Rozdział 10

38.3K 1.2K 520
                                    

KATE

Od kilku dni unikałam zarówno Jamesa jak i Luka jak ognia i prawie w ogóle nie wychodziłam z pokoju, żeby przypadkiem się na nich nie natknąć. Nie chciałam konfrontować się z żadnym z nich. Wciąż nie jestem w stanie spojrzeć im w oczy. Za bardzo wstydzę się tego, co się wydarzyło. Popełniłam błąd, pozwalając emocjom przejąć kontrolę, ale teraz nie ma już odwrotu.

Od kilku dni nie rozmawiałam także z Kelsey. Ograniczyłam się do wymieniania z nią wyłącznie smsów. Nie mam odwagi porozmawiać z nią przez telefon ani tym bardziej twarzą w twarz. Oczywiście nie powiedziałam jej o tym, co zaszło między mną, a Jamesem. Wspomniałam tylko, że wtedy, gdy jej nie odpisałam po prostu zasnęłam. Ale przecież w końcu będę musiała się przyznać. Nie mogę ukrywać tego faktu w nieskończoność.

Od momentu mojego pocałunku z Jamesem cały czas o nim myślę. I o nim jako o osobie i o naszym pocałunku. Zastanawiam się ciągle co we mnie wtedy wstąpiło i dlaczego posunęłam się nawet do rozbierania go w naszym salonie na oczach Luka. Choć najwięcej czasu poświęcam myślom o treści "co by było, gdyby Luke nam nie przerwał?". Czy byłabym w stanie kontrolować to, co się działo, skoro nie potrafiłam nawet kontrolować swoich rąk? Nie chcę o tym myśleć. Nie teraz.

Leżę w łóżku pomimo faktu, że jest już godzina piętnasta. Oczywiście znów musi być piątek. Co za całkowicie przypadkowy zbieg okoliczności. Łapiecie tą ironię, prawda?
Mam nadzieję, że chłopcy pójdą sobie stąd w cholerę i wreszcie zostanę sama. Do rozpoczęcia studiów jeszcze dwa tygodnie. Nie wiem jak to przetrwam. Chcę już zająć się czymś ważnym i nie myśleć tylko o tym co dzieje się w domu i o jego domownikach, a szczególnie tym jednym, natrętnym, piekielnie przystojnym osobniku.

Z rozmyślań wyrywa mnie dźwięk przychodzącego sms'a. To Luke.

Luke: Żyjesz? W tym tygodniu widziałem cię zaledwie trzy razy po kilka sekund. Martwię się, bo może w pokoju leży trup :p

Odruchowo się uśmiecham, jednak po zaledwie chwili przypominam sobie zdarzenia z ostatniego piątku i poprzedni, gówniany humor wraca na swoje miejsce. Odpisuję.

Ja: Żyję. Spokojnie, nie masz trupa w domu, a przynajmniej to nie ja nim jestem
Luke: Czemu się tak kitrasz w swoim pokoju?
Ja: Nie udawaj, że nie wiesz...
Luke: No właśnie nie wiem.

On udaje czy co?

Ja: Nie żartuj sobie ze mnie. Kitram się tu, bo was unikam. Obojga.
Luke: Daj spokój Kate :p Nic takiego się nie stało. Bo wam przerwałem ;) powinnaś mi podziękować ;)
Ja: Błagam... Koniec tematu.
Luke: Okej, ale jeszcze muszę ci powiedzieć, że jakaś blond włosa, uparta dziewucha stoi pod naszą bramą od godziny i błaga żeby ją wpuścić, krzycząc, że cię zabiliśmy i przetrzymujemy twoje zwłoki w piwnicy. My nawet nie mamy piwnicy, Kate. Znasz ją może? ;)

O nie, on też ma coś z tą emotikoną?

Ja: Może Kelsey?
Luke: Wpuścić ją?

Tylko jej tu jeszcze brakowało. Ja wciąż nie odpoczęłam psychicznie po tym co się stało, a ona już się tu zjawia. Cholerna Kelsey. Jednocześnie ją kocham i nienawidzę. Nie wiem czy to nawet jest możliwe. Ale teraz nie ma już ani wyboru ani innej opcji. Czeka mnie starcie z huraganem, który za minutę, w porywach do dwóch, wparuje do mojego pokoju i zdemoluje wszystko, co stanie na jego drodze.

Ja: Wpuść

Jak myślałam tak też się dzieje. Dosłownie minutę później Kelsey wali w drzwi mojego pokoju. Podnoszę się z łóżka i przekręcam klucz w zamku, po czym z powrotem wracam do łóżka. Przyjaciółka wpada do pokoju, teatralnie trzaskając drzwiami i patrzy na mnie z wyrzutem, złością i zmartwieniem.

To spojrzenie oznacza tylko jedno.

