Rozdział 35

23.5K 765 83
                                    

KATE

Przez chwilę odnoszę wrażenie, jakby czas się zatrzymał, a ja nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie mam nawet z kim porozmawiać, bo moja przyjaciółka i współlokator śpią upici w pokoju, nie mając pojęcia co się przed chwilą wydarzyło.

Po dobrych dwudziestu minutach stania w bezruchu, orientuję się, że zaczął padać deszcz, a ogromne krople wody obijają się o mnie, mocząc włosy i ubranie. Muszę zebrać się w sobie i wrócić do środka.

I tak też robię. Wchodzę do domu, po czym dokładnie zamykam za sobą drzwi. Jestem jednocześnie przerażona i wściekła. Zabójstwo? Przecież nie stawia się ludziom zarzutu zabójstwa bez żadnego powodu! Muszą mieć coś, co pozwala im tak sądzić. Ale jak, do kurwy nędzy, James miałby kogoś zabić?!

Chcę coś zrobić, chcę jakoś działać, ale w tym momencie nie jestem w stanie utrzymać się na nogach. Postanawiam więc iść do pokoju i spróbować zasnąć choćby na godzinę, może to pozwoli mi pomyśleć trzeźwiej.

*

Przez całą noc przespałam zaledwie dwie godziny. Ciągle się budziłam, przez potworne, okrutne i męczące koszmary. Widziałam różne drastyczne obrazy, a zaraz potem mój mózg odtwarzał całe zajście z policją i Jamesem. Starałam się nie płakać, łzy w tej sytuacji nic nie zmienią, ale nie byłam w stanie się uspokoić, gdy raz po raz byłam atakowana tym, co widziałam na własne oczy. 

Zerkam niechętnie na zegarek, który wskazuje godzinę piątą trzydzieści cztery. Nie mam pojęcia o której godzinie obudzi się Luke, ale w głębi duszy mam nadzieję, że jak najszybciej i w końcu będę mogła to wszystko z siebie wyrzucić.

Kiedy dochodzi godzina dziesiąta i słyszę na korytarzu czyjeś kroki, wyskakuję z pokoju jak poparzona. Na szczęście to właśnie Luke. On również mnie zauważa i przygląda mi się badawczo. Podchodzę nieco bliżej.

- Hej, Kate – mówi podejrzliwie. – Coś się stało? Płakałaś?
- Czy coś się stało? – rzucam z wyrzutem. – Stało się, do cholery! Wczoraj w nocy Jamesa zabrała policja.

Luke sztywnieje i szerzej otwiera oczy.

- Co? – pyta z niedowierzaniem.
- Tak, Luke. Nie przesłyszałeś się.

Luke chwyta mnie za przedramię i ciągnie do pokoju Jamesa, po czym zamyka za nami drzwi na klucz.

- O której to było godzinie? – pyta zaniepokojony.
- Nie wiem. Dochodziła druga w nocy, kiedy wyjeżdżaliśmy spod klubu. Przyszli parę minut po naszym powrocie.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?
- Słucham? Leżałeś zachlany w trzy dupy. Jak niby miałam ci powiedzieć?

Luke peszy się nieznacznie.

- No tak... Kate, mów ciszej, nie chcę żeby Kelsey się obudziła.
- Luke, do cholery, w tej chwili nie obchodzi mnie sen Kelsey. Oni aresztowali go pod zarzutem morderstwa! Co tu się do cholery dzieje?! – wykrzykuję, energicznie gestykulując.

Luke przez chwilę nic nie mówi, unikając kontaktu wzrokowego. Wie coś, czego ja nie wiem.

- Luke, powiedz mi o co tu chodzi!
- Uspokój się i usiądź.

W normalnych okolicznościach wyśmiałabym go i kazała spadać. Ale teraz naprawdę muszę wiedzieć co się tutaj dzieje i dlaczego mój chłopak jest w pierdolonym areszcie śledczym. Wykonuję jego polecenie i siadam na krześle obrotowym Jamesa.

- Mów – zarządzam stanowczo.

Luke bierze głęboki oddech. Boję się tego, co zaraz usłyszę.

- Wiedziałem, Kate. Wiedziałem o wszystkim, a James kłamał, żeby cię nie ranić.

Parskam śmiechem i kręcę z niedowierzaniem głową.

