Rozdział 3. Wyścig z czasem.

382 14 0
                                    

/Gabriel/

Od rozmowy z Tomkiem minął tydzień. Od tamtego czasu nie mam ochoty na rozmowy. Obecnie jechałem z doktorem Banachem i Martyną na wezwanie do starszej pani. Kiedy dotarliśmy na miejsce od razu wziąłem plecak i wyszedłem z karetki.

-Nowy co ty taki małomówny od tygodnia?- Zapytała się Martyna.

-Martyna daj młodemu spokój.- Powiedział doktor Banach kiedy weszliśmy do środka. Zacząłem wykonywać wszystkie polecenia jakie dawał mi doktor Banach. Jednak wyszło, że opiekun starszej pani zapomniał podać jej leków. Martyna wyszła na chwilę z doktorem i opiekunem starszej pani. Chyba o czymś rozmawiali. Kiedy zbierałem i sprzątałem sprzęt rozmawiałem z panią Marią. Współczułem jej bo 40 lat temu straciła syna w wypadku samochodowym, a męża 32 lata temu. Ale miała jeszcze drugiego syna i córkę. Jak zaczęliśmy wracać do bazy zacząłem się dziwnie czuć. Bolała mnie głowa, było mi nie dobrze, byłem zmęczony i senny. Po kilku minutach zaparkowałem pod bazą. Kiedy wyszedłem z karetki prawie się wywróciłem ale na szczęście Martyna złapała mnie.

-Nowy co się dzieje?- Zapytała gdy przyłożyłem dłoń do ust.

-N-Nic... Słabo mi się tylko zrobiło.- Powiedziałem zdejmując dłoń z ust. Martyna posadziła mnie na ławce niedaleko bazy.

-Martyna przynieś Nowemu wody.- Powiedział doktor Banach. Martyna od razu pobiegł do kawiarni.- Nowy? Ty piłeś?- Słowa doktora Banacha mnie zaskoczyły. Przecież każdy z bazy wie, że ja nie lubię alkoholu.

-Doktorze słowo honoru. Nie piłem alkoholu.- Powiedziałem kiedy podeszła do nas Martyna która podała mi butelkę z wodą. Napiłem się jednak to nie pomogło. Doktor Banach kazał mi siedzieć na ławce, ponieważ on i Martyna dostali kolejne wezwanie. Ponownie do pani Marii. Wzięli Kędziora na moje miejsce. Poszedłem się przejść trochę z nadzieją, że moje objawy przejdą. Kiedy byłem przy szpitalu zwymiotowałem. Podbiegła do mnie doktor Anna i zabrała do szpitala.- Pani doktor... Ja przysięgam, że nie piłem pewnie się czymś strułem.- Mówiłem wystraszony. Bałem się, że wyleją mnie z pracy.

-Spokojnie Nowy. Pobiorą ci krew do badań i poczekamy na wyniki. Jeśli chcesz mogę nic nie mówić Kubie i Arturowi.- Powiedziała pani doktor ale za nim zdarzyłem coś powiedzieć na sor wszedł Góra. Od razu przełknąłem ślinę wystraszony.

-Nowak pijesz w pracy?!- Krzykną wkurzony Artur.

-Chwileczkę. Zawroty i ból głowy, zmęczenie, senność, duszności, nudności i trudności z oddychaniem.- Pomyślałem nad swoimi objawami. Nagle mnie olśniło. To było zatrucie tlenkiem węgla. Objawy wystąpiły u mnie po opuszczeniu domu pani Marii. To znaczy, że... Doktor Banach, Martyna i Kędzior są w niebezpieczeństwie.- To czad!- Krzyknąłem przerażony.

-Tak czadu dałeś Nowak.- Słowa Artura mnie zaskoczyły. Szybko wybiegłem z soru i wybiegłem na dwór. Podbiegłem do jakiegoś samochodu przy którym stał jakiś mężczyzna. Spytałem się go czy zawiezie mnie pod adres pod którym mieszka pani Maria. Mężczyzna się zgodził i zawiózł mnie tam. Po drodze powiedziałem mu o tym jakie mam podejrzenia.

-Dziękuję.- Powiedziałem gdy wysiadłem z auta.

-Czekaj. Pomogę ci.- Powiedział mężczyzna również wychodząc z auta. Pobiegłem do domu. Z trudem wyniosłem panią Marię. W między czasie ten mężczyzna zadzwonił po karetki i straż pożarną. Potem pomagał mi wynosić kolegów i koleżankę z pracy. Kazałem mu sprawdzić co z nimi, a sam pobiegłem do domu z zamiarem otworzeniem okien. Jednak jak miałem otwierać okna zemdlałem. Gdy się obudziłem leżałem w sali. Mój nos i usta zasłaniała maska z tlenek. Oddychałem głęboko.

-Nowy całe szczęście.- Usłyszałem głos Piotrka. Spojrzałem na niego.

-C-Co z Martyną, doktorem i Kędziorem?- Spytałem słaby.

-Lepiej. Ale... Ta pani Maria... Umarła.- Jego słowa mnie zabolały.- Jej córka i syn zostali powiadomieni. Za niedługo tu będą.- Powiedział Piotrek kiedy próbowałem usiąść. Piotrek pomógł mi usiąść i pomógł mi się napić.

-Dzięki.- Powiedziałem gdy Piotrek odstawił butelkę ze słomką. W pewnej chwili do sali wszedł jakiś mężczyzna.

-Kim pan jest?- Spytał się Piotrek.

-Jestem prawnikiem. Ja do pana Gabriela Nowaka.- Na słowa tego mężczyzny spojrzałem na niego zaskoczony. Spojrzałem na Piotrka.

-Piotrek... Możesz wyjść na chwilę?- Spytałem, a Piotrek wyszedł po chwili. Wtedy do sali wszedł jakiś mężczyzna z kobietą.

-Więc jesteśmy już chyba wszyscy.- Nadal nie rozumiałem o co chodzi. Kobieta z mężczyzną usiedli na krzesłach koło mojego łóżka.- Więc zgodnie z testamentem pani Marii wychodzi na to, że cały majątek zostaje przypisany dla pana Nowaka.- Słowa prawnika mnie zaskoczyły. Dlaczego akurat ja miałbym być spadkobiercą majątku pani Marii? Przecież nie jesteśmy rodziną.

-Jak to? Przecież mama powinna na nas podzielić majątek.- Powiedział syn pani Marii.

-Przepraszam, a można zobaczyć ten testament?- Spytałem, a prawnik nie pewnie mi go dał. Przeczytałem dokładnie testament zmarłej kobiety i rzeczywiście. Majątek był przepisany na mnie. Napisała, że od lat z nikim tak długo nie rozmawiała. Było też napisane, że dzieci kobiety jej w ogóle nie odwiedzały. Więc miała powód. Porozmawialiśmy na temat testamentu jeszcze trochę. Ostatecznie dzieci kobiety zgodziły się bym zachował cały majątek. Przynajmniej nie będę musiał już mieszkać z Arturem, Martyną i Piotrkiem. Postanowiłem, że po wyjściu ze szpitala wezmę wolne by zrobić porządek z rzeczami pani Marii. Uznałem, że ubrania mogę oddać potrzebującym, a inne rzeczy... Zobaczymy. Po czasie gdy prawnik i dzieci pani Marii wyszli zostawiając klucze od domu kobiety zasnąłem.

Śmierć może być początkiem.Where stories live. Discover now