8

697 36 52
                                    

Prażyło przyjemne słońce, gdy Mengele posłał do krematorium tysiąc trzysta zbędnych dla niego kobiet. Czy było to odreagowanie, czy tylko zwykły obowiązek – trudno poznać prawdę. Oczywiście uprzednio czekała je komora gazowa, ale kto by o tym pamiętał... W Auschwitz nie ma znaczenia sposób śmierci, lecz przeżycie. Stosy trupów na taczkach przed barakami nie wywołują w więźniach już żadnych uczuć. Każdy jest zdeterminowany, by przeżyć i wydostać się z tego piekła na ziemi, a jeśli nie to dołącza na taczkę. Prosty rachunek.

Stojąc w białym kitlu narzuconym na mundur z dwoma runami Mengele nie zwracał nawet uwagi na to, że jego ręka ciągle wędruje w lewo. Jeśli to możliwe, myślał zupełnie o czymś innym. O świecie, gdyby nie dołączył do żądnych przelania krwi żołnierzów SS. A był przecież lekarzem we Frankfurcie badającym młodych chłopców pod kątem zdolności do pełnienia służby dla narodu nadludzi. Tak mogło pozostać. Co go więc podkusiło?

Ale nie poznałby Lucii... Cichy głosik szeptał mu z tyłu głowy, prowokując do zadawania śmierci. To było jego lekarstwo na dziwny ból, który odczuwał i na niewiedzę. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie skrzywdzić Lucii. Owszem, uderzył ją, lecz dla jej własnego dobra. Gdyby ktoś ją nakrył żywą, w dodatku rozmawiającą z nim, oboje mogliby mieć problemy, ale bez wątpienia Żydówka trafiłaby do pieca. O ile nie na żwirowisko. Musiał ją więc zmusić do wyjścia. Bo było w niej coś buntowniczego. Widział błysk jej w oczach. Widział również coś dziwnego – wewnętrzną walkę.

Ona nie uważa cię za potwora... Szeptał głos. Jeszcze nie. Walka ciągle się toczy, a decyzja nie zapadła.

Mengele musiał obejść postanowienia aktu norymberskiego. Tylko jak? Postanowił chwilowo trzymać się z dala od zielonookiej. Dla jej dobra. Jednocześnie jednak nie pozostawiał jej bez ochrony. Sam siebie nie rozumiał. To, co czuł, przerastało nawet jego – wykształconego lekarza i filozofa. Przedziwna rzecz. Znał odpowiedzi na wiele pytań, ale na to jedno, dlaczego jego serce mocniej pompuje krew na widok dziewczyny – nie.

Tak więc posłanie do gazu tak wielu kobiet według Mengelego miało mu pomóc, ale musiał sam sobie przyznać, że poczuł się jeszcze gorzej.

                                                 ***
Tymczasem obóz się rozrastał. Wybudowano nowe domki gazowe, bliźniacze dla białego i czerwonego. Wielu więźniów poprzenoszono do Brzezinki, lecz barak 22 mógł pozostać na miejscu. Ciepłe słońce nie koiło skołatanych dusz więźniów, a wręcz potęgowało cierpienie. Tyfus rosnął w siłę, pragnienie dawało się we znaki. I jeszcze te gwałty! Utworzono obozowy burdel, w którym leczono homoseksualne zapędy mężczyzn – oczywiście więźniów. Chociaż bardziej zdeprawowani SS również odwiedzali niesławny barak. Pracować musiały kobiety. Więźniarki. Najczęściej Polki i Rosjanki, chociaż niekiedy ktoś przemycał Żydówkę, z którą chciał skonsumować niebezpieczny akt. Zazwyczaj byli to brutalni kapo, których radowało zadawanie bólu, a szczególnie gwałcenie. Byli to sadyści. I choć Mengele miał chociaż czysty gabinet, a do badań zakładał rękawiczki to ci bezduszni kapo nie zważali na krew i odchody wokół. Potrafili zgwałcić dziewczynę załatwiającą się właśnie w latrynie. I szanowny doktor nikogo nie gwałcił. W głębi duszy był dżentelmenem. Jeśli potrzebował by dziewczyna zaszła w ciążę, żądał gwałtu od jakiegoś więźnia. A nuż czasem się trafiało, że był to ten sam więzień, w którym więźniarka się durzyła. Może i Mengele to wiedział i robił to specjalnie, ale jak więc wytłumaczyć późniejsze tortury na kobiecie bądź jej nienarodzonym dziecku? Dusza Mengelego była splątana niczym jesienny bluszcz.

Mijały dni i mijały tygodnie. Mengele stał się nieobecny. Nadal posyłał na śmierć tysiące ludzi, a uczucia wylewał w okrutnych eksperymentach, lecz gdy pewnego dnia jego uszu doszedł fakt, że ktoś chce jakąś dziewczynę z jego baraku, mocno się zdenerwował. Teoretycznie każdą mógł zastąpić. Choćby z tego transportu z Grecji, który pojawi się na dniach. Każdą, lecz nie Lucię. I sam nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego tak to odbiera. Jego uczucia stały się zakodowane nawet dla niego. I to go również wyprowadzało z równowagi.

Rankiem przyszedł do niego Zalosek. Oczywiście został wezwany. Biedny Czech zazwyczaj pracujący jako Sonderkommando  obawiał się, że nastał czas na jego karę. Jednak anioł śmierci nie zamierzał pozbawiać tak potrzebnego komanda członka. Chciał tylko jednego. Mianowicie dowiedzieć się, czy pilnujący baraku-burdelu nie pragnie przypadkiem jego Żydówki. Tak, po raz pierwszy w myślach nazwał ją tym określeniem. Sam nie do końca był świadom zmian dokonujących się w sposobie jego myślenia. Wolał je zresztą ignorować. 

Zalosek stał cierpliwie, starając się omijać wzrokiem martwe dziecko spoczywające na leżance. Jego drobne żeberka niemal prześwitywały przez cienką skórę. Czasem Mengele wydawał mu się dobrym człowiekiem, a przynajmniej osobą, która ma jakieś uczucia. W końcu miał już wiele okazji, by wpakować mu kulkę w łeb i ich nie wykorzystał. Ale Zalosek nie rozumiał morderstw na dzieciach. Nawet w imię badań. Był niepraktykującym katolikiem. Dla niego morderstwo było czymś nieosiągalnym i niemożliwym. A dzieci stanowią o tym, jak silny jest naród.

   — Mam dla ciebie zadanie — odezwał się w końcu lekarz. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Był spokojny i opanowany jak podczas selekcji. — Kapo mojego baraku jakimś cudem odważyła się wybrać którąś z więźniarek do obozowego... burdelu. Masz się dowiedzieć, którą.

Jeśli to nie jest Lucia, Mengele przymknie oko, lecz jeśli Niemka wybrała akurat ją, Mengele się jej pozbędzie. Nie trudno przekupić któregoś z więźniów. Jeden trup w tę czy w tamtą niewiele zmienia, a ratuje życie Lucii, na której lekarzowi zaczęło zależeć. I to pomijając kwestię, że on sam nie wie dlaczego.

   — Tak jest, herr doktor. — Zalosek nie zamierzał czekać na powtórzenie. Natychmiast po wyjściu od Mengelego ruszył do kobiecego baraku, starannie wyselekcjowanego przez sławnego lekarza. Tam usłyszał, że kapo Fermachter wybrała jakąś Żydówkę. W owym baraku jedynie Lucia była Żydówką.

Dopiero wracając z wieściami – rzecz jasna niczego nieświadomy – Zalosek począł się zastanawiać jaką władzę musi mieć Mengele, że okrutna kapo mu odpowiedziała. Jemu! Czechowi, który nic nie znaczy dla Aryjskiego narodu. Może słowo Mengelego jest święte? Może naprawdę jest aniołem?

Gdyby Mengele się zakochał Where stories live. Discover now