1

1K 55 29
                                    

Długa kolejka ludzi oczekujących na wyrok, ciągnęła się aż do wejścia do obozu. Mała Rita, która ssała z zapamiętaniem kciuka, nie rozumiejąc powodu przyjazdu do tego nieprzyjemnego miejsca, obserwowała wszystkich dookoła. Staruszek ledwo trzymający się na nogach bez laski, kobieta, która w rodzimym mieście musiała uchodzić za femme fatale, chłopak niewiele starszy od Rity, który kopał kamyk. Ci wszyscy ludzie czekali na wybawienie. Czyli na coś, co nie miało nastąpić.

   — Cisza! — Zagrzmiał głos wysokiego oficera, Rudolfa Grütera. Dopóki Richard Baer był komendantem, Rudolf był mianowany jego zastępcą, a że postawny Baer nie miał chęci pojawić się w obozie pełnym skażonych ludzi, Grüter był zmuszony go zastąpić. Niebywale się z tego powodu wściekał. — Nie będę wam wmawiać, że trafiliście do nieba, lecz zaraz osądzi was anioł we własnej osobie.

Zarechotał na widok niepewnych twarzy, które zewsząd go otaczały i wskazał ręką okrytą rękawiczką mężczyznę na środku placu.

   — Oto wasz sędzia. Jeśli będziecie niepotrzebnie lamentować, staniecie się agresywni bądź w jakikolwiek sposób sprzeciwicie się rasie panów, spotka was oczywisty los — dodał.

Po chwili oddalił się, zostawiając mężczyznę samego z wystraszonym tłumem podzielonym na dwa rzędy. Na samym środku placu, za mężczyzną, stał stół, a przy nim siedział jeden straszliwie wychudzony chłopak. Miał najgorsze zadanie w obozie. Był tatuażystą.

Mężczyzna wiedział, że zwą go aniołem, a przezwisko wyszło z inicjatywy więźniów. Właściwie był nazywany aniołem śmierci, bo tam, gdzie pojawiał się on, zamieszkiwała śmierć.

Milczący i ponury, lecz o twarzy aktora filmowego, mógłby zrobić karierę w Hollywood, niczym drugi Gregory Peck. Jednak jego serce obrastał trujący bluszcz, czyniąc je miejscem nie do zdobycia.

Wykonywał tylko jedną czynność. Wskazywał w lewo i w prawo. Jedni szli na spotkanie ze śmiercią, drudzy na odwleczoną z nią randkę. Choć do niedawna wielu mogło mieć nadzieję na chwilowe odroczenie wyroku, teraz mężczyznę interesowały głównie bliźniaki.

Kolejka się zmniejszała. Większość kierowana była na śmierć. Obóz był przeludniony, nie było miejsca na nowych więźniów. Dlatego budowano krematoria. Tłum tak się rozrzedził, że małą Ritę od mężczyzny o gładkiej cerze dzieliły jedynie trzy osoby. W nagłym przypływie strachu, chwyciła mamę za rękę.

   — Mamo, czy ten pan coś nam zrobi? — spytała z przejęciem.

   — Nie, on nie.

   — A kto?

Mama Rity słyszała to i owo o obozach. Szczególnie brutalne plotki były o Auschwitz. Wiedziała więc, czym to się skończy i jak krótki pobyt będzie jej i córeczki. Nie chciała jednak martwić Rity, a w duchu cieszyła się, że jej córka jest za duża na eksperymenty na noworodkach. A jeszcze bardziej cieszyła się, że nie urodziła bliźniaczek.

   — Inni, skarbie, inni.

Nie zdołała nic więcej powiedzieć. Kobietę i Ritę skierowano do krematorium. Tatuażysta praktycznie tego dnia był niepotrzebny. Anioł śmierci wybrał tylko dziesięć dzieci.

Gdyby Mengele się zakochał Where stories live. Discover now