13

759 35 55
                                    

Mengele zaznał smaku wojny, ale była ona niczym w stosunku do bitwy jaką toczył wewnątrz siebie. Słyszał, że ludzie popełniają różne rzeczy dla miłości. Ale tutaj... w obozie, gdzie nie ma na nią miejsca. Nie potrafił się przemóc, chociaż serce bolało go na samą myśl o Lucii palonej w krematorium.

Spostrzegł, że Hitler odmaszerował w zupełnie inną stronę, po czym ignorując innych esesmanów, począł szybkim krokiem kierować się do miejsca, z którego nikt nie wraca. Przynajmniej zazwyczaj. I nie żywy.

Więźniowie, którzy mieli w sobie jeszcze na tyle chęci do życia i zdrowego rozsądku, by interesować się światem wokół siebie, odprowadzali wzrokiem Mengelego, zaintrygowani jego zachowaniem. Już od jakiegoś czasu chodziły pogłoski, że Mengele uchyla się od swoich obowiązków i jedynie udaje, że robi jakieś eksperymenty. Sam przed sobą bał się przyznać, że dzięki Lucii przejrzał na oczy. Był lekarzem. Nie mordercą. Przez wiele lat o tym nie pamiętał. A teraz chciał zapomnieć. O tych wszystkich, którzy umarli z jego ręki, którzy cierpieli. O niewinnych, których torturował.

Pokręcił głową, chcąc odgonić natrętne niczym komary myśli. Niemowlęta...
Przyspieszył kroku. Widział plecy esesmana, który ciągnął Lucię, niczym szmacianą lalkę.

   — Zatrzymaj się! — Krzyknął. Żołnierz stanął jak murowany. Odwrócił się, przez co Żydówka zatoczyła koło i upadła na ziemię, raniąc się w dłonie i kolana. Esesman na domiar złego kopnął ją w żebra. I drugi raz. I trzeci.

   — Możesz powiedzieć, co ty wyprawiasz?! — Mengele z trudem nad sobą panował. Zbliżał się szybko do ukochanej i jej kata.

   — Wykonuję rozkaz Führera. — Wzruszył tamten ramionami.

   — Himmler przyjmuje teraz analfabetów w nasze szeregi? Bo z tego, co usłyszałem, a sądzę, że słuch mam dobry, Führer powiedział, żebyś ją zaprowadził, a nie poniewierał.

   — Ja jej nawet nie muszę  p o n i e w i e r a ć. To płynie w jej krwi. — Esesman uśmiechnął się obrzydliwie. — Zresztą, od kiedy bronisz ścierwa?

   — Może od kiedy jestem wyższy rangą od ciebie? — Doktor zadał teoretyczne pytanie. Dopiero wtedy w oczach nieposłusznego żołnierza butność zaczęła ustępować miejsca niepewności. Nawet jeśli Mengele nie byłby ważniejszy to jednak jest lekarzem i wykonuje badania dla III Rzeszy. Jest cenniejszy niż szeregowy żołnierz.

Lucia tymczasem wciąż kuliła się na ziemi. Nie była pewna, co myśleć. Czuła się brudna przez swoje uczucia do Mengelego, a uratowanie jej przed śmiercią, wiązało ją z nim na zawsze. Nie była pewna, czy jest na to gotowa. Wciąż sobie powtarzała, co będzie po wojnie?

Ale z drugiej strony... Życia bez niego również sobie nie wyobrażała. Zupełnie, jakby byli spętani mocnymi więzami, których człowiek nie jest w stanie przerwać.

   — Ja po prostu ją prowadziłem. Führer nakazał.

   — Owszem, ale Führer zapomniał, że ta Żydówka jest moją własnością. Jest mi potrzebna. Jak mam wykonywać badania dla naszego kraju i jego przyszłości, gdy odbiera mi się obiekty tych badań? — Stąpał po cienkiej linii. Hitler i tak się dowie wcześniej czy później, ale zależnie od jego humoru i natłoku obowiązków może uda się, że przymknie oko. Mengele nie jest w stanie wyobrazić sobie ewentualnej kary. Byłaby nią zapewne śmierć. I to w imię czego? Miłości bez przyszłości?

   — Będę musiał to zgłosić.

Tego Mengele bał się usłyszeć najbardziej. Ale to było do przewidzenia.

   — Zgłoś. Rób to, czego naród od ciebie wymaga. A teraz zniknij mi z oczu! — Mengele, gdy chciał, potrafił być przerażający. Nie bez powodu zwano go Aniołem Śmierci. Chociaż wnioskując po jego aparycji trudno było połączyć go z tak wieloma okrutnymi eksperymentami. Prezentował się niczym amant filmowy. To i trudny charakter najbardziej przyciągało Lucię.

Po chwili zostali sami. Ku zdziwieniu Mengelego wokół nie było żywej duszy. Nawet strażników. Wszyscy zapewne są przy Hitlerze bądź na placu. Doktor uznał, że dla nich lepiej.

Kucnął przy dziewczynie, która tak bardzo odmieniła jego życie. Miał ochotę uronić kilka łez, patrząc na jej rany. Ale był prawdziwym mężczyzną, godnym Niemcem, dostojnym żołnierzem SS. Nie mógł pozwolić sobie na płacz. Lucia nie stłumiła całkowicie jego natury. A nawet jeśli, pozory należy zawsze utrzymywać. Takiego był zdania.

   — Nie musiałeś tego robić — wyszeptała, patrząc mu w oczy. Wciąż siedziała na ziemi. — Wcześniej, czy później umrę. Wiesz, jakie są zasady.

   — Nie każde zasady muszą być przestrzegane — odrzekł gorączkowo.

   — Te muszą. Ja w tym świecie nie mam prawa do życia. Oboje zdajemy sobie z tego sprawę. Niepotrzebnie się narażasz. Nie potrafiłabym... znieść myśli, że nie żyjesz. — Lucia nienawidziła się za te słowa, ale nie potrafiła ich stłumić. Nie wiedziała, jak można jednocześnie kogoś kochać i się nim brzydzić. Nie była Freudem, nie znała się na ludzkim umyśle.

   — Tylko że życie bez ciebie nie miałoby sensu. — Głos doktora był cichy, niczym szept. Żydówka przez dłuższą chwilę zastanawiała się, czy Mengele w ogóle coś powiedział. Ale jego wzrok... to, co się w nim kryło, ta utajona miłość, to wszystko wskazywało na to, że jednak powiedział to, co słyszała. Z wrażenia zaczęła szybciej oddychać. Nie zważając na poranioną dłoń, położyła ją delikatnie na gładkim policzku przeznaczonego jej mężczyzny. Nawet jeśli był jej przeznaczony jedynie w obozie. Patrzenie na niego bolało. Po chwili Mengele pocałował ją delikatnie w kącik ust. Tyle i aż tyle. Lucia zadrżała.

Żadne z nich nie wiedziało, że przypatruje im się okrutna blokowa Fermachter, ta sama, która już raz wyżyła się na Lucii. I nie zamierzała zaprzepaścić swojej kolejnej szansy. Pragnęła zemścić się na lekarzu, który odważył się jej sprzeciwić.

Nie mam pojęcia, czy ktoś tu jeszcze jest, ani czy nie wyszłam z wprawy, ale właściwie miło byłoby dokończyć to opowiadanie. Miłej nocy wszystkim!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 13, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Gdyby Mengele się zakochał Where stories live. Discover now