Miasto i klejnoty cz.2

23 2 0
                                    

Minęły trzy dni. Właśnie byliśmy w drodze do największej atrakcji, ponieważ Empire City nie jest takie wielkie. Skierowaliśmy się na Nowy Jork.

Naszym celem była Statua Wolności, jakiś McDonald, a później się zobaczy. Tyle że był już późny wieczór, może dwudziesta trzecia. Moje siostry siedziały z przodu, rozmawiając z Jackiem który nie mógł spać, ponieważ kierował. Szyjka na całe szczęście powiedziała że chciała by wrócić na Homeworld, ponieważ ma coś do załatwienia. I dobrze. Za nimi siedziała fuzja, Perła i Diopsyd, a na samym końcu my- ja i Alex. Już dawno znudziło mi się przeglądanie tik toka, insta i tak dalej.

Alex włączył sobie jakieś śmieszne filmiki. Jakim cudem jeszcze nie śpi? Jak? W końcu oparłam się na jego ramieniu i przyglądałam się filmikom. Nie wiem dlaczego, ale zamiast ludzkich głów były głowy postaci z anime. Czekaj, on ogląda kolejne anime? Wiem że je lubi, jest nawet w jednym z fandomów, ale kolejne?

-Alex- mruknęłam, a on spojrzał na mnie- kiedy ty zacząłeś oglądać następne anime?
-Nie wiesz? Na samym początku sierpnia. Nie mówiłem tobie?- spytał.
-Nie.
-No to mówię. Chcesz oglądnąć?
-Może... Ju... tro...- ledwo powiedziałam, a zasnęłam.

Time split/ rano


Obudziłam się w łóżku. Czekaj, co? Przechyliłam się i rozglądnęłam po pomieszczeniu. To był motel, na sto procent. Niedaleko było drugie łóżko na którym spała Diopsyd i Jack. To był pokój trzyosobowy. Nie, znowu coś nie tak. Jestem cholernie ciepła, a jakieś ręce trzymają się na moich biodrach. Alex.

Lekko się odsunęłam i sięgnęłam do kieszeni w spodniach. Przywykłam do tego że zmieniam ubrania, a poza tym bardzo to lubiłam.

Była dziewiąta rano. Wstałam z łóżka i rozglądnęłam się co i jak. Wyszłam z pokoju na korytarz. Ekstra. Nagle usłyszałam kroki. Właśnie weszła Perła i Morska.
-A gdzie...
-Mają oddzielny pokój. Wiesz że sytuacja z nimi jest podobna jak u ciebie.- odpowiedziała Perła.
-Naprawdę? Śpią jak zabite?
Morska kiwnęła głową. Przyszliśmy do pokoju, gdzie Diopsyd i Jack już nie spali.

Po godzinie wszyscy byli gotowi do dalszej drogi. Wsiedliśmy do auta i zostało nam dwadzieścia kilometrów drogi. Nie minęło dziesięć minut, a my zobaczyliśmy pierwsze wieżowce i drapacze chmur. Widok był cudowny, nie ukrywam.

Na ulicach był ogromny ruch, nie wspominam o parkingu niedaleko naszego celu. Ledwo co nam się udało zająć miejsce. Postanowiliśmy rozejrzeć się wokół.

Pierwszą rzeczą był Starbucks i Wielki Pączek. Zrobiliśmy sobie zapasy, aby później podżerać je na ulicy gdzie była masa muzyków. Wstąpiliśmy też do muzeum minerałów. Tego się jednak nie spodziewałam. Milion zlepków, defekt, roztrzaskanych klejnotów. Wszystkie były przypięte do metalowego czegoś, aby nie mogły się uwolnić. Morska, Perła i Diopsyd wiedziały że takie coś dzieje się na świecie, ale cytryny nie. Ja także, więc rzuciłyśmy się na ratunek. Próbowały nas powstrzymać, ale nic nie dało.

Ostatecznie udało im się ocalić kilka zlepków i mocno uszkodzonych klejnotów, a ja "nic". To "nic" oznaczało klejnot w dobrym stanie. Był różowy, okrągły, i coś mi przypominał. Nie wiedziałam co, ale nie mogłam długo mu się przyglądać, z powodu złych klejnotów. Alex i Jack próbowali je uspokoić, ale w pewnej chwili pojawił się problem. Jakiś ochroniarz właśnie odwrócił od nas na chwilę wzrok, wzywając wsparcie. Nie musieliśmy myśleć długo. Każdy wypadł przez portal na swoje dawne miejsce w samochodzie. Perła nas skrzyczała za bezmyślność, ale wybaczyła. Wiedziała że to także są klejnoty, ale było by trudne zabranie ich wszystkich od właścicieli. Cytryny były zrozpaczone, ale po czasie zrozumiały że ludzie nie wiedzieli nic o klejnotach. Powoli nasza idea się rozprzestrzenia, a ludzie dowiadują się o klejnotach i ich życiu. Bardzo dobrze.

Zbliżał się wieczór. Podeszliśmy do kasy aby kupić bilety, po czym byliśmy na górze. Zrobiło się ciemno, czyli najlepsza pora na oglądanie widoków z statuy wolności. Wyjęłam telefon i odezwała się moja kreatywna dusza. Fotografia to także rodzaj sztuki.

Dzięki temu nawet Alex miał ładne zdjęcie. Cytryny patrzyły na widoki z podziwem, oraz na mnie i klejnoty robiące sobie zdjęcia. Dosłownie chwila, a one także z nami pozowały.

Time split/ night


Właśnie byliśmy w jakimś małym hotelu. W pokoju wszyscy zasnęli. Perła i Morska były w innym pokoju, podobnie jak moje siostry. Wstałam trzymając w ręce zimny okrąg. Wyszłam po cichu na korytarz, powoli schodząc, zbliżając się do recepcji. Weszłam do ogólnej łazienki z której nikt nie korzystał. Zamknęłam się akurat w tej dla inwalidów, ponieważ zawsze są wielkie i dźwiękoszczelne.

Spojrzałam na klejnot. Już wiedziałam który to był. Miał przyczepioną do siebie małą podstawkę, dlatego nie mógł się uwolnić. Kątem oka zauważyłam że jest uszkodzony. Drobne rysy, ale nadal są. Pocałowałam go, wiedząc że ślina także działa. Momentalnie rysy znikły. Odkleiłam powoli podstawkę aby nie zrobić mu krzywdy. Klejnot natychmiast zaczął się regenerować. Widziałam jak powstała większa ode mnie Rose Quartz. Przeciwieństwem było to, że wygalądała bardziej na dziewczynę po dwudziestce. Jej klejnot zasłoniła opaska w kształcie gwiazdy, a długa bluzo-sukienka zakrywała jej rajstopy. Miała kręcone włosy i dwa wielkie kucyki. Można było się domyśleć że jest krzyształowym klejnotem. Gdy otworzyła jedyne lewe oko, spojrzała na mnie zszokowana. Rozejrzała się szybko po łazience, jakby kogoś szukała.
-Dziękuję.
To były jedyne słowa, po czym uciekła z łazienki. Nie chcę się jakoś wplątywać w życie innych, więc nie zatrzymywałam jej. Może kiedyś ją spotkam. Ale na tą porę jestem ciekawa czy ktoś ją widział. Raczej nie... Ale jeśli tak, to jak wyjdę będą myśleć że działy się tu złe rzeczy. No nic, muszę chwilę odczekać, a później spać.

___________________________________________

Nie ukrywam, ten rozdział był trudny na tej końcówce. Panie Boże....

To Właśnie Ucieczka Moja Honey...//Steven Universe OC StoryNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