- Katherine Anastasio Collins! Czy ty upadłaś na tą swoją śliczną i pustą głowę?! Chcesz żebym dostała przez ciebie zawału?! Nie odzywasz się do mnie od tygodnia poza pojedynczymi, nic nie mówiącymi smsami. Masz pojęcie jak się martwiłam? Nie, nie masz! Bo inaczej chociaż byś do mnie zadzwoniła. Co się wydarzyło w tym pierdolonym domu, że zastaję cię tutaj, leżącą w łóżku o godzinie trzeciej po południu? Odkąd się tu wprowadziłaś nie jesteś sobą, a w tym momencie kompletnie cię nie poznaję! Ty NIGDY nie leżysz w łóżku o tej porze. Nigdy, poza jednym razem, gdy ledwo...
- Nie... - szepczę błagalnie, byle tylko nie ruszała przeszłości.

Przychodzi sms od Luka.

Luke: To twoja przyjaciółka czy matka?
Ja: Tak coś pomiędzy ;)

- Halo. Do kurwy, Kate! Piszesz smski, a mi nie możesz odpowiedzieć? Co tu się kurwa stało?! Kto i co ci zrobił?! Ten zabójczo przystojny chamski kutas czy jego przydupas?! Który?!

Kolejny sms.

Luke: Ej... zabolało nas to, co powiedziała...

- Kelsey... - odzywam się w końcu, siadając na łóżku – Ja...

I milknę. Dokładnie tak, bo nie mam pojęcia co jej powiedzieć. Prawdę czy kłamstwo? Niezależnie od tego, żadne z nich nie jest odpowiednią wymówką, aby tak ignorować najlepszą przyjaciółkę, która troszczy się o mnie jak matka, której na dobrą sprawę nigdy nie miałam.

- No co? Co ty?! – znów krzyczy i wyrzuca ręce w powietrze. – Kiedyś mówiłyśmy sobie wszystko, nawet to, czy mijający nas chłopak ma fajny tyłek, a teraz wszystko przede mną ukrywasz. Co się z tobą dzieje, dziewczyno? Naprawdę mam w głowie najczarniejsze scenariusze, kiedy znikasz z życia i się nie odzywasz...

Ma rację. Ma stuprocentową rację. Należy mi się ta bura, zasłużyłam na nią w całości. Ale z drugiej strony jest mi też przykro. Tak jest. Odkąd tu mieszkam nie mówiłam jej prawie nic, chyba, że mnie do tego zmusiła albo po prostu nie było innej opcji. Nie robiłam tego dlatego, że chciałam się zwierzyć. Boli mnie to, bo okazałam się być okropną przyjaciółką, która nie docenia tego, co dał jej los.

Wstaję z łóżka i podchodzę do niej. Do oczu napływają mi łzy. Łzy smutku, łzy z nerwów i łzy bezradności. Obejmuję ją mocno i chowam twarz w jej włosach.

Kelsey jest mocno zdezorientowana, choć bez zawahania również mnie obejmuje. Pewnie spodziewała się, że wyrzucę ją z pokoju i powiem, że nie chcę jej więcej znać. Ale chcę. Chcę na nowo pokazać jej, że jestem jej warta i że chcę zmienić swoje ostatnie, strasznie podłe zachowanie.

Chciałabym coś powiedzieć, wyrzucić z siebie to wszystko, co się działo w ciągu ostatniego tygodnia, co mnie boli, a co doskwiera, ale jedyne co robię to wybucham dziecięcym płaczem. Tylko tyle mogę teraz zrobić.

Kelsey przytula mnie mocniej i gładzi uspokajająco po włosach. Prowadzi nas na skraj łóżka i siada, a mnie obejmuje jeszcze mocniej, pozwalając mi płakać w jej przysłowiowy rękaw.

*******

Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

P.S. Bardzo proszę o powstrzymanie się od niestosownych komentarzy typu "nie przeżywaj", "pojebana" itp. Każdy przeżywa różne sytuacje w inny sposób, każdy odreagowuje inaczej i dla każdego coś innego jest poważnym wydarzeniem. Dla jednych pocałunek z obcą osobą nic nie znaczy i może powtarzać to w nieskończoność, ale dla kogoś innego może to być bardzo poważna, prywatna i wręcz intymna sfera życia. To, że nam coś wydaje się nienaturalne i inne, nie oznacza, że jest to głupie czy chore. Po prostu my nie zachowalibyśmy się w dany sposób, ale ktoś inny już tak. I każdy punkt widzenia jest okej, o ile nie dopuszczamy się do wulgarnego oceniania. Jesteśmy różni, mamy odmienne systemy wartości, odmienne zasady, zupełnie inne punkty widzenia, a tym bardziej inny poziom wrażliwości. Ale to nie powód do żartów czy niekulturalnych komentarzy, nawet w kierunku wyimaginowanego/nej bohatera/bohaterki. Być może ktoś wśród czytających zareagowałby podobnie, być może dla kogoś byłaby to poważna sprawa, a przez takie komentarze może poczuć się urażony, obrażony, zlekceważony. Czasem warto spróbować spojrzeć na sytuacje oczami danego bohatera, nie swoimi - wtedy okazuje się, że rzeczywistość może wyglądać nieco inaczej. Szanujmy siebie i innych, nawet jeśli nie istnieją, ponieważ z tą nieistniejącą osobą ktoś może się utożsamić i nagle przestaje istnieć tylko na kartach wirtualnego papieru.

Tajemniczy Współlokator - Blisko Ciebie | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz