20 • Przemilczenie

717 98 1
                                    

W autobusie szeptano i pokazywano ją palcami. Jakieś dwie, młode dziewczyny siedziały ramie przy ramieniu, wpatrując się w ekran komórki. Od czasu do czasu ich wzrok podnosił się i kierował ku Angielinie.

Rozpoznawały ją.

Czuła się niezręcznie i pewnie gdyby nie umierała teraz z rozpaczy byłaby się tym przejęła. Ale one, ich uwaga skupiająca się na niej, to wszystko rozmazywało się jak nic nieznaczące tło.

Angelina myślała jedynie o Renie. Wciąż od nowa odtwarzała moment swej ucieczki, kiedy to zostawiła go samego z całym morzem reporterów i wybiegła tylnym wyjściem budynku.

Nie spodziewała się, że zastanie chłopaka jeszcze tego samego dnia, kiedy rozmawiała z panem Yamamoto. Miała nadzieje, że Ren dowie się o jej wyznaniu przed reporterami trochę później, ale myliła się.

Wszystko stało się tak szybko, tak szybko została podjęta decyzja, że panienka Mizuhara czuła się jak we śnie. Lada chwila się obudzi, a cały ten koszmar z prasą okaże się tylko wytworem jej wyobraźni.

Chociaż jednak szczypała się coraz mocniej, rzeczywistość pozostała niezmienna. Musiała przyjąć do wiadomości, że nie śni, ale naprawdę zaprzeczyła publicznie, że coś poważnego łączy ją z Renem.

Wiedziała, że go zraniła. Nawet świadomość, że zrobiła to dla jego dobra nie pomagała jej poczuć się lepiej. Uważała się za skończonego potwora, którego należy niezwłocznie potępić za to, że żyje.

Miała ochotę siebie ukarać, już nigdy nie poczuć nawet odrobiny szczęścia. Jak mogła wyjechać do Ameryki, studiować wymarzoną medycynę po czymś takim? Jak mogła w ogóle być w stanie spojrzeć sobie w lustro?

A jednak musiała wyjechać. Po tym wszystkim w Japonii nie było już dla niej miejsca. Potrzebowała natychmiast uciec, nie oglądać się za siebie i jakoś uleczyć swoje poranione serce.

Nie była tylko pewna, czy to możliwe, czy zdoła zapomnieć.

Z ulgą wysiadła na przystanku, zostawiając w autobusie szepczące o niej małolaty. Show-Biznes był karmiony właśnie takimi osobami, jak one. Kochały ponad życie swoich idoli, ale były także przyczyną okrutnego mechanizmu, jakim posługiwał się azjatycki rynek muzyczny. Fani byli świętością i ich wielka miłość z dnia na dzień mogła przerodzić się w dziką nienawiść.

Starała się jednak o nich nie myśleć. Koperta z pieniędzmi w torbie wyraźnie jej ciążyła, chociaż było to jedynie złudzenie, wywołane poczuciem winy.

Zatrzymała się w połowie chodnika. Przed jej domem stało auto. Ciemny lakier połyskiwał w słońcu. Od razu domyśliła się kto złożył jej wizytę.

Z bijącym sercem pchnęła furtkę i weszła na teren ogrodu. Przed domem, na schodkach siedział Ren. Kiedy się zbliżyła, podniósł głowę i obdarzył ją osobliwym spojrzeniem. Zadrżała. Wiatr musnął jej skronie.

— Ładne dałaś przedstawienie — odezwał się.

— Ren... — szepnęła. Nie znajdowała słów, by cokolwiek innego powiedzieć. Wciąż dźwięczały jej słowa pana Yamamoto. Jeżeli czegoś nie zrobi, chłopak trafi do więzienia.

Rozległo się szczekanie psa. Wzmógł się wiatr i naraz wszystkie drzewa w ogrodzie wydały jeden, głośny szum. Ren wstał.

— Dlaczego to zrobiłaś? Wciąż próbuje cię zrozumieć.

Wciągnęła powietrze do płuc, potrzebowała dużo siły, by rozegrać to jak należy.

— Uznałam, że tak będzie najlepiej — odezwała się stanowczo, zaciskając rękę na szelce torebki.

Krzywe NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz