|33|

1.2K 61 0
                                    

- Dziki Łów, Dziki Gon, Dzikie Polowanie, a także Dzikie Zastępy. Głównym założeniem tego mitu, niezależnie od jego wersji, są łowy, w których udział bierze gromada myśliwych-zjaw, w pełnym rynsztunku myśliwskim, gnających konno jak szaleni przez nieboskłon, z towarzyszącymi im psami i innymi nieodłącznymi elementami polowań. Ujrzenie Dzikiego Łowu uważano za przepowiednię jakiejś katastrofy, np. wojny czy plagi, a w najlepszym wypadku – śmierci tego, kto go ujrzał. Śmiertelnicy, którzy przecięli trasę Łowu lub nią podążali, mogli zostać porwani i zabrani do krainy zmarłych. - przeczytałam fragment książki. Mason i Corey podobno widzieli ich dzisiejszego wieczoru, ale dopiero wtedy, gdy stali się niewidzialni dzięki mocy chimery. Jednak nie pamiętają by kogoś zabrali. A co jeśli na tym to polega?

Wyszłam z biblioteki po dzwonku i zmierzyłam korytarzem na kolejną lekcję. Przechodząc obok szafek poczułam dziwne uczucie wewnątrz siebie. Spojrzałam na szafkę numer 1075. Skąd ja ją kojarzyłam?

- Też to czujesz? - zapytał Scott stając obok mnie. - Niby znajome, ale jednak nie do końca.

- Mam dziwne wrażenie, jakby było tam coś ważnego.

- Możemy sprawdzić. - złapał za kłódkę chcąc ją zerwać.

- Co robicie? - jak na złość pojawił się nowy nauczyciel fizyki, pan Douglas.

- Nic, oglądamy szafkę. - odparł McCall.

- Należy do kogoś z was?

- Nie do końca..

- Jestem tu nowy, ale coś mi mówi, że włamywanie się do cudzych szafek jest niezgodne z zasadami.

- Nie włamujemy się do cudzej szafki. - wtrąciłam.

- Wiecie, jak to wygląda?

- Jakbyśmy się włamywali..

- Pójdziemy już na lekcje. - powiedział Scott łapiąc mnie za rękę.

- Dobry pomysł. - uśmiechnął się pan Douglas i odsunął się na bok aby nas przepuścić. Skinęliśmy głowami i udaliśmy się do klasy.

- Nie odpuścimy, prawda? - zapytałam.

- Nie ma szans. Tylko trzeba będzie trochę poczekać.


Ułożyłam się w łóżku i zamknęłam oczy. Śnił mi się las w Beacon Hills. Ktoś mnie prowadził świecąc latarką przed siebie. Szukaliśmy czegoś. Obok mnie szedł Scott z inhalatorem w dłoni. Nie był jeszcze wilkołakiem. Czułam się jakbym naprawdę tam była. Jakbym była w swoim wspomnieniu.

- Alex! - sen przerwało mi czyjeś wołanie mojego imienia. Otworzyłam oczy, a przede mną klęczał Scott.

- Gdzie ja jestem? - zapytałam rozglądając się wokół siebie. Leżałam na ziemi po środku lasu w krótkich spodenkach i zwykłym t-shircie, zaś Scott miał na sobie jedynie dresowe spodnie.

- Sam chciałbym wiedzieć. Obudziłem się tutaj obok ciebie.

- Byliśmy tutaj kiedyś, ale nie pamiętam po co. - powiedziałam otrzepując swoje ciało z resztek ziemi i liści.

- Szukaliśmy ciała. - przypomniał McCall.

- Sami? Skąd wiedzieliśmy o tym?

- No właśnie tego nie potrafię skojarzyć. Deaton twierdzi, że podświadomość może nam chcieć coś przekazać.

- Mieszkamy 8 kilometrów stąd. Jak mogliśmy się tu znaleźć? Oboje nie mieliśmy auta.

- Nie byłem jeszcze wilkołakiem, a ty wtedy się ukrywałaś. Szeryf wtedy nas usłyszał. Skąd wiedział, że to my?

- Nie byliśmy sami. - doszłam do wniosku.

Postanowiliśmy zadzwonić po Lydie i Malię. Nie było żadnego racjonalnego wyjaśnienia na daną sytuację, a patrząc na wydarzenia z ostatnich dni - po prostu coś tu jest nie tak. Dziewczyny przyjechały dosyć szybko z cieplejszymi ubraniami dla nas. Przedstawiliśmy im sytuację ubierając się w między czasie.

- Może to zabrzmi dziwnie, ale czujemy, że mieliśmy przyjaciela i nie mówimy tu o sobie. - powiedziałam.

- Nie brzmi. - wtrąciła Malia. - Ktoś mnie zakuł w kajdany i pomógł zostać człowiekiem.

- Rano przyszłam do szkoły i miałam się z kimś spotkać, ale nie pamiętałam z kim. - dodała Lydia.

- Dzisiaj stanęłam obok jednej z szafek czując jakby należała do kogoś znajomego. - przypomniałam poranną sytuacje.

- A jeśli szukamy tej samej osoby? Chyba był na tym zdjęciu. - Lydia wyciągnęła zdjęcie, które zrobiła nam dziewczyna od kroniki. - Siedział tu. - wskazała miejsce pomiędzy nią, a Scottem.

- Jedźmy do Deatona. - zaproponował Scott.

Zabraliśmy się wszyscy autem Lydii do kliniki weterynaryjnej. Nie chcieliśmy czekać i mimo późnej pory zadzwoniliśmy po doktora. Świadomość, że mogłam zapomnieć kogoś ze swoich przyjaciół była dobijająca. Jeśli to rzeczywiście był Dziki Gon, to ilu ludzi zapomnieliśmy do tej pory? Weszliśmy do kliniki w momencie, gdy Deaton zawieszał nad świecącą latarką niebieskie szkiełko. Scott wziął je z auta, które Liam i Hayden znaleźli przy leśnej drodze.
Doktor miał plan z wykorzystaniem Lydii.

- Teraz magicznie zapisze odpowiedzi? - zapytała Malia.

- To nie takie proste. W piśmie automatycznym ręka porusza się nieświadomie. Liczymy na to, że cisza, ciemność wokół i światło z latarki pozwolą wejść Lydii w stan relaksacji podobnego do transu. Patrz w światło i pozbądź się myśli. - wyjaśnił Deaton odsuwając nas na bok. Lydia patrzyła chwile w światło, aż w końcu wzięła długopis w dłoń i zaczęła coś kreślić.

- Ostrzegam, że może nie odzyskać wspomnień. - powiedział szeptem doktor.

- Dlaczego? - zapytał Scott.

- Według legendy Dziki Gon zabiera ludzi. Ale jeśli to, co mówicie, się zgadza, prawda jest o wiele gorsza.

- Wymazują ludzi ze świata. Dosłownie. - wtrąciłam.

- Zgadza się.

- Jak możemy pamiętać kogoś, kto został wymazany?

- Może został ślad. - Malia wskazała na Lydię, która w ekspresowym tempie zapełniała kartkę.

- Nic jej nie jest? Musimy to przerwać.

- Lydia? Zwolnij. - powiedział Deaton i wyłączył latarkę tym samym przerywając jej prace. Odłożyła długopis i patrzyła się na stół. Nie reagowała na nasze wołanie.

- Co to jest „mischief"? - zapytała Malia oglądając kartkę.

- Nie to napisała. - powiedziałam zaznaczając palcem kontury. Słowo „mischief" było napisane kilkadziesiąt razy tworząc napis „Stiles".

- Czym jest „Stiles"? - zapytała Lydia budząc się z transu. No właśnie.. Co to „Stiles"?

----

Enjoy!

V.

Sacrifice || Theo Raeken حيث تعيش القصص. اكتشف الآن