- Poczekaj zanim coś powiesz – upomina. – On naprawdę chciał dobrze.
- Do rzeczy – ponaglam.
- Chodzi o Brada. Kiedy tamtego dnia razem z Jamesem pojechaliśmy do Brada... on stracił nad sobą panowanie. W samochodzie obiecał, że nie zrobi nic głupiego. A potem emocje go zwiodły - bierze głęboki oddech i przez chwilę zastanawia się nad swoimi słowami. - Zaczęli się przepychać i bić. Próbowałem ich rozdzielić, ale nie dałem rady. W końcu James tak mocno odepchnął Brada, że ten legł jak długi prosto na betonie. Uderzył tyłem głowy, polała się krew, a potem... potem już nie oddychał.

Dopiero kiedy Luke przestaje mówić, zauważam, że w szoku otworzyłam usta. Nie wierzę w to, co słyszę.

- Luke... to żart, prawda? – pytam z niedowierzaniem.
- Niestety nie, Kate. Posłuchaj on naprawdę nie chciał go zabić. Bronił się. Brad bardzo mocno na niego nacierał, bił go do utraty tchu, połamał żebra. James chciał go odepchnąć, a ten upadł niefortunnie i uderzył tyłem głowy o beton. Miał dużego pecha.

Nie mogę tego słuchać. Czuję jak moje serce pęka na milion drobnych kawałeczków. Nigdy w życiu nie czułam takiego bólu fizycznego.

- Luke, czy ty się słyszysz? Miał pecha? On zabił człowieka... - szepczę przerażona.
- W obronie własnej, Kate. To jest różnica. Musisz mi uwierzyć. Naprawdę nie miał aż tak złych zamiarów. Znasz go, wiesz, że nie zrobiłby tego celowo.

Kręcę przecząco głową. Nie wiem komu wierzyć i w co. Może tym razem też nie mówią mi prawdy. Doskonale wiedziałam, że zarówno James jak i Luke mają broń, w dodatku w domu. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby jej użyli.

- Kiedy to się stało?
- Samo śledztwo rozpoczęli trzy miesiące temu. Szukali ciała, świadków, poszlak i materiału dowodowego. A jeśli pytasz kiedy Brad zmarł... Wtedy, kiedy James trafił do szpitala, pięć miesięcy temu.
- Wiedziałeś, że robią coś w tym kierunku?!
- Dostałem informację od znajomego z policji.
- Boże... - szepczę bardziej sama do siebie niż do niego.

Do moich oczu na nowo napływają łzy. W ostatnim czasie jestem bardzo rozchwiana emocjonalnie i każda błahostka potrafi doprowadzić mnie do łez. Tyle, że teraz to poważna sprawa. Kocham człowieka, który dopuścił się zabójstwa.

- Luke, co teraz? – pytam, kiedy pierwsze łzy spływają po moich policzkach
- Czekamy na prawnika, który dowie się jakie dowody ma policja. Potem skontaktuje się z Jamesem. Ustalą wspólną wersję, jeśli będzie taka konieczność. Wyciągniemy go z tego. Za działanie w obronie własnej nie ma wysokich kar, może skończy się na wyroku w zawieszeniu. Gdyby James go nie odepchnął, to Brad by go zabił.

Skronie zaczynają mi boleśnie pulsować od natłoku informacji.

Luke podchodzi do mnie i przytula mnie mocno do siebie.

- Będzie dobrze... - szepcze. – Wyciągnę go. Obiecuję.
- James jest mordercą...
- Nie, Kate, nie mów tak – odsuwa mnie od siebie i patrzy prosto w moje oczy. – Nie wolno ci tak mówić. On się bronił, rozumiesz, Kate? Tu chodziło o jego życie.
- Dlaczego mu wtedy nie pomogłeś? – pytam oskarżycielsko.
- Brad nie był sam. Był ze swoimi przydupasami. Ktoś musiał się nimi zająć.
- Zabiłeś ich?
- Nie. Trochę poturbowałem, ale oboje żyją i niestety mają się dobrze.

Jest dopiero chwilę po dziesiątej, a ja już mam dość dzisiejszego dnia. Mam potworny mętlik w głowie, a nachalne myśli nie dają mi spokoju. Nie wiem już w co powinnam wierzyć, a w co nie. James i Luke wykorzystali cały limit kłamstw w ostatnim czasie. Odsuwam się od Luka i bez słowa wychodzę, kierując się prosto do swojego pokoju.

********************
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Blisko Ciebie | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz