ścieżkę mokrych pocałunków na moim ciele, schodząc coraz niżej i niżej...

Wplątałam dłonie w jego ciemne włosy, bardziej przyciskając jego głową do mojego ciała. Chciałam go czuć. Całą sobą. Najbliżej jak to możliwe. Cały czas.

Gdy wycałował już każdy milimetr mojej skóry na szyi, obojczykach i piersiach, przeniósł się na brzuch i uda...

Zagryzłam wargi, czując kolejną falę podniecającego gorąca, która rozlała się po moim podbrzuszu, a chwilę później zduszone westchnięcie wyrwało się mi wprost w jego usta, gdy niespodziewanie i nad wyraz mocno mnie pocałował. Ciepło jego dłoni jeszcze bardziej rozpalało moje - i tak już rozgrzane - ciało.

Jego bliskość, bicie serca, ciepły oddech i miękkie usta na moim ciele były wszystkim, i zarazem jedynym, o czym byłam w stanie teraz myśleć.

Byliśmy tylko ja i on. MY. Dwa ciała. Dwie dusze. Oddani pożądaniu.

I nie liczyło się nic poza tym.

Oderwał się od moich warg, by spojrzeć mi głęboko w oczy w niemym pytaniu o ostateczną zgodę. Nie kazałam mu długo czekać. W ramach odpowiedzi ponownie przyciągnęłam go do pocałunku, oplatając ręce wokół jego szyi, a on...

Zdziwiona gwałtownie podniosłam się z poduszki. W spowitym ciemnością pokoju rozbrzmiewało tylko rytmiczne obijanie się mojego serca o klatkę piersiową i przyspieszony oddech.

Wciąż jeszcze czułam ten sam gorąc, co chwilę temu we śnie. Miejsca, gdzie spoczywały jego dłonie, paliły rozkosznym ogniem, a na szyi - zdawało mi się - czułam ślady jego ust. Odruchowo musnęłam opuszkami palców skórę w tamtym miejscu, lecz jedyne co poczułam to bolesny zawód. Wszystko to działo się jedynie w mojej głowie. To był sen. Tylko sen.

Gdy nieco się uspokoiłam i znów opadłam na poduszkę, zapatrzyłam się w sufit, wciąż jeszcze nie mogąc wyrzucić z głowy świeżych obrazów ze snu.

Po chwili parsknęłam pod nosem, gdy przeszło mi przez myśl: Może częściej powinnam nie brać leków na noc...?

. . .

     Zwinęłam dłoń w pięść i kilka razy uderzyłam nią w drzwi. Zniecierpliwiona przestąpiłam z nogi na nogę i ponowiłam czynność. Wreszcie usłyszałam zaspany głos Madeleine, który poprzedził niezadowolony jęk.

— Idź sobie, Rose, przynajmniej w sobotę daj mi się wyspać...

Rozbawiona przewróciłam oczami i, nie czekając już na pozwolenie, weszłam do środka. Madeleine leżała zakopana pod jaśminową kołdrą, przyciskając do twarzy dużą, białą poduszkę. Jej blond włosy były nieźle natapirowane po całej nocy i rozsypane wokół jej głowy. Zachichotałam na ten widok pod nosem.

Do ostatniego uderzenia sercaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora