20 • Przemilczenie

Start from the beginning
                                    

— Najlepiej dla kogo? — Roześmiał się cynicznie. — Angelina, co ty wyprawiasz do jasnej cholery?!

— Gdybym tego nie powiedziała, sytuacja wymknęłaby się z pod kontroli! — Podniosła głos, próbując mówić z pełnym przekonaniem. — Chciałeś być uwikłany w kolejny skandal?! Chciałeś być znowu na czołówkach gazet? Chciałeś, żeby rozszarpali cię fani Nany?

— A miłość? — spytał ciszej. Jego wzrok lekko drgał. Zdało jej się, że powietrze zrobiło się zimniejsze. — Wiesz, że wojna trojańska toczyła się tylko dla jednej kobiety? Uważasz, że nasza miłość nie jest warta pójścia na wojnę?

Zacisnęła do bólu zęby. Miała ochotę wykrzyczeć mu głośno dlaczego to robi, ale nie mogła. Ilekroć próbowała, wstrzymywał ją głos pana Yamamoto dudniący złowrogim głosem o ścianki jej umysłu.

„Tylko pani może go ocalić...".

— Żartujesz? — Uniosła wysoko podbródek — O jakiej miłości mówisz, Ren? Za tydzień wyjeżdżam na pięć lat do Ameryki. Uważasz, że istnieje jakakolwiek miłość, która przetrwa taką odległość? — Zmrużyła oczy pytająco. — Nie rozumiesz, że nasze drogi powoli się rozchodzą? Ja tylko zrobiłam, co konieczne, aby nasz związek zakończył się bez echa. Kiedyś mi za to podziękujesz.

Jęknęła, kiedy złapał ją za ramiona i lekko nią potrząsnął. Z oczu Rena wyzierała desperacja, złość i nienawiść w jednym. Wydawało się, że za chwilę ją uderzy, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego, mocniej zacisnął dłonie na jej przedramionach i wykrzyczał jej prosto w twarz.

— Co ty wygadujesz, do cholery!? Co się z tobą stało!?

Torebka spadła jej z ramienia. Upadła na trawę, a jej zawartość rozsypała się. Ze środka wypadła również biała, podłużna koperta, która od razu rzuciła się Renowi w oczy.

Rozluźnił się w jednej chwili, spojrzał przenikliwie na Angelinę stojącą jak sparaliżowana, po czym sięgnął po kopertę i otworzył ją.

— Akido mówił mi, że wzięłaś pieniądze, ale mu nie wierzyłem — Spokój w jego głosie brzmiał złowrogo.

Dziewczyna zadrżała.

— Zrobiłam to, co słuszne — odparła z resztką dumy w głosie, nawet na niego nie patrząc. Rozpadała się na kawałeczki, ale jeszcze musiała trzymać się w garści, by grać swoją rolę.

„Wystarczy, że zachowa się pani rozsądnie."

— Słuszne? — Powtórzył za nią jak echo i uśmiechnął się upiornie. W oczach zadrgały mu łzy, które po chwili lekko spłynęły po policzkach. Miała ochotę z całować je wszystkie, stała jednak nieporuszona.

Obudziła się w nim jakaś złość. W jednej chwili wyjął wszystkie pieniądze i zaczął drzeć je na kawałki. Bez poruszenia oglądała, jak targa kolejne banknoty na coraz drobniejsze skrawki i rzuca je ze złością na ziemię, dając upust swojej furii.

Gdyby mogła, zrobiłaby to samo.

Kiedy nie zostało już nic, a na trawie spoczywały niczym śnieg strzępy pieniędzy, Ren podniósł na Angelinę rozczarowane spojrzenie.

— Byłaś moim marzeniem, Alina — wyszeptał z niedowierzaniem — Zawsze kochałem cię bardziej niż ty mnie... Tamtej nocy, kiedy nie przyszłaś, powinienem się obudzić z tego snu... Powinienem był wiedzieć, że już nigdy nie wróci ta dziewczyna, którą całowałem nad jeziorem.

Nie wytrzymała. Spuściła głowę i pozwoliła płynąć łzom. Drżał jej podbródek, zaciskała z bezsilnością pięści. Niech już idzie, niech zostawi ją i pozwoli umrzeć.

Krzywe NieboWhere stories live. Discover now